prolog
◻
Wszedł do sklepu po papierosy. To była już jego rutyna, co wtorek szedł do sklepu obok jego domu i kupował te same papierosy, zawsze u tej samej kasjerki. Zaprzyjaźnili się, zawsze miała odłożoną paczkę dla niego.
Uśmiechnął się do niej i wyłożył na ladę odliczone kilka dolarów, po czym po wymienieniu kilku zdań, wyszedł i skierował się do domu. Był szczęśliwy.
"Czyli terapię jednak coś dały"
Pomyślał. Musiał się wyleczyć z tej nastoletniej miłości. Udało mu się. Nie chciał myśleć o nim, zapomniał o nim. Wymazał go z życia. Ma teraz szczęśliwą rodzinę;
Żonę, dwójkę dzieci i jedno w drodze, duży dom i psa. Coś o czym marzył. Miał też dobrą pracę, osiągnął coś w życiu. Był znanym na całe miasto biznesmenem. Mógł dziękować tylko swojemu ojcu, który przyłożył rękę - dosłownie i w przenośni - do tego jaki teraz jest. Oczywiście, blizny zostaną, ale one pokazują mu jak dużo przeżył.
Wszedł do domu i na wejściu przywitał go jego pies, a później dzieci. Pocałował swoją żonę i zdjął kurtkę.
--Pójdziemy później na spacer? --Zapytał, a dzieci głośno krzyknęły "tak!".
Czy to jest prawdziwe?
Nie mógł uwierzyć jak dobrze mu się żyje. Wyszedł z tak okropnego dna
Wróć.
On już kopał dno od spodu. Był uzależniony od narkotyków (co za ironia), miał depresję i był po kilku próbach samobójczych. Wtedy pojawiła się ona - najcudowniejsza kobieta w jego życiu. Pomogła mu z tego wyjść, poszła z nim na terapię. Rok później się jej oświadczył, a kilka miesięcy później dowiedział się, że zostanie ojcem. Teraz ich dzieci miały trzy lata, on wyszedł na prostą i zaczął kompletnie nowe życie.
Życie bez Gerarda.
◻
***
Zobaczymy co z tego wyjdzie XD
[Słów 277]
11.01.2020
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro