95.
Prawdę mówiąc, Louis wciąż obawiał się konfrontacji z Harrym. Dobrym rozwiązaniem w takim wypadku byłoby zostanie w domu. Jednak chciał spędzić z nim jego czterdzieste pierwsze urodziny, mając nadzieję, że będzie z nim także na następnych.
Dlatego też postanowił przechytrzyć wszechświat. Zabrał Stylesa do jedynego miejsca, gdzie mogą dobrze się bawić, nie mając zbyt wielu okazji do poważnych rozmów i do upicia się, więc chłopak nie powie znów jakiejś głupoty. Plus, w takim miejscu raczej nie spotkają nikogo znajomego, więc Lou nie będzie musiał dzielić się mężczyzną z nikim tej nocy.
- Klub karaoke? - Pyta zielonooki z lekkim zdezorientowaniem. Niepewność w jego głosie sprawia, że Tommo czuje się jakby nawalił. - Nie jestem najlepszy w śpiewaniu. A tym bardziej w śpiewaniu przed tłumem.
Szatyn macha swoją małą dłonią w niedbały sposób i uśmiecha się zbyt szeroko, żeby mogło to być szczere.
- Nie martw się! Będziesz świetny.
- Jesteś pewien, że nie wolisz pójść do restauracji? - Pyta wciąż nie przekonany mężczyzna.
- Harry. To twoje urodziny, więc po prostu zamknij się i pozwól mi sprawić, że będziesz się dobrze bawić.
- Możesz to zrobić nawet nie wychodząc z samochodu. - Rzuca starszy sugestywnie ruszając brwiami, za co obrywa w ramię od rozbawionego nastolatka.
- Rusz swój sypiący się tyłek i chodź ze mną. Kto wie, może nawet uda nam się zaśpiewać coś z High School Musical? Tylko Bóg wie jak bardzo chciałbym być Gabriellą.
°°°°°
Okazuje się, że a) Louis daje czadu jako Sharpay znając wszystkie teksty jej piosenek (Harry'ego to nie dziwi), b) małymi różowymi drinkami podawanymi w klubach karaoke można się naprawdę szybko upić, c) Styles w wieku czterdziestu jeden lat jest dużo zabawniejszy.
- Mają naszą piosenkę! - Krzyczy Harry do rozbawionego szatyna.
Louis lekko zatacza się z boku na bok, sącząc swojego kolorowego drinka, więc opiera ciężar ciała na starszym. Podnosi rozchwiane spojrzenie na twarz bruneta.
- My nie mamy piosenki.
- Brzmisz jak Taylor Swift.
Lou wywraca oczami i idzie z mężczyzną do maleńkiej sceny. Witają się uśmiechami z całym tłumem ich nowych znajomych i Harry wskakuje na podest.
Swoją drogą Tommo jest zaskoczony ilością obcokrajowców jaką tu spotkał. Wszyscy oczywiście równie pijani co on i jeszcze bardziej weseli. Od dzisiaj Szkoci i Polacy to jego ulubieńcy.
Marta - niska, krągła kobieta z najmocniejszą głową na świecie (zdaniem Tomlinsona) - otacza go ramieniem. Wskazuje swoim pulchnym palcem na scenę i krzyczy coś do jego ucha w ojczystym języku. Louis rozumie z tego tylko "Henryk" co pewnie miało oznaczać Harry'ego, ale i tak kiwa głową radośnie. I cóż, to prawdopodobnie dobra odpowiedź, bo już po chwili trzyma w dłoni nowego drinka.
Muzyka zaczyna lecieć, więc Lou na powrót skupia spojrzenie na Stylesie. Mężczyzna stoi na podeście w do połowy rozpiętej koszuli w banany (którą ubrał od razu kiedy dostał ją od Tomlinsona) i patrzy prosto na niego.
- To nasza piosenka, kochanie! - Woła do mikrofonu, lekko się zataczając. Wszyscy krzywią się na ten hałas, ale Lou uśmiecha się szeroko z iskrami szczęścia w oczach.
PO chwili Harry zaczyna śpiewać (być może spóźnia się z każdym słowem o sekundę, ale wszyscy są już na tyle pijani, żeby się tym nie przejmować).
- Sometimes | Something beautiful happens | in this World | You don't know how | to express yourself so...
Tommo śmieje się głośno słysząc pierwsze słowa "I just had sex". Chłopak pamięta ich jadących samochodem i wykrzykujących jej słowa do zdarcia gardła. To działo się gdzieś na początku ich znajomości i nastolatek nie spodziewał się, że brunet będzie to pamiętać.
- Lou just gotta sing... - kontynuuje Styles, zmieniając "you" na "Lou" i to jest zbyt słodkie. Chłopak nie może się powstrzymać i zaczyna śpiewać resztę tekstu razem z mężczyzną.
- I just had sex | And it felt so good! | A woman let me put | my penis inside of her!
Oboje śpiewają głośno (bardzo fałszując, ale kto by się przejmował?), patrząc w swoje zaczerwienione oczy z radością.
- I just had sex | And I'll never go back | To the not-havin'-sex |ways of the past...
°°°°°
Gdy o czwartej rano wychodzą z klubu pijani, ze zdartmi gardłami i lepiącymi się ubraniami, Louis wciąż nie może uwierzyć w to jak dobrze się dziś bawił. Karaoke zabrało im cały wieczór i chociaż może to zabrzmieć żałośnie, Tommo uważa tą noc za jedną z najbardziej romantycznych jakie przeżył.
Wtaczają się do samochodu starszego i lądują na tylnym siedzeniu. Już po chwili ich ubrania trafiają na podłogę, ale żaden z nich nie przejmuje się na tyle by je podnieść.
- Wszytkiego najlepszego. - Szepcze Lou biorąc w siebie kutasa Harry'ego. - Zapomniałeś pomyśleć życzenie.
- To nie ma znaczenia. Już się spełniło. - Odpowiada starszy całując go zachłannie i po raz kolejny wbijając się w jego ciało, powodując u młodszego główny jęk.
I cóż innego mu pozostało? Louis umiera z radości, miłości i zbyt dużej ilości alkoholu. Chce przekazać Harry'emu jak bardzo go kocha, jednak wciąż pozostaje w strachu przed słowami.
Dlatego ujeżdza swojego tatusia na tylnym siedzeniu samochodu, tak jak jeszcze nigdy wcześniej, mając nadzieję, że Styles zrozumie.
°°°°°
Jak wielkim przegrywem trzeba być, żeby chorować w wakacje?
Btw, Kasha i jej nowa muzyka to moja miłość na ten moment. Czy ktoś też się zakochał w jej piosenkach?
Okay, chcę jeszcze tylko zaprosić was na one shota "Bad boy for a snack", którego znajdziecie w mojej książce Short stories || boyxboy. Nieskromnie powiem, że mi się bardzo podoba, więc jeśli macie ochotę, to śmiało!
Kocham was,
Wiktoria ×××
PS: mam nadzieję, że następny rozdział będzie szybciej i przepraszam za tą zwłokę. Po prostu jakoś nie mogę się ogarnąć ostatnio.
° 5 ROZDZIAŁÓW DO KOŃCA °
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro