Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Z głową w chmurach

-Myślisz, że Taylor i Ryan się spotykają? - zapytałam Dominica. 

Siedzieliśmy w salonie, trzymałam nogi na jego kolanach, a on na moich nogach pisał coś na komputerze. Oderwał wzrok od monitora, gdy zapytałam i zaśmiał się głośno. 

-Jessica, gdzie ty ciągle krążysz? Oni już od dawna się spotykają, tylko ciągle nie potrafią nazwać co ich łączy. Chociaż myślę, że to kwestia czasu. Czemu pytasz?

-Zack był dzisiaj w szkole - odparłam. Dom znowu skupił na mnie całą swoją uwagę zaniepokojony. 

-I? 

-I mówił jakieś głupoty - machnęłam ręką. Nie powinnam wchodzić na ten teren, wiedziałam, ale ciągle jakaś cząstka mnie chciała dowiedzieć się czegoś więcej i więcej. 

-To znaczy? - Dom uniósł brwi. 

-Zack twierdzi, że jesteśmy z Tay po uszy w gównie, bo spotykamy się z wami - wyjaśniłam. 

Dominic spojrzał się przed siebie. Widziałam jak mięsień jego szczęki pracuje. Był wściekły. Zamknął komputer i odłożył go na bok. Zanim zdążył zdjąć mojego nogi i wstać, złapałam go za rękę, a drugą dłoń wplątałam w jego włosy. 

-Dom, ja wiem, że miałam nie zadawać pytań. I ich nie zadaje! - zapewniłam go. - A  z Zackiem sobie poradzimy! Nie musisz się nim przejmować. 

-Jessica, nie to mnie martwi. 

-A co? 

-Co jeśli pewnego dnia będziesz miała dosyć słuchania jaki to jestem niebezpieczny i nieodpowiedni dla ciebie?

-Lubie nieodpowiednie rzeczy! A nieodpowiednich i niebezpiecznych mężczyzn wręcz uwielbiam - przygryzłam dolną wargę. Dom uśmiechnął się lekko. Przejechał ręką wzdłuż mojej nogi i przyciągnął mnie do siebie. 

-Musisz wiedzieć, że jesteś ze mną bezpieczna! - zapewnił mnie. - Nigdy nie pozwoliłbym na to, żeby cokolwiek ci się stało! Nigdy nie pozwolę, żebyś miała coś wspólnego z moimi - urwał - biznesami. 

-Wiem - szepnęłam. 

-A Zackiem się zajmę! Nie będzie więcej was nachodził. 

-Ale nie zabijesz go, prawda? - zażartowałam. 

-No co ty! - udawał urażonego. - Moi ludzie zrobią to za mnie - zakpił. 

-Brzmi świetnie - zachichotałam, po czym złożyłam Dominicowi na ustach namiętny pocałunek. 


Wchodząc do domu, zauważyłam, że mam cztery nieodebrane połączenia od Kate. Od razu do niej oddzwoniłam. 

-Co tam? 

-Musimy się spotkać - odparła zdenerwowana. Miała chrypę i od razu rozpoznałam, że płakała. 

-Kate! O co chodzi? 

-Stało się! Wysyłają mnie na odwyk! 

-Co? Gdzie? - byłam tak zaskoczona, że aż upuściłam klucze. 

-Tam, gdzie myślałam. Do tego gównianego ośrodka. 

-Ale dlaczego? Przecież już nie palisz.

Kate milczała. 

-Kate? 

-Kilka dni temu, jak czekałam na Candy u niej, wzięłam z dwa buchy od Travisa. 

-Kate! - warknęłam wściekła. 

-Skąd mogłam wiedzieć, że starzy znowu zrobią mi jakiś test! 

-Stąd, że przestali Ci ufać i cały czas mają Cie na oku? Nie wiem Kate! Czy ty w ogóle myślisz? 

-Możesz po prostu do mnie przyjechać? - zapytała bezsilnym głosem. 

-Tak, będę za kilka minut - odparłam. 


-Nie mogę uwierzyć, że starzy Kate to zrobili! - powiedziała Candy.

-Dokładnie, ja rozumiem wszystko, ale wywożenie ją do ośrodka dla narkomanów, tuż przed balem maturalnym?! Przecież to nie fair. 

-Biedna Kate - szepnęłam. 

Wszystkie byłyśmy w szoku. Wczoraj Kate przedstawiła nam całą sytuacje, z której wynika, że dziś wieczorem miała wyjechać do ośrodka znajdującego się na kompletnym zadupiu. Ponadto, za tydzień jest bal maturalny i rodzice nie pozwolili jej na niego przyjść! Powiedzieli, że Kate nie zasługuje na taką nagrodę i, że robią to tylko dla niej. Przecież to zwykłe świństwo. Kate była załamana. I nikt się jej nie dziwił. To bal maturalny, a my planowałyśmy go od dziecka! 

Cofnęłam się wspomnieniami dwa lata wstecz. Siedziałyśmy wtedy razem z Taylor i Alice u mnie w sypialni, organizowałyśmy sobie mini pidżama-party. 

-Założę piękną, czerwoną sukienkę do samej ziemi! - marzyła Alice. 

-Moje włosy będą pokręcone w burze jasnych loków! - dodała Taylor. 

-A obok mnie będzie stał wymarzony książę z bajki - zakończyłam. 

Uśmiechnęłyśmy się szeroko. 

-To musi być idealny wieczór! - zaznaczyła Alice. - Bez żadnych niespodziewanych wpadek. 

-Bez żadnych komplikacji. Wszystko ma iść po naszemu! - ustaliłyśmy. 

-A co jeśli przyjdzie czas balu, a my nie będzie miały kogo zaprosić? - zapytała Taylor. 

Spojrzałyśmy na nią z Alice. 

-To wszystkie pójdziemy same i będziemy się świetnie bawić w trójkę! - zapewniła ją dziewczyna. 

-Dokładnie! - poparłam przyjaciółkę. - Albo razem! Albo wcale! 

No więc nieobecność Kate wiele komplikowała. Ale myślę, że wszystko się zaczęło komplikować po zdradzie Alice. I to był znak, że nie będzie już wyjątkowo. Będzie po prostu inaczej. 

-Może po odwyku Kate zorganizujemy mini bal, taką małą powtórkę? Wiecie, eleganckie stroje itd.? Żeby nie była pokrzywdzona - zaproponowała Tay. 

-W sumie to całkiem niezły pomysł. 

-Ale to nadal nie to samo - mruknęła Cands. -Nie myślmy już o tym, czasu się nie cofnie, a Kate troszeczkę sama sobie na to zasłużyła. Powiedzcie mi lepiej czy już jesteście gotowe. Macie sukienki? Wybraną fryzurę? Partnerów? - zrobiła nacisk na ostatnie słowo. 

-Ja idę z Domem - poinformowałam. -Sukienkę też już wybrałam, kłopot mam tylko z fryzurą. 

-Ja jeszcze nikogo nie zaprosiłam - szepnęła Taylor. 

-Jak to? - spojrzałyśmy po sobie z Candy. 

-A Ryan? - zapytałam z lekkim uśmieszkiem. 

-Sama nie wiem czy powinnam go zapraszać - mruknęła sfrustrowana. - Czasami doprowadza mnie do szału, a poza tym, to miał być nasz idealny wieczór. Nie jestem pewna czy chcę żeby to właśnie on stał obok mnie. Razem z Kate miałyśmy iść same, ale teraz skoro jej nie będzie, to muszę kogoś zaprosić. I nie wiem czy nie będzie to Travis. 

-I Travis jest tym chłopakiem, który ma stać obok Ciebie? - zakpiłam. 

-Nie, oczywiście, że nie, ale... 

-No właśnie, skoro i tak nie będzie idealnie, bo nie oszukujmy się, nie będzie! To czemu nie zaprosisz chłopaka, który naprawdę chciałby z Tobą iść. Poza tym, jestem przekonana, że będziesz świetnie się bawiła z Ryanem u boku. 

-Skąd ta pewność? 

-Czuje to w kościach - zachichotałam. 

-Poza tym, nie chcę żeby na moim balu maturalnym był mój brat. Błagam, to moja impreza! - żachnęła się Cands. 

-Dobra, przekonałaś mnie - poddała się Taylor. - Jest jeszcze jedna sprawa. Wiecie, że Alice też tam będzie? 

-A jednak to prawda? - mruknęłam. 

-Tak. Justin  ją zaprosił. 

-Świetnie. 

-Chyba nie zamierzasz się tym przejmować! 

-Jasne, że nie, ale... - urwałam nagle. - Nie wiem, po prostu nie chciałam, żeby ona tam była. To miała być nasza noc, a okazuję się, że nic nie idzie po naszej myśli. 

-Spokojnie, jakoś uratujemy ten wieczór! - zapewniła mnie Candy. 

-No raczej! - poparła ją Taylor. 

Ale szczerze mówiąc, jakoś nie byłam tego taka pewna. 



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: #love