Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7

31.08.2020r.

Była dokładnie 21:27 kiedy Peter położył się do łóżka. Ze względu na jutrzejszy dzień chciał się wyspać, dlatego codzienny patrol zrobił wcześniej niż zazwyczaj. Miał jedynie nadzieję, że tej nocy nic złego się nie wydarzy. W końcu zło nigdy nie śpi, więc w każdej chwili może coś się stać, dlatego czuł lekki niepokój. Jednak chęć bycia gotowym na pierwszy dzień nowego roku szkolnego była silniejsza. Musiał wcześnie wstać, by się ogarnąć, wyglądać dobrze. W końcu miał dla kogo.
Nie ukrywał, że cieszył się z powrotu do szkoły. Będzie mógł znowu patrzeć na Liz, a kto wie, może uda się mu z nią porozmawiać. To by było coś! Oczywiście nie miał na jej punkcie obsesji, co to to nie, nie uważał się również za jakiegoś zboczeńca, który lubi obserwować pewną dziewczynę. Przecież nie on jeden zwraca na nią większą uwagę, prawda? W końcu jest na co patrzeć.

Zażenowany kierunkiem w jakim szły jego myśli przewrócił się na drugi bok, próbując powstrzymać niekontrolowane rumieńce, które na samą myśl o pięknej brunetce napływały mu na twarz.
Zrezygnowany sięgnął po telefon, który leżał gdzieś obok, włączył wyświetlacz, który na pierwszy rzut oka poraził go, że z niezadowoleniem musiał zamknąć oczy. Otworzył je z powrotem, przyswając wzrok do jasności ekranu. Widząc godzinę 22:38 odłożył telefon zirytowany. Nie mógł spać i coś czuł, że nie dane mu będzie zasnąć tej nocy. Tylko znowu dlaczego akurat teraz naszła go jakaś bezsenność.

Przewrócił się na plecy i położył prawą rękę na czole, przyglądając się górnej części jego dwupiętrowego łóżka.
Zaczął rozmyślać nad wszystkim i niczym. Chcąc niechcąc jego myśli skierowały się do osoby, o której wcale nie chciał myśleć. Jednak ciężko było odgonić ją kiedy tak bardzo mu się naprzykrzała. Nie wiedział co ma z nią zrobić, a wiedział, że nie da mu spokoju. Nie dość, że mieszka piętro wyżej to jeszcze przez jego głupotę będzie się musiał z nią użerać w szkole!
Wrócił myślami do tego feralnego dnia.

25.08.2020r.

Wchodził właśnie po klatce schodowej kierując się do swojego domu wraz z Nedem, który na plecach miał założony plecak wypełniony po brzegi różnymi słodyczami, które chłopaki kupili niedawno w sklepie. Szykowali się na długą nockę, którą planowali spędzić na oglądaniu wszystkich części Star Warsów. Byli gotowi nie spać całą noc byle tylko obejrzeć je wszystkie. Nie było opcji odkładania ich na inny dzień. Miało to być ostatnie nocowanie w te wakacje, dlatego musiało być idealne. Nic nie mogło go zepsuć. Nawet ciocia May wyganiająca ich do spania.
Wyszli już po ostatnim schodku i nagle wyrosła przed nimi Gwen. Prawie się zderzyli ale na szczęście w porę się odsunęli. Warto zwrócić uwagę, że Ned prawie zleciał ze schodów jednak Peter szybko złapał przyjaciela i postawił do pionu. Spojrzał zaskoczony na dziewczynę, jednak prędko zaskoczenie przemieniło się w irytację. Akurat dzisiaj musiała się pojawić. A miało być tak spokojnie.

- O! Cóż za niespodzianka matołku, znowu się spotykamy. - powiedziała lekko zaskoczona widokiem znajomego chłopaka.

Gwen tego dnia była umówiona z Samuelem, dlatego o 16:36 wyszła z mieszkania, by zdążyć dojechać do umówionego miejsca spotkania na 17. Nie spodziewała się jednak, że wpadnie na Petera i, no właśnie, tu nie wiedziała kim był jego towarzysz.

- Tak, ciebie też NIE miło widzieć. - mruknął krzyżując ramiona. Gwen jednak zamiast się zirytować ucieszyła się. Nawet sama nie wiedziała czemu. Podobała jej się jego niechęć w jej kierunku. Dlatego jedynie uśmiechnęła się w odpowiedzi.

- Co tu się dzieje..? - odezwał się Ned, niezbyt pewny tego co widzi. Czy jego przyjaciel właśnie rozmawia z dziewczyną, z ładną dziewczyną i w dodatku mówi jej, że NIE miło mu ją widzieć? - Peter, czy ja o czymś nie wiem? - zwrócił się tym razem do Parkera, który westchnął przeciągle.

- To nic ważnego, po prostu chodźmy już. - powiedział i chwytając przyjaciela za ramię wyminął dziewczynę, która jednak nie chciała dać za wygraną.

- No ej! Nie ładnie tak wychodzić w środku rozmowy! - krzyknęła za oddalającymi się chłopakami.

- Nie ma żadnej rozmowy! - odkrzyknął Peter stając przed drzwiami swojego miejsca docelowego, szukając gdzieś w kieszeniach klucza.

- Wiesz, jakby nie patrzeć ma dziewczyna rację. - stwierdził Ned przyznając rację dziewczynie.

- No widzisz! Przynajmniej jeden zna się na dobrych manierach. - powiedziała, nagle pojawiając się obok zaskoczonych chłopaków. Peter aż upuścił klucze, które udało mu się znaleźć w tylnej kieszeni spodni. Spojrzał na brunetkę z irytacją, która opierała się na jednej ręce o ścianie zaraz obok nich.
Jakim cudem ona tu tak szybko przylazła?
- Powinieneś brać z niego przykład, matołku. - zauważyła cwanie się uśmiechając, doskonale sobie zdając sprawę, że w ten sposób doprowadza chłopaka do białej gorączki.

- Matołku? Rany co jest grane. - powiedział retorycznie Ned, zdezorientowany całą tą dziwną sytuacją. Gwen spojrzała na pulchnego chłopaka i odepchnęła się od ściany podchodząc do niego.

- My się chyba nie znamy. - zaczęła zanim Peter zdążył coś powiedzieć, wkurzając go tym jeszcze bardziej. Spojrzał na nią z pod byka. - Jestem Gwendolyn, dla przyjaciół Gwen. - powiedziała i z promiennym uśmiechem wyciągnęła rękę w stronę Neda.

- Oh, moje imię to Ned, a nazwisko Leeds. - powiedział trochę zawstydzony. Dziewczyna go onieśmieliła.
Peter spojrzał na przyjaciela z niedowierzaniem i aż otworzył usta w szoku. Nawet Neda oczarowała?
To są jakieś żarty?

- Miło mi Ned. - powiedziała, puszczają dłoń chłopaka i odwracając się w stronę Petera. - A widzisz? Da się mnie lubić. - powiedziała dumnie wypinając pierś, nawiązując do ich ostatniej rozmowy dwa dni temu.
Chłopak wywrócił oczami.

- To, że ktoś jest dla ciebie miły nie znaczy, że cie lubi. - burknął w odpowiedzi, podnosząc klucze z podłogi a następnie umieszczając je w dziurce od klucza.
Gwen zmarszczyła brwi.

- To bez sensu. - stwierdziła krzyżując ramiona. Chłopak obrócił się w jej kierunku, przy okazji otwierając drzwi.

- Co znowu?

- To co powiedziałeś. - wytłumaczyła, chłopak wywrócił oczami.

- Niby czemu to nie ma sensu? - zapytał, czując, że i tak, nawet jej nie pytając, zaczęła by gadać.

- No, gdyby mnie nie lubił to raczej byłby dla mnie niemiły, nie? To nie logiczne, że miałby być dla mnie miły skoro mnie nie lubi. To by było dziwne. - powiedziała, na prawdę zastanawiając się, czy chłopak się nie pomylił.
Oboje spojrzeli na dziewczynę z niedowierzaniem.

- Boże, kobieto w jakim świecie ty żyjesz? - odezwał się tym razem Ned. Gwen przeniosła na niego zdziwione spojrzenie. - W dzisiejszych czasach ludzie są nadwyraz fałszywi. - wyjaśnił unosząc brwi.

- No, ale.. to i tak bez sensu. - powiedziała lekko oburzona. No bo to głupie być miłym dla kogoś kogo się nie lubi. Gwen nigdy tak nie robiła. Najwyraźniej świat zmienił się bardziej niż sądziła.

- Dobra, koniec pogawędki, Ned idziemy. - powiedział Peter otwierając drzwi i gestem zapraszając chłopaka do środka.
Ned spojrzał z politowaniem na dziewczynę, która wyglądała jakby się głęboko nad tym zastanawiała.

- Tak wiem, to zupełnie bez sensu. - powiedział kładąc jej dłoń na ramieniu i patrząc na nią pokrzepiająco. Gwen spojrzała na niego ze zmarszczonymi brwiami nadal rozmyślając nad ich rozmową.

- No właśnie, to po co ludzie udają, że kogoś lubią? Przecież łatwiej jest otwarcie pokazywać niechęć do innych niż potem wpakować się w fałszywe relacje. - zauważyła podążając za Nedem, który słuchając ją wszedł do mieszkania przyjaciela, a dziewczyna za nim.
Peter uniósł ręce w geście niedowierzania.

- Hej! Ciebie nie zapraszałem. - powiedział oburzony, widząc jak Gwen jak gdyby nic wchodzi sobie do JEGO mieszkania.
No poważnie, co jest z tą dziewczyną nie tak?

- No weź Pete. Jak zostanie na chwilę to przecież nic się nie stanie. - powiedział Ned patrząc na przyjaciela błagalnie. Spodobała mu się dziewczyna i chciał z nią jeszcze porozmawiać.

- Ugh, no dobra. - zgodził się ze zrezygnowaniem. - Ale tylko pół godziny i ani sekundy dłużej.

- 30 minut i już mnie nie ma. - powiedziała wesoło Gwen przystawając na warunki chłopaka. Po chwili odwróciła się i wraz z Nedem rozwalili się na kanapie w salonie zawzięcie kontynuując poprzedni temat.
Peter zrezygnowany westchnął i zamknął drzwi.
To tylko pół godziny, Peter wytrzymasz.
Wmawiał sobie, gdy siadał na fotelu obok dwójki, która gadała sobie w najlepsze, zupełnie ignorując jego istnienie.
Zirytowany niechcianym obrotem spraw oparł głowę o rękę i przeniósł wzrok na okno.
To będzie najdłuższe pół godziny w moim życiu.

Prychnął. Gdyby jeszcze było to pół godziny. Prawda była taka, że kiedy już minął wyznaczony czas, to prosili jeszcze o "pięć minut". I tak przez kolejne pół godziny.
Chwała Bogu, że do Gwen zadzwonił telefon, bo gdyby nie on, to by na pewno stamtąd nie wyszła, a ona i Ned rozmawiali by do rana. Nie rozumiał dlaczego Leeds tak bardzo polubił brunetkę. Przecież jest taka irytująca! Najwyraźniej rzuciła na niego jakiś urok. Nie było innego wytłumaczenia.
Niestety podczas tej godziny Ned wygadał do jakiej szkoły chodzą, przez co dziewczyna zdecydowała, że właśnie do niej się zapisze. Oczywiście Ned ucieszył się jak głupi, a Petera ta wiadomość dobiła zupełnie. Miał jeszcze nikłą nadzieję, że jej nie przyjmą ale najwyraźniej jakimś cudem dziewczyna jest na tyle mądra, że dostała się, co specjalnie przyszła obwieścić May, która musiała urządzić małą "imprezę" z tej okazji. A on niestety musiał na niej być. To było najgorsze zakończenie wakacji w dziejach. A myśl, że jutro znów ją zobaczy przyprawiała go o ból głowy. Wiedział o niej tyle co nic, a ona najwyraźniej znała go już na wylot. Wszystko dzięki cioci May, która chętnie dzieliła się opowieściami o jego osobie.

To będzie na pewno najgorszy rok szkolny w jego życiu.

Gwen, gdy tylko dowiedziała się od Neda, że on i Peter uczęszczają do Midtown School of Since & Technology nawet nie zastanawiając się długo postanowiła, że to właśnie do tej szkoły się zapisze. Będzie miała okazję bardziej "zaprzyjaźnić" się z Parkerem. No i oczywiście Nedem, który nawiasem mówiąc skradł jej serduszko. Polubiła chłopaka od razu. Był genialnym kompanem do rozmowy na dosłownie każdy temat!
To właśnie z jego i matołka powodu następnego dnia popędziła do Lucyfera, by ten jako jej opiekun prawny poszedł z nią, zapisać ją do szkoły. Oczywiście dzięki wpływom diabła dostała się do niej bez problemu. Martwił ją jednak trochę fakt, że jest to szkoła typowo dla "wielkich rozumów", do których Gwen raczej się nie zaliczała. Ale głupia też nie była i bardzo szybko uczyła się nowych rzeczy, a chyba do tego służy szkoła, żeby uczyć, prawda? Nadrobi zaległości w nauce w kilka dni i będzie geniuszem niczym Albert Einstein. W każdym bądź razie jakoś sobie poradzi, bywała już przecież w o wiele gorszych sytuacjach. A szkoła? Dla niej to żadne wielkie wyzwanie. Idzie tam tylko z czystej ciekawości. No i żeby denerwować Parkera. To już na prawdę stało się jej hobby. Uwielbiała kiedy się wkurzał.

Tej nocy jednak z jakiegoś powodu nie potrafiła zasnąć. Było grubo po 23 a ona nadal przewracała się z boku na bok.

W końcu zirytowana warknęła kilka przekleństw i odgarniając kołdrę wstała i podeszła do okna opierając się o parapet i patrząc na ten cudowny widok.
Stwierdziła, że może potrzebuje się dotlenić, dlatego otworzyła okno i wyszła przez nie na schody pożarnicze. Zamknęła je za sobą i chowając dłonie do kieszeni bluzy wyszła na dach siadając na jego krawędzi. Nogi swobodnie jej wisiały a ona patrzyła się na niebo, które tej nocy było pięknie usiane gwiazdami, a księżyc w pełni dawał dużo światła. Za takie widoki kochała życie.

Zaczęła rozmyślać nad tym, co teraz robi jej rodzeństwo. Przez ostatnie dni prawie o nich zapomniała. Była zajęta załatwianiem ostatnich papierów, spotkaniami z Lucyferem, nawet pomogła mu i Chloe rozwiązać jedną sprawę! Pomijając oczywiście fakt, że prawie zginęła.
Była również jeszcze trzy razy u May na herbatce. Pokochała tą kobietę całym sercem. Mogła z nią gadać i gadać. Z Nedem też się raz spotkała. Zupełnie przypadkiem na mieście, kiedy kupowała jakieś dodatki do wystroju jej mieszkania, które nawiasem mówiąc zrobiło się na prawdę przytulne. Poszli wtedy do pobliskiej pizzeri i przegadali kilka dobrych godzin. Nie zapomniała oczywiście o Samuelu, który trochę się na nią obraził, kiedy ostatnio o nim zapomniała i spóźniła się półtorej godziny. Wynagrodziła mu to zaproszeniem do Lux, które chłopak z chęcią przyjął.
Tak zleciał jej sierpień.
Dopiero teraz miała czas na zastanowienie się nad rodziną. I, mimo tego jak bardzo nie chciała tego robić, to to było silniejsze od niej. W końcu wszystko miało się zmienić. Już teraz odczuwała tego skutki. Spała jakoś spokojniej. Nie chodziła cały czas przygotowana na ewentualne wyruszenie w świat, by ruszyć na pomoc rodzeństwu. Nie stresowała się tak co wcześniej. Była jakaś...szczęśliwsza i spokojniejsza. Nareszcie jakoś zaczęło jej się układać. Poznała wspaniałych ludzi, jutro ma swój pierwszy dzień w szkole, zacznie nowe życie. Zastanawiała się tylko, czy przyjdzie jej to tak łatwo, zmienić zupełnie jej dotychczasową codzienność.
W każdym bądź razie prędzej, czy później przywyknie do nowego stylu życia.

- No to są chyba jakieś żarty. - usłyszała nagle z tyłu cichy głos, który chyba nie planował, że dziewczyna go usłyszy. Oczywiście doskonale wiedziała, do kogo owy głos należał, dlatego chcąc niechcąc uśmiech pojawił jej się na twarzy.

- Zależy co postrzegasz jako żart. - powiedziała odwracając się i patrząc jak Peter zastyga w miejscu, ewidentnie zdziwiony tym, że usłyszała jego szept.
Czy ona na prawdę musi być wszędzie?
Zawiedziony tym, że jego ulubione miejsce rozmyślań zajmuje właśnie Gwendolyn westchnął ciężko i wyszedł z cienia, w którym stał. Włożył dłonie do kieszeni bluzy i stanął opierając ciężar ciała na prawej nodze.
Przychodząc tutaj nie planował udzielać pogawędki z brunetką. Była ostatnią osobą, z którą chciał się teraz widzieć. Jednak z jakiejś przyczyny postanowił zostać.

- To coś, co się mówi lub robi, by kogoś rozśmieszyć. Żartem jest na przykład twoja obecność tutaj. - odpowiedział już głośniej przypatrując się dziewczynie siedzącej na skraju dachu, ubranej w czarną bluzę z kapturem i krótkie spodenki tego samego koloru.
Wystarczyło by ją tak lekko popchnąć i było by po problemie.

- Nie wyglądasz jakbyś był tym rozbawiony. - zauważyła mrużąc oczy. - Sam sobie zaprzeczasz matołku. - powiedziała uśmiechając się cwanie.
Peter wywrócił oczami.

- Może ja inaczej okazuje rozbawienie. Nie tylko śmiech o nim świadczy. - powiedział podchodząc, trochę niepewnie, bliżej dziewczyny.
Gwen uniosła jedną brew i wydęła dolną wargę.

- Cóż, tu ci muszę przyznać rację. - powiedziała wzruszając ramionami. - Co tu tak w ogóle robisz? Nie powinieneś spać? Jutro już szkoła jakbyś zapomniał. - powiedziała spoglądając na chłopaka, który wyjątkowo dobrze prezentował się w tej czarnej, identycznej do tej jej, bluzie i szarych dresach.

- Mógłbym cię zapytać o to samo. - odpowiedział siadając obok niej, czując, że potem będzie żałować, że tu z nią został.

- Nie uciekaj od odpowiedzi.

- Nigdzie nie uciekam.

- I to mnie właśnie dziwi. - powiedziała patrząc podejżliwie na chłopaka, który siedział obok niej, tak jak ona spuszczając nogi w dół.
Spojrzał na nią najpierw nie rozumiejąc kontekstu ale szybko załapał o co chodzi. Westchnął i spojrzał w dół.

- Wierz mi, mnie jeszcze bardziej. - mruknął, licząc na oko ile metrów w dół znajduje się pod nimi.

- Nie boisz się, że spadniesz? - zapytała, w sumie nie wiedząc co to pytanie ma do rzeczy ale chciała wykorzystać fakt, że chłopak dobrowolnie chce z nią rozmawiać.
Peter spojrzał na nią lekko rozbawiony.
Codziennie latam dziesiątki metrów nad ziemią polegając tylko na pajęczynie. Siedzenie tutaj to jest nic.

- Nie. - odpowiedział tylko, odwracając wzrok i patrząc na niebo nad nimi. Gdyby nie osoba siedząca obok, mógłby powiedzieć, że jest tu dosyć romantycznie.
Gwen patrzyła przez chwilę na profil chłopaka, którego głowa była uniesiona do góry, a wzrok skierowany na nieboskłon. Przeniosła je jednak w to samo miejsce co Parker, znowu zachwycając się pięknem gwiazd.

Siedzieli tak w ciszy. Lecz nie takiej niekomfortowej a przyjemnej. Nic nie mówili. Milczeli. Każde zajęte swoimi myślami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro