until we die
[ no to co? komentujcie ten ostatni raz! ]
Westchnęłam cicho i podeszłam ponownie do ogromnego lustra, które zostało ustawione obok okna, aby naturalne światło mogło mnie oświetlać. Momentalnie skrzywiłam się na widok, który mnie zastał, ponieważ moja fryzura zdążyła się już zepsuć. Nie mogłam wytrzymać, zaczęłam się wkurzać, a do tego dochodziły nerwy związane z tym, co takiego może się stać. Jak zwykle nie byłam w stanie opanować swoich rozszalałych, jak drzewa podczas wichury, emocji. Stresowałam się przed każdym wspólnym wyjściem, chociaż było ich naprawdę masa. Nie umiałam nauczyć się, że to wszystko, co dzieje się w moim życiu jest całkowicie normalne. Randki stały się porządkiem dziennym, a ja nie powinnam się tym wszystkim tak stresować, przecież to było zupełnie głupie zachowanie. Jednak jak długo sobie wmawiałam, że wszystko jest dobrze, tak szybko robiło mi się słabo, że z nim wychodzę. To nie było normalne, dobrze wiedziałam, ale miłość potrafi zrobić człowiekowi pranie mózgu, żeby nie mógł później myśleć w logiczny sposób.
Jednak ten dzień był zupełnie inny i każdy w pewien sposób się stresował. Nie było to takie dobre ze względu, że ja już czułam jak mi niedobrze, ale musiałam zacisnąć zęby i się opanować, co wcale nie było takie łatwe. Wydawało mi się, że to powinien być najlepszy dzień mojego życia, a zamiast tego czułam potrzebę skoku z mostu jak najszybciej.
Zaczęłam gorączkowo poprawiać swoją fryzurę i spoglądałam na zegar całkowicie przerażona, że nie uda mi się wyrobić. To nie było w ogóle możliwe. Nigdy nie będę gotowa na czas, czy to może jestem jakoś przeklęta, że nie udaje mi się wyrabiać na odpowiednie godziny?
-Przestań się tak poprawiać, przecież wyglądasz ślicznie -powiedział męski głos, a ja tylko wydałam z siebie niezidentyfikowany dźwięk, który bardziej pasował do zdychającego wieloryba niż kobiety w moim wieku. -Emily, przecież mówię, że wyglądasz świetnie, przestań się tak poprawiać.
-Łatwo ci mówić tato! Masz żonę, która cię nie zostawi i której nie przeszkadza twój wygląd, a ja muszę dbać, żeby zatrzymać swojego chłopaka przy sobie -zaczęłam znowu nawijać jak głupia i wtedy to mój ojciec złapał moje dłonie, żebym nie mogła już dotknąć swoich włosów. Spojrzał w moje oczy w odbiciu lustrzanym i posłał mi szeroki uśmiech.
Do pomieszczenia weszła również moja mama, a w jej oczach stanęły łzy, jakby widziała mnie po raz pierwszy, ale wiedziałam, że tak będzie. Była taka krucha i nie mogła przestać mówić o tym wszystkim od dawna. Wiedziałam, że cieszy się tym wszystkim za nas wszystkich, ale również dzieli ze mną stres. Była najbardziej pomocną osobą w ostatnim okresie i to ona zawsze potrafiła stanąć na wysokości zadania. To ona pomogła mi przyswoić sobie wiadomość, że to naprawdę się dzieje. Nawet nie marzyłam o takim zakończeniu tego wszystkiego. To było niczym grom z jasnego nieba, zupełnie przerażające, niespodziewane, a zarazem piękne i wywołujące łzy.
-Myślę, że ten twój kawaler jest na tyle mądry, żeby nie patrzeć tylko na wygląd. Zawsze, gdy tylko cię widzi aż oczy mu się świecą, jakby miał w nich jakieś pochodnie albo świetliki. Poważnie córeczko, nie masz czego się obawiać. Nawet jeśli kiedykolwiek myślał, żeby wszystko rzucić i uciec w cholerę to jestem pewien, że takie myśli opuściły go już dawno temu. Przecież dobrze wiesz, że on bardzo cię kocha i nigdy by cię nie zostawił -powiedział cicho mój ojciec, a moja rodzicielka stanęła razem z nim, tylko po mojej lewej.
-Twój tata ma rację, Emily. Jesteście ze sobą już dłuższy czas, a nadal widzę tę samą młodzieńczą fascynację między wami. Takie coś nie zdarza się zawsze, jesteście takimi swego rodzaju bratnimi duszami -odpowiedziała mama, a w moich oczach również stanęły łzy, które nigdy nie powinny się tam pojawić, ponieważ mój makijaż był zrobiony idealnie, a jeśli kosmetyczka musiałaby go ponownie poprawiać, to chyba urwałaby mi głowę.
-Gdzie się podziali moi rodzice, którzy uważali go za zagrożenie dla mojego życia? Przecież ten dureń gra w zespole rockowym, ma tatuaże -zaśmialiśmy się cicho na wspomnienie tych momentów, kiedy to moja rodzina zażarcie się kłóciła o możliwość mojego randkowania z tym debilem. -Jakim cudem dotarliśmy do tego momentu?
-Nie mam pojęcia córeczko, ale jesteśmy z ciebie niesamowicie dumni i naprawdę wspieramy cię w każdej decyzji, którą podejmiesz. Zawsze będziesz naszym oczkiem w głowie, nie zapominaj o tym, kochanie -powiedziała mama, a po jej policzkach spłynęło kilka łez, które szybko starała się wytrzeć.
-Nie płacz mamo, bo zaraz ja również będę ryczeć i Leila mnie zamorduje, dobrze o tym wiesz. Nie chciałabym umrzeć, chociaż z drugiej strony lepsza wizja śmierci niż dzisiejszego dnia -jęknęłam z przekonaniem, że zaraz naprawdę zwymiotuję i będzie pozamiatane. Jeszcze nigdy w całym moim życiu się tak nie stresowałam.
-Przestań tak mówić, wszystko będzie dobrze -zapewnił mnie ojciec, a ja posłałam mu wkurzone spojrzenie, które tylko sprawiło, że wzruszył beztrosko ramionami. -No nie patrz tak na mnie! Jestem całkowicie poważny. Nawet jeśli ci się wydaje, że to koniec świata to niedługo będzie po wszystkim, a ty nawet nie będziesz w stanie opisać, jak szczęśliwa jesteś.
-To nie jest wcale śmieszne tato, ja zaraz zemdleje, chyba potrzebuje się przewietrzyć. Tak, zdecydowanie to jest najlepsze rozwiązanie. Muszę wyjść na chwilkę na zewnątrz -zaczęłam ponownie nawijać bez sensu, a moje dłonie trzęsły się jak galaretka.
-Emily, nigdzie nie idziesz. Nie będziesz uciekała, nie teraz! Miałaś czas na rozmyślenie się już dawno temu. Wszyscy już czekają, a ty chcesz sobie uciec. Nie tym razem moja droga, od niektórych spraw nie można uciec. Takie jest już życie i nie ma co się opierać. Czasem chcemy wszystko rzucić, ale tak nie możemy. Trzeba być choć trochę odpowiedzialnym za swoje czyny -powiedziała mądrze mama, ale ja nadal jej nie słuchałam. Uchyliłam okno i próbowałam wziąć oddech, który dostarczyłby mi odpowiednią ilość tlenu, potrzebną mi do życia.
Nagle drzwi się otworzyły, a do środka wpadł mój brat razem z siostrą. Moje serce przeżyło kolejny atak. Musiałam chyba bardzo zbladnąć, ponieważ wszyscy na mnie spojrzeli. Moje nogi zaczęły robić się bezwładne. Czułam, że zaraz upadnę. Na szczęście w porę złapał mnie ojciec i nie pozwolił upaść, byłam mu niezmiernie wdzięczna za ratunek, ponieważ nie byłam w stanie stać o własnych siłach. Cała się trzęsłam.
-To już?! Nie jestem gotowa! Nie mam nic przygotowanego. Muszę poprawić włosy i jeszcze ten głupi makijaż jest cały rozmazany. Przecież ja nie jestem w ogóle przygotowana! -zaczęłam piszczeć z przerażeniem, a mój oddech zaczął robić się urwany. Nagle nie mogłam złapać nawet powietrza i czułam, że to już ostatnie chwile mojego życia.
-Masz jeszcze dużo czasu siostra -powiedział Charlie, a ja momentalnie odetchnęłam z wielką ulgą i poczułam lekki przypływ sił. Zaczęłam lekko dyszeć, ponieważ naprawdę trudno było mi złapać oddech. Moje tętno prawdopodobnie było tak wysokie, że myślałam, iż zaraz padnę na twarz i będzie co zbierać.
Wtedy spostrzegłam moją siostrę, która trzyma dłonie na swoich policzkach, a jej usta są szeroko otwarte. Była całkowicie zdumiona widokiem.
-Wyglądam aż tak źle? -zapytałam z ogromnym przerażeniem. -Boże, wiedziałam, że to zły pomysł. Mówiłam, żeby nie szaleć z tym cholernym materiałem. Przecież wyglądam jakbym była co najmniej dwadzieścia kilo większa. Jestem taka beznadziejna. Nie mogę wyjść!
-Co ty gadasz?! Wyglądasz jak cholerna księżniczka z bajki Disneya. Mów sobie co chcesz, ale kiedy na ciebie patrzę, to jestem dumna z bycia twoją siostrą, rozumiesz? Nawet sobie nie wyobrażasz, jak pięknie wyglądasz. Obiecuję ci, że każdy z osobna padnie na twój widok -zapewniła mnie siostra z głosem najbardziej szczerym, jaki w życiu słyszałam. Znowu chciało mi się płakać.
-Nikt nie padnie, bo nigdzie nie idę! -zawołałam płaczliwie, ale wtedy tylko wszyscy jęknęli niezadowoleni. -Możecie wszystko odwołać, ja na pewno nie będę brała w tym udziału. Nie ma żadnych szans.
-Dobra, dobra. Nie zgrywaj takiej bohaterki, a ty mamo chodź na chwilkę, bo jest jeden problem i musisz mi pomóc -powiedział nagle Charles, a ja momentalnie wzdrygnęłam się na słowo „problem", ponieważ to nie oznaczało nic dobrego. Starszy brat powiedział coś naszej rodzicielce na ucho i zaraz potem ta przeprosiła, żeby wyjść jak burza. Widziałam zmartwienie na jej twarzy.
-Popilnuj siostry, żeby nie uciekła, a ja zaraz wrócę, pójdę sprawdzić, czy wszystko jest w porządku -powiedział tata i puścił oczko do mojej młodszej siostry. Ta tylko skinęła głową, obiecując, że żywcem mnie nie wypuści, a ja usiadłam na stołku przy toaletce i schowałam twarz w dłoniach.
-Czemu jesteś taka zrozpaczona? Tak bardzo się cieszyłaś przygotowaniami i w ogóle tym wszystkim. Chciałaś, żeby wszystko było idealne i nie mogłaś przestać się uśmiechać -zauważyła Charlyn, która podeszła do mnie i przyklęknęła przede mną, żeby tylko zabrać dłonie z mojej twarzy.
-Wstawaj idiotko, rozwalisz sobie kolana i jak niby będziesz stała obok mnie? Mówiłam ci, żebyś uważała. Żadnych siniaków i zadrapań na nogach -powiedziałam poważnie, a moje oczy wypełniły się łzami. Zaczęłam szybko mrugać, aby je odgonić.
-Czyli jednak pójdziesz? -zapytała z wielkim uśmiechem, a ja westchnęłam, ponieważ nadal nie byłam tego pewna. W moim wnętrzu toczyła się ogromna walka, wtedy do pomieszczenia jak burza wpadła Jessie. Jej mina nie wyglądała zbyt dobrze. Momentalnie wiedziałam, że coś nie gra. To nie był przypadek, że wszyscy biegali.
-Nie ma tutaj przypadkiem, uh, mojej bransoletki? -zapytała głupio przyjaciółka, a moje serce zaczęło znowu bić jak oszalałe. -Ślicznie wyglądasz Emily, moje kochanie. Jestem taka szczęśliwa z twojego powodu!
-Jessie do cholery jasnej. Jesteś moją przyjaciółką, co ty w ogóle próbujesz osiągnąć? Widzę, że coś ukrywasz! Nie kotkuj mi tutaj w tej chwili, bo wiem, że gdybyś przyszła tutaj szukać bransoletki naprawdę to obyłoby się bez tej szopki. Co się dzieje?! -zapytałam wkurzona do granic możliwości, a jednocześnie przerażona, że wszystko się zepsuło.
-Nic, jejku, czy nie mogłam być po prostu miła dla ciebie chociaż raz? Dzisiaj taki dzień, a ty uważasz, że nie mogę być szczęśliwa razem z tobą?! -zapytała z wyrzutem i prawdopodobnie bym jej uwierzyła, ale wtedy to nadszedł kolejny grom z jasnego nieba, który mówił, a wręcz krzyczał, że wszystko jest nie tak!
-Znalazłaś go już?! -zawołał Dylan i zamilknął widząc moje zdenerwowanie, które wymalowało się na twarzy. -No wiesz, tego buta, którego zgubił Michael! Z tym chłopakiem to gorzej niż z dzieckiem, mówię ci Ems.
-O nie! Tak nie będzie. Wciskacie mi kit, a tam dzieje się coś strasznego i ja to wiem! -warknęłam i wstałam. Moje szpilki wydały z siebie stukot. Uniosłam dół mojej sukni i ruszyłam do przodu szybkim tempem.
-A ty gdzie?! Nie możesz wyjść Emily, co ty odwalasz? Co, jeśli ktoś cię zobaczy? Chyba nie chcesz tego, prawda? -zawołała donośnie przyjaciółka, ale tylko posłałam jej wymowne spojrzenie, które mówiło, żeby mnie więcej nie wkurwiała i po prostu przepuściła, ponieważ muszę wyjść i zobaczyć co się dzieje. -Uciekasz w tej chwili?!
-Nie uciekam ty idiotko, ja po prostu idę zobaczyć, co się dzieje! -zawołałam głośno, ale i tak miałam zamiar stąd spieprzyć, przecież nikt nie zauważy, a skoro okazja się nadarzyła, to nie mogłam jej zaprzepaścić.
Szłam korytarzem niesamowicie szybko, a za mną trójka osób biegła z przerażeniem i krzyczeli różne rzeczy, ale nie miałam zamiaru ich słuchać, nie w tej chwili, nie kiedy mój dzień został całkowicie zrujnowany.
W końcu trochę im uciekłam i skryłam się w jakimś schowku na szczotki, który był po drodze. Słyszałam tylko ich głosy. Rozmawiali, gdzie uciekłam i zaraz odgłos szpilek dziewcząt było słychać w oddali, więc wyszłam z pomieszczenia i ruszyłam w stronę, z której przyszłam. Musiałam się dowiedzieć, co się dzieje. Słyszałam zamieszanie i dość głośne rozmowy na różne tematy, ale nie byłam w stanie teraz o tym myśleć. Ruszyłam w stronę wyjścia z tego popapranego miejsca i w końcu odetchnąć z ulgą. Byłam już naprawdę blisko, wystarczyło, żebym ominęła niezauważalnie drzwi, za którymi znajdowali się najprawdopodobniej wszyscy mężczyźni, którzy poprawiali na ostatnią chwilę swoje włosy i garnitury. Byłoby pięknie, ale wtedy Luke zagrodził mi drogę. Oparł rękę o ścianę i po prostu nie przepuścił. Na jego twarz wpełzł szeroki uśmiech, ale widziałam lekką niepewność.
-Co tutaj się dzieje?! Kogo wszyscy szukają i dlaczego ja nic nie wiem!? -zawołałam, czując, że zaraz rozpłaczę się na środku tego okropnego korytarza. -Czy ktoś może w końcu mnie oświecić?!
-Wszystko w porządku złotko. Ślicznie wyglądasz, wiesz? Powalisz ich -zaczął zmieniać temat Hemmings, ale ja tylko zmroziłam go wzrokiem. -Wszystko jest idealnie kotku, nie martw się. Weź głęboki oddech i uspokój się. Nie ma co się denerwować na zapas. W tej chwili goście już prawie są, więc niedługo zaczynamy.
-Dobrze, więc przepuść mnie -powiedziałam, ale ten pokręcił głową i roześmiał się. -Mówiłeś, że nie mam się czym martwić, więc dlaczego mnie nie przepuścisz? No dalej! I nie próbuj mi wcisnąć kitu jak Jessica, jesteście siebie warci, debile.
-Cóż, pewnie dlatego jesteśmy w związku, ale ja tam się nie znam -zaśmiał się Luke, a ja poczułam nagłą potrzebę uderzenia go prosto w twarz. Jednak powstrzymałam w sobie tę okropną chęć. -Patrz, jest dobrze. Wracaj do siebie i spotkamy się w ogrodzie.
-Mam kajdanki Luke! -zawołał nagle znany mi głos i lekko przykucnęłam, żeby zobaczyć czy słuch mnie nie myli. Cóż, nie mylił. Zobaczyłam Ashtona, który biegł z jakimiś kajdankami w ręce, a ja naprawdę czułam, że zaraz zemdleję.
-Zamknij się idioto! No patrz, zepsuł nam prezent -jęknął Luke, ale zbyt dobrze go znałam, żeby uwierzyć w kit, który mi wciskali. Uderzyłam blondyna, który mnie blokował, w brzuch i ruszyłam do przodu. Ashtona zamurowało i nie mógł się ruszyć, a ja szłam do przodu. Już prawie byłam przy tym idiocie, kiedy z jednych drzwi ktoś wypadł jak strzała. Pisnęłam.
Wtedy zobaczyłam, kto stoi przede mną i pisnęłam jeszcze głośniej niż wcześniej.
-Calum! Ty chory pojebie! -zawołałam zdecydowanie zbyt głośno, ale nie obchodziło mnie to. Ten patrzył na mnie z przerażeniem, ponieważ nie wiedział, co zrobił, a ja pisnęłam kolejny raz. -Zamknij oczy, ja pierdole! Pan młody nie może widzieć panny młodej w sukni przed ślubem!
Chłopak momentalnie zamknął oczy i odwrócił się do mnie plecami, żeby tylko mnie uspokoić. Moje serce waliło jak oszalałe. W ciągu tych kilku minut zdążyłam nabawić się stresu tak wielkiego, że nawet nie byłam w stanie opisać tego słowami.
Mój narzeczony stał do mnie plecami w idealnie wykrojonym garniturze i ułożonymi włosami.
-O kurwa! -nagle usłyszałam przerażony krzyk mojej przyjaciółki. Spojrzałam do tyłu, a Jessica trzymała Dylana, który natomiast trzymał się za serce. -Co wy dwoje robicie razem?! Czy ktoś coś powiedział?!
-Co mieliście mi powiedzieć?! Co tutaj się dzieje?! -zawołałam, czując, że zaraz się rozpłaczę i to naprawdę, a wtedy makijaż naprawdę pójdzie na stracenie. -Nawet w dzień mojego ślubu nie możecie powiedzieć mi prawdy?!
-Kochanie nie płacz -odezwał się Calum, a ja wzięłam głęboki oddech, żeby tylko się nie przewrócić z niedotlenienia czy czegoś w tym rodzaju.
-Nie płaczę!
Nagle na korytarzu znaleźli się również Charlie i Michael ze swoimi blond włosami, które obiecał zostawić w normalnym odcieniu na nasz ślub. Zobaczyłam też kilka innych osób, które pomagały się przygotować. Wszyscy stali z przerażeniem i tylko ja nie wiedziałam, o co chodzi.
-Dobrze! Są razem, alleluja! Nie uciekną -zawołał z ulgą Michael, a wszyscy nagle krzyknęli równo „zamknij się". Poczułam się jak w komedii romantycznej, ale zupełnie nie chciałam się tak czuć. Wtedy do mnie dotarło, co on powiedział.
-Chciałeś uciec z naszego ślubu?! -zawołałam nagle, całkowicie zdruzgotana, że on naprawdę chciał zrobić mi coś podobnego. -Jak ty sobie to wyobrażałeś? Chciałeś mnie zostawić, ale by było. Taki wstyd przed wszystkimi.
-Odezwała się ta, która chciała wyjść oknem i uciec -dodała Jessica, a Calum momentalnie odwrócił się w moją stronę z otwartymi oczami.
-Też chciałaś mnie zostawić?! -zapytał z wyrzutem, a ja uderzyłam go w ramię.
-Zamknij oczy, nie możesz mnie oglądać do cholery! -zawołałam głośno, a ten znowu przymknął powieki, żeby nie móc zobaczyć mojej sukni, którą i tak już zdążył obejrzeć. -To wszystko jest jakieś śmieszne. Nie ma szans, to najgorszy pomysł na świecie. Po co w ogóle brać ślub?!
-Bo się kochacie? -zaproponował Ashton, a ja pisnęłam ponownie w tych całych emocjach. Nie mogłam się opanować. Było jeszcze gorzej niż wcześniej. -Spokojnie, tylko sugerowałem.
-Oczywiście, że się kochamy ty idioto -zawołał Calum do powietrza, ponieważ miał zamknięte oczy i nie wiedział gdzie stoi jego przyjaciel.
-Więc czemu stoimy tutaj podczas nieudanych prób ucieczki z waszego własnego ślubu? -zapytała zdenerwowana Lyn. -No dalej, możemy po prostu przeżyć ten dzień i żyć długo i szczęśliwie?
Nastała naprawdę długa cisza, podczas której toczyły się losy dalszej przyszłości mojej i Caluma. Każdy był przerażony, że możemy po prostu odpuścić w tej chwili.
-Nie po to wciskałam się w tę niewygodną suknię, żeby teraz nie móc pokazać się gościom -odparłam cicho, a na twarzy mojego narzeczonego pojawił się mały uśmiech. -Chciałam, żeby mnie zobaczyli, a tutaj jakieś problemy na drodze. Nie wiem co i jak, ale powinniśmy się teraz ogarnąć i iść do tego ślubu, choćbym miała przeżyć tam najbardziej upokarzający upadek w moim życiu.
-Wyglądasz olśniewająco w niej, kochanie -powiedział chłopak, a ja wypuściłam z siebie śmiech. Zrobiłam krok w tył i oparłam się plecami o ścianę. Zaczęłam się śmiać jak oszalała, a zaraz ze mną Calum. Skończyło się na tym, że każdy, kto tutaj był śmiał się jak idiota i po prostu tak staliśmy dobre pięć minut. Śmiejąc się z własnej głupoty i stresu.
Nigdy nie czułam się lepiej niż wtedy. Podczas tych kilku minut czułam się wolna i lekka. Napełniła mnie pewność siebie i tak oto każdy z nas skierował się do odpowiedniego pokoju, w którym przygotował się na dobre i cóż, prawdopodobnie mój stres wrócił, dopiero kiedy stanęłam z ojcem, a w tle grał marsz weselny.
Bukiet w moich dłoniach zaczął ciążyć, a ja poczułam, jakbym znowu uczyła się chodzić w szpilkach.
-Już czas kochanie -szepnął mój tata, a ja skinęłam głową na znak, że już jestem gotowa.
Co ma być, to będzie, musiałam jakoś przetrwać ten stres i przeżyć. W końcu tam czeka na mnie moja bratnia dusza, mój ukochany, mój jedyny. Calum Thomas Hood, którego miałam zamiar poślubić i już nigdy nie wypuścić ze swoich sideł. Na dobre i na złe.
Goście wstali, kiedy tylko razem z tatą się pojawiliśmy. Wszystko było jakby za szybą. Widziałam ciotki, które z uśmiechem spoglądały na mnie, moich przyjaciół, którzy pokazywali kciuki uniesione w górę, moją mamę i rodziców Caluma, którzy mieli łzy w oczach. Uśmiechałam się promiennie do każdego, ale ten jedyny uśmiech, który był zarezerwowany dla jednej osoby, zostawiłam na sam koniec. W połowie drogi do mojego przyszłego męża spojrzałam na niego. Jego wzrok utkwiony był we mnie i zobaczyłam coś, czego nigdy się nie spodziewałam.
W jego oczach błyszczały łzy. Autentycznie. Nigdy nie widziałam go z takim anielskim wyrazem twarzy. Stojący obok Luke złapał go za ramię i uścisnął z uśmiechem, jakby chciał mu powiedzieć, żeby się nie rozklejał. Samej zachciało mi się płakać, ponieważ to było takie nierealne. Chłopak przetarł szybko jeden policzek i uśmiechnął się szeroko. Wtedy to postawiłam krok przy nim. Mój tata wypuścił mnie z uścisku.
-Opiekuj się nią kolego -szepnął do chłopaka i poklepał go po ręce. Po tym odszedł i stanął przy mamie.
Wszyscy goście usiedli, a ja spojrzałam w orzechowe oczy mojego ukochanego i przeszedł mnie dobrze znany prąd. Kompletnie rozpłynęłam się w tęczówkach, czułam się nareszcie błogo, a cały stres poszedł w zapomnienie. Kolejny raz dzisiaj poczułam się jak w siódmym niebie.
-Wyglądasz tak pięknie -wyszeptał do mnie jeszcze Calum przed rozpoczęciem ceremonii, a ja po prostu czułam, że lepiej trafić nie mogłam.
-Zebraliśmy się tutaj, aby połączyć w związek małżeński tę dwójkę zakochanych, młodych ludzi - Emily Violet Clark oraz Caluma Thomasa Hooda. Ich miłość stała się na tyle dojrzała i odpowiedzialna, że znaleźli się w tym miejscu -zaczął przemawiać starszy, siwy mężczyzna. -Możecie powiedzieć swoje przysięgi, kochani.
-Emily, moja miłości. Nawet nie wyobrażasz sobie, jak szczęśliwy jestem odkąd zgodziłaś się za mnie wyjść. Dzięki tobie jestem najszczęśliwszym człowiekiem na tej planecie i nawet gdybyśmy nie mieli niczego to nadal będziemy mieć siebie, a to dla mnie jest najważniejsze. Wystarczysz mi ty i twoje miłość, żeby przejść przez życie z uśmiechem. Niezależnie od problemów, które napotkamy. Przysięgam, że zawsze będę cię kochać i nie opuszczę cię aż do swojej śmierci. Będę przy tobie w zdrowiu i w chorobie. Na zawsze. Nie mogę nic poradzić na to, że zakochuję się w tobie z dnia na dzień coraz bardziej Emily.
-Calum -zaczęłam drżącym głosem, ale wzięłam głęboki oddech i posłałam uśmiech do mojego przyszłego męża. -Kiedy na ciebie patrzę, to widzę tego dziewiętnastolatka, którego poznałam w sklepie z płytami. Odkąd pierwszy raz cię zobaczyłam, wiedziałam, że moje życie już nie będzie takie samo. Kto by pomyślał, że rzeczywiście wytrzymamy ze sobą tak długi czas. Te lata z tobą nauczyły mnie, czym jest prawdziwa miłość, całkowite oddanie. To ty byłeś tym, który podnosił moje serce, kiedy cała reszta mnie była na dnie. Przysięgam ci, że będę kochać cię już do końca życia. Nieważne czy będziemy mieć kryzysy, ponieważ to zdarza się cały czas. Obiecuję, że moja miłość nigdy nie zgaśnie i będę przy tobie cały czas, bo nikt nie sprawia, że jestem taka szczęśliwa jak ty. Kocham cię jak szalona Calum.
Wszyscy zamilkli, a cisza była tak przenikliwa, że usłyszałam szlochanie mojej matki, która siedziała w pierwszym rzędzie. Jednak nie spojrzałam w tamtą stronę, patrzyłam na Caluma, który uśmiechał się jak szalony. Pewnie nie wyglądałam lepiej. Nasze oczy były wilgotne od łez, ale nie zwracaliśmy na to szczególnej uwagi. Wszystko było jak w bajce.
-Jeśli ktoś zna powód, dla którego to małżeństwo nie może zostać zawarte niech odezwie się teraz lb zamilknie na wieki -przemówił szafarz ceremonii, a ja przełknęłam ślinę, ponieważ gdyby teraz naprawdę ktoś się odezwał, to byłoby naprawdę źle. W końcu tyle tutaj kuzynów, którzy tylko chcieliby utrzeć nosa. Moje serce zatrzymało się na sekundę.
-Chyba tylko oni nie chcą tego ślubu -szepnął Luke w żarcie, a siwy mężczyzna spojrzał na niego z uniesioną krzaczastą brwią. Blondyn chrząknął lekko zawstydzony, że tamten usłyszał. -Nic, nic.
Ja razem z Calumem cicho zachichotaliśmy, ale trzeba było szybko się opanować, przecież to w końcu nasz cholerny ślub i chcieliśmy doprowadzić to jakoś do końca.
-Dobrze, więc świadek może podać obrączki -powiedział mężczyzna, a ja czułam się, jakbym miała zaraz piszczeć ze szczęścia. To właśnie był ten moment, kiedy nie mogłam opanować emocji, a moje ręce zaczęły się trząść.
Hemmings podał dwie złote obrączki, które wyglądały tak pięknie. Z jednej strony były zwykłe, ale z drugiej mówiły same za siebie, ponieważ miały wygrawerowany zapis naszych głosów, kiedy mówimy „tak". Tak to jest mieć narzeczonego muzyka, którego życie obraca się wokół jednego.
-Czy ty Emily Violet Clark bierzesz sobie tego oto Caluma Thomasa Hooda za męża? -zapytał jeszcze dla pewności mężczyzna, jakby spodziewał się otrzymać jakąś przeczącą odpowiedź.
-Tak.
-A czy ty Calumie Thomasie Hoodzie bierzesz sobie tę oto Emily Violet Clark za żonę?
-Tak.
-Na znak waszej miłości nałóżcie sobie obrączki -wypowiedział mężczyzna, a ja wiedziałam, że jestem krok od omdlenia, jednak nie mogłam w tej chwili i walczyłam, żeby tylko stać dumnie przy chłopaku.
Calum złapał moją roztrzęsioną dłoń i posłał mi kojący uśmiech, który mówił więcej niż tysiąc słów. Wsunął na mój palec obrączkę, wypowiadając jednocześnie odpowiednie słowa, a ja zrobiłam to samo tuż po nim. Czułam się najszczęśliwsza na całym świecie.
Nastąpiła chwila ciszy, która przeraziła mnie jeszcze bardziej niż poprzednia. To było najgorsze kilka sekund mojego życia, zanim nie usłyszałam: -Ogłaszam was mężem i żoną!
Nagle rozległy się oklaski i piski wśród gości. Ludzie, którzy płakali, zaczęli głośno szlochać, a nasi przyjaciele krzyczeli w niebogłosy. Zaczęli nas obrzucać płatkami róż, a ja już nie powstrzymywałam swoich łez. Były odpowiednie w tym momencie. Calum również nie krył swojego wzruszenia.
-No pocałuj ją wreszcie! -zaśmiał się nagle Luke, a Hood bez problemu wpił się w moje usta.
To był pocałunek, którego nic nie mogło zastąpić. Byłam najszczęśliwszą osobą na świecie i nie dało się zaprzeczyć. Kiedy Calum się odsunął, ja momentalnie złączyłam nasze usta jeszcze raz. Chłopak objął mnie i uniósł do góry. Nasze łzy mieszały się ze sobą, ale nie obchodziło nas to. Zostaliśmy małżeństwem.
-Pani Hood -powiedział Calum, kiedy stanęliśmy, a nasze czoła stykały się.
-Tak mężusiu? -zachichotałam, a ten uśmiechnął się tak szeroko, że praktycznie nienaturalnie. Byliśmy tacy szczęśliwi.
-Dziękuję, że mnie wtedy okłamałaś i pozwoliłaś mi poznać miłość mojego życia -wyszeptał w moje usta i delikatnie je musnął. -Jestem dzięki temu najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
-Spójrz, kto by pomyślał, że ze sklepu z płytami wylądujemy na ślubnym kobiercu.
~*~
Oto prezent dla was z okazji 100 tysięcy wyświetleń na record shop!!!!!!!!! DZIĘKUJĘ WAM Z CAŁEGO SERCA, PONIEWAŻ TO TYLKO DZIĘKI WAM TO OSIĄGNĘŁAM. NIE MYŚLCIE INACZEJ :') Jesteście osobami, dla których to pisałam i które mnie wspierały. Kocham was i nie jestem w stanie wyrazić jak wdzięczna jestem. Minął rok od publikacji pierwszego rozdziału tego ff i cóż, nie mogłam być bardziej szczęśliwa. Mam najlepszych czytelników!
Mam nadzieję, że nie rozczarowałam was tym shotem i nadal w waszej pamięci pozostanie miłe wspomnienie po Caily. Dziękuję, że czytaliście!
Zostawcie po sobie opinię! haha ♥
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro