Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXIV

Kiedy dojechaliśmy na miejsce w szpitalu praktycznie nikogo nie było. Wszyscy trzej wbiegliśmy do środka z Derekiem na rękach i cała uwaga skupiła się na nas.

-Pomóżcie mu! Błagam niech ktoś mu pomoże!- zacząłem krzyczeć przez łzy.

Po niecałej minucie, która wydawała się trwać wieczność zjawiły się pielęgniarki z łóżkiem szpitalnym na którym ułożyliśmy Hale'a i natychmiast został on przewieziony do jakieś sali. Mimo sprzeciwu kobiet nie opuściłem mojego chłopaka ani na chwilę.

Po chwili do pomieszczenia w którym się znajdowaliśmy wszedł lekarz w średnim wieku i pierwsze co zrobił to sprawdził puls bruneta.

-Co się stało? -zapytał zaczynając badać Hale'a.

- Ja ni-nie wiem. Wszy-wszystko było dobrze, na..na nic się nie skarżył.-wyjąkałem ksztusząc się łzami.- Czy on...? Czy on żyje?- zapytałem niepewnie, gdy trochę się uspokoiłem.

W samochodzie co chwilę sprawdzałem czy oddycha, jednak teraz patrząc na jego spokojną twarz i nie unoszącą się klatke piersiową nie miałem pewności czy tak jest.

- Tak, lecz puls jest słaby. -powiedział cicho lekarz wciąż będąc skupionym na badaniu Dereka. Po chwili obrócił jego głowe w bok i naszym oczom ukazała się wielka plama krwii. Mężczyzna lekko oczyścił rane tak by było widać jak jest rozległa, a była faktycznie spora aż zakręciło mi się w głowie.

- Nicole, Meg oczyście proszę dokładnie rane i zawołajcie mnie to ją  zszyjemy, bo jest dość głęboka i rozległa. Ja w tym czasie idę wypełnić papiery.- powiedział zdejmując rękawice jednorazowe i wyrzucając je do kosza, po czym spojrzał na mnie. -Pana natomiast zapraszam ze mną. -wyszedł dość szybkim krokiem z pomieszczenia i skierował się najwyraźniej w stronę swojego gabinetu. Po drodze minęliśmy Isaaca i mojego tate, który uparł się by wejść ze mną do środka. Gdy mężczyna zamykał drzwi dostrzegłem kątem oka zdyszanego Scotta i Melisse.

- Niech mi pan najpierw powie kim pan jest dla pacjenta. Bratem, kuzynem? -zapytał siadając za biurkiem. Zamurowało mnie, nie wiedziałem czy mam otwarcie powiedzieć, że jest moim chłopakiem czy skłamać, że kimś z rodziny.

- To jego narzeczony, a mój prawie zięć. Niech nam pan teraz powie co z nim będzie. - odpowiedział mój tata w chwili, gdy chciałem powiedzieć, że to mój kuzyn.

Lekarz spojrzał dziwnie najpierw na mnie, a później zatrzymał wzrok na moim ojcu.

- Nie jestem pewien czy mogę przekazać panom informacje na temat jego zdrowia skoro nie są państwo formalnie związani z chorym. Najlepiej byłoby gdyby przyjechał ktoś z jego rodziny i wtedy ewentualnie ta osoba mogłaby wprowadzić panów w szczegóły. Plus potrzebne będą dokumenty pana Hale'a. -powiedział patrząc spokojnie w moją stronę.

- Pan chyba sobie żartuje. Mój syn ma prawo wiedzieć co z jego narzeczonym! - wybuchnął mój ojciec wstając z krzesła.

- Niech się pan uspokoi i zawiadomi rodzine pacjenta o zaistniałej sytuacji. Niestety nie mogę obcym osobom udzielać takich informacji bez zgody chorego, a w tym momencie jest on nieprzytomny jak panowie zresztą widzieli. -powiedział zamykając jakąś teczke, po czym wstał i włożył ją pod pache.

- Niestety nie jest to takie proste. Jego prawie cała rodzina nie żyje, a Ci którzy cudem zostali przy życiu wyjechali niewiadomo gdzie. Więc niech mi pan do cholery powie co teraz z nim będzie, bo mamy do tego cholerne prawo skoro mój syn jest jego jedyną rodziną!- wysyczał mój staruszek cały czerwony ze wściekłości. Nie rozumiałem co się z nim dzieje. Nigdy się tak nie zachowywał, a co dopiero wtedy kiedy ktoś przestrzegał obowiązujących zasad. Na pewno wiedział, że ten mężczyna mówi prawdę i naprawdę ciężko byłoby to przeskoczyć.

- No dobrze, niech się pan już uspokoi.- zgodził się w końcu poirytowany mężczyna. - Skoro taka jest prawda to proszę jak najszybciej jechać po dokumenty pana Hale'a, bo bez tego nie ruszymy. - kontynuował powoli kierując się w stronę drzwi. - Ja tym czasem idę do pacjenta jeśli panowie pozwolą. - dodał otwierając je po chwili i wyszedł.

- Tak, dziękuje bardzo.- powiedziałem podchodząc do niego na co on kiwną mi głową i zniknął w sali w której leżał Derek.

***
No cześć wszystkim. Tak wiem, strasznie długo mnie nie było za co przepraszam. No nic łapcie nowy rozdział i dajcie znać czy się podobał. Dziękuje. Do następnego. xx

SZEWII

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro