Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

Od czterech dni korzystałyśmy z uroków tej małej wysepki i możliwości jakie oferuje hotel. Już dawno nie czułam się tak dobrze.

Byłyśmy z Mary po śniadaniu i szykowałyśmy się do wyjścia z pokoju. Zdecydowałyśmy się na jedną z atrakcji jakie oferował hotel, a był to lot balonem. Pół godziny później, po spakowaniu wszystkich potrzebnych rzeczy udałyśmy się do recepcji, gdzie miała być zbiórka. Razem z nami na lot balonem po wyspie było dwadzieścia osób. Wszyscy zachwyceni udaliśmy się na plaże. Tam zostaliśmy podzieleni na dwie grupy.

Po kilkunastu minutach, gdzie przewodnik wytłumaczył nam dokładnie wszystkie zasady nasze balony wzniosły się w górę. Poczułam się wolna. Pierwszy raz od dłuższego czasu czułam wolność i lekkość na sercu. Zamknęłam oczy wsłuchując się w szum płomienia, który napędzał balon. Lekki wiatr przyjemnie smagał mi twarz w ten upalny poranek.

- Piękny widok, prawda? – odezwał się jakiś mężczyzna stając obok mnie.

Otworzyłam oczy i zwróciłam głowę w kierunku z którego doszedł mnie głos nieznajomego.

- Tak, piękny – odpowiedziałam wysokiemu mężczyźnie z tatuażami na rękach.

- Często latasz balonem? – zapytał.

- Nie – odrzekłam podziwiając widoki z góry, które były niesamowite.

Niebo było błękitne i bezchmurne, a w oddali błyszczała tafla wody w oceanie. Piasek wydawał się biały, kwiaty były w rozmaitych kolorach niczym paleta barw, a tuż pod nami znajdował się gęsty las.

- W tym lesie mieszkają rdzenni mieszkańcy tej wszyscy. Turyści nie mają tam wstępu – odezwał się ciemnowłosy mężczyzna.

- Tak, wiem. Pierwszego dnia po przyjedzie do hotelu nas o tym poinformowano – odpowiedziałam.

- Przepraszam nie przedstawiłem się, jestem Trevor – powiedział wyciągając w moim kierunku dłoń.

- Ana – odpowiedziałam podając nieznajomemu rękę, którą pocałował patrząc mi w oczy. – Miło mi cię poznać Ana.

- Dziękuje mi również jest miło – odpowiedziałam cofając dłoń, którą jak na moje za długo trzymał.

Trevor był przystojnym mężczyzną o zielonych oczach i gęstych brązowych włosach, ale mnie nie interesował.

- Tam w oddali w lesie jest mała osada. Zobacz, widać dachy, prawdopodobnie są to małe domki. – zaczął opowiadać stając za mną, a ręce położył na koszu, w taki sposób, że byłam zamknięta w jego uścisku.

Czułam się niezręcznie, a w sercu poczułam ścisk. Szukałam wzrokiem Mary i w końcu ją odnalazłam. Stała kawałek dalej rozmawiając z jakąś kobietą. Spojrzałam na nią błagalnie, ale ona tylko się uśmiechnęła.

- Pięknie pachniesz. Czy to orchidea? – zapytał wtulając twarz w moje włosy.

Tego było już za wiele. Nie wytrzymałam.

- Trevor, rozumiem, że chcesz być miły, dziękuje za zainteresowanie moją osobą, ale nie podoba mi się twoja zbytnia spoufałość. Proszę byś zachował między nami dystans – odpowiedziałam zerkając z boku na niego.

- Rozumiem. Jeśli cię uraziłem, przepraszam, ale bardzo mi się podobasz. Nie będę ukrywał tego, że mam ochotę się z tobą umówić – odpowiedział patrząc na mnie przenikliwym wzrokiem.

- Schlebiasz mi, ale nie jestem zainteresowana jednorazowymi przygodami – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

Nigdy nie lubiłam przygód na jedną noc, a od czasu, kiedy związałam się z Andrew tym bardziej.

- Źle mnie zrozumiałaś. Nie zamierzam zaciągnąć cię do łóżka. Proponuje randkę przy kieliszku dobrego wina przy zachodzie słońca na tarasie hotelu. Będziemy mogli się lepiej poznać. – Nie dawał za wygraną.

- Wybacz, ale to nie jest dobry pomysł. – odpowiedziałam nie zamierzając się zgadzać.

- Dlaczego? Nie widzę obrączki na twoim palcu – odparł z taką upartością, że zabrakło mi już argumentów.

- Myślę, że Ana nie chciała mnie zostawiać samej. Przyjechałyśmy tutaj razem. Jestem Mary, przyjaciółka Any – odezwała się nie wiadomo skąd kobieta.

- Mary miło mi cię poznać. Jestem Trevor– rzekł mężczyzna witając się z kobietą.

- Mi również - odparła Mary.

- Rozumiem, że nie masz nic przeciwko, abym porwał na chwilę twoją przyjaciółkę? – zapytał, chociaż bardziej to brzmiało jak stwierdzenie.

- Oczywiście, że nie – rzekła zdrajczyni.

- W takim razie pozwól Ano, że o dwudziestej po ciebie przyjdę – odezwał się mężczyzna kierując słowa w moim kierunku.

- Ale...

- No tak. Nie zapytałem się w jakim pokoju się zameldowałyście. – przerwał mi myśląc, że właśnie o to mi chodziło.

- Dziewiętnaście – odpowiedziała za mnie Mary.

- W takim razie do wieczora. Teraz panie pozwolą, że się oddalę o kilka kroków, bo moi dwaj bracia się już niecierpliwią. Miłych widoków- rzekł i przesunął się do stojących po drugiej stronie balonu mężczyzn.

- Czemu to zrobiłaś? – zapytałam z wyrzutem Mary.

- Ana rusz do przodu. Drink z tym przystojniakiem to nie przestępstwo. Przecież nikt nie każe ci z nim brać ślubu. I nie mów mi, że zdradziłabyś w ten sposób Andrew. Nikt tak bardzo jak on nie pragnąłby abyś była szczęśliwa – pouczała mnie kobieta.

Wiedziałam, że ma rację, ale ja nie byłam gotowa na randki. Postanowiłam, że skoro już jestem umówiona z tym facetem to pójdę z nim na tego drinka, ale dam mu do zrozumienia, że nie ma na nic liczyć.

Reszta lotu minęła spokojnie. Skupiłyśmy się na podziwianiu okolicy z góry. Widoki zapierały dech w piersiach. To był przyjemny lot.

Po dotarciu do hotelu po cudownym zwiedzaniu okolicy z lotu ptaka poszłyśmy do pokoju się odświeżyć, później zeszłyśmy do hotelowej restauracji na obiad.

- Pięknie tutaj – odezwała się Mary, która była w świetnym humorze.

- Tak, bardzo. Podoba mi się to miejsce jak i hotel. Szkoda, że już za trzy dni wyjeżdżamy stąd. Jedno ci mogę jednak obiecać. Wrócimy tutaj na pewno. Zakochałam się w tym miejscu. Czuję się tutaj jak u siebie, jak w domu. Ta wyspa ma chyba jakieś magiczne moce – odpowiedziałam śmiejąc się.

- O tak i przystojni mężczyźni tu bywają, a ten z balonu to dosłownie nie odrywa od ciebie oczu.

- Co? O czym ty mówisz? – zapytałam czując się jakby wszyscy w restauracji się na mnie patrzyli.

- Mówię, że po twojej lewej stronie przy ścianie siedzi Trevor i co chwilę zerka na ciebie. Chyba naprawdę wpadłaś mu w oko. – szczerzyła się kobieta.

- Mary, ja wiem, że chcecie dla mnie dobrze, ale nie mogę. Po prostu nie potrafię. Nawet gdybym chciała spróbować chociażby spotykać się z kimś to czuje się tak, jakbym miała zdradzić Andrew. Wiem, że to głupie, ale nie umiem myśleć inaczej – odparłam cicho.

To było przygnębiające, ponieważ czasami myślałam o tym, by się z móc z kimś umówić na randkę, ale potem szybko beształam się w myślach. Czułam się winna. Nie byłam gotowa na to, by w moim życiu pojawił się jakiś mężczyzna.

- Ana może za poważnie do tego podchodzisz. Idź na drinka. Potraktuj to jak mile spędzony czas. Postaraj się dobrze bawić. Bez jakichkolwiek oczekiwań. Fajne towarzystwo, to wszystko Ana i to nie jest żadna zbrodnia – próbowała mnie przekonać kobieta.

- Może i masz rację - odpowiedziałam lekko się uśmiechając po czym po skończonym posiłku wstałyśmy od stołu i poszłyśmy na spacer po plaży.

Popołudnie minęło nam na wylegiwaniu się na słońcu i leniuchowaniu. W końcu od czego są wakacje.

Punktualnie o dwudziestej rozległo się pukanie do drzwi. Ubrana w zwiewną czerwoną suknie otworzyłam drzwi.

- Dobry wieczór Ano. Wyglądasz pięknie, proszę to dla ciebie – odparł wręczając mi bukiet tutejszych kwiatów.

- Dziękuję – odparłam wychodząc z pokoju i zamykając za sobą drzwi.

Trevor zaoferował mi dwoje ramię i udaliśmy się na taras na górze budynku.

Kiedy dotarliśmy na miejsce zaniemówiłam. Był on udekorowany kwiatami, świecami i lampionami.

Na stole stała butelka czerwonego wina z dwoma kieliszkami i taca z przekąskami.

Trevor zaprosił mnie do stołu odsuwając mi krzesło, a następnie sam usiadł po przeciwległej stronie okrągłego stołu.

- Jak tutaj pięknie. Twój pomysł? – zapytałam rozglądając się dookoła.

- Tak, a panie z obsługi mi pomogły, by wyglądało efektownie. Podoba ci się wystrój? – zapytał patrząc mi w oczy.

- Tak, bardzo, ale jakim cudem jesteśmy tutaj sami? – zapytałam zdziwiona faktem, że poza nami taras był pusty.

- Zarezerwowałem go dla nas – odpowiedział jakby to nie było nic wielkiego.

- Ale to musiało sporo kosztować – odparłam zdziwiona jego poczynaniem.

- Ana oboje wiemy, że ten hotel nie jest dla wszystkich. Zapewne z nas żadne nie musi się martwić o pieniądze. Lubię je wydawać na to, co sprawia mi przyjemność – rzekł z powagą nalewając nam wina do kieliszków.

- Oczywiście, ale z tego co pamiętam to miał to być tylko drink – odpowiedziałam przypominając mu o charakterze naszego spotkania.

- Wydajesz się być wyjątkową i intrygującą kobietą, a takie zasługują na to, by je ugościć należycie i wyjątkowo – odparł puszczając przy tym oczko.

Postanowiłam skorzystać z rady Mary i dobrze się bawić. Przy kolacji rozmawiało nam się swobodnie. Śmialiśmy się i żartowaliśmy jakbyśmy znali się już od jakiegoś, a nie byli sobie zupełnie obcymi osobami.

Towarzyszyła nam w oddali relaksująca muzyka i szum oceanu, a zachodzące słońce malowało niebo na różne odcienie czerwieni i pomarańczy. Idealna sceneria na romantyczną randkę. Z tym, że my na niej nie byliśmy, bynajmniej ja tak myślałam na początku naszego spotkania.

- Opowiedz coś o sobie? Dlaczego tak piękna i urocza kobieta jest sama? Nie wierzę, że nie ma wokół ciebie mężczyzny. – zapytał Trevor.

- Trzy lata temu w katastrofie lotniczej straciłam męża. Ciała nie odnaleziono. Prawdopodobnie pochłonął go ocean – odpowiedziałam starając się panować nad drżącym głosem.

- Bardzo mi przykro. Mogę się tylko domyślać jaka to była dla ciebie tragedia. – odpowiedział chwytając mnie za rękę na stole.

- Niestety. Poza tym mam trzy duże córki i kilkuletniego syna, mieszkam w Bostonie – skończyłam odpowiadać na jego pytanie – A ty? Dlaczego jesteś sam? – zapytałam chcąc zakończyć rozmawianie o mojej osobie.

- Ja jestem od pięciu lat po rozwodzie, nie mam dzieci. Prowadzę firmę w Denver, a od roku również w Bostonie. – odpowiedział po krótce.

- O, a jaka to branża, jeśli mogę spytać – zainteresowałam się zastanawiając się czy słyszałam o jego przedsiębiorstwie.

- Anderson Investments. Zajmujemy się nowymi technologiami w przemyśle włókienniczym oraz budownictwem– skomentował mężczyzna.

- Poczekaj, chcesz powiedzieć, że od roku masz firmę w Bostonie? – zapytałam ponownie chcąc się upewnić.

- Dokładnie – odpowiedział zajadając się owocami morza.

- Czyli to dla twojej firmy stawialiśmy magazyn i robiliśmy reklamę? – pytałam się go, chociaż bardziej siebie.

- Poczekaj Ana, o czym ty mówisz? – zapytał zdziwiony. – Nie, ty jesteś właścicielką firmy Peterson's Industry Company? – spytał przeczesując dłonią włosy.

- Tak. Jak widzisz Anna Peterson we własnej osobie. – odparłam śmiejąc się na widok jego zszokowanej miny.

- Jaki ten świat mały. Pamiętam, że byłem wtedy w rozjazdach i współpracą z waszą firmą zajmował się mój zastępca. Teraz już wszystko jasne – odparłam z zadowoleniem.

- Czyli Andrew Peterson, który zginął w katastrofie lotniczej był twoim mężem? – spytał miękkim głosem patrząc ma mnie badawczo.

- Tak, to był mój mąż – odpowiedziałam wysilając się na uśmiech, jednocześnie czując gulę w gardle.

- To dlatego twoje oczy są cały czas smutne. Nawet jak się uśmiechasz. – spojrzał się na mnie łagodnym wzrokiem.

Uśmiechnęłam się lekko i sięgnęłam po kieliszek z winem. Chciałabym przestać wreszcie odczuwać ból w sercu za każdym razem, gdy rozmawiam o Andrew. Dlaczego to ciągle tak boli?

- Zmieniłaś nazwę firmy? Wcześniej była to Industries Company? Dobrze kojarzę? – zapytał Trevor przerywając ciszę.

- Tak. Dobrze kojarzysz. Po śmierci męża zrezygnowałam ze swojej pracy i przejęłam jego firmę. Razem z jego rodzicami nie wyobrażaliśmy sobie, aby lata ciężkiej pracy mojego męża poszły na próżno. Firma bardzo wiele dla niego znaczyła i wiem, że gdybyśmy ją zamknęli to byłoby najgorsze co moglibyśmy zrobić. Kiedyś mam nadzieję, że będzie nią zarządzał nasz syn. Andrew nieraz o tym wspominał i mam zamiar zrobić wszystko, by firma się rozwijała, dobrze prosperowała, by móc ją później przekazać synowi.

- Bardzo się kochaliście – stwierdził mężczyzna.

- Tak, bardzo – odparłam.

- Zatańczysz ze mną? – zapytał nagle wstając od stołu.

- Tak – odpowiedziałam nie do końca przekonana, ale nie chciałam mu robić przykrości. Postarał się z przygotowaniem wieczoru i byłoby to niegrzeczne z mojej strony.

Objął mnie mocno w pasie jakby się bał, że ucieknę. Zaczęliśmy się poruszać w rytm muzyki, która była wolna i namiętna. Trevor pochylił się do mojego ucha i zaczął po cichu śpiewać mi jej fragmenty. Zdziwiona spojrzałam na niego, a wtedy on się ponownie pochylił i lekko pocałował mnie w usta. Nie spodziewałam się tego, ale nie odsunęłam się co uznał za przyzwolenie. Po chwili jego pocałunek stał się bardziej zachłanny i namiętny. Nie wiem dlaczego, ale pozwoliłam mu się całować. Przyciągnął mnie wtedy jeszcze bliżej siebie i pocałunkami zjechał na szyję. Jego dotyk był przyjemny. Nie czułam bliskości mężczyzny od śmierci Andrew i moje ciało mu ulegało.

- Trevor stop, wystarczy, nie mogę – odpowiedziałam odsuwając od siebie po chwili mężczyznę. – Przepraszam, ale ja nie jestem gotowa, nie potrafię – dodałam łamiącym się głosem.

- To ja przepraszam, chyba się zapędziłem. Nie chciałem cię urazić, wybacz – odparł zakłopotany.

- Nie uraziłeś mnie, naprawdę. To ja nie jestem gotowa na randki. Dziękuję za miły wieczór. Pójdę już – odpowiedziałam, pocałowałam go i udałam się w kierunku wyjścia z tarasu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro