Rozdział 9
Carter Kelly P.O.V
-Chodź tu kochanie..- mówi głos kiedy wpadam w silne ramiona, a jego usta lądują na moim czole. - Zanieśmy cię do łóżka, skarbie.
-Tyler- jęczę owijając ręce dookoła jego karku i przytulając się do jego klatki piersiowej.
-Jestem tu, słoneczko- mówi Tyler idąc. Niechętnie otwieram oczy i patrzę na niego. Wygląda inaczej, ale wciąż jest bardzo przystojny. Jego brązowe włosy są potargane, opadają mu na twarz i kręcą się przy uszach. Ostro zarysowana szczęka, wystające kości policzkowe, pełne usta, wszystko w nim jest bardzo atrakcyjne.
-Na co się patrzysz?- pyta Tyler ze smutnym uśmiechem błąkającym się na jego twarzy.
-Nic- rumieni się przygryzając dolną wargę i unikając jego wzroku.
-Co jest?-naciska wchodząc do domu i prowadząc nas na nasze piętro. -Powiedz mi...
-Przestań!- krzyczę chowając głowę w jego koszulce.- Sprawiasz, że czuje się zakłopotana!
-Nie powinnaś się przy mnie tak czuć.- śmiej się Tyler- No dalej kochanie, możesz powiedzieć mi wszystko. Wiesz o tym.
-Ja tylko..- zagryzam wargę.
-Czyżbym moja Carter mnie obserwowała?- wzdycha drażniąc się ze mną. Rumienie się jeszcze bardziej ale na szczęście on tego nie widzi.
-Nie mówmy o tym!- krzyczę mu w koszulkę.
-Wierze że powinniśmy o tym porozmawiać panno Kally- nagle ramiona Tylera znikają i nim się orientuję leże już na łóżku.
-Hej!- śmieje się chowając twarz w dłoniach przesuwając się na swoją stronę.
-Co ja mówiłem o chowaniu się przede mną!?- chichocze skacząc na mnie i zaczyna mnie łaskotać powodując że śmieje się i wiercę jak idiotka.
-P-przestań! Pro-sze!- wyduszam pomiędzy napadami śmiechu i chowaniu się w pościeli.
-Przestań ukrywać się przede mną i przyznaj że się na mnie nie patrzysz!- krzyczy zabierając prześcieradło jedną ręką a drugą kontynuując łaskotki.
Patrzę na niego, z zaczerwienionymi oczami od łez śmiechu. Próbuje przyznać się do podziwiania go ale nie mogę złapać oddechu.
-Ja..
-Co mówisz?- pyta nie zaprzestając sowich tortur.
-Ni-nie mogę oddychać!- sapię kładąc się.
Tyler całkowicie zaprzestaje swoich poczynań, na twarzy maluje mu się zmartwienie gdy chwyta mnie za policzki.- Wszystko w porządku?
-Nic mi nie jest- mówię ścierając łzy.-Poza rozmazanym tuszem i bólem brzucha.
-Nie strasz mnie tak- mówi poważnie po czym robi coś niespodziewanego.
Całuje mnie.
Nie chodzi mi o to, że to coś złego. Tyler jest seks bombą, ale jest tak uprzejmy i troskliwy względem mnie, ale również apodyktyczny i zaborczy.
To nie znaczy, że nie mogę nic z tym zrobić, zawsze gdy mnie dotyka przebiegają między nami iskierki i nic na to nie poradzę, ale one i tak przeminą.
Usta Tyler poruszają sie tuż przy moich, powoli i delikatnie, a później co raz szybciej i intensywniej. Przesuwa dłonie na moją talie, a ja swoje na jego kark.
Sadza nas, a mnie na swoje kolana. Zatapiam dłonie w jego włosach gdy liże moją dolną wargę prosząc o dostęp, którego mu udzielam. Bada wnętrze moich ust gładząc po plecach, a później wraca dłońmi na moje biodra.
-Zapomniałem zapytać...- mówi Tyler zaczerpując powietrza. Zniża sie by kontynuować. -Jak ci sie podobał twój pierwszy pocałunek? Nasz pierwszy pocałunek?
-Pocałunek?- wzdycham wracając wspomnieniami do zdarzenia z parkingu. Szczerze.. lepiej nie mogłam go sobie wyobrazić.- Idealny.
Wielki uśmiech wykwita na usta Tylera po czym ponownie mnie całuje.
-Cała moja...- szepcze w moje usta i pogłębia pocałunek, przyciągając mnie bliżej siebie.
Odsuwam sie zbyt zdenerwowana całą tą sytuacją. Odwracam od niego wzrok.
-Carter? Co sie dzieje? - pyta chwytając moje policzki w dłonie- Spójrz na mnie. Proszę powiedz mi co cie przestraszyło.
-Ja.. nie sądzisz, że to wszystko dzieje sie za szybko?- szepcze.
-Nie- kręci głową- Ale jeśli nie jesteś gotowa to nie będę niczego próbował.
-Ale nie chcesz...
-Chce ciebie, Carter. I zrobię wszystko by cie mieć. Więc jeśli to oznacza, że mam czekać kilka lat być choćby cie pocałować, będę czekał.- opiera swoje czoło o moje.-Ale najpierw mnie wysłuchaj. Wilkołaki, gdy znajdują swoje drugie połówki nie czekają zbyt długo, zwłaszcza wysoko postawione. Landon poczekał tydzień nim zakończył sparowanie z Lee. Ty po tygodniu nie miałaś nawet oznaczenia.
-Może i wydaje sie, że to idzie za szybko i może tak jest. Ale to tylko czas. Czas to coś co ludzie wykorzystują by powiedzieć, że coś stało sie za wcześnie lub za późno, ale my tego nie potrzebujemy. Jesteśmy panami swojego losu i nie pozwolimy nikomu nami kierować. Ty ustalasz tępo.- zakłada mi pasmo włosów za ucho. -Jedyną osobą, której będę sie słuchał jesteś ty, Carter. Bo jesteś najważniejszą rzeczą, osobą w moim całym życiu.
-Tyler...- szepcze.
-Nie obchodzi mnie czas, nie obchodzi mnie jeśli ktoś sobie pomyśli, że to za szybko, jedynie ty sie liczysz. -mówi szepcząc- Więc jeśli nie jesteś gotowa, to nie będę cie więcej całował. Więc zostaje mi tylko sie zapytać...
-Czy to dla ciebie za szybko?
Gapie sie na niego przez kilka minut, myśląc nad odpowiedzią. Jestem gotowa? Może. Tylko..
-Nie mogę robić tego cały czas Tyler.- kręcę głową- Nie możesz mnie całować co pięć minut i dotykać gdy tylko masz okazje i nosić cały czas i przytulać, a ja...
Przygryzam wargę powstrzymując napływając łzy.
-Ej..- gładzi delikatnie mój policzek
-Z-zależy mi na tobie, ale nie czuje sie tak silna jak ty. N-nie wiem jak ci to okazać. Nigdy niczego z tych rzeczy nie robiłam i...- biorę głęboki wdech by sie uspokoić. Spoglądam mu w oczy i szepcze- Po prostu czasami czuje, że mnie kontrolujesz, a to sprawia, że czuje sie ... wrażliwa i bezużyteczna.
-Oh, kochanie.. Przepraszam. Nigdy nie chciałem żebyś sie tak poczuła. Po prostu chce sie tobą zaopiekować, upewnić sie, że nigdy o nic nie będziesz musiała sie martwić i stresować czymkolwiek, chce zapewnić ci bezpieczeństwo.
-Wiem- wzdycham- Wiem, że ci zależy i miło, że w końcu ktoś sie mną przejmuje, ale to wszystko jest takie nowe i boli mnie to, że jestem bezużyteczna dlatego potrzebuje czasu. Nie chce znów być bezradna.
-Carter, spójrz na mnie.- głaszcze mnie po policzku-Powiedz mi co sprawia, że czujesz sie niekomfortowo, a przestane to robić. Zrobię dla ciebie wszystko, wiesz o tym. Tak bardzo mi na tobie zależy, że nie mogę cie odstraszyć, jesteś dla mnie wszystkim i przepraszam jeśli to co mówię sprawia, że sie denerwujesz. Po prostu spodobały mi sie słowa tego starszego mężczyzny, którego spotkaliśmy w sklepie ' Nigdy nie ma powodu by przestać mówić komuś ile dla nas znaczy'
-Bo tak bardzo sie boje, że cie stracę tak jak prawie ostatnio cie straciłem, dwa razy w sumie. - szepcze Tyler- Okay? Więc powiedz mi czego nie lubisz, a ja sie zmienię.
-Nie musisz zmieniać tego jaki jesteś, Tyler- odszeptuje- Rozumiem to, że jesteś Alfą i nic na to nie poradzisz, a to sprawia, że czuje sie bezpieczna. A gdy mówisz takie rzeczy.., że zrobisz dla mnie wszystko i że jestem dla ciebie ważna to sprawia, że dobrze sie czuje. I w żaden sposób na mnie nie naciskasz mimo tych wszystkich rzeczy przez, które przeszłam. Proszę nie zmieniaj sie...
-Będę sie czuła bardziej swobodnie jeśli odpuścisz sobie trochę traktowanie mnie jak lalki i te wszystkie pocałunki i inne rzeczy- mówię szczerze.
Ku mojemu zaskoczeniu uśmiecha sie ukazując swoje dołeczki
-Chodź do mnie?- pyta, a gdy sie zgadzam obejmuje mnie i sadza sobie na kolanach. Kiwam głową i chowam twarz w jego ramionach, a on przytula mnie mocniej. Wzdycha głośno, ale wiem, że uwielbia mój zapach bo go uspokaja.
-Obiecuje, że spróbuje, ale czasami mogę sie nie powstrzymać...- Tyler odsuwam mnie odrobinę i chwyta moje policzki w dłonie. Spogląda mi w oczy- Jeszcze raz?
Uśmiecham sie i chichocze kiwając głową. Jego oczy aż sie zaświeciły jak u dziecka na święta Bożego Narodzenia po czym przyciska usta do moich.
-Jesteś taka..-mamrocze przy moich wargach
-Boże- jęczy przygryzając moją dolną wargę, a ja otwieram oczy.
-Idealna- to jego ostatnie słowo wypowiedziane w moje usta. Później pogłębia pocałunek, ale nie protestuje wręcz przeciwnie podoba mi sie to co robi. Po pewnym czasie odsuwa sie ode mnie.
-Musimy przestać nim starce kontrolę- opiera swoje czoło o moje. Jego oddech jest urywany tak samo jak mój, a oczy zamglone. Kiwam jedynie głową. Ciesze sie, że do niczego mnie nie zmusza.
-Może chcesz wziąć prysznic? Wtedy porozmawiamy, okay?- mówi na co potakuje i schodzę z jego kolan- Będę w biurze, ale proszę...
-Zostaw drzwi otwarte, wiem- kończę za niego.
Tyler wstaje przez co góruje nade mną. Całuje mnie w czoło i mamrocze w moją skórę.- Dobra dziewczynka.
Gdy wychodzi znikam w łazience i biorę długi gorący prysznic.
Powoli wychodzę jedynie owinięta w ręcznik bo zapomniałam ubrań. Biorę parę spodni od piżam, dużą koszulkę, sportowy stanik i majtki. Zrzucam ręcznik i szybko sie ubieram.
Teraz co?
Czuje jakby kąpanie sie i spanie to jedyne co robię od kiedy sie tu przeniosłam..
-Carter, kochanie? Wchodzę okay?- słyszę głos Tyler zza drzwi. Wołam tylko krótkie 'yeah' nim wchodzi. - Zrobiłem ci gorącą czekoladę, chodź do salonu to pogadamy.
Kiwam głową i idę za nim. Zajmuje swoje miejsce na kanapie i okrywam sie kocem kiedy Tyler siada obok mnie z parującym kubkiem w dłoni.
-Dziękuje- mówię nim biorę łyk.
-Oczywiście, księżniczko- uśmiecha sie po czym od razu zmienia wyraz twarzy, na zmarnowany i zmartwiony.- Wszystko z tobą okay?
-Nic mi nie jest- mówię, spuszczając wzrok. Tyler przysuwa sie do mnie, obejmując jednym ramieniem przyciągając bliżej swojej piersi.
-Kochanie, kiedy tak mówisz jest dokładnie odwrotnie do tego co chce usłyszeć- Tyler przyciska usta do mojego czoła- Przepraszam Carter. Nie powinienem był na ciebie naciskać, powinienem pozwolić Landonowi zostawić cie tu z Lee. Przepraszam. To wszystko moja wina, zbuntowani nie powinni z tobą rozmawiać, napakowali ci tylko niepotrzebnie głupot do głowy. Przepraszam,Carter. Przepraszam skarbie.
Przygryzam wargę i kręcę głową- Skąd wiedział?- mój głos to jedynie piszczący szept.
-Nie wiem, Carter. Ale obiecuje, że wyjaśnię to i nie dopuszczę jej więcej do ciebie, kochanie. Nigdy- mówi- Ze mną jesteś bezpieczna i nikt więcej cie nie skrzywdzi.
-Nie widziałam jej od kiedy skończyłam dziesięć lat.- szepcze- Jak mnie znalazła?
- Mógł kłamać- mówi, ale wiem, że stara sie jedynie poprawić mi humor.
-Skąd by to wiedział w takim razie? Skąd wie, że ona mnie nienawidzi? Albo że odeszła? - spoglądam na niego ze łzami w oczach.
-Sh, księżniczko. Proszę nie płacz- ściera mi łzy- Rozwiążemy to, obiecuje.
Przypominam sobie nasze ostanie spotkanie.
-Tyler, muszę ci coś powiedzieć...-szepcze odsuwając sie i odkładając kubek na stolik kawowy. -Możesz, uh, zamknąć na chwilę oczy?
Tyler posyła mi dziwne spojrzenie, ale robi to o co proszę. Macham mu ręką przed twarzą by mieć 100% pewność, że nie podgląda. Odwracam sie i zdejmuje koszulkę. Ale gdy słyszę warczenie Tylera okazuje sie, że sie myliła.
-Tyler!- krzyczę odwracając głowę- Kazałam ci zasłonić oczy!
Czuje jakby mnie sparaliżowało, zawsze nie byłam pewna moich pleców ani całego mojego ciała. Ostatnio gdy nosiłam sportowy biustonosz...
-Nic na to nie poradzę!- warczy ponownie. Zarzucam koc na ramiona i zakrywam sie. Tyler musiał dostrzec moją niepewność bo chwyta moją twarz w dłonie.- Nigdy nie wstydź sie swojego ciała, skarbie. Nie przy mnie. Każda mała cząstka ciebie jest idealna i piękna. Blizny, pieprzyki, piegi i wszytko.
Rumienie sie gdy całuje mnie w czoło. Dziwnie jest być przy nim tylko w sportowym staniku, nigdy tak nie było chyba, że przy Samie.
-Co chciałaś mi powiedzieć, malutka?- pyta zakładając mi pasmo włosów za ucho.
- Cóż, tak naprawdę to chce ci coś pokazać...- powoli odsłaniam lewe ramię sprawiając że jest bardziej widoczne.
<3 <3 <3
-Carter obudź sie- budzi mnie mama delikatnie szepcząc. Marszczę brwi. - Dzień dobry, mam dla ciebie niespodziankę.
-Co to jest, mamo?-pytam siadając.
-Sh, cichutko nie chcemy obudzić twojego rodzeństwa prawda?- mama chwyta mnie za rękę i wyciąga z łóżka, wyprowadza na zewnątrz i wiezie do studia tanecznego. Hudson kocha tańczyć a ja musiałam błagać by zbierały mnie ze sobą.
Na środku pokoju znajdował sie składany stół z jakimiś pudłami pod spodem.
-Co tu robimy?- pytam.
-Po prostu połóż sie na stole, okay?- ton jej głosu był tak miły i przejmy jak nigdy i może powinno mi to dać do myślenia ale byłam bardzo szczęśliwa że na mnie nie krzyczy.
Robię to co każe i kładę sie na stole.
-Okay może trochę zaboleć ale nic ci nie będzie, tylko leż spokojnie- szuka czegoś szybko w pudełku i wyjmuje jakieś ostre narzędzie. - Leż
-Po co to...-przerywam przez ostry ból. Coś wkręca mi sie w lewe ramię wywołując okropny ból.- Ow! Mamo! Przestań!
Krzyczę tak głośno że pewnie byłoby mnie słychać w całej okolicy ale niestety ściany są dźwiękoszczelne bowiem sąsiedzi często skarżyli sie na głośną muzykę podczas prób. Więc nikt mnie nie usłyszał.
-Leż smarkulo!- krzyczy wbijając paznokcie w moje ramiona po czym kontynuuje tortury.
Kiedy kończy przez kilka minut podziwia swoje dzieło po czym spłukuje ze mnie krew. Sprząta wszystko po czym kładzie sie obok plecami do mnie i mówi słowa których nigdy nie zapomniałam.
-Jesteś żałosną suką Carter. Jesteś nic nieważna, niepotrzebna i niekochana. Przysięgam na Boga, powinnam zabić cie jako dziecko. To uczyniłoby moje życie lepszym. Mam nadziej że rozumiesz jak wielkim błędem jesteś.- uderza mnie w twarz po czym zrzuca ze stołu i zostawia tak leżącą na zimnej ziemi.
Warczy ostatnie słowa.
-Marnujesz powietrze.
<3 <3 <3
-Carter...- Tyler ściera mi łzy płynące po policzkach gdy kończę mówić- Kochanie, sh, chodź tu do mnie.
Szybko zrzucam koc i wręcz wpadam w jego ramiona. Zwijam sie w kulkę na jego kolanach, moja skroń przyciśnięta jest do jego klatki piersiowej a jego usta nie opuszczają mojego czoła. Przypomniało mi sie że gdy pierwszy raz trafiłam do szpitala właśnie tak mnie trzymał.
-Księżniczko, tak bardzo cię przepraszam. Obiecuje że nigdy nikt więcej cie tak nie skrzywdzi. - mamrocze w moje włosy- Ochronie cie przed wszystkim co ci zagrozi, Carter. Ze mną jesteś bezpieczna, zawsze będziesz. Tak długo jak jestem przy tobie, będziesz bezpieczna.
-Wiem- szepcze wtulając sie w niego.
W jego ramionach czuje sie bezpiecznie, jakby nic nie mogło sie do mnie zbliżyć. Tyler jest onieśmielający, wielki, ma wysoką rangę ale gdy jest ze mną... jest taki słodki i miły i uprzejmy a to sprawia że czuje sie komfortowo. Jego zapach mnie uspokaja i mam wrażenie że trafiłam do nieba.
Tyler podnosi koc i okrywa mnie nim po czym wstaje. Już chce sie zapytać o co chodzi ale jakiś dziewczęcy głos mnie wyprzedza.
-Hej, nic jej nie jest?- rozpoznaje Lee- Chyba sie trzęsie.
-Tylko trochę- Tyler całuje mnie ponownie w czoło- Zostaniesz tu z nią na chwilę? Nie chce by została sama a muszę spotkać sie jeszcze z Landonem i Anthonym i dopełnić kilka formalności w związku ze zbuntowanymi.
-Oczywiście- odpowiada Lee.
-Przeniosę ją do jej pokoju, prawie zasnęła. - mówi Tyler.
-Nie śpię!- protestuję otwierając oczy i siadając. Słysze jak Lee chichocze.
-Okay okay...- Tyler również chichocze- Dokończ swoją gorącą czekoladę, skarbie.
Co ma znaczyć ' weź załóż swoją koszule z powrotem aby nie snuła żadnych podejrzeń' ale jeśli twierdzi że wygląda to dziwnie. Kiwam głową i wracam do salonu po ubranie biorę jeszcze moją czekoladę i wracam do korytarza gdzie sie znajdują.
-Liam jest teraz w szpitalu, ale właśnie rozmawiałam z Aleksem i powiedział że dołączą do nas później. -mówi Lee. Tyler uśmiecha sie gdy staje u jego boku, obejmuje mnie w tali.
Naprawdę nie muszę być tak często dotykana. Cóż tak, ja i Sam przytulaliśmy i całowaliśmy sie w policzek, ale nic więcej. Tyler różni sie od Sama, to właśnie z Tyler miałam swój pierwszy pocałunek, byliśmy na kilku randkach, pewnie mi sie oświadczy i weźmiemy ślub i odbierze mi dziewictwo...
Rumienie sie na swoje myśli ale mam nadzieje że myślą że to przez to że przyciągnął mnie tak blisko siebie przy niej i wcale tak bardzo sie nie mylą.
-Nic ci tu nie będzie z Lee, prawda skarbie?- spogląda na mnie.
-Yeah- odpowiadam cicho i kiwam głową.
-Będę mieć ją na oku-Lee posyła mi uśmiech.- Zrobimy sobie babski wieczór.
-Widzimy sie później kochanie.- pochyla sie i całuje mnie w czoło przyciągając do siebie- Zdzwoń jeśli będziesz czegoś potrzebować.
-Okay- potakuje.
-Włączę film..-mówi Lee odchodząc za co jestem jej wdzięczna bo to dość dziwne żegnać sie tak przy niej.
-Nie chce cie zostawiać-mamrocze obejmując mnie w tali i przyciągając do swojej piersi. -Postaram sie wrócić tak szybko jak sie da, malutka.
-Rozumiem, ale upewnij sie że nikomu nie przydarzy sie to co Liamowi. - mówię cichym głosem- Nie chce by jeszcze ktoś ucierpiał zwłaszcza jeśli zbuntowani znają moją mamę.
-Będziesz idealną Luną- mówi czule- Niedługo wrócę.
-Wiem- uśmiecham sie stając na palcach i przytulając go na pożegnanie.-Musisz iść.
-Wiem- jęczy i przyciska usta do mojego czoła- Wrócę za kilka godzin, księżniczko.
-Pa-mówię puszczając go i patrząc jak opuszcza nasze piętro.
Biorę głęboki oddech i powoli idę do kuchni gdzie Lee robi właśnie popcorn.
-Hej-uśmiecha sie przyjaźnie i bierze dwie butelki lemoniady.
- Cześć- odpowiadam czując uścisk w żołądku . Poznawanie nowych ludzi bardzo mnie denerwuje.
-Więc, podoba cie sie życie w stadzie?- pyta.
-Jest okay- odpowiadam siadając na stołku barowym. -W sumie nie robiłam dużo.
-To zrozumiale, no wiesz, biorąc pod uwagę przez co przeszłaś. - mówi- Jak sie czujesz, tak w ogóle?
-Lepiej. Tyler odmówił opuszczania mnie od wtedy.
Od kiedy dwa i pół tygodnia temu obudziłam sie w szpitalu. Tyler odmówił zostawiania mnie samej i szczerze miło mieć kogoś kto chce być przy tobie. Dodatkowo, zaczął mi mówić dużo o ty całym 'mate'.
Powiedział mi o więzi mate. Jak to działa gdy są blisko siebie i im więcej czasu spędzają razem tym silniejsza jest ich więź. Porównywałam to do 'Teen Wolf' oczywiście. Do tego co Lydia i Stiles czuli do siebie.
To pozwoliło mi zrozumieć jak ważne to jest, zwłaszcza jak Lydia nigdy nie rozumiała ile znaczy dla Stiles a teraz nie może go mieć, ruszył dalej. A myśl że to może spotkać Tylera i mnie, boli. Nie chce być Lydią w tej sytuacji.
-Oto wada wilkołaków- Lee kręci głową- Im większy rangą tym jest bardziej terytorialny.
-Brzmi znajomo- śmieje sie.
-Nie masz nic przeciwko obejrzenia ' Narzeczony mimo woli' prawda?- pyta idąc do salonu i siadając na kanapie. Podążam za nią i okrywam sie kocem.
-Yeah, nie mam nic przeciwko podziwiania Rayan'a Reynolds'a przez następne kilka godzin. - wzruszam ramionami wrzucając sobie trochę popcornu do buzi.
-Dogadamy sie, na pewno- chichocze- Ale pamiętaj by nie mówić tak przy Tylerze bo dopiero będzie...
-Yeah- zgadzam sie z nią.
-Więc, wiem że to całe mate jest dla ciebie nowe i Tyler pewnie dużo ci wyjaśnił, ale może masz jakieś pytania?- pyta Lee- Do kogoś kto ma informacje z pierwszej ręki?
-Ile miałaś lat gdy spotkałaś Landona?- pytam
-Osiemnaście a on dwadzieścia- odpowiada
-Jak zareagowałaś na waszym pierwszym spotkaniu?- pytam cicho- Chodzi o to, to normalne by całkowicie zesztywnieć?
-Myślę że całkiem normalne- wzrusza ramionami- Ale ja nie zesztywniałam. Ja uh uciekłam.
-Uciekłaś?- śmieje sie cicho.
-Yaeh, kompletnie zbzikowałam. Myśl o mate mnie przerażała, fakt że nie możesz zdecydować z kim chcesz być. Cóż, yeah możesz sie go wyrzec ale nie miałabym serca by mu to powiedzieć. Więc uciekłam. - tłumaczy- Przemieniłam sie biegłam tak szybko jak potrafiłam by uciec prawdopodobnie od najprzystojniejszego mężczyzny na świecie. Beta i ja córka dwójki zdegradowanych wilkołaków, to prawdopodobnie niemożliwe. Ale zrobiłam to i zniknęłam. Na cztery dni.
-Cztery dni!- piszczę łapiąc sie za czoło.
-Uciekałam aż przekroczyłam granice naszego terytorium, spałam w motelu a od rana biegłam dalej i tak w kółko - kręci głową- Spałam gdy mnie dogonił i próbowałam ponownie uciec tym razem przez okno bo stał po drugiej stroni drzwi. A jego pierwsze słowa to ' Będę cie dalej gonił tak długo jak będziesz uciekać i nie ważne jak daleko to będzie ale proszę nie skacz z okna, możesz sie zranić' i z tymi słowami ściągnął mnie z parapetu i posadził na łóżku podając szklankę wody. Szklankę wody! Mógł mnie oznaczyć, nakrzyczeć na mnie, rozszarpać mnie, ale martwił sie o to że jestem wyczerpana przez te całe uciekanie.
-Przyniósł mi lunch, zabrał do parku po czym wróciliśmy do hotelu i spędziliśmy noc na rozmowie aż do czwartej nad ranem.- odgarnia włosy z ramienia.- I wtedy zrozumiałam że mate to nie coś co nas ogranicza bo mamy wybór i wiesz co, w noc gdy tak leżeliśmy na łóżku a ja byłam w jego koszulce a moja głowa leżała na jego klatce piersiowej a on bawił sie moimi włosami i tylko cieszyliśmy sie sobą nawzajem w całkowitej ciemności...
-Wtedy zdecydowałam że podoba mi sie perspektywa że ktoś został stworzony specjalnie dla mnie- Lee kiwa głową powstrzymują łzy -Wiem że dla ciebie to wszystko jest nowe i dziwne i całkowicie przerażające ale w końcu zrozumiesz jak cudowne to jest, Boże to jest tego warte.
-Przepraszam- kręci głową- Tylko, jeśli Landon byłby jakimś dupkiem który cały czas mnie kontroluje, próbuje zabronić spotykania sie z innymi... nie byłoby mnie tu.
-Okay- biorę jej rękę i ściskam.
I tak sie stało, Lee zmieniła cały mój pogląd na tą sprawę. Rzeczy dzieją sie nie bez powodu, całe to piekło przez które przeszłam, cały ten ciężki czas, żałosne zamartwianie i stres małymi rzeczami bo to było zaplanowane.
Tyler mnie z tamtą wyciągnął, z tego piekła do którego trafiłam. Kiedy pierwszy raz go zobaczyłam, stojącego tam w garniturze i gdy usłyszałam jego warczenie, to było przerażające. To wszytko było straszne i wykraczało poza moją świadomość.
Okay, nie wiem dużo o wilkołakach albo o stadzie albo o zbuntowanych ale wiem że Tyler jest moim mate i pierwszy raz w życiu jestem tego w pełni świadoma.
Jestem gotowa by zaakceptować Tylera jako mojego mate.
<3 <3 <3
Kom i *** są mile widziane.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro