Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

X: Bankiet

Lily właśnie kichnęła od nadmiaru wiekowego pudru, który Connie podwędziła ciotce Lorelei.

— To jest naprawdę konieczne? — spytała, zauważając efekty, – bądź raczej ich brak – które wcale nie wyglądały ostatecznie tak, jak obiecała jej Connie. Cóż piegi wciąż złośliwie pozostawały widoczne, a jej rude włosy, które Bowie już od pół godziny próbowała upiąć w coś godnego przyjęcia u Slughorna.

— Tak — skłamała prędko, mając nadzieje, że uda jej się zrealizować plan zostawienia Lily w paszczy jelenia. Miała zamiar zrobić ją na bóstwo, po czym zostawić wraz z Jamesem i nigdy się nie zjawić, dlatego nawet nie zajęła się swoimi przygotowaniami, co właśnie uderzyło w Evans.

— Właśnie, przebieraj się — pogoniła ją klaszcząc w dłonie. — A ta jeszcze w mundurku — westchnęła rudowłosa, po czym wstała z łóżka, odkładając puder, który nie dał jej nic więcej poza kichaniem.

— Daj spokój — odparła, podchodząc do wielkiej dwuskrzydłowej szafy, po czym wyciągnęła z niej bordową sukienkę z dekoltem w stylu Królowej Any, za kolano z rozkloszowanym dołem. — Idę się przebrać — mruknęła, znikając za parawanem, jednak czuła pod skórą, że jej plan nie jest niezawodny.

Evans podjęła jeszcze ostatnią próbę zastosowania pudru, po czym gdy zaczęła się nim dusić postanowiła odpuścić i zając się ułożeniem włosów.

— Ta da! — krzyknęła Constance wyłaniając się zza parawanu chwiejnym, przez buty na podwyższeniu krokiem podeszła do łóżka, aby wyszperać z kufra złote wiszące kolczyki, przedstawiające lwy,  mające symbolizować przynależność Connie do domu Lwa, które dostała rok temu od Evy.

— Wyglądasz cudownie — skomentowała Evans, tocząc właśnie batalię z zalotką, by ta nie pożarła jej rzęs.

— Tse, jasne — powiedziała z przekąsem, jednak widząc do czego zmierza podkręcanie rzęs u Lily, postanowiła zareagować. — Oddaj to dziecko, bo sobie krzywdę zrobisz. — Wystawiła dłoń, aby Gryfonka położyła na niej zalotkę, która i tak wyrządziliby więcej wspomnianych krzywd, niż zachwytów.

— Gotowe? — spytała Bowie, mierząc wzrokiem wszystkie pozostałe współlokatorki, które do tej pory czekały tylko na przyjście przekonania brunetki do włożenia sukienki i nie wprowadzenia planu zeswatania Jamesa i Lily. Zmierzyła wszystkie wzrokiem, ostatecznie stwierdzając, że wszystkie wyglądają lepiej od niej.

Dorcas spięła włosy w kok, a luźne kosmyki opadały jej na twarz. Miała na sobie białą sukienkę, której tiulowy dół błyszczał przy każdym ruchu, przewiązana była w pasie czerwoną kokardą, idealnie komponując się z suknią Marlene, która posiadała identyczną w odwróconej wersji kolorystycznej.

Natomiast Lily wybrała sobie bardzo skromną sukienkę z czerwonej koronki w kwiaty z dekoltem w literę V, i wydłużonym tyłem. Connie powiedziała, że jej matka pojawiła się w podobnej kreacji na pogrzebie wlanego ojca, i zaproponowała coś innego, jednak Evans trwała przy stylizacji na panią Bowie na pogrzebie. Rude włosy ostatecznie spoczęły spokojnie na jej ramionach, bez fantazyjnych upięć, ani wpinania w nie błyskotek.

Cała czwórka zjawiła się w Pokoju Wspólnym, a wszyscy Huncwoci doznali chwilowego zaćmienia umysłu, gdy zobaczyli Bowie.

— Ale przecież... — zaczął Remus, marszcząc czoło i wskazując Bowie, gdyby przypadkiem, któryś ją przeoczył.

— Miałaś nie iść — dokończył James, którego szczęka opadła do ziemi ze zdziwienia, nie mówiąc o już Blacka, który gdyby się odezwał rysowałby podłogę zębami.

— Idę z Lily, bo nie zdążyła nikogo znaleźć. — Wzruszyła ramionami, a James prawdopodobnie zemdlał w tamtym momencie, jednak kopniak w piszczel od Syriusza ocucił go wystarczająco, aby chodził. Jednak nadal miał kłopot ze złożeniem gramatycznie poprawnego zdania.

— Ale, Evans miała iść ze ja i przecież. — Próbował coś sklecić, jednak Bowie z troską wymalowaną w spojrzeniu, poklepała go po plecach mówiąc:

— Jesteś w szoku, rozumiemy. 

Huncwoci zachichotali, jednak James wciąż pozostawał w krainie pluszowych jednorożców, wysłuchujących jego koszmaru, i ujmując to w słowa – średnio kontaktował.

Syriusz, gdy upewnił się, iż Potter da radę chodzić bez asekuratora, za którego przyszło robić właśnie Blackowi, co nie było najlepszym posunięciem, zważając, że chodził o kulach, odciągnął Connie na chwilę.

— Wiesz, że wcale nie musiałaś kazać Lily brać cię ze sobą, chętnie bym cię zaprosił — szepnął, a dziewczyna spojrzała na niego, jakby nie wierzyła, że właśnie powiedział coś takiego.

— Słuchaj, Black — zaczęła, odgarniając kosmyk brązowych włosów, które wpadły jej na czoło, zanim zdążył zrobić to Syriusz. — Ja niekoniecznie chciałam znaleźć się i być częścią tej całej szopki, Ślimaka, a pomysł by Lily, która chciała się uwolnić od natręta. — Wskazała na Pottera, który właśnie wszedł w ścianę, co boleśnie odznaczyło się na jego prawym policzku. — A no i na marginesie, myślę, że chętniej powinieneś zapraszać swoją dziewczynę — dodała z ironicznym uśmieszkiem, i zostawiając Blacka w tyle, dołączyła do reszty Gryfonów na przodzie.

*

— Och, Lily! — Obie Gryfonki, które po drodze zgubiły Remusa, jednak Connie myśląc, że to celowy zabieg, aby wyplątał się z grupy i nie zawracając niczyjej dostał się na bankiet z Czekoladową dziewczyną, udała, iż nic nie zauważyła, przywitał krzyk Slughorna, który na chwilę zamknął ją w swoich ramionach. — O iii panienka Bower? — spytał, mierząc dziewczynę zdegustowany wzrokiem.

— Bowie — poprawiła go, starając się ukryć odczucia do niego, jednak on ewidentnie się na to nie silił.

— Masz jakieś zainteresowania? — zapytał natychmiast, dociekając, czy będę mógł wyciągnąć korzyści z tej relacji. — Jesteś w czymś szczególnie dobra? O, a gdzie pracują rodzice? — Nie zaprzestawał zasypywać jej pytaniami, przez co Connie pożałowała, że nie próbowała usilnie wprosić się do dormitorium pierwszorocznych, a nie ma bankiet.

— Właściwie to tak, interesują mnie zaklęcia — odpowiedziała prędko, tracąc z oczu Lily, która zgubiła się w tłumie. — W przyszłości chciałbym tworzyć własne — oznajmiła, a Horacy pokiwał głową za aprobatą. — Rodzice pracują w Ministerstwie w Biurze Głównym Sieci Fiuu — wyjaśniła, no co starzec zacmokał wyraźnie zadowolony.

— Jak ja mogłem o nich zapomnieć! — krzyknął, jednak nikt nie zwrócił na niego uwagi, ze względu na mnóstwo otaczających ich ludzi. — Taka piękna z nich para była w młodości, a jaką mają uzdolnioną córkę! — powiedział klaszcząc w dłonie, a Connie wyliczała w głowie powody, dla których jeszcze nie wywróciła oczami.

— Dziękuje — odparła, jednak gdy rude włosy błysnęły gdzieś w tłumie,  tłoczących się uczniów i błyszczących kreacji oraz krawatów i much, postanowiła zadziałać. — Przepraszam pana, ale muszę znaleść Lily — odpowiedziała z całą grzecznością, jaka jej pozostała po tej rozmowie, a było jej niewiele, i oddaliła się, by jak cień podążać za Gryfonką.

Jednak zamiast wpaść na Lily, wpadła na Petera.

— Oo, hej Peter — przywitała się, i momentalnie wzrokiem zmierzyła jego partnerkę, niższą o niego o ponad głowę, z ciemnymi blond lokami, okalającymi różowawą okragłą twarz. — A ty pewnie jesteś Carina. — Podała dziewczynie rękę, przypominając sobie historię opowiedzianą przed Jamesa, jakiś czas temu. — Przykro mi, że ten kamień trafił w ciebie, ale ślicznie wyglądasz — skomplementowała jej żółtą sukienkę za kolano, z koronkowymi ramiączkami oraz dekoltem w łódkę. — Przeuroczo — mruknęła, zostawiając za sobą Carinę i Petera, po czym ruszając na dalesze poszukiwania właścicielki rudych włosów, potknęła się o kule Syriusza.

— O witam pannę, Constance — powiedział, takim tonem, jakby nie widział jej przez lata.

— Nie mów do mnie Constance, Black — syknęła, gwałtownie łapiąc równowagę, zanim Syriusz zdążył podać jej dłoń do złapania się jej.

— Zgubiłem gdzieś Jamesa, mam nadzieję, że się nie zabije — mruknął, wodząc wzrokiem po mnóstwu uczniach, i ostatecznie bez skutku wracając do punktu wyjścia, czyli stania w miejscu.

— Ja mam nadzieję, że zostawi Lily przy życiu. — Zaśmiała się krótko, choć wcale nie było jej do śmiechu w tamtym momencie, zważając, że przecisnęła się pomiędzy tłumem uczniów, którzy wydawali się jej mnożyć, w butach na prawie obcasach, jakich szczerze nienawidziła.

*

Uczta zaczęła się parę minut po krótkiej wymianie zdań Connie i Syriusza.

Rozpoczęła się uroczystym przemówieniem Slughorna, zmierzającym do tego, że życzy wszystkich zgromadzonym Wesołych Świąt, jednak nie zająknął się wspomnieć o sprawach zupełnie niepotrzebnych, przy składaniu życzeń.

Przynajmniej Connie dowiedziała się, kilku ciekawostek z ostatniego tygodnia Ślimaka.

Później przez czas uczty, Lily zadławiła się udkiem z pieczonego kurczaka, a James próbował bohatersko uratować, co niesamowicie rozbawiło Slughorna, który chciał poczęstować Connie swoim rumem porzeczkowym, jednak brunetka przypomniała mu o istotnym fakcie, że jest niepełnoletnia.

Jednak samemu Slughornowi nie przeszkodziło to w tym, aby sam delektował się rumem, co ostatecznie nie poszło mu na dobrze, ponieważ przez półgodziny był już mocno podbity.

Młodsi uczniowie zaczynali się powoli zbierać, a z bankietu odeszło zbędne towarzystwo – jak nazwała ich Connie.

Carina Fogs uciekła gdzieś z Peterem, przy akompaniamencie głośnego chichotu. Brat Syriusza, na którego ten patrzył spode łba, jednak starał się unikać napotykania na niego wzrokiem, także gdzieś zniknął, a z nim zniknęła ciemnowłosa Krukonka.

— No młodzieży, tańczcie, bawcie się! Macie czas i miejsce! — krzyczał Slughorn, którego twarz poczerwieniała, a jego słowa niczym przecinek oddzielała czkawka. Profesor podszedł do odtwarzacza płyt winylowych, a po chwili mocny głos Celestyny Warbeck dotarł do uszu wszystkich zgromadzonych.

Connie zachichotała, widząc, że Slughron kiwał się sam ze sobą w rytm piosenki, James uparcie biegł za Lily, próbując ją przekonać do jednego tańca.

Natomiast Remusowi wieczór się udał, tańczył na boku z Czekoladową dziewczyną, pośród innych par, szczerząc się jak głupi.

Jednak kolejny nieszczęśnik, niczym Evans uciekająca, jak łania, właśnie zmierzał w kierunku Bowie z poluzowanym krawatem.

— I co, Black? — spytała z krótkim śmiechem, gdy brunet stanął obok niej.

— Nic. — Wzruszył ramionami, po czym spojrzał Connie w oczy. — Zatańczysz? — Wyciągnął dłoń przed siebie, licząc, że Gryfonka ją ujmie jednak obrotu spraw, jakie nastąpiły chwilę pózniej by się nie spodziewał.

Bowie kątem oka zauważyła Sèraphine w pięknej błękitnej rozkloszowanej sukience z krótkimi ramiączkami z jedną falbanką prowadząca aż do klatki piersiowej.

Dziewczyna za nimi stała wmurowana w podłogę, a Connie zastanowiła się czy nie ruszyć Syriuszowi na pomoc i wyjaśnić, że to nie tak, jak myśli. Jednak to był już obowiązek Syriusza.

*
serwus!
jestem trochę polsatem tu
vivaly

namówiła mnie na polsat mardeinvisibilidad_ na nią krzyczcie

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro