34
Vivian
Kolejny raz z rzędu się nie wyspałam. Jak tak dalej pójdzie to nie będę w stanie normalnie funkcjonować. Nocne życie jest zdecydowanie nie dla mnie. Ale co mogę poradzić na to, że w ciągu ostatnich dni dzieję się tak dużo. Dalej zastanawiam się nad tą karteczką, która wypadła z zeszytu Ricka. Może ona nie była skierowana do mnie? Może po prostu źle to odebrałam? Nie mam pojęcia. Szczerze mam nadzieję, że to któraś z wymienionych przeze mnie przed chwilą, opcji.
-... Dlatego, nie mam zielonego pojęcia co z tym zrobić. Ej Viv, zaraz wywiercisz dziurę w tym talerzu.-odewała się Lucy, która siedzi na przeciwko mnie.
Współczuję jej, że musi na mnie patrzeć. Przynajmniej teraz, kiedy wyglądam jak trup.
-Byłaś taka głodna, a teraz co? Grzebiesz tam tylko i nic nie jesz.-zaśmiała się.
Spojrzałam na nią niemrawo i powiedziałam:
-Straciłam apetyt.-stwierdziłam.
-No jak sobie chcesz. Ja tam nie odpuszczę sobie takiego cudownego, pięknego, pyszniutkiego i tylko, mojego hamburgera. Prawda, kto jest moim ślicznym hamburgerkiem?-zapytała kawałek bułki po czym wcisnęła sobie ją do buzi.
Yyy... Czy z nią jest wszystko aby na pewno wszystko dobrze?
-Ajajaj, tylko mój dzidziulek.-powiedziała z pełnymi ustami.
Spojrzałam na nią jak na wariatkę i popukałam się po czole.
Z nią nie jest w porządku. Zaczyna mówić do jedzenia, jasna choroba.
-No co?-spytała, a ja tylko wzruszyłam obojętnie ramionami.
-Ty lepiej mów, czy udało ci się wczoraj uniknąć konfrontacji z mamą?-zapytała.
-Tak.-odparłam.
-Ale za to skonfrontowałam się z kimś innym.-dodałam pod nosem, dość cicho.
Luc spojrzała na mnie zainteresowana i zapytała:
-Co? Z kim?
Czy ona ma tak dobry słuch, czy ja powiedziałam to głośniej niż zamierzałam?
-No mów, jestem ciekawa.-ponaglała mnie.
-O Jezu no. Zastałam Belle i Liama w jednoznacznej sytuacji na kanapie w salonie.-powiedziałam bezsilnie.
Gdybym jej nie powiedziała, zamęczyłaby mnie.
-Pieprzyli się?!-krzyknęła.
O. Mój.Boże.
Już żałuję, że jej powiedziałam.
Szkoda, że nie krzyknęła głośniej, cała stołówka byłaby bardzo zadowolona.
-Lucy!-skarciłam ją w końcu.
-No co? Nazywam rzeczy po imieniu.-stwierdziła, a ja westchnęłam.
-Jasne.-skwitowałam.
-Dobra, mów co oni na to?-dalej wypytywała.
-Eh, no co. Byli zaskoczeni, mnie było niezręcznie im też, więc trochę słabo.-skrzywiłam się na wspomnienie Belli w takim wydaniu.
Chyba nie usiądę na tej kanapie do końca życia...
-No słabo. Ciekawe czy skończyli? Skończyli?-spytała.
-No wiesz co? Nie wiem, nie stałam tam cały czas i się nie przyglądałam. Fuj.-wzdrygnęłam się.
-Ja bym tam chętnie została, na twoim miejscu,-zachichotała.
-Jezu Lucy, nie wiedziałam że z ciebie taka bezbożnica.-udałam przerażenie.
-No widzisz.-mrugnęła okiem.
-Tak ogólnie to widzę, że Bell też nie jest taka grzeczna na jaką wygląda. Przyjaciele z korzyściami i te sprawy.-poruszyła brwiami.
-Oni są razem.-oznajmiłam.
Lucy była tak zdziwiona, że z wrażenia wypluła cała wodę z ust.
-Co? Od kiedy?-zapytała w szoku i zaczęła wycierać stół.
-No nie? Ja też byłam zdziwiona. Chyba jakoś trzy dni, podobno to było wtedy, kiedy Bell miała pisać rano sprawdzian. A tak na prawdę umówiła się właśnie z Liamem.-wytłumaczyłam jej.
-Grubo.-podsumowała.
-No grubo, grubo.-powtórzyłam po niej.
-Dlatego dziś jesteś taka rozlazła i niewyspana?-spytała.
-Po części.-odparłam.
Dziewczyna spojrzała na mnie podejrzliwie. Niewiele myśląc wyjęłam z plecaka karteczkę od Ricka i podałam jej.
-Umówisz się ze mną?-przeczytała na głos, a ja pokiwała głową.
-Zwariowałaś Viv, jestem hetero. Sorry.-powiedziała i oddała mi kawałek papieru.
9-Głupia... To od Ricka.-wyjaśniłam.
-Tego od zeszytu, z twojej klasy?-dopytywała.
-Tak.-skinęłam głową.
-Pff. Z nim to tym bardziej się nie umówię. Nie jest w moim typie.-stwierdziła.
Trzymajcie mnie.
-Nie chodzi o ciebie, tylko o mnie.-westchnęłam zrezygnowana.
-Co? On chce się z tobą umówić?!-znów krzyknęła, tym razem zwracając na siebie uwagę kilku osółb.
Świetnie...
-Nie mam pojęcia. To-wskazałam na kartkę.-wypadło z zeszytu, który mi pożyczył.-powiedziałam.
-A niech spierdala kutafon jeden. Jesteś już zajęta.- pogroziła mi palcem.
-Będziesz to jeszcze jadła?-zapytała.
Ona mnie dzisiaj kompletnie rozbraja tymi swoimi tekstami.
-Lucy, nie jestem pewna czy to do mnie.-zauważyłam.
-I nie nie będę jadła.-odparłam i podsunęłam talerz w jej stronę.
-A do kogo? Chyba nie do misia gogo.-obruszyła się.
-Nie mam pojęcia, myślę że to się jakoś wyjaśni.-powiedziałam.
-No ja mam nadzieję, pamiętaj o Luke.-odpowiedziała pewnie.
-Pamiętam, ale nie wiem czy on o mnie.-posmutniałam.
-Nie odzywa się, nie było go wczoraj w szkole.-dodałam.
-Oj, Viv. Może miał coś ważnego do załatwienia. Skąd możesz wiedzieć o co chodzi?-zapytała.
-No wiem, wiem.-uśmiechnęłam się do niej pogodnie, co odwzajemniła.
Spojrzałam na ekran telefonu, na którym godzina wskazywała koniec przerwy. Nie trzeba było długo czekać, żeby usłyszeć dzwonek.
Obie z Lucy wstałyśmy ze swoich miejsc i poszłyśmy w kierunku koszy, żeby wywalić odpadki.
-To co, do później?-zaczęła Lucy, gdy byłyśmy przy drzwiach wyjściowych ze stołówki.
-Jasne, na razie.-cmoknęłam ją w policzek i odeszłam w inną stronę niż ona.
Szczerzę trochę szkoda, że Lucy chodzi do innej klasy. Na prawdę bardzo się ze sobą zaprzyjaźniłyśmy. Choć ona jest zupełnie inna z charakteru w porównaniu do mnie to nie przeszkadzało nam to w złapaniu wspólnego języka. Mam wrażenie, że przez ten krótki okres czasu poznałam ją lepiej niż siebie samą. Zadziwiające, ale bardzo prawdziwe.
-Cześć Vivian.-powiedział ktoś do mnie.
Jednak byłam na tyle zamyślona, że nawet nie patrząc kto to, odpowiedziałam mechanicznie:
-Cześć.
Dopiero po chwili spojrzałam na swojego rozmówcę, który znacznie się oddalał.
O kurczę to Rick.
Miałaś dowiedzieć się o co chodzi...
Miałam i zaraz to zrobię.
-Rick!-krzyknęłam za nim.
Odwrócił się niemal od razu. Dzięki temu, że przystanął na chwilę mogłam go łatwo dogonić.
-Hejka.-powiedziałam i od razu skarciłam się w myślach, bo przecież już się z nim witałam.
Nieświadomie, ale witałam.
-Hej.-odparł zdezorientowany.
Super początek Vivian...
-Coś się stało?-zapytał, kiedy ja stałam i wpatrywałam się w niego jak głupia, ale nie wiem jak mam zacząć.
Nie powiem mu przecież: "Hej, chciałeś się ze mną umówić?"
To tak jakby rzucić się pod pociąg. Marzenie ściętej głowy...
-Ja... chciałam ci oddać zeszyt.-powiedziałam w końcu i zaczęłam szukać przedmiotu w tornistrze.
Gdy udało mi się go w końcu znaleźć od razu mu podałam.
-O dziękuję, ale nie mamy dzisiaj matematyki.-zauważył.
-Tak, ale wolałam oddać ci już dziś, skoro i tak przepisałam wszystkie notatki.-wyjaśniłam.
-A rozumiem, no spoko. Dzięki.-powiedział i chciał już odejść, ale złapałam go za ramię i zatrzymałam.
Rick spojrzał na miejsce, w którym spoczywa moja ręka, dlatego szybko ją zabrałam.
Co ja robię?
Dobra, muszę spytać.
-Rick jest coś jeszcze.-zaczęłam niepewnie.
-A mianowicie?-dopytywał, nie wiedząc co zamierzam powiedzieć.
-To.-wyciągnęłam z kieszeni, kartkę.
Chłopak ewidentnie się zmieszał i nie wiedział co ma na to odpowiedzieć. Podrapał się po głowie i powiedział:
-Hm, nie wiedziałem jak mógłbym do ciebie zagadać i... napisałem tą kartkę.-wyjaśnił mi.
O nie! Czyli to jednak do mnie...
Co ja mam mu na to powiedzieć?
-Rick, wiesz ja...-przerwał mi.
-Wiem, że to dla ciebie może być zaskoczeniem, ale może jednak dasz mi szanse.-poprosił.
-Nie.-odparłam krótko.
-Dlaczego? Nie podobam ci się?-zapytał z wyrzutem.
-Nie Rick, nie chodzi o to. Podoba mi się ktoś inny, dlatego nie. Ale bardzo mi miło, że mnie lubisz.-uśmiechnęłam się.
-Vivian, to coś więcej niż sympatia.-mówił, a ja zaczęłam się trochę stresować.
Jak to więcej niż sympatia?
-Rick, na prawdę nie. Przepraszam, ale muszę już iść.-odparłam wymijająco i już chciałam odejść, gdy zatrzymał mnie słowami.
-Pożałujesz tego.-wysyczał, a mnie przeszły ciarki.
Przełknęłam ślinę i odeszłam od niego jak najdalej.
Co to miało być?-z tą myślą weszłam do klasy.
-Przepraszam za spóźnienie.-odezwałam się speszona.
Nienawidzę się spóźniać.
-Proszę.-odparła nauczycielka,a ja zajęłam swoje miejsce.
Dalej nie mogę pojąć co stało się przed chwilą.
***
Nareszcie koniec. Mam dość tego dnia. Nie marzę o niczym innym tak bardzo, jak wrócić do domu i położyć się spać. Muszę odespać te dwa ciężkie dni. Reszta lekcji w szkole minęła mi w miarę spokojnie. Nie spotkałam się już z Rickiem, ale nie powiem przeraziły mnie jego słowa. chyba po prostu uraziłam jego męską dumę, nigdy nie zrozumiem facetów.
Wyszłam ze szkoły i nareszcie odetchnęłam świeżym powietrzem, przymknęłam lekko oczy i delektowałam się ciepłymi promieniami słonecznymi.
-Hej.-usłyszałam cichy szept.
No nie, kto coś znowu ode mnie chce?
Otworzyłam oczy i nie wierzyłam w to co widzę, a raczej powinnam powiedzieć, kogo widzę.
-Luke, co tu robisz?-spytałam zdziwiona.
-Przyjechałem po ciebie.-stwierdził.
-Jak to?-dopytywałam, bo nie za bardzo wiem o co chodzi.
-Choć, obiecałem ci kiedyś, że na pewno poznasz moją siostrę. Dziś jest ten dzień.-dodał wesoło.
Poznać jego siostrę? Ja nie mogę mój mózg nie nadąża... Jeszcze raz.
-Mogę poznać dziś twoją siostrę, dobrze rozumiem?-powtórzyłam pytanie.
-Tak, chodź.-powiedział i pociągnął mnie w kierunku swojego wozu.
Rozejrzałam się dookoła i dopiero teraz spostrzegłam, że wszystkie pary oczu zwrócone są na nas.
-Luke wszyscy się patrzą.-powiedziałam do niego.
-A niech patrzą. Nawet gdybym pocałował cię na środku parkingu nie mają nic do gadania.
Oj lepiej tego nie praktykujmy, przynajmniej tu.
-Wsiadaj.-powiedział, gdy byliśmy już przy samochodzie.
Posłusznie wykonałam jego polecenie.
Po chwili Luke siedział już obok mnie. Odpalił auto i wyjechał z pod szkolnego parkingu.
-Mam nadzieję, że nie miałaś na dziś planów?-zapytał.
Szkoda, że po fakcie.
-Nie.-odparłam zgodnie z prawdą, bo w sumie nie miałam dziś nic ciekawgo do roboty, oprócz spania.
No tak, miałam odsypiać. No cóż, to będzie musiało poczekać.
-To dobrze.-uśmiechnął się cwaniacko.
Zaraz, zaraz. Znam ten uśmieszek.
-Luke co ty kombinujesz?-zapytałam.
-Ja. Nic.-odparł zbyt szybko.
Nic? Jeszcze zobaczymy?
-Jasne, a może powiesz mi czemu nie było cię wczoraj w szkole?-spytałam na serio ciekawa.
-A w sumie to obudziłem się o piętnastej i tak jakoś wyszło.-wzruszył ramionami.
-A dziś byłeś, bo nie widziałam cię nigdzie?-zauważyłam.
-Nie też mnie nie było.-odparł, skręcając.
-Luke, nie wygłupiaj się koniec roku za pasem, a ty wagarujesz!-skarciłam go.
-Jutro już będę pani profesor Clark.-zaśmiał się.
Bardzo śmieszne.
-Pamiętaj o korepetycjach.-przypomniałam mu.
-Już nie mogę się doczekać, kiedy zostanę twoim nauczycielem od wf.-mrugnął do mnie, na co przywaliłam mu z łokcia w bok.
-Ał, ja prowadzę.-oburzył się, na co zachichotałam.
-Dobrze ci tak. To ja nie mogę się doczekać, kiedy będę cie torturować z geografii, będzie ci się to śniło po nocach.-spojrzałam na niego złowieszczo.
-Mi śni się co innego.-odparł krótko, a mi zrobiło się gorąco.
-Zaraz będziemy.-oznajmił.
Kurczę powiem szczerzę, że się zestresowałam. W końcu będę pierwszy raz u niego w domu. A co jak będzie tam jego mama? Jezu. A co jak jego siostrzyczka mnie nie polubi? Nie byłam na to gotowa.
-Jesteśmy.-stwierdził.
Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam klasyczny mały domek, podobny do mojego.
-Idziesz?-zapytał Luke.
-Tak.-odparłam i wyszłam z samochodu.
Poszliśmy z Lukiem w kierunku drzwi wejściowych. Serce wali mi jak oszalałe.
Gdy chłopak otworzył drzwi moim oczom ukazało się tradycyjne, dość staromodne wnętrze, które jest urokliwe. Drewniane meble, wypełniały cały salon. W kuchni natomiast królował żółty kolor, stała tam nie duża lodówka i mała kuchenka gazowa.
-Napijesz się czegoś?-zapytał mnie Luke.
-Jasne, poproszę. Obojętne mi co.-dodałam.
Podoba mi się ten dom. Jest tu bardzo przytulnie.
Usiadłam na krześle przy stole, obok jakiejś różowej lalki.
Gdy Luke wrócił z powrotem do mnie i podał mi szklankę soku pomarańczowego, zawołał do nas swoją siostrę:
-Ginny!
Jeju nie stresowałam się tak nawet przed egzaminami w zeszłym roku.
-Co tam? O, cześć.-powiedziała dziewczynka dostrzegając mnie.
Muszę przyznać, że Ginny jest kopią Luka, tylko że małą. Ma tak sama ciemne włosy i tak samo nieziemskie, czekoladowe oczy, które za każdym razem hipnotyzują mnie tak samo.
-Hej, Ginny. Jestem Vivian.-powiedziałam i podałam dziewczynce rękę.
Od razu pewnie ją chwyciła i uśmiechnęła się szeroko.
-Wiem, Luke cały czas o tobie gada przez sen.-zachichotała i zakryła usta.
-Miałam tego nie mówić.-przeraziła się.
-No miałaś mały konfidencie.-Luke spojrzał na nią z pod byka, cały czerwony z wstydu.
Ja natomiast stałam tam z otwartą buzią i nie wiedziałam co mam powiedzieć.
Luke o mnie śni?
Jezu...
-Przepraszam, ale już daj spokój. Idź sobie, zrób obiad czy coś,a ja pokaże Vivian moje lalki i nowe kosmetyki z gazetki Barbie.-powiedziała do Luke i popchnęła mnie w kierunku swojego pokoiku.
Nie powiem mina bruneta była bezcenna, ja za to myślałam, że padnę ze śmiechu.
-No dobrze, tylko nie za długo.-uniósł ostrzegawczo palec.
-Oj, pieszysz i pieszysz.-dziewczynka wybełkotała niezrozumiale.
-Co?-zapytał Luke.
-Piepszysz, no.-krzyknęła zdenerwowana.
O Jezu, Luke to teraz był zdziwiony.
-Gin, znowu Max cię tego nauczył?-zapytał zdenerwowany Luke.
-Tak, bo co?-spytała prowokująco.
-To rzeczywiście z nim porozmawiam.-stwierdził, jak przystało na opiekuńczego brata.-A poza tym mówi się pieprzysz. Przez "rz".-powiedział, a ja zdziwiona na niego spojrzałam.
Najpierw karci dziecko, a później jeszcze uczy jak poprawnie wymawiać wulgaryzm. No nieźle.
-Dzięki teraz już będę wiedziała.-odezwała się Ginny i poszła wraz ze mną do pokoju.
Słyszałam jak Luke krzyczał jeszcze za nami:
-Ginny, nawet się nie waż.
Ale mała nie zwracała uwagi na brata.
To mnie na prawdę rozbawiło.
Kiedy weszłam do królestwa dziewczynki, standardowo przeważał w nim kolor różu i fioletu. Mogłam się tego spodziewać.
-Siadaj, tu. To miejsce VIP-ów.-zaśmiała się i wysunęła mi krzesełeczko.
-Wow, dzięki. Tylko wiesz, boję się, czy przypadkiem go nie złamię.-zastanawiałam się głośno.
-E tam. Ten grubas Luke na nim siadał jak był księżniczką w koronie i było dobrze, to ty tym bardziej możesz.-zaświergotała.
No, no. Nie widziałam, że Luke bawi się w takie rzeczy. Luke w koronie i jeszcze może różowej sukience.
-No dobrze. A gdzie twoja mama?-spytałam, choć wiem że nie powinnam jej o to pytać, a ugryźć się wcześniej w język.
-W pracy.-powiedziała smutno.
No tak, mogłam się tego spodziewać. Luke mi o tym opowiadał.
-Ale i tak zaraz przychodzi po mnie mama mojej koleżanki, bo...-zaczęła, jednak nie skończyła.
-Bo...?-próbowałam ją jeszcze dopytać.
-Nie mogę powiedzieć, tajemnica.-zaśmiała się.
Co? Tajemnica?
-No okej.-powiedziałam.
W tym samym momencie rozległ się dzwonek do drzwi.
-O której ma być mama tej koleżanki?-spytałam Ginny.
-Jeszcze nie teraz.-odparła intrygująco.
To w takim razie, kto przyszedł...?
___________________________________________
Cześć Kochani ❤️
Przepraszam jeszcze raz, że wczoraj nie było rozdziału, jednak wypadła mi niespodziewana sytuacja ☹️.
Ale już wszystko opanowane.
Jak podobał się rozdział, koniecznie piszcie 😁.
Mam jeszcze takie pytanie. Czy scena inicjacji seksualnej według Was powinna być opisana dokładnie, czy ogólnie?
Dziękuję z góry za odpowiedzi.
Komentujecie, głosujecie 🤩
Widzimy się w czwartek 💞
Buziaki 😘😘😘😘
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro