III
Następnego dnia wstałam o szóstej. Śniadanie było o siódmej więc miałam trochę czasu. Evie i Mal jeszcze spały. Wziełam czarne getry i Białą bluzkę za tyłek. Poszłam do łazienki i ubrałam się, włosy związałam w kitkę i lekko się pomalowałam, kiedy wyszłam była szósta trzydziści.
-DZIEWCZYNY WSTAWAJCIE! -krzyknełam żeby obudzić dziewczyny.
-Jeszcze pięć minut. - jenkęła Evie.
-Wybaczcie dziewczyny ale jest siódma pięćdziesiąt pięć. - powiedziałam a dziewczyny wstały jak poparzone. Ja wybiegłam z pokoju.
-Luna!! - usłyszałam jeszcze ich Krzyki. Postanowiłam pobiec do chłopaków, tam mnie nie znajdą, chyba. Weszłam do ich pokoju jak poparzona, Carlos siedział na łóżku z laptopem a Jay wyszedł właśnie z łazienki.
-A ty co, pali się? - spytał Carlos.
-Nie, po prostu szukam kryjówki. - odpowiedziałam a chłopcy na mnie spojrzeli
-Komu podpadłaś? - spytał Jay.
-Echh........dziewczyny nie chciały wstać więc powiedziałam że jest za pięć ósma i tak jakoś wyszło. - powiedziałam
-Luna, znajdziemy cię! - usłyszałam Krzyki Mal i Evie z korytarza.
"O nie zbliżają się."
-Błagam pomóżcie. - spojrzeli po sobie.
-Do szafy. - powiedział Jay.
-Odwdzięczę się. - powiedziałam a chłopcy spojrzeli na siebie z chytrym uśmiechem. - Będę tego żałować. - westchnełam, usłyszałam kroki pod drzwiami. Weszłam do szafy jak torpeda.
-Gdzie ona jest? - warkneła Mal
-Kto? - spytał Jay nie wiedząc o co chodzi.
-Luna - odpowiedziała Evie.
-Kto? Nie znam nikogo takiego a ty Jay? - spytał Carlos a ja cichutko się zaśmiałam.
-Ja też. - przytaknął Jay. Miny dziewczyn były bezcenne.
-Chłopcy nie zgrywajcie się, gdzie ona jest? - spytała poirytowana Mal.
-Dobra masz nas. - powiedział Carlos
-Poszła na śniadanie. - powiedział Jay. Wtedy poczułam jakby coś chodziło w szafie. Odwróciłam głowę i zobaczyłam Wielkiego czarne, włochatego pająka.
-Aaaaaa!! - krzyknełam i wyleciałam z szafy. Leżałam dosłownie pod nogami dziewczyn.
-Na śniadaniu? - spytała Evie a chłopcy uśmiechneli się niewinnie. Wtedy ktoś zapukał i drzwi się otworzyły a w nich stanął Ben.
-Wiedziałem że tu was znajdę. Chciałem wam powiedzieć że już jest śniadanie. - wtedy spojrzał na mnie. - Luna, czemu leżysz na ziemi? - spytał blondyn.
-Długa historia. - westchnełam a chłopcy się zaśmiali. Zgromiłam ich wzrokiem.
-Okej nie wnikam, chodźcie. - powiedział i wyszedł a dziewczyny za nim. Jay i Carlos pomogli mi wstać.
-Czemu wypadłaś z szafy jak burza? - spytał brunet.
-Bo tam był pająk. - powiedziałam z lękiem. Jay podszedł do szafy a po chwili wyszedł z pająkiem.
-Aaaaa! - krzyknełam i schowałam się za Carlosem.
-No zobacz jaki śliczny. - powiedział Jay.
-Zabierz to. - powiedziałam i wybiegłam z pokoju, słyszałam jak chłopak biegnie za mną. Zauważyłam dziewczyny które gadały z Benem. Schowałam się za Evie.
-No daj buzi pajączkowi. - powiedział Jay z chytrym uśmieszkiem
-Sam mu daj. - warknełam.
-No zobacz, pajączek chce buziaka. - nalegał
-Spadaj. - warknekam i zobaczyłam Carlosa który się za nami śmiał i do nas podchodził.
-Zachowujecie się jak dzieci. - westchneła Mal
-Wcale nie. - powiedzieliśmy w tym samym czasie.
-Jay, daj spokój. - powiedziała Evie.
-No dobra. - westchnął i odłożył pająka. W spokoju udaliśmy się na śniadanie. Lekcje mineły szybko, teraz mamy Zajęcia Wyrównawcze z Dobroci.
-Jeśli, ktoś wam daje na ręce płaczące dziecko, co robicie?
a) Zamykacie w wierzy
b) Wycinacie serce
c) Dajecie butelkę
d) Rzucacie klątwe
Evie - spojrzałam na granatowowłosą.
-Co to było to b? - spytała, Dobra Wróżka zmieszała się.
-To może ktoś inny? Luna? - spojrzałam na nią.
-C, dajemy butelkę. - odpowiedziałam znudzona.
-Doskonale. - pochwaliła mnie
-No dziewczyno szalejesz. - powiedział Carlos.
-Po prostu wybierasz najnudniejszą odpowiedź. - powiedziałam a wszyscy pokiwali głową. Wtedy do sali weszła dziewczyna w bladoniebieskiej sukience. Rzuciła nam strachwile spojrzenie. Podeszła do dobrej Wróżki i podała jej papiery.
-Witaj kochanie. - przywitała się.
-Hej. Musisz podpisać papiery na koronację. - Ja i Mal spojrzałyśmy na siebie
-Jest twoja. - szepnełam a ta pokiwała twierdząco głową.
-Pamiętacie moją córkę Jane? - spytała nas
-Mamo! - szepneła Jane. - Cześć. Wszystko gra. Mnie tu nie ma. No to pa. - ukłoniła się i wyszła z sali.
----------------------------------
Dzisiaj mało bo 617 słów, ale mam nadzieję że wam się spodoba. Zostawcie gwiazdki i komenatrze bo to bardzo motywuje
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro