Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3: Ostatnie godziny do wielkiego bum!

18.02.2018r.

W umówionym terminie Legolas znalazł się w centrum. Wybijała właśnie godzina trzynasta, gdy wysiadał z autobusu, machając przy okazji do czekającego przy głównym wejściu  do budynku Gimliego. Przez jakąś sprawę w Morii cały ubiegły tydzień krasnolud był poza terenem Akademii i blondyn bardzo za nim tęsknił.
- Jesteś pewien tego układu z Sauronem? - zapytał otwarcie rudzielec, całując go na powitanie i nie odmawiając sobie także przeczesania palcami miękkich, złocistych włosów.
- Jakbyś zobaczył tamtą "szatę" zrozumiałbyś od razu - zapewnił miękko. - Chodźmy, kochany Gimli. Jesteśmy chwilkę spóźnieni, a to elfowi nie wypada.
- Ja akurat jestem krasnoludem - wymamrotał mężczyzna, ruszając za nim jednak.
Sauron czekał przy fontannie przed jednym z popularnych, drogich sklepów z ubraniami. Drugi podobny był z jego lewej, trzeci z prawej. Ogólnie jak się krasnolud obejrzał, tak w każdym kierunku ciągnęły się miejsca, gdzie można było się odziać... Za małą fortunę. Gimli właściwie nie widział w tym większego problemu, miał tylko nadzieję, że jakość tych ciuszków i ich cena do siebie pasują.
- Widzę, że bałeś się zostać ze mną sam na sam dłużej, księżniczko - rzucił lekko, poprawiając skórzaną kurtkę za dużą o co najmniej dwa rozmiary. Jak nic należała do Melkora... Ciekawe czy facet zauważył tę stratę? - To nawet dobrze. Twój motocyklista nam się przyda.
Gimli uniósł brew, posyłając mu podejrzliwe spojrzenie.
- Nie patrz tak na mnie, mój drogi - Sauron machnął lekko ręką, chwaląc się przy okazji wypielęgnowanymi, pomalowanymi na czarno paznokciami. - To ty będziesz cały wieczór czuwać nad swoją księżniczką. To chyba normalne, że twoja opinia będzie nam potrzebna, czyż nie? I oczywiście siła do noszenia zakupów.
- Zaczyna się - mruknął krasnolud. - Nie wiem, czy nie wolałbym jednak dźwigać wiader ze złotem - dodał, lekko jakby zaniepokojony.
- Od czego zaczniemy? - zapytał Legolas.
- Oczywiście od szaty - to do niej dopasujemy buty i drobne detale, biżuterię...
- Tym zajmę się sam - wtrącił się Gimli zdecydowanie.
- Okay - Sauron uniósł lekko ręce. - Błyskotki zostawimy krasnoludowi. Tak pewnie nawet będzie najlepiej. Zaczynajmy!
W pierwszych trzech sklepach nie było nic interesującego. Sam Legolas tylko bez większego przekonania rozglądał się dookoła i zajrzał na kilka półek... ale potem weszli do Dale. Wnętrze było jasne, wszystko starannie porozkładane i rozplanowane, a tabliczka informowała, że dla uczniów Rivendell ceny obniżone o połowę ze względu na wiosenny bal. Legolas jednak nawet nie spojrzał na tę informację, zbyt zajęty podchodzeniem do ślicznej niebieskiej szaty ozdobionej detalicznie szkarłatnymi kwiatami, którą ktoś bardzo starannie założył na jeden z manekinów. Sauron także widział potencjał w tej kreacji, ale jednocześnie uznał ją za zbyt... Słodką.
- Spójrz na tą, księżniczko - zanim elf przyjrzał się dokładnie tym czerwonym kwiatom, srebrnowłosy sięgnął po coś innego, coś co ujęło go tak bardzo, że byłby skłonny sam to założyć pomimo trochę zbyt grzecznego kroju i zdecydowanie nieodpowiedniej dla jego drapieżnej urody kolorystyki.
To, co zdjął z wieszaka, nie było standardową szatą w stylu czarujących w prostocie kreacji pana Dennaela, szkolnego anioła stróża od sytuacji beznadziejnych i gorszych. Ta składała się z krótkiej, przylegającej do ciała bluzeczki, na którą nakładało się zwiewną błękitną koszulę z luźnymi, szerokimi rękawami, których wykończenia połyskiwały srebrzystymi haftami, a do tego były czarne, dopasowane spodnie z lewą nogawką ozdobioną tak misternie, że srebrzyste liście i kwiaty, a także cienkie pnącze owijające się wokół materiału, wyglądały na żywe. Jakby chciały się oderwać od materiału.
- To jest... - Legolas przez chwilę wodził wzrokiem od swojego stroju do drugiego, a potem porzucił czerwony kwiecisty motyw. Najwyraźniej chęć wyrwania się ponad tradycyjne, zlewające się ze sobą szmatki dobrze urodzonych elfów było w nim silniejsze niż chwilowe zauroczenie pierwszym zobaczonym strojem.
- Będzie dobrze na mnie wyglądać? Zapytał niepewnie, podchodząc bliżej i wyciągając dłoń, aby dotknąć delikatnego rękawa.
- Przymierz, księżniczko i przekonaj się osobiście - rzucił zachęcająco, nie dowierzając w sobie, jak bardzo nieśmiały i niepewny swojej wartości może być elf.
- Moim zdaniem to jest lepsze - Gimli niechętnie zgodził się z Sauronem. Nie lubił go za bardzo, ale nie dało się ukryć, że bardziej odsłaniający komplet zwrócił większą jego uwagę.

Legolas potrzebował chwili, żeby wydostać się ze swojego sweterka, koszuli i jeansów, ale gdy wyszedł z przebieralni  wyglądał.. wystarczająco wow, żeby kilka razy okręcić się dookoła własnej osi, nie dowierzając w to, co widzi.
- I jak? Mamy to? - Sauron uśmiechnął się z zadowoleniem.
- Myślałem, że będzie dużo dłużej to wszystko trwało -  zauważył Gimli.
- Nie ciesz się tak, krasnoludzie - srebrnowłosy uśmiechnął się szeroko. - Księżniczka potrzebuje jeszcze pantofelków, płaszczyka wierzchniego i paru kosmetyków.
- Coś czułem, że dwie godziny to za szybko na zakończenie zakupów - przyznał Gimli, targając palcami rudą brodę. - Pomijając to, że najgorsze przed nami... Wyglądasz przepięknie, Elfiku - dodał, uśmiechając się szeroko.

Płaszcz dało się znieść. Legolas przymierzył tylko sześć i kupił dwa. Inaczej z butami.
- Nie wyglądam dziwnie? - zapytał zaskoczony, przechodząc na próbę kilka płynnych kroków w eleganckich bucikach na niewysokiej, ale cienkiej szpilce.
- Nie podoba mi się kokardka - skomentował Gimli.
- Tak... Przydałby się bardziej gładki model. Ta ozdóbka mogłaby zepsuć efekt twojego ubrania - Sauron wepchnął nieoczekiwanie rudzielcowi osiem pudelek z różnymi butami do przymiarki i zniknął między regałami zastawionymi pokazowymi sztukami, aby poszperać za czymś, czego mu brakowało w tym, co już przyniósł.
- Cieszę się, że tak mi pomagasz - blondyn uśmiechnął się do krasnoluda. - Jestem szczęśliwy, że szykujemy się na ten bal poniekąd wspólnie - dodał, rumieniąc się delikatnie.
- Dla ciebie wszystko - zapewnił mężczyzna, bo absolutnie nie było takiej możliwości, aby kiedykolwiek pozwolił z czymkolwiek męczyć się elfowi w samotności. Nie po to byli parą. - Które buty teraz?
Legolas zdjął kokardki i sięgnął po pudełko, które Gimli trzymał, ale ściągając je zahaczył o inne i już po chwili wszystkie osiem runęło w dół. Przez chwilę błękitnooki mrugał zdziwiony, a potem zaczął się śmiać, w czym chłopak mu zawtórował.
Gdy Sauron wrócił kończyli porządkować bałagan, który zrobili, zaśmiewając się do łez.
- Coś tu wesoło - skomentował, unosząc wysoko brew. - Coś mnie ominęło?
- Nic takiego - blondyn zachichotał. - Ale te buty to na pewno nie to, czego szukaliśmy - dodał, wskazując Gimliego, odnoszącego już te osiem niefortunnych par na półki.
- Okay, ubierz te - srebrnowłosy podał mu brązowy karton w niebieskie okręgi.
Legolas wyjął z wnętrza parę gładkich, całkowicie normalnych, matowo-czarnych szpilek. Nie za wysokich, takich w sam raz.
- Idealne - stwierdził Gimli, patrząc jak blondyn zakłada oba buty i zaczyna się na próbę przechadzać.

***

Dennael lubił zaskakiwać. Rok w rok zaskakiwał na wszystkich szkolnych wydarzeniach.
Miał tylko kilka szat, poza tym w szafie niewiele więcej, a jednak potrafił wystroić się tak, że wszyscy byli nim oczarowani. Wiekszość młodych elfów myślała, że żeby dobrze wyglądać trzeba mieć szatę zgodną z najnowszą modą i najlepiej wyzywający makijaż. A tymczasem Dennael nie malował się wcale, szaty wciąż miał te same... Głównie włosy zmieniał. Upinał, rozpuszczał, zaplatał, ozdabiał kwiatami... Potrafił subtelnie podkreślić swoją naturalną urodę.
Lubił zaskakiwać.
Dlatego dzień przed balem wiosennym Dennael siedział w swoim pokoju, malując paznokcie błękitnym lakierem i zerkając co jakiś czas na powieszoną na drzwiach szafy szatę, którą miał założyć.
Elrond powiedział przed kilkoma godzinami, że ma niespodziankę, a potem przyniósł mu prezent, obowiązany białą wstążką zawiązaną w dużą kokardę.
Niespodzianką była ta szata. Długa, w błękitnym kolorze, z wykończonymi granatem rękawami i kołnierzem, przewiązana (również granatowym) pasem. Motyw wyhaftowanych na całej powierzchni srebrną nicią motyli dodawał jej delikatności.
Dennael był zauroczony inicjatywą swojego przyjaciela Elronda, który od śmierci żony miał problemy z przekazywaniem innym swoich uczuć, a jednak zdobył się na coś tak znaczącego.
Miał zamiar upiąć swoje włosy w kok, a potem ozdobić srebrną spinką z liliowym kwiatem, którą dostał od swojego ojca dawno temu, zanim jeszcze wyjechał z białego miasta, Valinoru.

***

- ...Trzy, czte-ry!
- Zielona! / Zielona! - wykrzyknęli jednocześnie Elladan i Elrohir, gdy tylko Aragorn zakończył pseudo wyliczankę. - Tak! - ucieszeni bliźniacy przylgnęli do siebie, przytulając się mocno.
Nareszcie odnaleźli porozumienie.
- Czyli na balu będziecie na zielono? - zapytał dla pewności Aragorn, w ogóle nie zaskoczony dziecinnym zachowaniem starszych.
Znali się tak długo, że przywykł już do ich drobnych (i mniej drobnych) dziwactw.
- Nie! - zaśmiał się rozbawiony Elladan.
- Ubierzemy się na czarno. Musieliśmy po prostu ustalić jakiego koloru dodatków nie założymy - wyjaśnił Elrohir.
- Okay - mężczyzna chrząknął. - Czy teraz mogę iść spytać Arwene o kolor mojego stroju?
- Będziesz pytał naszą siostrzyczkę co założyć?
- Nie - westchnął, pocierając skronie. - Będę prosił żeby zdradziła mi jakiego koloru będzie jej suknia... Trochę źle by to wyszło jakby to był na przykład czerwony kolor, a moja koszula zielony... - dodał zrezygnowany.
Bliźniacy pokiwali głowami, dając do zrozumienia, że pojęli o co mu chodzi.

***

- Celebornie. Co robisz? - Galadriela spojrzała uważnie na męża, który siedząc w łazience przy toaletce próbował uruchomić prostownicę do włosów.
Gdy ją usłyszał, poczerwieniał, odwracając się gwałtownie za siebie.
- Skarbie, ja tylko...
- Mówiłam ci już tyle razy żebyś mnie poprosił, kiedy chcesz używać czegoś... Eee... nowoczesnego - chrząknęła, podchodząc bliżej. Wzięła prostownice do ręki, stając za jego plecami. - Chcesz żebym mocno je wyprostowała czy tylko trochę, kochanie?
- T-trochę - zażenowany spojrzał w dół, wyłamując palce nerwowo.
- Dobrze - uśmiechając się miękko, Galadriela nachyliła się i ucałowała męża w policzek. - Nie martw się, ja też nie umiem używać wszystkich tych nowych wynalazków. Tylko z niektórymi pomogła mi Arwena - dodała.
Humor Celeborna trochę się poprawił, ale nadal wyglądał jakby najchętniej wziął nogi za pas i najpewniej zaszył się w sypialni w bazie z kołdry i poduszek.

***

- Manwe. Skończyłeś już podglądać Melkora? - zapytała niezadowolona Varda, posyłając partnerowi przeszywające spojrzenie.
- Słucham, skarbie? - jasnowłosy spojrzał w bok, starając się nie odrywać spojrzenia od brata, który z niewyjaśnionych przyczyn od godziny zaglądał we wszystkie najmniej odpowiednie miejsca na jednym z małych, wewnętrznych placów szkoły. Zdążył już trzy razy wleźć na drzewo i dwa razy szperać kijem pod kamienną, staromodną ławką. Jedną z dziewięciu. A ponadto prawie pięć razy zaglądać do kubła na śmieci.
Varda odetchnęła na uspokojenie, a potem podeszła i chwyciła partnera za włosy, odciągając go od okna tak gwałtownym ruchem, że lornetka wypadła z jego rąk i pękła na dwoje.
- S-skarbie, co się...??
- Jutro bal - wycedziła. - A ty zamiast pomóc mi się szykować wodzisz za bratem wzrokiem jak pies! Zgubił pająka, to niech go szuka!
- Pająka...? Skąd wiesz, że tylko próbuje znaleźć jedno z tych swoich szkaradztw? - zapytał zdziwiony Manwe, przechylając głowę lekko w bok.
- Sprawdziłam facebook - wywróciła oczami. - Ponad godzinę temu wstawił zdjęcie pająka, dał znać, że nazywa się Szeloba, jest nieobliczalna i biega samopas po Akademii. Prosił o informacje jak tego stworka ktoś zobaczy.
Manwe przez chwilę patrzył na kobietę zakłopotany.
- Ale może jednak jeszcze bym go chwilę popilnował? Sama powiedziałaś, że bal...
- Jeśli jakakolwiek jeszcze wzmianka o twoim bracie padnie w tym pokoju przed poniedziałkiem to przysięgam, że na bal pójdziesz ze swoją ręką, bo ja przyłączę się do moich uczennic i całą imprezę będę się bawić z nimi, jasne?!
- J-jak gwiazdki na niebie, skarbie - wymamrotał, przeczesując nerwowo włosy palcami.

***

- Legolasie, pamiętasz... Na zakupach powiedziałem, że sam zajmę się twoją biżuterią... - Gimli chrząknął cicho, patrząc na chłopaka zawstydzony.
- Pamiętam - potwierdził zaskoczony elf. - Zaraz poszukam mojej szkatułki i pomożesz mi dobrać...
- Nie o to chodzi - krasnolud chwycił blondyna za dłoń, odwracając z powrotem w swoją stronę.
- Co to znaczy? - zapytał zdziwiony.
- Usiądź i zamknij na chwilę oczy.
Gdy starszy wykonał polecenie, Gimli sięgnął do torby po mały prezent, który nosił wszędzie już chyba z tydzień. Ostrożnie otworzył misternie wykonane, drewniane pudełko i wyjął z niego, migoczącą w blasku wpadającego przez okno słońca, bransoletkę składającą się ze srebrnego łańcuszka wysadzanego białymi kryształkami i szmaragdu w kształcie liścia, także oprawionego w srebro. Założył ją ostrożnie chłopakowi.
- Już?
- Cierpliwości - uśmiechając się szeroko, wyjął z drewnianego wnętrza kolejną rzecz. Długo się zastanawiał czy zrobić dla Legolasa wisiorek czy delikatny diadem, ale ostatecznie uznał, że to drugie książę Mirkwood już ma, nawet w trzech egzemplarzach - odziedziczone rodowo. Dlatego zrobił naszyjnik. Także srebrny, ale z wieloma oprawionymi szmaragdami połączonymi krótkimi kawałkami łańcuszka. Bardziej przykuwał oko. A gdy Gimli nałożył go partnerowi, z przyjemnością zaobserwował jak bardzo ta jedna ozdoba podkreśliła smukłość elfickiej szyi.
- Ostatnia rzecz - uprzedził, gdy powieki Legolasa zatrzepotały lekko.
- Jestem grzeczny - zapewnił zarumieniony elf.
Rudzielec parsknął cicho, chwytając jeszcze elegancki, srebrny pierścionek. Było w nim dokładnie sześć białych kryształków i jeden większy szmaragd. Legolas sapnął zdumiony i zaczerwienił się aż po czubki uszu, gdy ozdoba została mu powoli wsunięta na palec.
- Otwórz oczy - pozwolił w końcu, odkładając ozdobne pudełko na bok.
Blondyn spojrzał, w pierwszej kolejności na niego, mrugając oczkami, a potem w dół, na swoją rękę. Chwilę się jej przyglądał, podziwiając biżuterię oniemiały i zarumieniony po czubeczki uszu, a potem nachylił się i Gimli poczuł na ustach jego miękkie wargi.
Elf pocałował go mocno, tak jak zawsze całował, gdy nie potrafił znaleźć odpowiednich słów, aby ująć swoje uczucia.
Krasnolud objął go zadowolony, opierając dłonie na kształtnych biodrach, przesunął językiem po miękkich wargach, uchyliły się ulegle i...
- Musicie mi pomóc! - Aragorn wpadł do pokoju tak gwałtownie, że drzwi, których klamki nie puścił, zwaliły się w dół, przygniatając całą jego osobę swoim drewnianym ciężarem.
Legolas jęknął niezadowolony, przez chwilę wyglądając na rozzłoszczonego tym najściem bez pukania i wyczucia ze strony współlokatora, ale tarmoszenie palcami jeansowej kurtki partnera uspokoiło go na tyle, aby był w stanie podnieść się i odwrócić do Aragorna.
Na widok jego jestestwa, przywalonego drzwiami, roześmiał się mimowolnie głośno, zupełnie impulsywnie.
Gimli także nie wytrzymał, ale po kilku minutach jednak wzięli się za ratowanie przyjaciela.
Wydobycie go i upewnienie się czy nic go nie połamało zajęło prawie dziesięć minut. W końcu jednak spadkobierca Gondoru znalazł się na swoim łóżku.
Wyglądał jak żywe nieszczęście.
- Co się stało, przyjacielu? - zapytał Legolas, spoglądając na niego bardziej opiekuńczo.
- Arwena wybrała ciemno-fioletową suknie na jutrzejszy bal... Co ja mam ubrać żebyśmy wyglądali razem dobrze? Jaki kolor, do cholery, pasuje do ciemno-fioletowego?
- Czy ty pytasz mnie na poważnie? - zapytał powoli Greenleaf.
- Tak!
Elf jęknął, uderzając się ręką w czoło. Podszedł do szafy Aragorna i zajrzał do środka. Wyjął z wnętrza wszystkie czarne, białe i niebieskie koszule, a potem bezceremonialnie zwalił je na głowę mężczyzny.
- Każda z tych rzeczy pasuje idealnie do koloru, o którym mówisz. Zadowolony?
- Mam ich aż tyle...?
Gimli parsknął, obserwując ruszający się stos ubrań, spod którego dopiero po chwili udało się wydostać Aragornowi.

***

- Dotarliśmy! - zawołał triumfalnie Gil-Galad, wyczołgując się z pewnym trudem z wnętrza opla, którym wylądowali z Oropherem w krzakach po ostrym zjeździe z dosyć stromego zbocza, które wyrosło im nagle na drodze do wschodniego gościńca Rivendell. Chyba wjechali na teren Akademii od złej strony.
- A ja myślałem, że jak uczyliśmy się latać na paralotniach to trzęsło - pogodny Oropher wyślizgnął się przez  opuszczone maksymalnie okno, bo drzwi od jego strony dosyć mocno blokował pień solidnego buku.
- Chodźmy przywitać się z Elrondem i doprowadzić do porządku - zakomenderował wesoło brunet, chwytając go za rękaw i ciągnąc ze sobą w stronę oświetlonego już, z racji późnej pory, gmachu.

Woźny Akademii, Gandalf, wyglądał na bardzo zdumionego ich widokiem.
- Ostra podróż? - zapytał zaciekawiony, dzwoniąc po Elronda, aby sprowadzić go z drugiego końca wielkiego gmachu. Pewnie mężczyzna siedział o tej porze w ziołowym ogrodzie.
- Można tak powiedzieć - Gil-Galad machnął lekko ręką, chwaląc się przy okazji odrapaną po walce z krzakami ręką.
- Zawiadomić Thranduila, że przyjechałeś, Oropherze? - staruszek uśmiechnął się sympatycznie jak zawsze gdy rozważał, czy mógłby kogoś lekko popchnąć w kierunku skandalu albo chociaż afery, przy okazji proponując im poczęstunek w postaci nabitej  zielem fajki.
- Broń Eru! - blondyn chwycił Gandalfa za ręce, patrząc mu groźnie głęboko w oczy. - Ani słowa mojemu synowi. Jasne? Słuchanie jego wyrzutów na temat mojej lekkomyślności to ostatnia rzecz, której chce, gdy już jutro mój słodki wnuczek ma wielką imprezę! Poza tym... Wyobrażasz sobie ten zamęt? Thranduil zepsułby Legolasie zabawę, a do tego absolutnie nie mogę dopuścić. Jasne?!
Staruszek przełknął ciężko ślinę, wydostając się z trudem z chwytu chudych dłoni.
Jeśli miał być szczery, nie przepadał za nadmiernie bliskimi kontaktami fizycznymi z krewnymi sympatycznego Greenleafa. Ojciec był histerykiem, a dziadek lekkomyślnym hulajduszą.

***

Sauron zakradł się do Akademii przynajmniej trzy godziny po ciszy nocnej. Prześlizgnął się obok kantorka Gandalfa na paluszkach, a potem śmignął w głąb ciemnego korytarza prowadzącego do schodów na trzecie piętro. Gdy już wszedł do akademika, chwycił wielkiego pająka, który zdążył uwić sobie całkiem przyzwoitą sieć, ściągając go z jednego ze staroświeckich, dawno nie używanych świeczników.
- No wiesz, Szelobo? Chcesz żeby Ungolianta się przejęła i sama wyruszyła na podbój Akademii, aby cię znaleźć? - zapytał rozbawiony, lekkim krokiem ruszając do najbardziej oddalonego od głównego wejścia pokoju. Wszedł tam energicznie, prawie trafiając drzwiami Melkora, który właśnie zamierzał wyjść. - Cześć skarbie - mruknął, całując starszego w policzek i sadzając mu na ręce jego ośmionogiego pupila. - Miałem ciężki dzień. Kładę się już. Cokolwiek planujesz, oby nie zakłóciło początku balu. Chce aby Legolas miał wielkie wejście... - i padł na łóżko, z pomrukiem układając się wygodnie na swoim miękkim, puszystym kocyku, pachnącym przyjemnie kwiatowym płynem do płukania.
- Aha - Melkor przez chwilę stał w progu, patrząc to na Szelobę, to znowu na smukłe, pociągające ciało rozciągnięte na łóżku. - Czasami mam ochotę wywinąć ci jakiś numer, gdy robisz mi coś takiego - westchnął, zamykając drzwi i cofając się z powrotem do pokoju.
Pająk wrócił, nie było potrzeby latania po szkole po ciemności i czekania aż Manwe albo ktoś narobi dymu.
- Spróbowałbyś - wymamrotał ledwie przytomnie Sauron.
Melkor nie zamierzał ryzykować, że bal spędzi ze skórzaną obrożą i takimi też pasami pod ubraniem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro