Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XI

— Spóźniłaś się — oznajmił Amadeus, gdy tylko łapy smoka dotknęły ziemi.

— Wziąłeś sztylet specjalnie na spotkanie ze mną? — Amadea uniosła brwi, patrząc na nóż, który obracał w dłoni i tym samym ignorując wypowiedź brata. Ciemnowłosy zaśmiał się.

— Na wszelki wypadek, gdybyś przypadkiem zapomniała, z kim rozmawiasz — oznajmił, jednak chowając nóż do pochwy przy pasie. — Twojego super idealnego chłoptasia nie ma czy mierzy do mnie gdzieś z góry? — Przeciągnął się, oglądając bezchmurne niebo. Amadea jednak nie dała się sprowokować.

— Jeszcze nie potrzebuję obstawy na rozmowę z własnym bratem — powiedziała zimno. Czuła, jak Miko ociera się o jej nogi.

— Twoja mała bestyjka chyba potrzebuje — zauważył Amadeus z rozbawieniem, ale to również postanowiła zignorować.

— Przejdź w końcu do rzeczy — rzuciła oschle. — Po co to spotkanie?

Chłopak zaśmiał się.

— Konkretna jak zawsze.

— Nie lubię, gdy ktoś marnuje mój czas.

— Och, więc nie cieszysz się, że mnie widzisz? Daj spokój, siostrzyczko.

— Czego ty właściwie oczekujesz? — zapytała Amadea ze zniecierpliwieniem. Ciemne oczy chłopaka rozbłysły.

— A ty, siostrzyczko? — Sciszył głos i zrobił krok w jej stronę. — Czego ode mnie oczekujesz?

Nie musiała się długo zastanawiać nad odpowiedzią.

— Oczekuję, że uwolnisz moich ludzi i ich smoki, wrócisz do domu i skończysz tę maskaradę.

— A więc widzisz... A ja w tym domu, jak to określiłaś, oczekiwałem pozwolenia na wstąpienie do armii. Oczekiwałem normalnego życia. Oczekiwałem pomocy rodziców. Babci. Twojej pomocy, siostrzyczko. A co dostałem w zamian? — Zaśmiał się gorzko. — Nic nie dostałem. I to wszystko przez ciebie i te twoje durne smoki. Więc masz swój oddzialik. U mnie w więzieniu.

— Amadeus, pomyśl chwilę, proszę cię. Przecież nie jesteś na straconej pozycji. Wróć do domu. Pomogę ci.

Twarz chłopaka jakby posmutniała na chwilę. Zaraz jednak znów przywdział chłodną maskę.

— Przykro mi, siostrzyczko. Teraz to już za późno. Dwanaście lat za późno. I masz rację. Nie jestem na straconej pozycji. Ty tak.

Amadea otworzyła usta, by jeszcze coś powiedzieć, ale powstrzymał ją uniesieniem dłoni.

— Mówiłaś, że nie potrzebujesz obstawy na rozmowę ze mną. Ale nie przewidziałaś jednego. Nie jestem tu tylko ja. Obstawa by ci się przydała.

Zanim ciemnowłosa zdążyła zareagować, poczuła, jak liny oplatają jej stopy i nadgarstki i po chwili klęczała już na zimnej ziemi.

— Miko leć!

— Łapać Furię! — Jej krzyk zlał się z jego krzykiem.

— Gdzie jest ten smok? — odezwał się jakiś głos, którego nie rozpoznała.

— Nie widać go!

— Może odleciał?

— Nie zostawiłby jej. — Po tym głosie poznała swojego najlepszego jeźdźca. I jednocześnie najlepszą przyjaciółkę. — Szukać dalej!

— Mira... — szepnęła z niedowierzaniem. — Mira!

Dziewczyna jednak nie zwróciła na nią uwagi. Nagły harmider przerwał ryk smoka i rozbłysk niebiesko-fioletowego światła na ciemnogranatowym niebie.

— Strzelać! — krzyknęła Mira i nagle niebo zapełniło się strzałami. Amadea zamknęła oczy i powoli policzyła do dziesięciu. Żadnego odgłosu. Udało mu się.

Mira ze złością rzuciła łuk na ziemię.

— Uciekł — oznajmiła, patrząc wprost na Amadeusa. Ten jednak tylko skinął głową.

— Bez znaczenia. Najwyżej twoi przyjaciele zawitają do nas trochę szybciej niż oczekiwaliśmy. — Zwrócił się do Amadei. Ciemnowłosa zacisnęła mocniej wargi. Wiedziała, że szarpanina nie ma sensu.

— Nic nie powiesz? — Przykucnął przy niej i spojrzał jej prosto w oczy. Nie opuściła wzroku. — Hm — uniósł kąciki ust — to szkoda.

Wstał i otrzepał dłonie o spodnie.

— Hersylia, zajmij się nią — rzucił gdzieś w ciemność. Zaraz z tłumu wyłoniła się kolejna osoba. I, co zdziwiło Amadeę, obok niej szedł czarno-biały smok, nieznanego ciemnowłosej gatunku. Hersylia przykucnęła przy dziewczynie. Była naprawdę ładna. Czarne loki opadały kaskadami na jej ramiona, czekoladowe oczy wpatrywały się w Amadeę, całą figurę podkreślał obcisły kostium. Jednak piękny obraz psuł malujący się na jej twarzy okrutny uśmiech.

— Wybacz, kochanieńka — powiedziała delikatnym melodyjnym głosem. — Czas na kołysankę.

Ruchem głowy przywołała do siebie smoka, który posłusznie przełożył długi pysk przez jej ramię. Połączone na górze rogi nagle rozbłysły delikatnym światełkiem. Ostatnie, co zapamiętała Amadea, to piękne oczy zwierzęcia, przeszywające ją niemal na wylot. Duże. Białe. A może czarne? Nie była pewna. Wirowały. Jak cały świat w okół.

Po chwili nie widziała już nic.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro