Rozdział XIV
Pukam do drzwi domu Alicji. Otwiera lecz zaraz jej twarz wykrzywia grymas.
- Miałaś rację - to pierwsze co mówię - w sprawię Artura, coś jest na rzeczy.
Wiem, że przychodząc do niej wracałam tak naprawę z podkulonym ogonem, ale ona jest jedyną osobą która wie o całej sprawię i której ufam, a potrzebuję teraz osoby z którą mogę porozmawiać i przede wszystkim potrzebuje pomocy.
Uśmiecha się i otwiera szerzej drzwi bym mogła wejść do domu. Rozglądam się po okolicy sprawdzając czy wokoło nie ma nigdzie Venandi. Nie powiedziałam wyjątkowo Arturowi gdzie będę, więc jak mnie zakatują jestem zgubiona, choć teraz nie wiedziałam czy mogę mu wogule ufać, nie po tym co zobaczyłam. Wchodzę do domu Alicji, a ta od razu bierze się za robienie gorącej czekolady, wiedziała jak podnieść mnie na duchu. Kiedy już obie miałyśmy w rękach kubki siadłyśmy na kanapie.
- O co chodzi? - pyta.
- Odbyłam podróż w której widziałam jak Artur próbuje mnie załatwić sztyletem, własnymi rękami.
Ona nic nie mówi, nie musi, miała rację co do podważania Artura, a ja ją olałam.
- Potrzebuję twojej pomocy, co mam teraz zrobić?
- Ja bym na twoim miejscu już na samym początku kazała bym mu się odczepić, ale teraz jest na to za późno. Musisz dalej w tą brnąć.
- Co? I dać się zabić?
- Było trzeba słuchać mnie na początku, od razu mówiłam, ze z tym gościem jest coś nie halo, mój instynkt nigdy nie zawodzi - w jej głosi słyszałam rozdrażnienie, ale nie miałam o to pretensji. - A to że wkrótce przejdzie na złą stronę mocy dowodzi mojej teorii.
- Czyli co teraz?
- Udawaj, że wszystko jest w porządku i spróbuj się czegoś dowiedzieć. Śledź każdy jego ruch, w końcu się z czymś zdradzi co naprowadzi nas na właściwy trop, dlaczego będzie chciał cię zabić.
- A wtedy spróbujemy tego uniknąć.
- Tak, cieszę się, że wreszcie do ciebie dotarło, że nie należy mu ufać.
Stąd te wszystkie podróże po spotkaniach z nim, los wcale nie chciał mi dać do zrozumienia, że mam pracować z nim tylko, że mam się go wystrzegać. Serce mi pękło. Ja tak mu ufałam, co ja gadam, ja go kocham. A on mnie w wkrótce zdradzi, co z tego, że teraz i wcześniej był dobry i mi pomagał, chronił przed Venandi skoro w końcu będzie chciał mojej śmierci. A może ktoś go zmusi do próby zabicia mnie? Może go zaszantażują? Rozpaliła się we mnie iskierka nadziei. Może jeszcze nie wszystko stracone. Powiedziałam o tym Alicji. Nic na to nie odpowiedziała, wiedziała jakim uczuciem go darzę i nie chciała mi odbierać tego co jeszcze pozostało. Został mi tylko wiara, że tzw. złe siły go nie opętają i nie odbiorą mu rozsądku i nie podejmie próby zabicia mnie z własnej woli. Bo wiedziałam, że to co zobaczę w podróży się spełni, zawsze tak jest, to coś w formie samo spełniającej się przepowiedni, wszystkie podróże się spełniają, taka jest cena możliwości oglądania przyszłości.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro