Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Part XLI

Obudziłam się poprzez promienie słoneczne, które raziły mnie w oczy. Poczułam na mojej klatce piersiowej czyjąś głowę, więc spojrzałam w tamtym kierunku. Koło mojej piersi spał Vin w samych bokserkach.

Leżał na brzuchu, więc zaczęłam podziwiać jego plecy. Niesamowite jest to ile miał na sobie tatuaży. Całe żebra były w szlaku róż, nie przypuszczałam, że Vin tak lubi ten rodzaj kwiatu. Plecy miał wolne od tatuażów, więc spokojnie można było zauważyć, że spędza dużo czasu na siłowni, tylko kiedy? Cały czas pracuje i jeszcze znajduje czas na siłownie?

Złapałam delikatnie jego głowę i zdjęłam ją z mojej piersi zahaczając o sutek na co sapnęłam cicho. Starałam się bezszelestnie wydostać z pokoju, ale kiedy wstałam poczułam ponowne pociągnięcie na łóżko.

Spojrzałam na Vin'a, który szczerzył się jak głupi do sera tak dobitnie, aż poczułam wypieki na policzkach.

-Jak się spało? - zapytał zachrypniętym głosem, a ja poczułam mocne pulsowanie w kobiecości. Co się dzieje?

-Bardzo dobrze - przyznałam kładąc się na brzuchu starając się zasłonić swoje piersi. -A tobie? - zapytałam.

-Wyśmienicie, bo wreszcie spałem z tobą - przyznał, a ja poczułam kolejną falę rumieńców. Odgarnął moją grzywkę na bok i uśmiechnął się radośnie. Nigdy nie widziałam go takiego szczęśliwego.

-Co byś zjadł na śniadanie? - zapytałam.

-Chyba na obiad - przyznał ze śmiechem, a ja popatrzyłam na zegar ścienny.

Od razu zerwałam się z łóżka kiedy zobaczyłam, że jest 13. Wybiegłam z pokoju i wróciłam do siebie. Ubrałam na siebie normalne ubrania. Założyłam na siebie dłuższą koszulkę z krótkim rękawkiem i do tego legginsy. Ropuściłam koka i złapałam za szczotkę. Rozczesałam kołtuny i zaplotłam włosy w warkocza.

Zrobiłam makijaż i psiknęłam się perfumami. Na odchodne nałożyłam na stopy skarpetki i zbiegłam na dół. Ruszyłam do holu i założyłam snickersy. Zeszłam na dół, a w garażu stał Vin z rękami skrzyżowanymi na klace piersiowej.

-Jedziemy? - zapytał, a ja uśmiechnęłam się i potwierdziłam głową.

Wsiadłam do środka i zapięłam pasy. Vin puścił jakąś muzykę w radiu, a ja cieszyłam się słonecznym dniem i jego obecnością obok.

Jak dojechaliśmy pod szpital ruszyłam szybkim tępem do windy i wjechaliśmy na 2 piętro. Weszłam do sali gdzie wczoraj leżał Ben i zobaczyłam, że łóżko jest zaścielone. Szybkim krokiem wróciłam się i zapukałam do pokoju lekarskiego bojąc się odpowiedzi.

-Panie doktorze, gdzie jest Ben? - zapytałam z nadzieją.

-Jego stan o wiele bardziej się poprawił, więc przewieźliśmy go na 1 piętro, leży w tym samym pokoju, co jego narzeczona - przyznał z uśmiechem, a ja odetchnęłam z uśmiechem dziękując. Ruszyłam z Vin'em na piętro niżej, lecz mężczyzna usiadł na krzesełku, które znajduje się na korytarzu. Zmarszczyłam nos i usiadłam obok niego.

-Wszystko w porządku? - zapytałam kładąc dłoń na jego udzie, a on spojrzał na mnie.

-Nie powinienem tam wchodzić - oznajmił chłodno, zadziwiając mnie jego nagłą zmianą nastroju.

-Rozumiem, nie będę długo - obiecałam wstając i wchodząc do sali pukając uprzednio. -Cześć - przywitałam się, a zakochańce oderwały się od siebie.

-Sheila - pisnęła Sophie i podeszła do mnie przytulając się.

-Słyszałem, że podczas mojej nieobecności duchowej miałem ciebie jako sąsiadkę - przyznał Ben poważnym tonem. -Jak się czujesz? - zapytał, a ja machnęłam dłonią.

-Lepiej, wy mi powinniście powiedzieć jak się czujecie - zażądałam, a oni się zaśmiali.

Bardzo miło spędzałam czas z nimi, ale z tyłu głowy cały czas miałam myśl, że Vin czeka na korytarzu. Kiedy minęło równe 30 minut od wejścia do sali, wstałam i pożegnałam się z parą.

-Już? - zapytała zasmucona Sophie.

-Za miesiąc spotykamy się na kolacji, a poza tym, będę was często odwiedzać - obiecałam kierując się w stronę drzwi. -Do zobaczenia - pożegnałam się.

-Cześć - powiedzieli w tym samym czasie, a ja wyszłam na korytarz, gdzie siedział Vin z kamienną twarzą.

-Idziemy? - zapytałam wyrywając go tym samym z krainy myśli. Spojrzał na mnie i wstał kiwając głową. -Vin, wszystko w porządku? - zapytałam zatrzymując go. -Hej - szepnęłam skierowywując jego głowę w moim kierunku.

-Tak - odpowiedział obojętnie ruszając w kierunku wyjścia ze szpitala. Oniemiała pobiegłam za nim i dogoniłam go przy samym samochodzie. Złapałam go za bark i nakazałam spojrzeć na mnie.

-Proszę cię, powiedz co się dzieje - poprosiłam, a on westchnął.

-Nie Lubie tego Ben'a - przyznał. -Nie lubię jak spędzasz z nim czas - dodał. -Nie lubię jak się na ciebie patrzy - przyznał, a ja przełknęłam ślinę.

-Posłuchaj mnie - powiedziałam spokojnie łapiąc go za dłoń. -Mnie nic, ale to nic nie łączy poza przyjaźnią - obiecałam. -Poza tym on ma narzeczoną - dodałam spoglądając na mężczyznę.

-A co to komu przeszkadza? - zapytał zły, a ja się zaśmiałam i złapałam go za dłoń.

-Mi to przeszkadza - wyjaśniłam całując wierzch jego dłoni uśmiechając się lekko. -Zazdrośniku - dodałam pod nosem, ale tak żeby usłyszał.

Odeszłam od niego i zajęłam miejsce kierowcy. Vin przez chwile stał zatkany dopóki nie zobaczył mnie na miejscu kierowcy. Niechętnie obszedł samochód i wsiadł na miejscu pasażera.

-Nie jestem zazdrosny - sprostował zapinają pasy, a ja tylko prychnęłam.

Odpaliłam samochód i odjechałam z piskiem opon. Po 15 minutach zajechałam pod nasz sklep i zgasiłam silnik. Spojrzałam na Vin'a, który przyglądał mi się uważnie.

-Potrzebuje 10 minut, jeżeli nie chcesz iść zostań w samochodzie - poleciłam odpinając pas, ale mężczyzna zrobił to samo, więc uśmiechnęłam się pod nosem i wysiadłam z samochodu.

Wzięłam wózek i zaczęłam pakować potrzebne produkty do przyszykowania pysznego ciasta, a może kilku ciast? Do kasy zajechałam po 8 minutach i zaczęłam wypakowywać produkty.

Kiedy kasjerka zeskanowała wszystko sięgnęłam do kieszeni po pieniądze, ale usłyszałam charakterystyczny dźwięk terminala, więc spojrzałam w tamtym kierunku. Vin akurat chował kartę do portfela, a ja westchnęłam.

Zaczęliśmy pakować wszystko do siatek, a potem do samochodu. Kiedy wszystko było zapakowane Vin odwiózł wózek, a ja wsiadłam do samochodu. Ruszyliśmy drogą prosto do domu, w którym byliśmy po 3 minutach.

Vin pomógł mi zanieść wszystkie siatki do kuchni, więc zaczęłam je rozpakowywać. Myłam wszystkie jabłka i położyłam je na ręcznikach papierowych, żeby się osuszyły. Vin jak gdyby nigdy nic z naburmuszoną miną usiadł przy stole i zaczął grzebać coś w telefonie, kurde muszę sobie kupić ten cholerny telefon.

Kiedy wyciągnęłam wszystkie rzeczy i zobaczyłam jak w dalszym ciągu ma nos w telefonie otworzyłam szufladę i wyciągnęłam z niej obieraczkę. Podeszłam do stolika i położyłam jabłka zabierając telefon. Zablokowałam go i położyłam koło zlewu.

-Obierz jabłka obrażalska - powiedziałam i ruszyłam do spiżarni w poszukiwaniu formy, którą po chwili znalazłam. Wróciłam do kuchni i zobaczyłam dziwnie uśmiechającego się Vin'a, ale wolałam nie wnikać.

Podeszłam do blatu i złapałam za miskę. Dodałam do środka trochę mleka, jajek, proszku do pieczenia, wanilii i mąki? Gdzie jest mąka?

Zaczęłam rozglądać się po blacie, ale nigdzie jej nie było. No przysięgam, że ją gdzieś tutaj kładłam!

Zniesmaczona odwróciłam się, żeby wziąć kolejne opakowanie mąki, ale nagle biały proszek znalazł się na mojej głowie. Kiedy pył z mąki opadł zobaczyłam uśmiech na twarzy mężczyzny, ale nie na długo, bo złapałam jajko i rozbiłam go na głowie Vin'a.

Uśmiechnęłam się triumfalnie, dopóki nie poczułam mleka na mojej głowie. Uformowałam z moich ust literkę "O" i popatrzyłam na niego z niedowierzeniem. Złapałam szklankę z moją wodą i chlusnęłam mu nią w twarz. I właśnie w taki sposób zaczęła się wojna, w której latały nawet jabłka.

Kiedy Vin'owi skończyła się broń podbiegł do mnie i ruszył biegiem do łazienki. Wrzucił mnie pod prysznic i włączył lodowatą wodą. Nie ruszyła mnie zimna woda, ale wpadłam na genialny pomysł.

Złapałam się za twarz i zaczęłam udawać, że ryczę.

-Jak boli - szepnęłam i tak jak myślałam te słowa orzeźwiły mężczyznę.

-Sheila, co się dzieje? - zapytał.

-Wylałeś na mnie mleko, a ja jestem na nie uczulona i teraz wypala mi skórę - zapłakałam dalej trzymając dłonie na twarzy.

-Kurwa mać - sapnął ciągnąc się za włosy, które były lepkie od cukru. -Już dzwonie po lekarza - powiedział, ale złapałam go za dłoń.

-Nie trzeba tylko przemyj mi twarz - poprosiłam, a on złapał za słuchawkę nachylając się nade mną, a ja pociągnęłam go na mnie i skierowałam zimny nurt wody na niego.

-Kurwa jaka zimna - przyznał i już chciał wyjść, ale ja na nim usiadłam i zaczęłam maltretować lodowatą wodą.

Zaczęłam myć mu głowę co nie było proste, bo zdążyły się porobić ogromne kołtuny, ale nałożyłam kilogram odżywki na włosy i udało mi się je jakoś rozczesać. Wstałam z mężczyzny, który miał pięknie umyte włosy, ale trząsł się z zimna na co się uśmiechnęłam. Już wstałam, ale zostałam pociągnięta z powrotem.

Vin zaczął mi myć głowę, a ja przymknęłam oczy. Nałożył mi tonę odżywki i zaczął wyciągać skorupki jajek z moich włosów na co się zaśmiałam. Po naszej wspólnej 2 godzinnej kąpieli w mokrych ubraniach wyszliśmy spod prysznica.

Vin rzucił w moją stronę ręcznik, a ja zaczęłam się wycierać. Spojrzałam na niego, w idealnym czasie kiedy zdjął spodnie. Pośpiesznie zamknęłam oczy odwracając się. Chyba diabeł go tam rzeźbił. Na samą myśl poczułam jak moja twarz aż buzuje od czerwoności.

-Co ty robisz? - pisnęłam.

-Jak to co? Przebieram się - wytłumaczył jakby to było oczywiste.

-Ale czemu tutaj? - zapytałam w dalszym ciągu mając zamknięte oczy.

-A czemu nie? - odpowiedział pytaniem, a ja westchnęłam. - Nie musisz już zamykać oczy - powiedział, a ja posłuchałam go co było błędem, ponieważ stał przede mną cały goły, a ja jęknęłam zamykając oczy.

-Vin! - krzyknęłam, a on się zaśmiał.

Otworzyłam powoli oczy i zobaczyłam, że ma obwiązany ręcznik wzdłuż pasa.

-Jak się już przebrałeś to możesz wyjść - powiedziałam wskazując dłonią na drzwi.

-Nie ma takiej potrzeby - zapewnił, a ja westchnęłam.

-Ale chce się przebrać - wyjaśniłam.

-A czy ja ci zabraniam? - zapytał.

-No Vinnn - przeciągnęłam.

-Zamknę oczy - obiecał i zamknął oczy.

Postanowiłam się już dłużej nie kłócić tylko zacząć przebierać. Vin tak jak powiedział tak też zrobił, nie otworzył oczy dopóki mu nie pozwoliłam. Wrzuciłam nasz ubrania do pralki i puściłam ją.

Po chwili wspólnie wyszliśmy z łazienki, ale niestety wszystkie trupy wstały i wpatrywały się w nas szeroko otwartymi oczami.

Poczułam jak na twarzy robie się purpurowa od zawstydzenia. Nie dość, że jestem w samym ręczniku, to jeszcze wyszliśmy z łazienki w tym samym momencie.

Po salonie rozległ się gwizd i świszczenie, a ja poczułam się jeszcze gorzej.

-Nie doceniałem cię - przyznał Ethan, który stał oparty o ścianę. -Po dwóch miesiącach zapomnieć o mężulku i zacząć się ruchać dookoła. Szacun - dodał z uśmiechem i napił się wody, a ja nie wiedziałam co ze sobą zrobić.

Czułam na sobie wzrok wszystkich w tym domu, więc opuściłam głowę. Poczułam na ramieniu dłoń Vin'a, ale szybko się wyrwałam z jego uścisku.

Ruszyłam biegiem w kierunku schodów, czując napływające łzy w oczach.

-Sheila! - krzyknął Vincent, a ja wybuchnęłam płaczem zanim dobiegłam do pokoju.

Na dole był jakiś harmider, więc zamknęłam za sobą drzwi. Przekręciłam klucz w zamku i weszłam do garderoby. Związałam mokre włosy w koka trzęsącymi się dłońmi i pociągnęłam nosem. Założyłam bieliznę, ogromną bluzę i dresy. Wzięłam trochę kasy i nałożyłam na głowę kaptur.

Otworzyłam drzwi i zobaczyłam, że kłócą się w jadalni, więc szybko zbiegłam na sam dół. Zabrałam kluczyki do Jaguara i wyjechałam z garażu. Po moich policzkach cały czas płynęły mi łzy spowodowane uświadomieniem sobie prawdy. Zawyłam żałośnie i podjechałam pod sklep koło nas.

Założyłam okulary przeciwsłoneczne i zamknęłam samochód. Weszłam do środka i od razu ruszyłam do działu z fajkami. Złapałam 5 opakowania Vogue'ów Niebieskich, 2 zapalniczki, 3 opakowania zapałek i podeszłam do kasy. Miałam teraz w dupie, że ktoś widzi mnie w takim stanie teraz jedyne czego pragnęłam to zaszyć się w głuszy i wypalić płuca.

Zapłaciłam wyznaczoną sumę i złapałam za kluczyk od samochodu z zamiarem otworzenia jego, ale nie zrobiłam tego. Po chwili trzymania kluczyka z powrotem wpakowałam go do kieszeni spodni i ruszyłam za sklep. Za sklepem była polana z drzewami, więc idealnie dla mnie.

Ruszyłam w kierunku słońca i odpaliłam pierwszego papierosa. Zaciągnęłam się dymem i doszło do mnie jak mi tego brakowała, taka odskocznia. Po wypaleniu połowy paczki doszłam do pięknej otwartej przestrzeni, która była otoczona lasem. Usiadłam opierając się o pień wyciągnęłam kolejnego papierosa tym razem podpalając go zapałką.

Zaciągnęłam się dymem i wydmuchałam go robiąc ogromne kółko. Słońce schodziło coraz niżej horyzontu, a ja z minuty na minutę czułam coraz większe wyrzuty sumienia. Zdradziłam mojego męża, po tak krótkim czasie. Najpierw z Arianą, potem z Dylan'em, a teraz z Vincent'em. Przy okazji zostałam zgwałcona przez nawet nie wiem kogo.

Calum i Ethan myślą tak samo, uważają że jestem dziwką i mają 100% racje. Powinnam się zatrudnić w agencji towarzyskiej, przynajmniej robiłabym to do czego jestem stworzona.

Kiedy promienie słoneczne wychylały się jeszcze zza lasu skończyłam palić 3 paczkę papierosów i muszę przyznać, już trochę mi od nich niedobrze. Pozbierałam wszystkie niedopałki i włożyłam je do jednej paczki. Jestem dziwką, ale przynajmniej nie będę śmiecić.

To jest dobry plan, dorobie się na tym, tym że będą spuszczali mi się w pizdę i kupie sobie mieszkanie daleko od tego skurwysyna. Otworzyłam kolejną paczkę, kiedy zobaczyłam strumień światła na mojej sylwetce.

Jakby to był ktoś normalny to już by krzyczał, że mnie znalazł, czyli to Ethan.

-Sklej pizde - warknęłam odpalając papierosa zaciągając się i nakładając kaptur bardziej na głowę.

-Tutaj jest - krzyknął, a ja prychnęłam.

-Skurwysyn - powiedziałam dosadnie spoglądając na niego.

Zabrałam wszystkie paczki i schowałam je do kieszeni bluzy. Wstałam i już chciałam odejść, ale poczułam mocny uścisk na ramieniu, ale mocno uderzyłam w przedramię Ethan'a, na co syknął.

-Spierdalaj - warknęłam i ruszyłam w przeciwną stronę. Chyba ich zgubiłam, bo wypaliłam kolejną paczkę, a może sama się zgubiłam? Zajebiście, po prostu kurwa zajebiście.

Wiem, że to najgłupszy pomysł na jaki kiedykolwiek wpadłam, ale postanowiłam iść do przodu. Mało mnie obchodziło, że ten las równie dobrze mógł mieć kilkaset mil, mam to głęboko w dupie. Lazłam tak i lazłam aż doszłam do jakiegoś wysokiego płotu.

-Ręce do góry - powiedział jakiś nieznajomy głos, a ja się zaśmiałam. Kurwa jakim cudem dotarłam do domu? -Ręce do góry, bo strzelam - powtórzył, a ja ponownie się zaśmiałam.

-A strzelaj kurwa - powiedziałam odwracając się w jego stronę.

-Pani Richardson - powiedział i złapał za krótkofalówkę, ale zrywałam mu ją z łapy roztrzaskując o drzewo obok.

-Jeżeli powiadomisz szefa o tym, że jestem następną rzeczą jaka rozpierdole o to drzewo, to będzie twój łeb, rozumiesz? - zapytałam, a on wystraszony pokiwał głową, a ja odpaliłam papierosa, ostatniego papierosa. Ja pierdole wypaliłam 5 paczek papierosów, wypaliłam 100 fajek. -Pójdziesz ze mną - warknęłam i weszłam przez furtkę z tyłu domu co jakiś czas sprawdzając czy ta pizda idzie za mną.

-Umiesz prowadzić samochód? - zapytałam stając przed wyjazdem z garażu. Potwierdził kiwaniem głowy. Podeszłam do szafki z kluczykami i wybrałam Audi Q9 Dylan'a. -Wsiadaj - zażądałam, a sama wsiadłam za kierownicę.

Po 5 minutach zaparkowałam Audi koło Jaguara i podałam ochroniarzowi kluczyki do Audi.

-Masz jechać za mną - powiedziałam, a on pokiwał głową.

Przesiadłam się do Jaguara i ruszyłam z pieskiem opon. Wjechałam bardzo szybko na posesję i zahamowałam z piskiem opon w garażu. Zanim wysiadłam wszyscy stali w drzwiach wejściowych. Wysiadłam spokojnie z Jaguara zabrałam kluczyki ochroniarzowi i odwiesiłam je na miejsce.

-Gdzieś ty była? - zapytał ostro Vin.

-Na grzybach - odpyskowałam. -A propos. Zwolnij go, nie powiedział ci nawet że znalazł mnie pół godziny temu - dodałam mijając wszystkich w wejściu i wbiegłam na górę. Weszłam pod prysznic i umyłam się. Założyłam na siebie piżamę i mimo walenia do drzwi usnęłam.

-----

Obudziłam się z ogromnym bólem głowy, ale byłam na niego przygotowana. Wzięłam dwie tabletki przeciwbólowe i popiłam je wodą. Umyłam zęby, ponieważ w dalszym ciągu czułam bardzo intensywny posmak i zapach papierosów.

Kiedy po 10 minutach mycia i płukania jamy ustnej mój oddech dało się przeżyć zdjęłam z siebie prześmierdłe ubrania od potu i dymu wrzucając do bębna pralki puszczając ją przy okazji. Zobaczyłam, że jest dopiero 2, ale w sumie to dobrze, że wstałam tak wcześnie, więcej zrobie.

Zbiegłam na dół i wzięłam mój sprzęt do pracy. Odpaliłam laptopa i zaczęłam grzebać w tabelkach. Pracowałam bez przerwy dopóki nie usłyszałam pukania do drzwi.

-Proszę - zaprosiłam osobę do środka, jak okazało się że to Vin ubrany w elegancki garnitur. Zamknęłam laptopa i wstałam z łóżka. Vincent już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale kazałam mu zamilknąć. -Przepraszam za wczoraj - przyznałam, a mężczyzna chciał coś powiedzieć, ale znowu pokazałam mu, żeby lepiej się nie odzywał. -Daj mi dokończyć - powiedziałam lekko się śmiejąc.

-Twój brat ma racę - przyznałam, a mina Vin'a od razu się zmieniła. Był teraz wściekły. -Przyznaje, że zagalopowałam się i jestem w stanie ponieść tego konsekwencje. Wymyśl mi jakąś karę za moje dziwiarskie zachowanie i zapomnijmy o ostatnich 2 dniach - dodałam, ale niestety nie dostałam odpowiedzi, bo mężczyzna odwrócił się napięcie i trzasnął drzwiami.

Ale właśnie taką decyzję trzeba było podjąć. Naważyłam piwa to teraz będę musiała je wypić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro