seventeen
ㅡ Jak to się stało, że straciłaś swoje imię?
ㅡ Nie wiem, zapomniałam o nim... ㅡ wyszeptała. ㅡ A ty, jak masz na imię? Chciałabym je poznać...
W tej chwili nie miał nic przeciwko wyjawieniu jej tej informacji. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, jednak nie wiedział co.
W głowie miał totalną pustkę.
ㅡ Za późno?
Chłopak patrzył na nią z szeroko otwartymi oczami. Czy właśnie stracił swoje imię? Czy to w ogóle możliwe?
ㅡ Chodźmy... Powiedział, że otworzyłeś jakiś mechanizm. Nie traćmy czasu na odzyskiwanie czegoś czego nie da rady odzyskać...
ㅡ Tak myślisz? ㅡ szepnął z goryczą. ㅡ Może jednak możemy je odzyskać? Twoje również.
ㅡ Może... jednak co do mojego, na sto procent nie jest to możliwe.
ㅡ Dlaczego tak mówisz?
ㅡ Bo jestem o tym przekonana ㅡ ucięła i wyszła z pod stołu. ㅡ Idziesz?
Przytaknął i również opuścił jedyne, w miarę suche miejsce. Dziewczyna zabrała w rękę apteczkę i ruszyła przed siebie nie czekając na Changkyun'a.
ㅡ Czekaj na mnie!
ㅡ To się nie guzdraj! ㅡ krzyknęła z oddali.
Podbiegł i zrównał się z jej ramieniem.
ㅡ Poważnie, wiedźma z ciebie.
ㅡ Nie pozwalaj sobie ㅡ prychnęła.
ㅡ Okres?
ㅡ Nie... Przez to, że nie mogę zdobyć wielu składników odżywczych, spóźnia mi... ZAMKNIJ SIĘ! ㅡ zrobiła się czerwona. ㅡ Tylko na chwilę spuścić gardę, a ty już pytasz o takie sprawy!
ㅡ Jesteś nieznośny... bla bla bla...
ㅡ Nie naśladuj mnie.
ㅡ Bla bla bla...
ㅡ Sprawiasz, że mam ochotę zabić cię na miejscu...
ㅡ Sprawiasz, że moje serce trzepocze jak motyl na wietrze...
ㅡ Wcale tak nie powiedziałam! ㅡ trzepnęła go w ramię. ㅡ Przestań w końcu!
ㅡ Ale ja to powiedziałem.
Zatrzymała się gwałtownie, tak samo on.
ㅡ Co?
ㅡ Co?
ㅡ Że niby co sprawiam? ㅡ zapytała głośno.
ㅡ Że kwiaty więdną... ㅡ wsadził dłonie do kieszeni spodni i odszedł zgarbiony.
Co on sobie myślał, mówiąc to?
ㅡ Ej! Żartujesz prawda? ㅡ podbiegła do niego i wymusiła jego wzrok.
ㅡ Pewnie ㅡ mruknął. ㅡ Zrobiłem ci jakieś nadzieje, słońce? ㅡ zapytał przedrzeźniając ją.
ㅡ Szczerze... ㅡ zaczęła cicho. ㅡ Chyba tak.
ㅡ Jak to? ㅡ spytał przestraszony.
Nie chciał ranić dziewczyny, ani siebie. Ona jest "niepewna" swoją obecnością i zachowaniem. Miał nadzieję, że nie zakochała się w nim, bo musiałby ją odrzucić. Poza tym, halo... on nawet nie wiedział jak ma na imię.
ㅡ Tak to, że zawsze byłam odrzucana przez innych. Przyjaciółki, nawet stary kolega z sąsiedztwa... każdy z nich odciął się ode mnie...
ㅡ Oh...
Nigdy nie był dobry w mówieniu stosownych rzeczy na jakiś temat. Zawsze było tak, że myśląc, że pociesza, tak naprawdę rani, uświadamiając komuś za dużo.
ㅡ Ale hej... nie musisz mnie wcale lubić ㅡ powiedziała z udawaną radością. ㅡ Niedługo i tak to wszystko się skończy. Oni zrobią z nami coś czego nie wiem i zastąpią klonami. Fajnie...
ㅡ Nie zastąpią nas klonami, tego jestem pewien.
ㅡ Jak to? ㅡ spojrzała na niego pytająco.
ㅡ Patrz ㅡ wskazał przed siebie.
~*~
ㅡ Ej, Kihyun... gdzie my jesteśmy? ㅡ zapytał przestraszony Minhyuk.
ㅡ Skąd mam wiedzieć? W jakiś podziemiach...
ㅡ Changkyun to kosmita, byłem pewny, że ukrywa przed nami jakieś tajne cosie ㅡ powiedział Jooheon.
ㅡ Statek kosmiczny ㅡ prychnął Wonho. ㅡ Coś jeszcze? ㅡ zadrwił z kolegi.
ㅡ Może ma tu jakieś przebrania? Wiecie, ubiera skórę i...
ㅡ Lepiej się przymknij, Jooheon ㅡ mruknął Hyungwon.
ㅡ Ej, chłopaki...
ㅡ Nie ma tu potworów, Minhyuk ㅡ jęknął Wonho.
ㅡ Nie o to mi chodzi ㅡ westchnął tamten. ㅡ Patrzcie...
~*~
polsaat :v
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro