Rozdział 6
- Hej! Zaczekaj chwilę! - wtem dało się usłyszeć znajomy dla Polaka głos. Spojrzał zaskoczony na przybyłego, zmrużył lekko oczy ale dało się zobaczyć lekkie zadowolenie.
- Rzesza... A więc i ty się rozbiłeś - zapytał jakby nigdy nic. Nazista zbliżał się do nich z uśmiechem, zaśmiał się pod nosem.
- Zgadłeś, co za zbieg okoliczności - wesoło odpowiedział, ale wzrok miał na brytyjczyku. Polska dopiero teraz zobaczył, głęboką ranę na dłoni Rzeszy, choć wyglądało to trochę jakby była to rana cięta - Anglia! Dawno się nie widzieliśmy...
- Zamknij mordę! - przerwał mu. Rzesza zamrugał, potem poprawił swoje włosy jakby się tym nie przejął myśląc o czymś. Wbił nagle przerażające spojrzenie w Wielką Brytanie.
- Zajmę się nim - powiedział nagle i szybko zbliżył się do niego. Zakrył mu usta i nos jakąś chusteczką, Anglia wił się, jednak zaraz jego wzrok stał się mglisty i zamknął oczy. Polska był lekko zaskoczony, wypuścił powietrze spokojnie. Podniósł się i zszedł z Brytanii.
- Co z nim zrobisz? - zapytał po chwili, co to było? Nie zapytał się, w sumie po co, nie jest to ważne, chyba...
- Cóż... Muszę się zastanowić, mam parę pomysłów, na pewno jakoś go wykorzystam a gdy będzie nie potrzebny... - przerwał i ułożył palce w kształt pistoletu, który skierował w stronę głowy - Bum! - zasymulował strzał z pistoletu. Polska patrzył na niego uważnie, Rzesza wydawał się inny, jednakże nie zdążył się nad tym zastanowić.
- Dobrze... - odpowiedział lekko steptycznie, nie był pewny co o tym myśleć, miał jakieś złe przeczucie.
- Oh no tak - wskazał głową w głąb lasu - Gdy tu biegłem, widziałem jakiś rozbity myśliwiec, jest w dobrym stanie, więc przy odrobinie szczęścia wrócisz nim do domu.
- Co z pilotem?
- Jakiś Brytol go zabił, nie miałem czasu nic z tym zrobić bo biegłem do ciebie - wzruszył ramionami, jakby to nie było nic ważnego. Polska zamrugał i przełknął ślinę.
- A co z tobą?
- Zadajesz za dużo pytań - powiedział te słowa dziwnym tonem, westchnął - Nie martw się, poradzę sobie - puścił do niego oczko. Biało-czerwony kraj zmarszczył brwi. Idiota.
- Niech będzie, trzymaj się - rzucił nie patrząc na niego i ruszył w podanym kierunku. Jego myśli kręciły się wokół sytuacji z przed chwili. Pokręcił głową, teraz to on musi wrócić na jakikolwiek ląd, i postarać się nie rozbić ponownie.
Przedzierał się przez krzewy i lasy, w końcu ujrzał tego Brytyjczyka, odchodził od zwłok Niemca i myśliwca. Oddech mu przyśpieszył, wyciągnął ponownie swój nóż. Odczekał, aż nieświadomy mężczyzna przeszedł koło niego, wbiegł na niego wbijając sztylet w plecy Anglika. Zaparło mu dech, chciał odwrócić głowę w stronę swego mordercy, jednak padł na ziemię wykrawiawiając się.
Otarł ostrze z krwi, podążył jego śladem i dotarł szybko do trupa i myśliwca. Było to dziwne, wydawało się, jakby to było idealne miejsce na wylot, ale nie miał czasu na to myśleć. Gdy spojrzał na niebo, wydawało się, że bitwa się uspokoiła? Tym lepiej dla niego, musiał szybko dotrzeć do domu, póki ma okazję. Szybko wskoczył na Me 210, miał lekkie trudności z wystartowaniem. Udało się i znów był w powietrzu, paliwa nie było dużo, walki się jeszcze nie skończyły, jednakże wybierał takie drogi by pozostać niezauważonym.
Po paru godzinach był nad terenach Rzeszy, paliwo się kończyło, musiał wylądować w pierwszym lepszym miejscu, miał szczęście i udało mu się wylądować na lotnisku koło Berlina. W następnych dniach wrócił do Warszawy, nie był pewny, czy weźmie jeszcze udział w bitwie osobiście.
**********
Leżał na łóżku, wreszcie wrócił do domu zmęczony po podróży. Zamknął oczy, ale nie spał, był tak znużony, że nie myślał, czy Rzesza w ogóle wrócić do domu. Nawet nie miał okazji tego sprawdzić, gdyż chciał jak najszybciej wrócić do stolicy. Porozmawia z nim znowu na kolejnym służbowym spotkaniu najpewniej. Ziewnął.
- Kurwa znów muszę jechać na front - zaklną cicho sam do siebie. Teraz to nie było dlatego, że chciał, tylko, że musiał. Jedzie na granice fińsko-bolszewicką po raz pierwszy. Będzie tam gruby śnieg. Podniósł się z swojego łóżka, wyszedł z pokoju i zaczął schodzić po schodach. Jako, że była noc było i ciemno, ale Polska jako kraj miał lepszy wzrok, więc nie potrzebował oświetlenia.
Pusty dom wydawał echo jego kroków. Mieszka tu od kiedy odzyskał niepodległość, praktycznie w centrum Warszawy, całkiem przyjemna miejscówka, lokum też całkiem przytulne. Ale, jakoś nie mógł się tu czuć zupełnie dobrze, sam nie wiedział dlaczego. Może tęsknił za mieszkaniem z ojcem i bratem, jakim mógł się poszczycić za dzieciaka, może jeszcze się nie przyzwyczaił.
Szedł przez korytarze, na ścianach były jakieś obrazy przedstawiające naturę i inne takie. Otworzył drzwi do łazienki, przebrał się i umył, by jak najszybciej wrócić do łóżka. Schował się pod kołdrą i zasnął.
***********
Wychylił się z namiotu, miał zamknięte oczy, ponieważ poranne słońce go oślepiało. Kiedy w końcu rozchylił powieki z zaskoczeniem zobaczył, że wszystko jest w śniegu, co prawda przybył tu w nocy, ale dał sobie rękę uciąć, że przecież tyle go tu nie było. Trzeba było przyznać: jest tu naprawdę ślicznie.
- No już się nie zachowuj, jakbyś pierwszy raz śnieg zobaczył - powiedział Węgier powiajając się koło niego, jak zwykle był uśmiechnięty. Polska prychnął, zmierzył go uważnym wzrokiem, jego przyjaciel miał spore wory pod oczami, czyżby się nie wyspał?
- Witajcie - oboje spojrzeli wzrok na wyskoki kraj - Mam nadzieję, że się wyspaliście i zimno wam nie przeszkadzało - rzekł Finlandia. Mimo, że Polska i Węgry już czuli mróz, Fin najwyraźniej był do tego przyzwyczajony - Jak na razie możecie się schować, rano jest bardzo mroźnie - dodał po chwili.
- Witaj, i tak chyba zrobimy, ale ja jeszcze się przejdę, a ty Węgry? - skinął uprzejmnie głową na skandynawa a potem zwrócił wzrok na Węgra.
- Nie, taka pogoda to nie dla mnie - odparł po przywitaniu się z gospodarzem. Dwa kraje zniknęli w namiocie, a Polska zaczął spacerować wokół obozu. Wziął głęboki oddech, słońce leniwie spinało się po niebie a z jego ust wydobywała się para, świadcząca o mroźnej pogodzie.
Nagle zobaczył jakąś postać przed sobą, zamrugał, ciężko było powiedzieć co to było. Polska uważnie się temu czemuś przyglądał, sylwetka była przejzroczysta, ale mimo tego, nie to, że widział, ale czuł personę przed nim. Delikatny śnieg opadał na zarys.
Polak zaczął się powoli zbliżać w stronę postaci, czuł jakieś dziwne znajome uczucie i ciepło. Wiedział (albo chciał w to wierzyć), że to jego choroba, ale ta myśl została daleko z tylu, nie myślał racjonalnie. Czuł się jakby podchodził do jakiegoś dzikiego zwierzęcia, w końcu odważył się wyciągnąć rękę.
Już miał dotknąć ducha, ale wtem zniknął, śnieg, który zebrał się na postaci opadł na ziemię. Polska stał z podniesionym ramieniem jak kołek. Opuścił wzrok na buty, musi coś zrobić z schizofenią, to się robi uciążliwe.
I bolesne.
Zaczął iść dalej wkładając ręce w kieszenie, wtem zobaczył Rzeszę. Przez moment zastanawiał się czy naprawdę go widzi, przeszurał nogą po ziemi. Nazista stał się znów nieobecny i oficjalny, to mu się ani trochę nie podobało, a już było dobrze. Jego zestresowanie zmieniło się w frustracje i pewnym krokiem ruszył w stronę Niemca.
- Znów ci coś odbiło odludku? - zapytał gniewnie, może i nawet zbyt ostro.
- Nie! Nic mi nie jest - odpowiedział cofając się. Zdenerwował się - A co cię to obchodzi tak właściwie? - teraz to Rzesza zaczął dociekać.
- Nie wiem... - mruknął ponuro, czuł się rozdarty, ale starał się tego nie okazywać - Myślałem, że przestałeś być takim...-
Rzesza wetchnął nerwowo przerywając mu.
- Po prostu chce być trochę sam, przemyśleć parę rzeczy - odparł dosyć smutno.
- Mówisz? - rzekł melancholijnym tonem i wyminął go. Zatrzymał się jednak i spojrzał na niego - Wydaje mi się, że nie chcesz tego na prawdę, ale w porządku. Możesz przyjść do mnie jeśli potrzebujesz rozmowy - położył czule rękę na jego ramieniu.
Rzesza patrzył na niego zaskoczony, nazista ponownie westchnął. Polska odwrócił się i zaczął odchodzić, co prawda on był synem Cesarstwa Niemieckiego, ale to sojusznik, i jeśli coś to właśnie Polak powinnien się zachowywać w ten sposób!
- Dzięki - zatrzymał się ostro na dźwięk tych słów. III Rzesza w końcu na niego spojrzał z lekkim uśmiechem, nazista zaczął iść do swojego namiotu. Polska stał patrząc jak odchodzi.
********************
jeśli są jakieś błędy i wgl to sory ale nie mam siły na poprawianie tego >.>
ogólnie to każdy rozdział jest dłuższy od poprzedniego, ale nie ważne
pa pa~~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro