X: Bankiet
Lily właśnie kichnęła od nadmiaru wiekowego pudru, który Connie podwędziła ciotce Lorelei.
— To jest naprawdę konieczne? — spytała, zauważając efekty, – bądź raczej ich brak – które wcale nie wyglądały ostatecznie tak, jak obiecała jej Connie. Cóż piegi wciąż złośliwie pozostawały widoczne, a jej rude włosy, które Bowie już od pół godziny próbowała upiąć w coś godnego przyjęcia u Slughorna.
— Tak — skłamała prędko, mając nadzieje, że uda jej się zrealizować plan zostawienia Lily w paszczy jelenia. Miała zamiar zrobić ją na bóstwo, po czym zostawić wraz z Jamesem i nigdy się nie zjawić, dlatego nawet nie zajęła się swoimi przygotowaniami, co właśnie uderzyło w Evans.
— Właśnie, przebieraj się — pogoniła ją klaszcząc w dłonie. — A ta jeszcze w mundurku — westchnęła rudowłosa, po czym wstała z łóżka, odkładając puder, który nie dał jej nic więcej poza kichaniem.
— Daj spokój — odparła, podchodząc do wielkiej dwuskrzydłowej szafy, po czym wyciągnęła z niej bordową sukienkę z dekoltem w stylu Królowej Any, za kolano z rozkloszowanym dołem. — Idę się przebrać — mruknęła, znikając za parawanem, jednak czuła pod skórą, że jej plan nie jest niezawodny.
Evans podjęła jeszcze ostatnią próbę zastosowania pudru, po czym gdy zaczęła się nim dusić postanowiła odpuścić i zając się ułożeniem włosów.
— Ta da! — krzyknęła Constance wyłaniając się zza parawanu chwiejnym, przez buty na podwyższeniu krokiem podeszła do łóżka, aby wyszperać z kufra złote wiszące kolczyki, przedstawiające lwy, mające symbolizować przynależność Connie do domu Lwa, które dostała rok temu od Evy.
— Wyglądasz cudownie — skomentowała Evans, tocząc właśnie batalię z zalotką, by ta nie pożarła jej rzęs.
— Tse, jasne — powiedziała z przekąsem, jednak widząc do czego zmierza podkręcanie rzęs u Lily, postanowiła zareagować. — Oddaj to dziecko, bo sobie krzywdę zrobisz. — Wystawiła dłoń, aby Gryfonka położyła na niej zalotkę, która i tak wyrządziliby więcej wspomnianych krzywd, niż zachwytów.
— Gotowe? — spytała Bowie, mierząc wzrokiem wszystkie pozostałe współlokatorki, które do tej pory czekały tylko na przyjście przekonania brunetki do włożenia sukienki i nie wprowadzenia planu zeswatania Jamesa i Lily. Zmierzyła wszystkie wzrokiem, ostatecznie stwierdzając, że wszystkie wyglądają lepiej od niej.
Dorcas spięła włosy w kok, a luźne kosmyki opadały jej na twarz. Miała na sobie białą sukienkę, której tiulowy dół błyszczał przy każdym ruchu, przewiązana była w pasie czerwoną kokardą, idealnie komponując się z suknią Marlene, która posiadała identyczną w odwróconej wersji kolorystycznej.
Natomiast Lily wybrała sobie bardzo skromną sukienkę z czerwonej koronki w kwiaty z dekoltem w literę V, i wydłużonym tyłem. Connie powiedziała, że jej matka pojawiła się w podobnej kreacji na pogrzebie wlanego ojca, i zaproponowała coś innego, jednak Evans trwała przy stylizacji na panią Bowie na pogrzebie. Rude włosy ostatecznie spoczęły spokojnie na jej ramionach, bez fantazyjnych upięć, ani wpinania w nie błyskotek.
Cała czwórka zjawiła się w Pokoju Wspólnym, a wszyscy Huncwoci doznali chwilowego zaćmienia umysłu, gdy zobaczyli Bowie.
— Ale przecież... — zaczął Remus, marszcząc czoło i wskazując Bowie, gdyby przypadkiem, któryś ją przeoczył.
— Miałaś nie iść — dokończył James, którego szczęka opadła do ziemi ze zdziwienia, nie mówiąc o już Blacka, który gdyby się odezwał rysowałby podłogę zębami.
— Idę z Lily, bo nie zdążyła nikogo znaleźć. — Wzruszyła ramionami, a James prawdopodobnie zemdlał w tamtym momencie, jednak kopniak w piszczel od Syriusza ocucił go wystarczająco, aby chodził. Jednak nadal miał kłopot ze złożeniem gramatycznie poprawnego zdania.
— Ale, Evans miała iść ze ja i przecież. — Próbował coś sklecić, jednak Bowie z troską wymalowaną w spojrzeniu, poklepała go po plecach mówiąc:
— Jesteś w szoku, rozumiemy.
Huncwoci zachichotali, jednak James wciąż pozostawał w krainie pluszowych jednorożców, wysłuchujących jego koszmaru, i ujmując to w słowa – średnio kontaktował.
Syriusz, gdy upewnił się, iż Potter da radę chodzić bez asekuratora, za którego przyszło robić właśnie Blackowi, co nie było najlepszym posunięciem, zważając, że chodził o kulach, odciągnął Connie na chwilę.
— Wiesz, że wcale nie musiałaś kazać Lily brać cię ze sobą, chętnie bym cię zaprosił — szepnął, a dziewczyna spojrzała na niego, jakby nie wierzyła, że właśnie powiedział coś takiego.
— Słuchaj, Black — zaczęła, odgarniając kosmyk brązowych włosów, które wpadły jej na czoło, zanim zdążył zrobić to Syriusz. — Ja niekoniecznie chciałam znaleźć się i być częścią tej całej szopki, Ślimaka, a pomysł by Lily, która chciała się uwolnić od natręta. — Wskazała na Pottera, który właśnie wszedł w ścianę, co boleśnie odznaczyło się na jego prawym policzku. — A no i na marginesie, myślę, że chętniej powinieneś zapraszać swoją dziewczynę — dodała z ironicznym uśmieszkiem, i zostawiając Blacka w tyle, dołączyła do reszty Gryfonów na przodzie.
*
— Och, Lily! — Obie Gryfonki, które po drodze zgubiły Remusa, jednak Connie myśląc, że to celowy zabieg, aby wyplątał się z grupy i nie zawracając niczyjej dostał się na bankiet z Czekoladową dziewczyną, udała, iż nic nie zauważyła, przywitał krzyk Slughorna, który na chwilę zamknął ją w swoich ramionach. — O iii panienka Bower? — spytał, mierząc dziewczynę zdegustowany wzrokiem.
— Bowie — poprawiła go, starając się ukryć odczucia do niego, jednak on ewidentnie się na to nie silił.
— Masz jakieś zainteresowania? — zapytał natychmiast, dociekając, czy będę mógł wyciągnąć korzyści z tej relacji. — Jesteś w czymś szczególnie dobra? O, a gdzie pracują rodzice? — Nie zaprzestawał zasypywać jej pytaniami, przez co Connie pożałowała, że nie próbowała usilnie wprosić się do dormitorium pierwszorocznych, a nie ma bankiet.
— Właściwie to tak, interesują mnie zaklęcia — odpowiedziała prędko, tracąc z oczu Lily, która zgubiła się w tłumie. — W przyszłości chciałbym tworzyć własne — oznajmiła, a Horacy pokiwał głową za aprobatą. — Rodzice pracują w Ministerstwie w Biurze Głównym Sieci Fiuu — wyjaśniła, no co starzec zacmokał wyraźnie zadowolony.
— Jak ja mogłem o nich zapomnieć! — krzyknął, jednak nikt nie zwrócił na niego uwagi, ze względu na mnóstwo otaczających ich ludzi. — Taka piękna z nich para była w młodości, a jaką mają uzdolnioną córkę! — powiedział klaszcząc w dłonie, a Connie wyliczała w głowie powody, dla których jeszcze nie wywróciła oczami.
— Dziękuje — odparła, jednak gdy rude włosy błysnęły gdzieś w tłumie, tłoczących się uczniów i błyszczących kreacji oraz krawatów i much, postanowiła zadziałać. — Przepraszam pana, ale muszę znaleść Lily — odpowiedziała z całą grzecznością, jaka jej pozostała po tej rozmowie, a było jej niewiele, i oddaliła się, by jak cień podążać za Gryfonką.
Jednak zamiast wpaść na Lily, wpadła na Petera.
— Oo, hej Peter — przywitała się, i momentalnie wzrokiem zmierzyła jego partnerkę, niższą o niego o ponad głowę, z ciemnymi blond lokami, okalającymi różowawą okragłą twarz. — A ty pewnie jesteś Carina. — Podała dziewczynie rękę, przypominając sobie historię opowiedzianą przed Jamesa, jakiś czas temu. — Przykro mi, że ten kamień trafił w ciebie, ale ślicznie wyglądasz — skomplementowała jej żółtą sukienkę za kolano, z koronkowymi ramiączkami oraz dekoltem w łódkę. — Przeuroczo — mruknęła, zostawiając za sobą Carinę i Petera, po czym ruszając na dalesze poszukiwania właścicielki rudych włosów, potknęła się o kule Syriusza.
— O witam pannę, Constance — powiedział, takim tonem, jakby nie widział jej przez lata.
— Nie mów do mnie Constance, Black — syknęła, gwałtownie łapiąc równowagę, zanim Syriusz zdążył podać jej dłoń do złapania się jej.
— Zgubiłem gdzieś Jamesa, mam nadzieję, że się nie zabije — mruknął, wodząc wzrokiem po mnóstwu uczniach, i ostatecznie bez skutku wracając do punktu wyjścia, czyli stania w miejscu.
— Ja mam nadzieję, że zostawi Lily przy życiu. — Zaśmiała się krótko, choć wcale nie było jej do śmiechu w tamtym momencie, zważając, że przecisnęła się pomiędzy tłumem uczniów, którzy wydawali się jej mnożyć, w butach na prawie obcasach, jakich szczerze nienawidziła.
*
Uczta zaczęła się parę minut po krótkiej wymianie zdań Connie i Syriusza.
Rozpoczęła się uroczystym przemówieniem Slughorna, zmierzającym do tego, że życzy wszystkich zgromadzonym Wesołych Świąt, jednak nie zająknął się wspomnieć o sprawach zupełnie niepotrzebnych, przy składaniu życzeń.
Przynajmniej Connie dowiedziała się, kilku ciekawostek z ostatniego tygodnia Ślimaka.
Później przez czas uczty, Lily zadławiła się udkiem z pieczonego kurczaka, a James próbował bohatersko uratować, co niesamowicie rozbawiło Slughorna, który chciał poczęstować Connie swoim rumem porzeczkowym, jednak brunetka przypomniała mu o istotnym fakcie, że jest niepełnoletnia.
Jednak samemu Slughornowi nie przeszkodziło to w tym, aby sam delektował się rumem, co ostatecznie nie poszło mu na dobrze, ponieważ przez półgodziny był już mocno podbity.
Młodsi uczniowie zaczynali się powoli zbierać, a z bankietu odeszło zbędne towarzystwo – jak nazwała ich Connie.
Carina Fogs uciekła gdzieś z Peterem, przy akompaniamencie głośnego chichotu. Brat Syriusza, na którego ten patrzył spode łba, jednak starał się unikać napotykania na niego wzrokiem, także gdzieś zniknął, a z nim zniknęła ciemnowłosa Krukonka.
— No młodzieży, tańczcie, bawcie się! Macie czas i miejsce! — krzyczał Slughorn, którego twarz poczerwieniała, a jego słowa niczym przecinek oddzielała czkawka. Profesor podszedł do odtwarzacza płyt winylowych, a po chwili mocny głos Celestyny Warbeck dotarł do uszu wszystkich zgromadzonych.
Connie zachichotała, widząc, że Slughron kiwał się sam ze sobą w rytm piosenki, James uparcie biegł za Lily, próbując ją przekonać do jednego tańca.
Natomiast Remusowi wieczór się udał, tańczył na boku z Czekoladową dziewczyną, pośród innych par, szczerząc się jak głupi.
Jednak kolejny nieszczęśnik, niczym Evans uciekająca, jak łania, właśnie zmierzał w kierunku Bowie z poluzowanym krawatem.
— I co, Black? — spytała z krótkim śmiechem, gdy brunet stanął obok niej.
— Nic. — Wzruszył ramionami, po czym spojrzał Connie w oczy. — Zatańczysz? — Wyciągnął dłoń przed siebie, licząc, że Gryfonka ją ujmie jednak obrotu spraw, jakie nastąpiły chwilę pózniej by się nie spodziewał.
Bowie kątem oka zauważyła Sèraphine w pięknej błękitnej rozkloszowanej sukience z krótkimi ramiączkami z jedną falbanką prowadząca aż do klatki piersiowej.
Dziewczyna za nimi stała wmurowana w podłogę, a Connie zastanowiła się czy nie ruszyć Syriuszowi na pomoc i wyjaśnić, że to nie tak, jak myśli. Jednak to był już obowiązek Syriusza.
*
serwus!
jestem trochę polsatem tu
vivaly
namówiła mnie na polsat mardeinvisibilidad_ na nią krzyczcie
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro