Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 015Zatoczony krąg" Bez tytułu 17


życzę wam miłej lektury.

Minęło kilka dni od kiedy Filip ponownie otworzył oczy.

Z każdym kolejnym wracał do pełni sił. Sam lekarz był pod wrażeniem postępu chłopaka. Mówił, iż jak tak dalej pójdzie z końcem wrześnie będzie mógł wrócić do szkoły. Niestety nie umiał powiedzieć, co zaszło podczas wypadku. Przekonywał, że spadł z konia. Nie wiedział jednak dlaczego. Ojciec usiłował z nim rozmawiać na ten temat. Filip skutecznie odmawiał. Mówił z tak wielkim przekonaniem, że w końcu dano mu spokój. Mógł odetchnąć z ulgą.

Przez ostatnie dni nie działo się nic specjalnego. Filip wypoczywał. Chodził na długie spacery. Dużo czasu spędzał z ojcem i matką. Nie rozmawiali na niektóre tematy. Filip nie wspomniał ojcu, że go słyszał. Co prawda nie znał całej historii, ale sporo rozumiał. I powinien trzymać się z dala od Elizabeth Cameron. Obecność dziewczyny oznaczała tylko kłopoty. Nie chciał w żaden sposób powtarzać błędów zrobionych przez rodziców. To być może nie jest łatwe zadanie, ale mógł spróbować. W końcu nic to go nie kosztowało. Nie tracił. Chociaż obserwował Elizabeth z daleka. Pamiętał jak przyszła dwa dni po tym jak otworzył oczy. Wiedział, że przychodziła niemal codziennie. Budziła w nim mieszane uczucia. Jednak musiał znaleźć w sobie siłę, by odtrącić ją od siebie. Jeśli tylko zdoła. A musiał działać naprawdę szybko.

Elizabeth siedziała już w salonie i piła ciepłą herbatkę. Jesień tego roku była wyjątkowo chłodna. A on odliczał dni do wyjazdu. Tęsknił za szkołą oraz przyjaciółmi. Pragnął wrócić do normalnego trybu życia. Nerwowo przełknął ślinę, gdy ją zobaczył. Wiedział jednak, że podjął słuszną decyzję. Kiedyś ona sama mu za to podziękuje.

- Chciałeś mnie zobaczyć ... - odparła ostrożnie, podnosząc się na jego widok. Tego dnia wyglądała inaczej niż zawsze ją zapamiętał. Nie ubierała się już jak zwykła Lisbeth Callum, która przecież nie istniała. Przypominała hrabiankę z krwi i kości. Miała na sobie niebieską błękitną sukienkę oraz szalik w jaśniejszym odcieniu. Włosy pozostawiła rozpuszczone. W powietrzu czuć było lekki i fiołkowy zapach.

- Tak! – przytaknął. – Widzisz musimy porozmawiać, gdyż nasza sytuacja dość mocno się zmieniła. Wiem, że nie jesteś zwykłą dziewczyną ze wsi. Nie zmieniam swojego nastawienia z tego powodu, chociaż wiesz jak bardzo nienawidzę kłamstwa. Chciałbym móc ci zaufać jak dawniej. Byliśmy naprawdę zgraną drużyną. Polubiłem również bardzo Weronicę. Niestety muszę uciąć te relacje. Historia naszej rodziny pokazuje, iż nie powinniśmy mieć ze sobą kontaktu. Tak by było najlepiej dla wszystkich. Jesteśmy tylko znajomymi, którzy widują się przy różnych okazjach. Nie może być inaczej. Musisz zrozumieć naszą sytuacje. Kiedyś sama poznasz prawdę i przyznasz mi rację. To koniec, Elizabeth. Dziękuje ci za troskę oraz opiekę. Jednak chcę byś na tym przestała. Wszystko jest w porządku. Wróciłem do pełni formy. Nie zagraża mi żadne niebezpieczeństwo.

- Jesteś pewny? – zapytała zdławionym głosem. Z oczu dziewczyny pociekły łzy. Filip odwrócił się, gdyż ta sytuacja była dla niego utrapieniem. Nie lubił też kiedy kobiety płakały. Szczególnie tak szczerze jak ta przed nim. – Chcesz wszystko zakończyć? Dlaczego? Z powodu błahej historii sprzed lat? Filipie, przecież nie mamy z tym nic wspólnego. Musimy rozpocząć swoje nowe życie. Możemy zostać przyjaciółmi jak dawniej. Możemy...

- Nie! – przerwał jej w brutalny sposób. – Nie możemy. A teraz najlepiej zrobisz jak sobie pójdziesz i nigdy więcej nie przekroczysz progu tego pałacu bez zaproszenia, lub jeśli sytuacja będzie tego wymagała. Od tej pory jesteśmy zwykłymi sąsiadami. Nikim więcej.

Elizabeth wybiegła, czując jak łzy ciekną jej do oczu. W sercu zbierał jej się wielki żal. Filip również go czuł. Wierzył jednak, iż decyzja którą podjął była naprawdę dobra. Potrzebował zmiany w swoim życiu. Los dawał mu wielką szansę. Nie chciał wyjeżdżać w gniewie, ale obecna sytuacja zmusiła go do podobnej decyzji. Elizabeth wkrótce o nim zapomni. James zadba o cały sezon dla niej. Zdobędzie jakiegoś przystojnego kawalera i go poślubi. Nie wiedział czemu, ale myśl o małżeństwie Elizabeth przyprawiała go o dreszcze. Szybko pokręcił głową i ruszył do swoich zajęć.

Nie spodziewał się, iż tego wieczora odwiedzi ich wiekowa babka. Robiła, to bardzo rzadko, gdyż nie wiązała z wyspą żadnych przyjemnych myśli. Koniec, końców straciła tu swoją najlepszą przyjaciółkę. Jednak zawsze była w dobrym kontakcie ze wszystkimi. Uwielbiała również swojego wnuka. I mimo starszego wieku wciąż miała świetną pamięć oraz charyzmę. Lubiła rządzić i decydować o sobie. Wciąż pokazywała swoją wyższość. Prawdziwa księżna z dawnego domu.

Filip ją uwielbiał. Miała w sobie coś naprawdę wyjątkowego. Rozmawiał z babką o wszystkim. Ona również miała okazje poznać niesławną Lisbeth Callum. Nie krył zaskoczenia, gdy babka powiedziała, iż od początku wiedziała kim jest dziewczyna.

- Przypominała bardzo moją Meli .... – tak mówiła w skrócie o swojej najlepszej przyjaciółce kiedy ją wspominała. – Może z wyglądu są całkiem inne, lecz ta sama dusza. Te same spojrzenie na świat. Dlaczego postanowiłeś zerwać z nią kontakt?

- Dobrze wiesz babciu ... - powiedział cicho. – Nasz dziadek, a twój mąż był prawdziwym tyranem. Nie ma za dobrej obsesji. Po za tym miał obsesje na punkcie lady Cameron. Ich ślub miał mieć prawdziwe piękno, lecz ona wybrała innego. Przyczyny śmierci starszej hrabianki są mocno nieznane. Po za tym sam hrabia również miał za uszami. A obydwu łączyły mroczne interesy. Nigdy nie poznano prawdy. Winni nie zostali złapani. Królewski pakt jest ważny do dzisiaj. Nie chcę kusić, czegoś, czego nie dam rady skończyć.

- Jesteś tak samo głupi jak twój ojciec, w momencie kiedy poznał Mirabel Cameron ... - oznajmiła babka ku jego zaskoczeniu. Filip rzucił pytające spojrzenie, kobiecie. Często go zaskakiwała, ale tym razem nie sądził, iż poprze zupełnie inną kwestię. – Widzisz jeżeli pozwalasz jej odejść nie zasługujesz na nią. To wspaniała dziewczyna, która w przyszłości osiągnie bardzo wiele. Musi tylko dostać swoją szansę, a gdy już dostanie nie spocznie na laurach. A ciebie wówczas nie będzie obok niej. A co jeśli sytuacja będzie inna? Jeśli czyha na nią niebezpieczeństwo? Wszyscy wiemy jakim idiotą jest James Cameron. Nie zdoła jej ochronić. Elizabeth potrzebuje przyjaciół wokół siebie. Silnych i potężnych.

- Ma jeszcze Rogera i Dhaniego ... - rzucił bezradnie Filip w obronie babki. Ta postawa całkowicie go zaskoczyła. – Babciu wiesz, że nic z tego nie będzie. Musisz mi zaufać. Postąpiłem słusznie.

Chciał dodać coś jeszcze, ale babka zbyła go swoimi słowami i kazała odejść. Dosłownie w tym momencie wszedł Justin. Trzymał tacę z kolacją, którą dał mu służący. Babka z dezaprobatą popatrzyła na syna.

- Naprawdę zabroniłeś mu kontaktu z Elizabeth? – zapytała z wyrzutem. Justin westchnął cicho. Spodziewał się prędzej, czy później takiej rozmowy. Babka nigdy mu nie wybaczyła, iż tak bardzo zawiódł Mirabel. Dziewczyna odeszła, gdyż wybrał swoją drogę. Słuszną. Filip również podejmował taką decyzję nim kogokolwiek skrzywdzą. Tak będzie bezpieczniej dla wszystkich. Musisz zrozumieć całą sytuacje mamo. Prawo nigdy nie zostanie zmienione. I doskonale o tym wiesz. Nadszedł czas byśmy przeżyli własne życie i ruszyli do przodu. Pod tym względem nic więcej nie ulegnie zmianie. Tak będzie najlepiej dla wszystkich.

- Wciąż powtarzasz te nudne słowa ... - prychnęła z zadumą kobieta. – Niewiele one znaczą. Nigdy nie próbowaliście rozwiązać zagadki. Odkryć, kto naprawdę chciał zamordować moją przyjaciółkę. Nawet nie próbowaliście tego wszystkiego rozszyfrować. Nie zadbaliście o żaden szczegół. A przecież było tak wiele faktów, wiele teorii. Mila się kogoś bała. I nie tylko swojego męża. Osierociła małą dziewczynkę. Córkę oraz syna. Przyszłą hrabiankę. Kolejne pokolenie, które wychowywało się bez matki. Naprawdę chcecie to tak zostawić? Przeszłość jest nieważna, bo można ją zagrzebać?

- Ech mamo .... – Justin pokręcił głową. Starsza kobieta miała wciąż wiele żalu. Rozumiał ją. Przeszła wiele w swoim życiu.

- Wciąż jestem twoją babką Justinie .... – wyznała cicho. – I wiele ci poświęciłam. Podobnie jak dla twojej matki. Musisz zrozumieć. Czas skończyć i przestać żyć przeszłością. To do niczego nie doprowadzi. Musisz w końcu uwierzyć. W siebie i swoje dziecko. Syna. Oni będą przyszłością. I otworzą wszystkie ukryte skrytki. Czy tego chcemy, czy nie.

Justin westchnął ciężko i wyszedł. Babka poruszyła drażliwy temat, ale miała sporo racji. Mimo sędziwego wieku dawała prawdziwe oceny. I wiedział, że nie cofną przeznaczenia. Cokolwiek, by nie chcieli zrobić.

*~*~*

Drogi pamiętniku.

Od kiedy dostałam ten zeszyt od wuja, postanowiłam stworzyć swoją własną historię. Podobno pisanie pamiętników w tej rodzinie jest tradycją. Chcę ją kontynuować. Nasze życie jest pełne niespodzianek. Nigdy nie wiadomo, co kryje się za drzwiami. Niestety moja przyjaźń z Filipem umarła. Co prawda chłopak tłumaczył mi powody, ale mu nie wierzyłam. Nie chciałam. To takie białe kłamstwo, by ukryć prawdę. Niestety sprawiło mi więcej przykrości niż chciałabym stwierdzić. Zwłaszcza, iż chłopak wyraźnie potwierdził jak mamy się zachowywać. Niby, co. Mam go traktować jak całkiem obcego człowieka? Czy w ogóle przejdzie? Nie wiem, czy zdołam się tak zachować. Cierpiałam na samą myśl o tym. Niestety musiałam przyjąć nową rzeczywistość. Nie miałam wyjścia. Filip zdecydował za nas oboje. A ja postanowiłam przyjąć ten los bez walki. Tylko pytanie, czy postąpiłam słusznie?

Elizabeth Cameron, wyspa św. Małgorzaty.

Odłożyła pióro i popatrzyła na wpis. Niewielki, ale jej pasował. Potrzebowała wytchnienia. Musiała wyjść na zewnątrz. Odruchowo spojrzała na dwór. Z pewnością dochodziła godzina piętnasta. O tej porze Weronica pomagała we młynie. Czekał ją więc samotny spacer. Nie chciała siedzieć sama w domu. Odruchowo spojrzała na zegar. Dochodziła godzina szesnasta. Wciąż jeszcze było wcześnie. Szepnęła Monice słówko, że wychodzi. Wuj był zajęty dokumentacją. Postanowiła sama wybrać się na spacer. Mimo wielu różnych niebezpieczeństw jakie zdołała przeżyć, tu na wyspie czuła, że jest bezpieczna. Zabrała konia i ruszyła w stronę ruin Cumberlanda jak mówiono o legendzie. Uwielbiała, to miejsce i czuła się w nim naprawdę bezpiecznie. Kolejne magiczne acz zapomniane miejsce na wyspie. Tutaj niegdyś miała miejsce wielka bitwa o której krążyły legendy. Osławiony złą sławą Szkot nazwiskiem Cumberland posiadał we władaniu całą wyspę nim Cameronowie i ST.Jamesowie otrzymali ziemię od samego króla. Ruiny mieściły się na urokliwym wzgórzu, skąd można było dostrzec otaczające wyspę morze. Gdy Elizabeth miała problem lubiła tu przychodzić. Opuszczony pałacyk pozostawiła dla chłopców. Ona znalazła nieco inne miejsce odpoczynku. Nie sądziła jednak, że ktoś może myśleć podobnie. Konia zauważyła po dłuższej chwili. Ukrytego od prawej strony niemal zarwanej wierzy. Nie widziała go wcześniej u nikogo. Niezwykle piękny, szarego koloru sierści. Ostrożnie podeszła do zwierzaka. Wyglądał na wystraszonego. Nigdzie nie dostrzegła właściciela, lecz wyczuła, że ktoś ją obserwował. Odruchowo zaczęła rozglądać się dookoła, gdy zauważyła sylwetkę.

-Już myślałam, iż koń jest pozostawiony sam.... – urwała, gdy tajemnicza postać podeszła bliżej. To była ostatnia osoba jaką chciałaby kiedykolwiek spotkać. Nicholas Wilson. Gdyby nie ona przejąłby cały majątek Cameronów. Wyglądał na zadowolonego ze spotkania. Zwłaszcza, iż byli tu całkiem sami. Odruchowo cofnęła się. Znała historie jakie o nim mówili. Podejrzewano go również o wypadek młodego księcia. Nie zdziwiłoby jej, to wcale. Wyglądał na człowieka, który jest zdolny do wszystkiego.

- Los bywa mocno nieprzewidywalny, nieprawdaż ... - zauważył z lekkim uśmiechem, patrząc na nią. Poczuła jak jej serce zaczyna bić w nierównym tempie. Wyczuwała zagrożenie, które niósł przed sobą ten mężczyzna. Miał w sobie coś mrocznego. – Od dawna marzyłem o naszym spotkaniu sam na sam. Obserwowałem cię od jakiegoś czasu. Chciałem poznać. Wydajesz się idealną Uzurpatorką. Wciąż nie wierzę kim jesteś. Może i przypominasz Mirabel. Masz w sobie sporo z jej osoby. Nie pamiętam dobrze kobiety. Chyba widziałem ją jak byłem dzieckiem. Jednak nie wierzę, że jesteś jej córką. Ile James Cameron zapłacił ci za udawanie Hrabianki? Musiał cię nieźle wyszkolić. A może jesteś jego kochanką? Dzielisz z nim łoże?

Elizabeth zadrżała słysząc słowa mężczyzny. Były okrutne, i nie zgadzała się z nimi. Stanowczo pokręciła głową, lecz nie zamierzała mu niczego tłumaczyć.

- Nie wiem dlaczego masz takie zdanie na mój temat, ale nic z tego nie jest prawdą! – powiedziała drżącym głosem. – Nie jestem kochanką wuja ani nikim innym poniżej. Jestem dziedziczką Cameronów. Tylko ja jedyna. Nikt inny. Musisz pogodzić się ze swoją rzeczywistością.

- Masz w sumie rację – wyglądał na rozbawionego słowami dziewczyny. – Mam również inną opcje. Wkrótce będziesz gotowa do małżeństwa. Dlaczego, więc mam czekać aż ubiegnie mnie jakiś głupiec? Ja zdobędę majątek w zupełnie inny sposób. Gdy zostaniemy sobie przyrzeczeni. Mogę zrobić, to w łagodny sposób lub bardzo mroczny. Wszystko zależy od ciebie, ale finał będzie jak zawsze taki sam. Czy tego chcesz, czy nie zostaniesz moją żoną. Wspólnie będziemy tworzyć rodzinę.

- Nigdy! – krzyknęła Elizabeth i nim mężczyzna się zorientował ruszyła do ucieczki. Ruszył za nią. Elizabeth chciała dobiec swojego konia, ale ostatecznie skręciła w stronę ruin wieży. Miała nadzieję, iż tam odnajdzie dla siebie szansę ucieczki. Poruszała się szybko, ale nie wystarczająco. Nick dopadł ją nim zdołała wbiec na schody. Nie miała już kolejnej szansy. Krzyknęła, gdy podczas szarpania uderzył ją w twarz. Poczuła, że zapiekł ją policzek.

- Nie chcesz zatem delikatnie, więc muszę zrobić, to o wiele brutalniej ... - mruknął wyraźnie zadowolony z przebiegu sprawy. Był o wiele silniejszy od dziewczyny. Działał pod wpływem znacznej presji. I chociaż szarpiąc się usiłowała uwolnić od niego, nie miała żadnych szans. Zaczął szarpać jej sukienkę. Wiedziała, co chcę zrobić, lecz nie mogła go powstrzymać. Walczyła z nim na wszystkie znane sobie sposoby. Niestety. Nie chciała mieć z nim nic wspólnego. Krzyczała o pomoc, lecz ona nie nadchodziła. Zdawała sobie sprawę, że nie nadejdzie. Byli tu całkiem sami. Nie chciała zostać zmuszona do ślubu. Pragnęła wyjść za mąż z miłości. Jeśli w ogóle dostanie taką szansę. Nie wiedziała jak wszystko wygląda w ich świecie, ale chciała mieć przynajmniej taką możliwość. Niestety. Tym razem los pokazuje, że zostanie jej to odebrane. Jęknęła, gdy mocnym ruchem rozerwał sukienkę ukazując drobne piersi. Była dość hojnie obdarzona przez los w porównaniu z innymi dziewczynami w jej wieku. Sukienki pomagały ukryć te walory.

- Jesteś całkiem apetyczna .... – zauważył Nick nie kryjąc swojego zadowolenia. – Z takim ciałem będzie nam się żyło całkiem dobrze. Oczywiście pod warunkiem, że będziesz posłuszną żoną. Wszystko tak naprawdę zależy od ciebie.

- Nigdy nie wyjdę za mąż! – krzyknęła rozpaczliwie. Próbowała zachować resztki godności, lecz serce przymierało strachem. – Musisz mnie wypuścić. Nic ci nie da jeśli zrobisz mi krzywdę. Moja rodzina w żaden sposób nie dopuści do ślubu. Bez względu na to co zrobisz.

- Rodzina? – Nick parsknął śmiechem. – Nie mam pojęcia o kim mówisz. Masz na myśli tego pijaka Jamesa? Kogoś pod tym względem? Nie masz nikogo moja droga. Jakbyś chciała wiedzieć twój wuj nienawidzi skandali. Z pewnością nie zostaniesz przez niego poparta. Będzie wolał po prostu pozbyć się problemu. Poprzez małżeństwo ze mną, rzecz jasna.

Elizabeth nerwowo przełknęła ślinę. Być może w tym, co mówił jest jakaś prawda, ale nie godziła się na ten los. Zamierzała walczyć o siebie za wszelką cenę. Bez względu na wszystko. I gdy już powoli traciła nadzieję, pomoc przyszła z najmniej oczekiwanej strony.

- Zostaw ją! – Ciche, ale stanowczo wypowiedziane słowo odwróciło ich uwagę. Elizabeth z ulgą, a zarazem ze strachem zauważyła wyłaniającego się Filipa. W ręku miał strzelbę. Ubrany w strój do konnej jazdy prezentował się całkiem nieźle. Niestety, Nicholas zdawał się górować nad chłopakiem wzrostem, ale i posturą.

- Chyba mnie nie zabijesz? – wybuchnął śmiechem wcale nie przestraszony rozwojem sytuacji. – Nie jesteś na to dość odważny. Zawsze możesz odejść i odwrócić się. Los tej dziewczyny powinien być ci obojętny.

- Nie jest ... - pokręcił głową. – I nigdy nie będzie. Jest moją przyjaciółką, co oznacza, że od tej pory jest pod opieką moją oraz rodziny. Jeśli coś się jej stanie będziesz odpowiadał nie tylko za to.

Obydwaj wiedzieli o czym mówił. Widząc obecną sytuacją Nicholas postanowił się wycofać. Skinął głową po czym wolnym krokiem zaczął odchodzić. Elizabeth mogła odetchnąć z ulgą. Niestety zamiast tego poczuła jak opuszcza ją napięcie, a z oczy zaczynają płynąć łzy.


Filip korzystając z weekendu w domu postanowił wybrać się na samotną przejażdżkę.

Roger i Dhani byli zajęci z powodu odwiedzić jakiejś rodziny i nie mieli czasu na wspólną wyprawę. Chciał również wcześniej porozmawiać z Elizabeth. Długo myślał o słowach babci oraz sytuacji z dziewczyną. W końcu podjął ostateczną decyzję. Jednak, gdy podjechał do rezydencji służąca Monica powiedziała mu, iż wybrała się na spacer. To nawet sprzyjało planom jakie posiadał. Nie spodziewał się jednak, że dziewczyna będzie miała tak poważne kłopoty. Oczywiście Filip nic nie wspomniał o wypadku jakiego dopuścił się Nicholas. Niestety chyba popełnił błąd. Mężczyzna wciąż pozostawał niebezpieczny głównie dla Elizabeth. Zaatakował ją i próbował gwałtem zmusić do małżeństwa. Dobrze wiedział jak działa prawo w dzisiejszych czasach. Nie miałaby wyjścia. Musiałaby go poślubić. Na szczęście zjawił się on i działał pod wpływem chwili. Nie mógł zostawić jej samej. Na szczęście była całkiem bezpieczna. Kiedy minął szok, mogli spokojnie porozmawiać.

- Dziękuje, że mi pomogłeś, chociaż nie musiałeś mówić tego wszystkiego ... - powiedziała zdławionym głosem. – Nie będę ci zawracać głowy. Wrócę sama do domu ...

Chciała odejść, ale zawołał ją cichym głosem. Odwróciła wzrok i spojrzała na niego z nieskrywaną nadzieją.

- Nie chcę stracić naszego kontaktu ... - powiedział po dłuższej chwili chłopak. – Wiem, że nasza sytuacja jest różna i powinniśmy się trzymać od siebie z daleka lecz nie potrafię. Jesteś wyjątkową dziewczyną Elizabeth Cameron. A ja chcę być tym szczęśliwcem, którego możesz nazywać przyjacielem.

- Naprawdę tego chcesz? – Elizabeth czuła znowu, że się rozpłaczę. Tym razem z całkiem innego powodu. Miała przy sobie człowieka, którego mogła nazywać przyjacielem. Jeśli tego wciąż chcesz.

- Oczywiście, że chcę! – Nie patrząc na etykietę dworską i w jaki sposób powinna zachowywać się przyszła hrabianka podbiegła i przytuliła go do siebie. Żadne z nich nie wiedziało, co przyniesie im los. Nie szli w uczucia tylko przyjaźń, która miała trwać wiecznie. W tym też momencie postanowili rozwiązać tajemniczą zagadkę śmierci prababki Cameron. Być może kiedy winni zostaną odnalezieni, ich rodziny znów będą żyli w zgodzie. Obydwoje naiwnie wierzyli w lepszą przyszłość. A to miał być dopiero początek tej historii.

*~*~*

Koniec części 1.

09.10.2021.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro