Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 4

ANDREAS

— Wellinger, twoje hotki znowu zdewastowały naszego busa — śmieje się Eisenbichler, gdy podchodzimy do samochodu, którym mamy wracać do hotelu spod skoczni.

Patrzę na bok białego auta, na którym wypisane są różne numery telefonów. Co ciekawe, niektóre są zamalowane. Chyba ktoś chciał się pozbyć konkurencji. Kierowca znowu się namęczy, żeby to zmyć.

— Nie wiem, czy zauważyłeś, ale niektóre nie są skierowane do mnie — odpowiadam, przewracając oczami.

— Hmm... może by tak zadzwonić pod jakiś? — wtrąca Schmid, przyglądając się numerom. Drapie się w tył głowy, po czym wyciąga swój telefon i wklepuje do niego kilka kontaktów, które pozostawiły jego fanki.

Potem się dziwi, że musi kolejny raz zmieniać numer telefonu. Nie uczy się na błędach. Zanim zacznie do nich wydzwaniać, to mógłby, chociaż najpierw zastrzec swój numer, ale nigdy tego nie robi, tłumacząc się później, że zapomina o tym.

— Andreas, patrz, jak niejaka Karolina się postarała. Ile serduszek ci wyrysowała — droczy się ze mną Leyhe, za co dostaje strzał w tył głowy.

— Ej, nie bij mnie, bo nie przytulę cię, jak kolejny raz będziesz miał koszmary — udaje obrażonego, a ja patrzę na niego, pukając się palcem po czole.

— Jesteś nienormalny — śmieję się. — Nie wiem, jak wy, ale ja pakuję się do środka. Mam nadzieję, że kierowca się zaraz zjawi i odstawi nas w końcu do hotelu.

— Aż tak ci się spieszy na to piwo? — dopytuje Geiger.

— Na jakie piwo? — słyszymy za plecami głos trenera.

Patrzymy po sobie i robimy niezadowolone miny, bo chyba nici z naszych wieczornych planów.

— Bezalkoholowe, trenerze — odzywa się Karl.

— No ja myślę. Jutro zawody i bez szaleństw wieczorem. Rozumiemy się?

— Jasna sprawa — odpowiadamy chórem.

Chwilę później zajmujemy miejsca w busie i ruszamy w stronę hotelu. Po kilkunastu minutach jesteśmy na miejscu.

                                                                            ***

W pokoju od razu rzucam się na łóżko. Nie wiem czemu, ale po dzisiejszym dniu jestem jakiś wykończony. Marzę już o krótkich wakacjach. Trener jest dla nas ostatnimi czasy bezlitosny i ciśnie nas na treningach, jakbyśmy byli robotami. Kiedy skończy się sezon letni, mam nadzieję, że będziemy mieli kilka dni wytchnienia. Leyhe idzie pod prysznic, a ja w tym czasie szykuje sobie ciuchy na zmianę. Przerzucam kolejny raz swoje koszulki i ze zdziwieniem zauważam, że brakuje mi jednej. Szarej. A przecież jeszcze rano wykładałem ją na wierzch, żeby wieczorem ją założyć. Rozglądam się po podłodze, czy przypadkiem gdzieś nie spadła, ale nic z tego. Jakby rozpłynęła się w powietrzu. Cicho wzdycham i w końcu biorę inną koszulkę. Kiedy Stephan wychodzi z łazienki, zajmuję jego miejsce.

                                                                             ***

— Trzymaj — zwraca się do mnie, podając mi jakąś kartkę, gdy wracam do pokoju.

— Co to jest? — pytam zdezorientowany, patrząc na niego wymownie.

— Numer z busa — śmieje się. — Laska pewnie teraz jest wpatrzona w telefon i czeka na połączenie od ciebie — dodaje, tarzając się ze śmiechu na łóżku.

— Przypomnij mi, dlaczego ja się z tobą kumpluję?

— Bo nikt inny nie chce przebywać z tobą w jednym pokoju — spogląda na mnie, unosząc jedną brew do góry. — No dalej. Zadzwoń. Jestem ciekawy, jaki ma głos.

— Stephan, ty jesteś nienormalny. Jak cię tak ciekawość zżera, to sam sobie dzwoń.

— Spoko — odpowiada, po czym chwyta swoją komórkę. 

Patrzę z niedowierzaniem na to, co robi. Najpierw zastrzega swój numer, a potem spogląda na kartkę z numerem i wybiera go. Chwilę później zaczyna łączenie, robiąc na tryb głośnomówiący.

— Halo? — słyszymy po drugiej stronie miły, dziewczęcy głos.

Ciekawe, czy jest ładna? — myślę sobie.

— Halo? — powtarza, a Leyhe powstrzymuje się od tego, żeby nie wybuchnąć śmiechem. 

Gdy dziewczyna nie otrzymuje żadnej odpowiedzi, rozłącza się.

— Ciekawe, co by powiedziała twoja dziewczyna, gdyby się dowiedziała, że wydzwaniasz do jakichś innych lasek — śmieję się, rzucając w niego poduszką.

— Tu ci zostawiam ten numer — mówi, kładąc kartkę na stoliku obok mojego łóżka. — Widziałem, jaką zrobiłeś minę, gdy się odezwała — dodaje z satysfakcją w głosie, a ja kręcę głową.

— To, co z tym piwem? — zmieniam temat. 

— Chłopaki powinni być za...

Nagle rozlega się pukanie do drzwi.

— Proszę — odzywa się Stephan i do środka wchodzi reszta ekipy, na co uśmiecham się od ucha do ucha. 

Co prawda obiecaliśmy trenerowi spokojny wieczór, ale od jednego browarka wieczorem przecież jeszcze nikt nie umarł.

                                                                           ***

Siedzimy w pokoju i popijamy piwko, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Atmosfera jak zawsze przednia. Oby po jutrzejszym konkursie też tak było. Po jakimś czasie Markus bierze mój aparat, żeby pstryknąć kilka fotek. Gdy go uruchamia, zaczyna się głośno śmiać. Patrzę na niego zdezorientowany.

— Andreas, jaki z ciebie subtelny fotograf — odzywa się, pokazując coś reszcie, na co wszyscy parskają śmiechem.

— O co chodzi?

— Gdzie i kiedy ją poznałeś?

— Kogo, do cholery?

W tym samym momencie podaje mi aparat, a ja wytrzeszczam oczy, widząc zdjęcie ponętnego biustu w rozpiętej białej koszuli.

— Ja tej fotki nie robiłem — odpowiadam, wzruszając ramionami i zastanawiając się ciągle, jakim cudem to zdjęcie znalazło się na tym sprzęcie.

Słyszę gromki śmiech kumpli. No tak, zapewne mi nie wierzą. W sumie też bym nie uwierzył, gdybym był na ich miejscu.

— A zdjęcie twarzy też jej zrobiłeś? — pyta ironicznie Leyhe.

— Pewnie pstryknął fotkę tej części ciała, w którą najdłużej się wpatrywał — chichocze Constantin, a ja przewracam oczami.

— Jesteście nienormalni. Naprawdę nie jestem autorem tego zdjęcia.

— Tak sobie wmawiaj — mówi Eisenbichler, klepiąc mnie po ramieniu, po czym robi zdjęcie mojej skrzywionej miny.

Nie zdziwiłbym się, gdyby autorem fotki tego biustu był któryś z moich kumpli, a teraz nie chce się przyznać. Kto wie, może nawet Leyhe stoi za tym wszystkim. Już ja mu pokażę, co o tym sądzę, jak tylko zostaniemy sam na sam. Chociaż z drugiej strony, to kiedy miałby je zrobić? Skoro cały czas przebywamy razem? Poza tym, rano nic takiego na pewno nie było na aparacie, a teraz nagle jest. Nic z tego nie rozumiem.

                                                                                  ***

Po kilku godzinach wszyscy w wyśmienitych humorach rozchodzą się do swoich pokoi.

— To kiedy przedstawisz nam tę laskę? — pyta znienacka Stephan.

— Nigdy, bo nie mam kogo przedstawiać. Naprawdę nie mam pojęcia, skąd to zdjęcie wzięło się na tym aparacie. Chociaż...

Hmm, czyżby ktoś wszedł do naszego pokoju, gdy byliśmy na skoczni? Nie, to niemożliwe. No, chyba że to któraś z pokojówek. Tylko, czy ryzykowałaby stratę pracy z takiego powodu? Przecież jakby ktoś ją przyłapał, to wyleciałaby z hukiem. No i co się stało z tym moim T-shirtem? Coś mi tu nie pasuje.

— Chociaż? — dopytuje przyjaciel, kiedy zawieszam się na dłuższą chwilę.

— Nic, nieważne — macham ręką od niechcenia i kładę się na łóżko.

Gadamy jeszcze chwilę ze Stephanem i w końcu stwierdzamy, że pora iść spać, żeby być wypoczętym na jutrzejszy konkurs. Leyhe, jak zwykle zasypia raz-dwa, natomiast ja kręcę się boku na bok już od dłuższego czasu. W pewnym momencie mój wzrok pada na leżącą, na szafce karteczkę z numerem telefonu. Biorę ją do ręki i przyglądam się rzędowi cyferek. Po chwili robię coś, o co nigdy bym siebie nie podejrzewał. Biorę telefon do dłoni, zastrzegam numer i wpisuję do komórki cyfry z kartki, a następnie opuszką palca dotykam zieloną słuchawkę, po czym przystawiam telefon do ucha.

— Halo? — słyszę ten sam damski głos, ale tym razem o wiele radośniejszy.

— Halo? — mówi ponownie.

Nagle wyłapuję, jak ktoś odzywa się w tle. Jakaś druga dziewczyna, po czym słychać gromki śmiech i połączenie zostaje przerwane.

Wesoło tam mają — myślę sobie.

Tylko na cholerę, ja dzwoniłem do tej laski? Leyhe mnie podpuszcza i potem tak to się kończy. Odkładam telefon na szafkę. Kładę się na plecy, zamykając oczy, by po chwili w końcu zasnąć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro