Z głową w chmurach
-Myślisz, że Taylor i Ryan się spotykają? - zapytałam Dominica.
Siedzieliśmy w salonie, trzymałam nogi na jego kolanach, a on na moich nogach pisał coś na komputerze. Oderwał wzrok od monitora, gdy zapytałam i zaśmiał się głośno.
-Jessica, gdzie ty ciągle krążysz? Oni już od dawna się spotykają, tylko ciągle nie potrafią nazwać co ich łączy. Chociaż myślę, że to kwestia czasu. Czemu pytasz?
-Zack był dzisiaj w szkole - odparłam. Dom znowu skupił na mnie całą swoją uwagę zaniepokojony.
-I?
-I mówił jakieś głupoty - machnęłam ręką. Nie powinnam wchodzić na ten teren, wiedziałam, ale ciągle jakaś cząstka mnie chciała dowiedzieć się czegoś więcej i więcej.
-To znaczy? - Dom uniósł brwi.
-Zack twierdzi, że jesteśmy z Tay po uszy w gównie, bo spotykamy się z wami - wyjaśniłam.
Dominic spojrzał się przed siebie. Widziałam jak mięsień jego szczęki pracuje. Był wściekły. Zamknął komputer i odłożył go na bok. Zanim zdążył zdjąć mojego nogi i wstać, złapałam go za rękę, a drugą dłoń wplątałam w jego włosy.
-Dom, ja wiem, że miałam nie zadawać pytań. I ich nie zadaje! - zapewniłam go. - A z Zackiem sobie poradzimy! Nie musisz się nim przejmować.
-Jessica, nie to mnie martwi.
-A co?
-Co jeśli pewnego dnia będziesz miała dosyć słuchania jaki to jestem niebezpieczny i nieodpowiedni dla ciebie?
-Lubie nieodpowiednie rzeczy! A nieodpowiednich i niebezpiecznych mężczyzn wręcz uwielbiam - przygryzłam dolną wargę. Dom uśmiechnął się lekko. Przejechał ręką wzdłuż mojej nogi i przyciągnął mnie do siebie.
-Musisz wiedzieć, że jesteś ze mną bezpieczna! - zapewnił mnie. - Nigdy nie pozwoliłbym na to, żeby cokolwiek ci się stało! Nigdy nie pozwolę, żebyś miała coś wspólnego z moimi - urwał - biznesami.
-Wiem - szepnęłam.
-A Zackiem się zajmę! Nie będzie więcej was nachodził.
-Ale nie zabijesz go, prawda? - zażartowałam.
-No co ty! - udawał urażonego. - Moi ludzie zrobią to za mnie - zakpił.
-Brzmi świetnie - zachichotałam, po czym złożyłam Dominicowi na ustach namiętny pocałunek.
Wchodząc do domu, zauważyłam, że mam cztery nieodebrane połączenia od Kate. Od razu do niej oddzwoniłam.
-Co tam?
-Musimy się spotkać - odparła zdenerwowana. Miała chrypę i od razu rozpoznałam, że płakała.
-Kate! O co chodzi?
-Stało się! Wysyłają mnie na odwyk!
-Co? Gdzie? - byłam tak zaskoczona, że aż upuściłam klucze.
-Tam, gdzie myślałam. Do tego gównianego ośrodka.
-Ale dlaczego? Przecież już nie palisz.
Kate milczała.
-Kate?
-Kilka dni temu, jak czekałam na Candy u niej, wzięłam z dwa buchy od Travisa.
-Kate! - warknęłam wściekła.
-Skąd mogłam wiedzieć, że starzy znowu zrobią mi jakiś test!
-Stąd, że przestali Ci ufać i cały czas mają Cie na oku? Nie wiem Kate! Czy ty w ogóle myślisz?
-Możesz po prostu do mnie przyjechać? - zapytała bezsilnym głosem.
-Tak, będę za kilka minut - odparłam.
-Nie mogę uwierzyć, że starzy Kate to zrobili! - powiedziała Candy.
-Dokładnie, ja rozumiem wszystko, ale wywożenie ją do ośrodka dla narkomanów, tuż przed balem maturalnym?! Przecież to nie fair.
-Biedna Kate - szepnęłam.
Wszystkie byłyśmy w szoku. Wczoraj Kate przedstawiła nam całą sytuacje, z której wynika, że dziś wieczorem miała wyjechać do ośrodka znajdującego się na kompletnym zadupiu. Ponadto, za tydzień jest bal maturalny i rodzice nie pozwolili jej na niego przyjść! Powiedzieli, że Kate nie zasługuje na taką nagrodę i, że robią to tylko dla niej. Przecież to zwykłe świństwo. Kate była załamana. I nikt się jej nie dziwił. To bal maturalny, a my planowałyśmy go od dziecka!
Cofnęłam się wspomnieniami dwa lata wstecz. Siedziałyśmy wtedy razem z Taylor i Alice u mnie w sypialni, organizowałyśmy sobie mini pidżama-party.
-Założę piękną, czerwoną sukienkę do samej ziemi! - marzyła Alice.
-Moje włosy będą pokręcone w burze jasnych loków! - dodała Taylor.
-A obok mnie będzie stał wymarzony książę z bajki - zakończyłam.
Uśmiechnęłyśmy się szeroko.
-To musi być idealny wieczór! - zaznaczyła Alice. - Bez żadnych niespodziewanych wpadek.
-Bez żadnych komplikacji. Wszystko ma iść po naszemu! - ustaliłyśmy.
-A co jeśli przyjdzie czas balu, a my nie będzie miały kogo zaprosić? - zapytała Taylor.
Spojrzałyśmy na nią z Alice.
-To wszystkie pójdziemy same i będziemy się świetnie bawić w trójkę! - zapewniła ją dziewczyna.
-Dokładnie! - poparłam przyjaciółkę. - Albo razem! Albo wcale!
No więc nieobecność Kate wiele komplikowała. Ale myślę, że wszystko się zaczęło komplikować po zdradzie Alice. I to był znak, że nie będzie już wyjątkowo. Będzie po prostu inaczej.
-Może po odwyku Kate zorganizujemy mini bal, taką małą powtórkę? Wiecie, eleganckie stroje itd.? Żeby nie była pokrzywdzona - zaproponowała Tay.
-W sumie to całkiem niezły pomysł.
-Ale to nadal nie to samo - mruknęła Cands. -Nie myślmy już o tym, czasu się nie cofnie, a Kate troszeczkę sama sobie na to zasłużyła. Powiedzcie mi lepiej czy już jesteście gotowe. Macie sukienki? Wybraną fryzurę? Partnerów? - zrobiła nacisk na ostatnie słowo.
-Ja idę z Domem - poinformowałam. -Sukienkę też już wybrałam, kłopot mam tylko z fryzurą.
-Ja jeszcze nikogo nie zaprosiłam - szepnęła Taylor.
-Jak to? - spojrzałyśmy po sobie z Candy.
-A Ryan? - zapytałam z lekkim uśmieszkiem.
-Sama nie wiem czy powinnam go zapraszać - mruknęła sfrustrowana. - Czasami doprowadza mnie do szału, a poza tym, to miał być nasz idealny wieczór. Nie jestem pewna czy chcę żeby to właśnie on stał obok mnie. Razem z Kate miałyśmy iść same, ale teraz skoro jej nie będzie, to muszę kogoś zaprosić. I nie wiem czy nie będzie to Travis.
-I Travis jest tym chłopakiem, który ma stać obok Ciebie? - zakpiłam.
-Nie, oczywiście, że nie, ale...
-No właśnie, skoro i tak nie będzie idealnie, bo nie oszukujmy się, nie będzie! To czemu nie zaprosisz chłopaka, który naprawdę chciałby z Tobą iść. Poza tym, jestem przekonana, że będziesz świetnie się bawiła z Ryanem u boku.
-Skąd ta pewność?
-Czuje to w kościach - zachichotałam.
-Poza tym, nie chcę żeby na moim balu maturalnym był mój brat. Błagam, to moja impreza! - żachnęła się Cands.
-Dobra, przekonałaś mnie - poddała się Taylor. - Jest jeszcze jedna sprawa. Wiecie, że Alice też tam będzie?
-A jednak to prawda? - mruknęłam.
-Tak. Justin ją zaprosił.
-Świetnie.
-Chyba nie zamierzasz się tym przejmować!
-Jasne, że nie, ale... - urwałam nagle. - Nie wiem, po prostu nie chciałam, żeby ona tam była. To miała być nasza noc, a okazuję się, że nic nie idzie po naszej myśli.
-Spokojnie, jakoś uratujemy ten wieczór! - zapewniła mnie Candy.
-No raczej! - poparła ją Taylor.
Ale szczerze mówiąc, jakoś nie byłam tego taka pewna.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro