Part 35.
Wesele do końca minęło całkiem nieźle. Alkohol sprawił, że humory trochę poprawiły się, a miłość okazywana Harry'emu podtrzymywała go an duchu. Chłopak co jakiś czas przepraszał za rodziców, a ja zapewniałem, że to żaden powód do wstydu, bo moi rodzice też nie są idealni. W niedzielę leczyliśmy kaca, a o pierwszej mieliśmy obiad, na którym Gem dziękowała wszystkim za przybycie i chwaliła się podróżą poślubną. Dziękowała nam za wycieczkę i mówiła, że nie może doczekać się kolejnych wakacji. Na szczęście teraz nie było rodziców rodzeństwa. Złość nadal mi nie przeszła i nie miałem nawet wyrzutów sumienia za moje czyny. Ich ojciec zasłużył sobie na wszystko czym go obdarowałem i mógłbym poruszyć niebo i ziemię gdyby znowu chciał coś zrobić Harry'emu czy Gem.
Teraz napawaliśmy się upalnym latem i zastanawialiśmy się jak je spędzić. W niedzielne popołudnie odwiedziła nas Sky chwaląc się pięciomiesięcznym brzuchem. Nastolatka już nie mówiła o aborcji, ale denerwowała się, gdy snułem plany na przyszłość i widziałem ją w roli matki. Harry delikatnie sugerował, że Skyler może chcieć oddać dziecko do adopcji, a ja od razu zapytałem czy o tym rozmawiali. Wzruszył ramionami, a ja szykowałem się na rozmowę z moją siostrą. Siedzieliśmy w pizzerii i dziewczyna pokazywała nam zdjęcia USG z ostatniego badania. Uśmiechnąłem się widząc zarys dziecka, a Sky nie była jakoś zbytnio wzruszona.
- Masz już imię? - zagaiłem.
Nastolatka wzruszyła ramionami i wzięła kolejny kawałek pizzy do ust. W końcu odpowiedziała, że je oddaje, bo jest za młoda na matkę. Spojrzałem na Stylesa, bo wiedziałem, że wiedział o tym już od dawna. Czułem się odsunięty, bo oni mówili sobie o wszystkim.
- Mama wie?
- To moje życie.
- Jesteś niepełnoletnia.
- Ale mam prawo je oddać. Zresztą naprawdę widzisz mnie w roli matki? Ostatnio umarł mi chomik, Lou.
- Kolejny?!
- No dziwny jakiś był i ciągle biegał w kółku i kilka razy z niego spadł i chyba coś mu się stało.
Na usta cisnęło mi się, że moja siostra powinna dostać kaktusa zamiast żywego zwierzątka, a na pewno nie powinni dawać jej dziecka. Obiecałem sobie, że wieczorem zadzwonię do mamy i opowiem jej o wszystkim.
Po obiedzie pojechaliśmy do mnie gdzie Harry oglądał ze Sky "Gotowe na wszystko". Nie przepadałem za tym serialem i siedziałem w sypialni z laptopem na kolanach, obserwując ich. Mój chłopak tulił się do brzucha i cieszył każdym ruchem. Moja siostra objadała się lodami i komentowała zachowania bohaterów.
W mojej głowie pojawiła się myśl o Amandzie i jej ciąży. Miałem nadzieję, że chociaż ona jest odpowiedzialniejsza i jej dziecko jest w lepszych rękach. Wybrałem numer Jamesa, by zapytać jak radzi sobie w roli przyszłego ojca i liczyłem, że wyciągnę go na squasha. Sky zapowiedziała, że zostaje u nas do jutra, a ja potrzebowałem jakiegoś ruchu. Mój przyjaciel odebrał, a ja wewnętrznie czułem, że coś jest nie tak.
- Wszystko w porządku, Jimmy? - zapytałem.
- Straciliśmy je, Louis.
- Kogo?
- Nasze dziecko, Lou. Amanda poroniła.
Zaniemówiłem, a mój przyjaciel zaczął przepraszać za wszystko. Nie miał powodów do przeprosin, a ja zapytałem jak czuje się jego żona. Podobno kobieta już wróciła do domu i nie wstaje z łóżka.
- Przyjadę, James.
- Nie trzeba, Louis. Radzimy sobie.
- Zrobić wam jakieś zakupy? Potrzebujecie czegoś?
- Muszę się najebać, ale nie mogę jej zostawić.
- Będę za kwadrans.
Rozłączyłem się i zerwałem z łóżka. Dwie pary oczu zwróciły się na mnie, gdy prędko zbierałem się do wyjścia. Harry zaczął pytać co się stało, a ja wyjaśniłem, że muszę jechać do mojego przyjaciela. Od razu poskładał dwa do dwóch i zapytał czy coś złego jest z Amandą. Spojrzałem na niego, a on zrobił przerażoną minę. Wyszedłem bez zbędnego słowa, a ten zaczął wydzwaniać. Zacząłem tłumaczyć mu całą sytuację, a ten był zły, że go nie zabrałem. Poprosiłem żeby zajął się Sky. Wchodząc do domu mojego przyjaciela witałem się. Panowała gęsta atmosfera, a mężczyzna był załamany. W przedpokoju stały jakieś kartony, a James przyznał, że Amanda zaczęła już zakupy.
- Kiedy to się stało?
- Tydzień temu.
- Dlaczego nie zadzwoniłeś? Pomógłbym wam.
- W czym, Louis? Uratowałbyś je? Błagam.
Spuściłem wzrok i spojrzałem na zapakowane rzeczy. Odchyliłem karton i zauważyłem różową sukienkę.
- Proszę, Louis - usłyszałem i od razu zakryłem ubranie. - Możesz wynieść to do piwnicy? Ja... ja nie potrafię, Lou.
- Jasne.
Prędko skierowałem się do piwnicy i upchnąłem kartony w na najwyższej półce regału. Wracając do domu zauważyłem pustkę. Szybkim krokiem skierowałem się do sypialni i zauważyłem ciało kobiety na łóżku. Jej mąż mówił, że przyszedłem i powinna wstać.
- Niech leży. Hej, Amanda - podszedłem do niej i pocałowałem ją w policzek. - Potrzebujesz czegoś?
Spojrzała na mnie, a jej oczy prędko zaszły łzami. Pogłaskałem ją po twarzy, a ona szepnęła:
- Jego, Louis. Potrzebuję jego.
Wiedziałem, że nie mówi o Jamesie i właśnie to sprawiło, że poczułem ucisk w środku, a klatka piersiowa zaczęła mnie piec zupełnie jak ściśnięte gardło. Przytuliłem ją, nie wiedząc co zrobić. Kobieta głośno szlochała i mówiła, że je straciła. Ugryzłem się w język, gdy chciałem powiedzieć, że postarają się o kolejne. Starali się tyle lat i znowu się nie udało. Postanowiłem milczeć, a James zaproponował kawę, a ja zgodziłem się. Po raz pierwszy czułem nienawiść wobec Sky, która zaliczyła zwykłą wpadkę i nie chciała dziecka podczas gdy moi przyjaciele starali się tyle lat i nadal nic.
Amanda usnęła, a ja zszedłem na dół. Siedząc w salonie rozmawiałem z moim przyjacielem. Opowiadał o poronieniu, a ja nie wiedziałem co powiedzieć. Cieszyli się, że zostało tylko kilka dni do zakończenia pierwszego trymestru, bo wtedy prawdopodobieństwo poronienia zmniejsza się.
- Chyba nigdy nie będziemy rodzicami - powiedział, a ja znowu poczułem smutek.
- Nie myśleliście o adopcji?
- Myśleliśmy, Louis. Ale teraz okazało się, że udało nam się naturalnie i wiesz...
- Pomyślcie o tym. Co mówi lekarz?
- Prawdopodobnie Amanda nigdy nie donosi ciąży.
Zapanowała cisza, którą przerwał mój telefon. Harry powiedział, że za kwadrans będzie u Jamesa, a Sky odwiózł do domu. Byłem wściekły, że tu jedzie, ale on uparł się. W końcu westchnąłem i pożegnałem się.
-----
Drama timeeee. I 100K wyświetleń time! *-*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro