Kłamałam
Dwór Malfoy'ów był wielk rezydencją pełną śnierciożerców. Trochę dziwne wydało się więc, że nikt nie zwrócił szczególnej uwagi na idącego korytarzem, białego wilka. Nikt z nich nie podejrzewał, że właśnie przed ich nosem krąży jedna z najwybitniejszych czarodziejek Hogwartu.
Jule uśmiechając się w duchu, rozmyślała nad głupotą swoich przeciwników. Weszła do wielkiego, mrocznego holu, którego kamienną posadzkę pokrywał wspaniały dywan. Oczy bladolicy postaci uważnie śledziły każdy jej krok. Aż w końcu stanęła przed masywnymi, drewnianymi drzwimi do salonu. Pchnęła je lekko, łapą. Uchyliły się tworząc małą szparę, przez które Jule szybko się przeźlizgnęła. W pomieszczeniu znajdowały się trzy osoby. Na okazałym fotelu, z czarnej skóry siedział wpatrzony w płomień kominka, gospodrz domu Lucjusz Malfoy. Niedaleko schodów, rozmawiały ze sobą dwie siostry Black, Belltrix oraz Narcyza. Widocznie o coś się spierały, miały podniesiony głos a w powierzu można było wyczuć zdenerwowanie.
- Ależ droga siostro, to absurd!-krzyknęła blondynka, wymachując rękami.- Wiem, że Czarny Pan tak kazał ale nie podoba mi się trzymanie tych... tych zdrajów krwi w moim domu!
- Uspokój się Cyziu- powiedziała głośno Bella, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu.- To zaszczyt dla Ciebie i mnie i całej naszej rodziny! Sama dobrze wierz po co trzymamy tu tych, plugawych, paskudnych zdrajców! Mamy ją tu zwabić! I wierz również, że młoda Rotsówna nie da skrzywdzić swoich przyjaciół. Ecie pecie tralala- splunęła na podłogę.- Jak wogóle można zadawać się z takimi ludźmi, pff.
- Tak wiem ale...- przerwała pani Malfoy zatrzymując wzrok na podążającym w ich kierunku zwierzęciu.- No spójrz! Żadnego szacunku, ot co. Któż to widział, żeby jakieś plugawe bezpańskie kundle biegały po domu szanującego się czarodzieja czystej krwi!
Obie siostry patrzyły teraz na śnieżnobiałego wilka, który mimo że tego nie żauważyły patrzył na nie z politowaniem. Bellatrix właśnie otwierała usta aby coś powiedzieć gdy stało się coś niespodziewanego. Na miejscu, zwierzęcia stała ,powszchnie znana Julietta Li Rots z charakterystycznym huncwockim uśmiechem na twarzy.
- Dla waszej wiadomości- zaczęła- to był Canis lupus arctos. Potocznie znany pod nazwą wilk polarny- dodała wyciągając różdżkę i oszołomiła młodszą z siostr, która uderzyła w szklaną szafę. - Ups, mam nadzieję, że nie była droga- zaśmiała się i zaczęła walkę z Bellatrix oraz Lucjuszem. Po chwili Malfoy stracił przytomność.
- Drętwota- krzyknęła w końcu Jule powaląjc starszą Blackównę.-Kłamałam- uśmiechnęła się- mam nadzieję, że była droga.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro