God's plan
Znowu obsówa ;p sorry za błędy, ale piszę na telefonie na szybko.
Wczoraj minęły 3 lata na wattpadzie. Kocham was <3 nawet mocniej niż moją dziewczynę.
---------
- Królowa na e4 - powiedział Gouenji patrząc na szachownicę będąc w bardzo niekorzystnej sytuacji. Zaraz straci kolejną figurę.
Kokichi chwycił damę i przysunął na wskazane pole. Rozłożył się ponownie w fotelu patrząc spod okularów na Shujiego.
Białowłosy siedział przywiązany do metalowego krzesła, tak że ręce miał z tyłu, a nogi razem na dodatek w samej bieliźnie.
- Mija trzeci dzień, a po twoim aniołeczku ani śladu, wątpię by się zjawił po tym co mu zrobiłeś.
- Królowa na f4 - Denzel przesuwał pionki za związanego mężczyznę - Afuro jest inny niż ty.
- No tak... pieniądze. Pewnie liczy na nagrodę.
- On mnie kocha
- Jakoś dziwnie definiujesz miłość, ale przyznam, że nieźle tę miłość rozegrałeś. Przyciąganie przez odpychanie mając na myśli torturowanie i gwałcenie. Szachy też byś mógł tak rozegrać.
- Ech, należy mi się - po czym Kokichi zbił skoczkiem jego białą królową.
- Afuro też jest tylko białą królową na twojej szachownicy, lecz w tym momencie ją tracisz
***
- Rusz się, a cię zabiję - szepnęła jej na ucho i przymknęła delikatnie oczy. Śmiała się na zewnątrz lecz w głębi duszy ręce jej trzęsły ze strachu. Pistolet to nie jej działka, a do tego Kokoro, słusznie, się nie rusza.
- Tadashi rzuć tę broń - wydukał Aphrodi łapiąc za pistolet i próbując go wyrwać różowowłosej z ręki.
- Boisz się mnie? - zapytała Kokoro. Nie oczekiwała odpowiedzi bo doskonale ją znała, nie mogła tylko uwierzyć, że brzmiała ona "tak". Mina różowej koleżanki ewidentnie to pokazywała. Ale ta nienawiść była już wymuszona, jakby już to uczucie złości dawno odpuściło, ale musi się trzymać postanowionego.
- Dziewczyny przestańcie! Lisku jak nie... - przerwał bo aż podskoczył na dźwięk strzału. Autentycznie kobieta pociągnęła za spust tyle, że kula nie zrobiła dziury w głowie Ozawy,a w suficie. Kitsune się za mocno zatrząsła, a Kokoro się zgrabnie schyliła na wszelki wypadek.
- Miałeś mnie tak nie nazywać! - rzuciła zdenerwowana pistoletem o ziemię i nadymała policzki. Bycie cool jej nie wyszło, Aphrodi patrzył się w strzał i popękany sufit z niedowierzaniem, że nikt nie umarł. A miałby jeden problem z głowy... chociaż doszedłby problem z policją.
- Co? Lisku przestało ci się podobać? - granatowowłosa zrobiła krok na przód i pochyliła się przekręcając głowę. Uśmiechnęła się wrednie, bo podobało jej się zachowanie dziewczyny i wiedziała, że jest spowodowane wypieraniem uczucia do niej.
- Nie zbliżaj się! - warknęła odsuwając się i wpadając na ścianę. Aphrodi dalej myślał czym załatają dziurę w suficie.
Oczywiście Ozawa miała w głębokim poważaniu, strefę osobistą dziewczyny. Przygwoździła ją całkowicie do ściany i chwyciła za nadgarstki.
- Zepsółaś się strasznie wiesz? Udowodniłaś to próbując mnie zabić - niebieskooka brzydząc odchylała głowę i uciekała wzrokiem starając się wyrwać - kiedyś byłaś liskiem bo uważałam cię za uroczą, teraz stałaś się szczwanym i chytrym lisem do tego skorym na seks i pieniądze.
- Puszczaj mnie lesbo! - Przysunęłaby się jeszcze bliżej gdyby nie wielkie cyce Kitsune, które działały jak bariera w tym momencie.
- Kokoro miałaś nikogo nie dotykać, pamiętasz? - złapał ją w talii i starał się odciągnąć od różowowłosej, ale nie szło.
- Nikogo nie dotykam! Ona pierwsza zaczęła! - sama się odkleiła, wywracając w ten sposób Afuro na ziemię.
- Wynocha z mojego biura! - tupnęła krótkowłosa poprawiając swoje okrągłe okulary i wskazując na drzwi. Nie było trudne zobaczyć tę wściekłość w jej oczach.
- Jejku, nie unoś się tak lisku - ale jej działała na nerwy.
- Aaaaaa! - złapała się za głowę i upadła na kolana.
- Teraz będziesz musiała mnie znieść, bo współpracujemy razem.
-Aaaaaaaaaaaa! - oparła ręce na ziemi i zaczęła walić pięścią w podłogę, sprawiając , że kilka kartek zleciało z papierowego zamku. Była zła, że musi się z nią zadawać.
- Po co do cholery po nią poszedłeś?! - podniosła głowę i popatrzyła się takim wzrokiem pełnym poddania się jej.
- Za cholerę nie wiem, a teraz dawaj komputer.
- Odczep się od mojego komputera! - Aphrodi już sobie wygodnie zasiadł w fotelu, rozciągnął palce, a różowy narwaniec prawie wleciał w sterty papierów gdyby nie Kokoro która chwyciła kobietę za nadgarstek i wyrzuciła ją za drzwi, a sama się na nich oparła.
- Ej! - waliła pięściami o drzwi.
- Hasło!
- Jakie hasło?! Nie grzebcie mi w moim kochanym laptopie!
- Takie samo jak do naszego klubu.
- Nie ma mowy. Nie powiem tego!
W tym momencie granatowowłosa zauważyła coś płynącego po ziemi w kolorze czerwonym. Czy to krew?!
- Afuro?! - wrzasnęła i podbiegła za biurko. Widok jak z horroru. Głowa mu opadła do tyłu, tak samo bezwładnie ręce, a z nosa...z nosa szybkim strumieniem ciekła krew!
Spojrzała na ekran i aż sama musiała sobie zatkać błyskawicznie nos bo zraszacze się uruchomiły. Co tam zobaczyli pytacie? Fotki dziewczyny w samej bieliźnie. Jeszcze jak miała długie włosy i bez okularów w prze różnych pozach. Zdjęcia były naprawdę śliczne i seksowne, nawet ktoś się postarał by wyretuszować jej brzuch. Kokoro jak najszybciej zamknęła folder, nie wiadomo czemu zapisany "cv" i Aphrodi od razu powrócił do życia.
- Cycki wszędzie... - zaczął trzeć swoje oczy.
- Już już, będzie dobrze... - poklepała go po ramieniu. W pokoju nagle zrobiło się ciemno, serio to się zamienia w parodię horroru. Czarna aura płynęła do nich zza drzwi. Biedna Kitsune się zawstydziła.
- Lisie, ty bezbożnico ty, daj jakieś informacje albo dogrzebiemy się czegoś jeszcze! - Kokoro bardzo dobrze się bawiła.
- Przestańcie! - biedna rozpłakała się za tymi drzwiami - nic nie mam na tym komputerze! - otworzyła drzwi i wychyliła się zza nich.
- Właśnie widzimy to twoje nic - różowowłosa znowu złapała się za głowę i skuliła jęcząc zawstydzona.
- Widzimy także, że nic tu nie masz. Gdzie będą dane odnośnie bazy Fukawy albo jego plany?
- Myślisz, że ci powiem? Nie zdradziłabym Fukusia!
- To twój sponsor, co nie wywłoko? - granatowowłosa postawiła nogę na kamieniu, którego robiła z siebie Kitsune.
- A co? Zazdrościsz pizdolizie? Że życie hajsem mnie obsypało i barwnym życiem łóżkowym? - zrzuciła jej nogę i od razu wstała, na tej płaszczyźnie to ona miała przewagę. Rzeczywiście dotknęło to nieco Kokoro.
- Nie słuchaj jej, nikt jej tutaj nawet palcem nie dotyka
- Aphrodi! - wkurzyła się, że zniszczył jej przewagę.
- Dobra nie ma tu nic - w tym momencie Kokoro dojrzała, że pod jej stopą leży wcześniej rzucony pistolet, schyliła się zgrabnie i przyłożyła go różowowłosej do głowy. Tym samym chwyciła ją za ramię i powaliła na ścianę.
Pochyliła się nad nią i zaczęła szeptać jej do uszka.
- Tadashi przyznaj się w końcu i przestań uciekać...
- Nie rozumiem o co ci chodzi... - dalej była uparta.
- Może pozbędziemy się w końcu ciebie szkodniku i będę siedzieć za to co zrobiłam a nie za to że mnie ktoś wrobił.
- Nie kocham cię - rzekła sucho.
Patrzyły sobie jeszcze w oczy, jakby testowały która szybciej mrugnie, ale żadna nie odpuszczała.
- Co tam szepczecie dziewczynki? - wyszeptał Afuro, który wcisnął się między nie. Autentycznie w ciągu ostatnich wydarzeń z rangi głównego bohatera spadł do trzeciego koła u roweru.
Dziewczyny milczały. Granatowowłosa widząc, że niczego na niej nie wymusi wypuściła pistolet z ręki i się odsunęła.
- U mnie nic nie znajdziecie, ale piętro wyżej jest biuro Fukusia. Musicie tylko załatwić klucz - zjechała po ścianie jak po rynnie.
- Z doświadczenia wiem, że to będzie dość oczywiste miejsce na schowanie klucza, ale zawsze kryje się jakaś podpucha - skubała się po brodzie dziewczyna, a wraz z nią blondyn.
- Oczywistym miejscem jest recepcja, a jak tam pójdziemy to potem znajdziemy podpuchę
- Bingo! - i przybili se piątki niczym najlepsze psiapsi ciesząc się ze swojego sniki planu. Od razu wybiegli z pokoju do windy. Kitsune tylko wstała, poprawiła spódnicę i włosy i uśmiechnęła się jak ten głupi do sera. Naiwne dzieci, fajnie bo przynajmniej recepcjonistce się oberwie. Postanowiła, że pójdzie za nimi i aż sobie to nagra dla przyszłych pokoleń.
Kokoro i Aphrodi na ostatnich piętra zaczęli się ścigać i uprawiać parkur na schodach i poręczach, przewracając przy tym nie jedną sekretarkę i urzędnika. Blondyn szybciej zbiegł na dół krzycząc przy tym "wygrałem" i walnął łapami w blat.
- Oszukiwałeś! - wysapała Kokoro.
Przerażona recepcjonistka odsunęła się kawałeczek, już była w stanie im dać wszystko co by tylko chcieli.
- Poprosimy klucz do gabinetu pana Fukawy Kokichiego.
- Niestety bez jego zgody nie mogę panu go dać, a nawet jeśli to go nie mam... - wymamrotała pod nosem przerażona.
- Kłamie - rzekła bezdusznie Kokoro. Niezauważalnie na korytarz przemknęła Kitsune, która biegła cały czas za nimi i już śmiech pchał jej się na usta.
- Słuchaj, nie mamy za bardzo czasu, twój szef nam zniewolił kolegę więc bądź tak miła i oddaj nam klucz bez używania siły - blondyn przeskoczył przez blat, pchnął kolanem kobietę na szafkę i ją do niej przygwoździł jak te przystojne łobuzy z amerykańskich filmów. Co te dziewczyny dziś tak lecą na wszystko?
- Puszczaj mnie!
- Wiem gdzie go możesz mieć, nie pozostawiasz mi innego wyboru jak zanurzyć się w twoje czułe miejsce (XD co?) - kobieta nie chciała by jej w biuście szperano, wychyliła się w poszukiwaniu jakiegoś przejścia i drogi do ucieczki. Zauważyła Kitsune lejącą się na podłodze.
- Przecież Kitsune ma klucz! Brała go ostatnio bo szef kazał jej go pilnować - różowowłosa od razu zastygła słysząc swoje imię. Kokoro rzuciła na nią okiem. Wcześniej tego nie zauważyła, ale na jej szyi zwisała smycz, prawdopodobnie z kluczami.
- Bierz ją! - krzyknął Aphrodi wiedząc, że nie przeskoczy znowu blatu. Kokoro tylko wyostrzyła wzrok i niczym wilk ruszyła za lisem. Kitsune na szpilkach zdążyła dobiec tylko do windy i zaczęła walić wściekło w przycisk jej wzywania.
- Szybciej, szybciej, szybciej! Aaaa! - pisnęła gdy Kokoro wpadła na nią całym swoim ciężarem.
- Oddawaj go! - Kitsune trzymała mocno smycz, więc granatowowłosa nie mogła jej ściągnąć. Musiała sięgnąć po cięższe środki. Na szczęście nie musiała trudzić się z koszulą. Była praktycznie na biuście cała rozpięta, tylko jeden guziczek ją trzymał by nie pokazać w całości różowego neonowego stanika. Wystarczyło się zanużyć...
Kokoro zacisnęła zęby i z pokerfacem zanużyła rękę w rowie międzycycowym.
Twarz Kitsune miała kolor krawatu Afuro, czyli krwisty czerwony, ale już całkowicie się poddała. Dziewczyna jedną dłoń położyła na prawej piersi, o którą musiała się oprzeć, a drugą grzebała. Było tam dosyć mokro, więc łapa z łatwością wydostała się na powierzchnię, pociągnęła za kluczyk i zerwała z szyi.
- Mam! - wrzasnęła i rzuciła nim do Terumiego, który z łatwością go złapał niczym pies piłkę i pobiegł do drugiej windy.
- Zostałam zgwałcona... - wyjęczała Kitsune chowająca twarz w dłoniach - to takie podniecające... - wsadziła se ręce między krocze i wystawiła jęzor.
- Może lepiej cię tu zostawie... - granatowowłosa zgorszyła się trochę i pobiegła za Aphrodim.
Wjechali na odpowiednie piętro czyli pokoju Tadashi, dalej winda nie dojeżdżała więc kierunek schody. Nie było tam żadnych drzwi poza tymi do biura szefostwa. Jakby sala tronowa króla, a pod nim królowa Kitsune.
Tym razem nie zostali oszkuani i klucz pasował. Zostawili go w drzwiach.
Pokój miał zasłonięte rolety, parę smug światła tylko tam wpadało. Ściany były oklejone gazetami, a jedna była przeznaczona na dyplomy. Po środku stało biurko. Kokichi ma swojego prywatnego laptopa, ale komputer stacjonarny też ma na miejscu. Blondyn od razu się na niego rzucił, a Kokoro dorwała gazety.
- Jest hasło, podejrzewam, że ma przynajmniej podstawowe zabezbpieczenia. Zajmie mi to dłuższą chwilę...
- To teraz masz na to dużo czasu - usłyszeli głos różowowłosej która wychyliła się zza drzwi. To już robiło się chore, serio horror.
- Lisku... - irytowała już naszą dwójkę. Ta nie zważając na nic trzasnęła drzwiami i zamknęła na klucz.
- Nie przejmuj się nią, pewnie jest tu dodatkowy klucz, a znając Kitsu to i tak nam otworzy albo siedzi pod drzwiami - powiedział Aphrodi zawzięty informatyk, a Kokoro tylko machnęła ręką.
Minęło 10 minut, a Ozawa nadal siedziała nad fragmentem jednej z gazet, dobijało już ją to czytanie i zaczęło jej się nudzić.
- Może mi opowiesz czemu sobie z liskiem flaki wyrywacie? - zapytał nagle mężczyzna
- Nie wyrywamy, wyprówamy.
- To samo... nie chce nic sugerować, ale czy wy... byłyście razem? - jakoś ciężko mu to przechodziło przez gardło.
- Zajmij się swoją robotą dobrze? - odpowiedziała starając się udawać grzeczną.
- Ciekawi mnie to! Założę klub psychowanów Kitsune i Kokoro oraz smakoszy bułek cynamonowych!
- Zakochałam się w niej, wystarczy?! - zdenerwowała się i usiadła na podłodze zakładając ręce na piersi.
- Pff, debil - zaśmiał się blondyn.
- W mordę chcesz? - groziła pięścią - była moją jedyną przyjaciółką, jedyną osobą która się o mnie troszczyła i nie miała w dupie.
-Ooo, urocze.
- Wcale nie! Wszystko to było fałszywe i kiedy naprawdę potrzebowałam pomocy zamknęła mi drzwi przed twarzą!
- Ooo, nieurocze.
- Jednak widzę, że ona już nie wie czego chce. Walczy ze swoimi uczuciami. Jestem pewna, że ona mnie też tak "lubi lubi" tylko się nie przyzna do tego.
- Przecież ona zawsze lubiła yaoi i inne geje.
- Wiesz jaka ona jest. Gdy inni są tęczusiami jest fajnie, ale ona już nie może być jednym z nich. Walczy z tym tak bardzo, że to widać. Odblokowałeś to?
- Poddaje się, wyszedłem z wprawy - padł na blat biurka. Kokoro warknęła, sam ją zagaduje a nic nie zrobił, tupnęła nogą a z szafki obok zleciało parę kartek.
Jedna była dość podejrzana. Była cała niebieska, a na niej białe rysy.
- Chyba coś mam... - schyliła się i podniosła kartkę. Był to plan, ale czy tego budynku?
- Nie wierzę! Znalazłaś to czego szukamy! - podskoczył jak nastolatka na widok Bibera i się w nią wtulił.
- Puszczaj mnie! - odpychała jego głowę, aż się odkleił. Granatowowłosa walnęła nogą w drzwi.
- Słuchaj lisie! Mamy plan tego mieszkania, w rogu jest napisany adres albo nam otworzysz drzwi albo je wyważę i będziesz się tłumaczyć swojemu Kokisiowi.
- Fukusiowi...
- Nieważne!
Cisza. I w tym momencie do akcji wkroczył Aphrodi, musiał wytoczyć ciężkie działo. Od dłuższego czasu planował to zaoferować kobiecie, ale się bał. Teraz liczyło się to czy stąd wyjdą czy Kokoro zabije go i zje gdy będę siedzieć razem w jednym pokoju.
- Lisku posłuchaj... - przyłożył rękę do drzwi.
- Gouenji to nasz przyjaciel, mój chłopak. Kocham go. Twój szef nie jest taki jak ci się wydaje, widziałem jego prawdziwe oblicze i to w jakich warunkach trzyma Gou...
- Jeszcze sie okaże, że ona tam nie siedzi...
- Cicho! Kitsune jeśli nam pomożesz przez tydzień będę tobie całkowicie uległy, będę twoim chłopakiem, pójdziemy do łóżka. Ja wiem, że tego właśnie potrzebujesz i pragniesz. Proszę.
Kokoro patrzyła się na niego jak na debila i sygnalizowała mu jego głupotę stukając się w czoło. Blondyn wiedział, że że to z Kokoro powinien ją spiknąć, ale to by nie zadziałało.
Chwila ciszy...
- Kitsune, odpowiedz...
I nagle dźwięk przekręconego klucza i naciśnięcie klamki. Udało się!
- To jaki jest plan? - uśmiechnęła się szczęśliwa
------
Nie wiem za bardzo co mam napisać ;-;
RUCHAŃSKO 69 \\;-;//
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro