Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5



Wojna z Związkiem Radziecki rozpoczęła się, krew była już przelewana, Polska często był na froncie, co prawda, nie walczył osobiście ale pomagał w na przykład taktyce. Było to z przyzwyczajenia, w końcu gdy starał się wydrzeć niepodległość ze szponów trzech mocarstw, był i walczył ze swoimi rodakami ramię w ramię. Jednak dla niego czasy się zmieniły, więc chciał się zachowywać bardziej, jak inne kraje. Rzesza jednak postanowił jeszcze rozpocząć ekspansje na zachód, gdy zobaczył jak dobrze wojna przebiega. Istotnie, Oś wbijała się na tereny ZSRR jak w ciepłe masło, bolszewik albo nie był przygotowany na atak, albo ich taktyka obrony była tak dobra, jak wyszkolenie niektórych żołnierzy czerwonej armii. No właśnie, był jeszcze jeden powód, dlaczego Polska wolał być z swoimi żołnierzami, po wojnie w 1920, doskonale wiedział, że Związek Radziecki ma wielkie zasoby ludzkie, gdy tylko się choć trochę ogarnie, na pewno to wykorzysta. Ale na razie muszą zrobić tak dużo, jak się da. 

Obecnie jednak Polska był w stolicy, pił spokojnie herbatę i czytał książkę, dziś miało się odbyć spotkanie z Rzeszą, jednak on się spóźniał. Przewrócił kolejną stronę, i wyjrzał odwracając się przez ramię na okno, nie widział nic. Spojrzał na drzwi, wzruszył ramionami wracając do lektury. 

Wtem drzwi się gwałtownie otworzyły, Polska spojrzał na gościa. Rzesza, cały kipał ze złości, wydawało się, że prawie wywarzył te drzwi. 

- Witaj...

- Brytania zbombardował Berlin - wysyczał i rzucił torbę na stół. Oddychał szybko starając się uspokoić. 

- Jakieś poważne uszkodzenia? - zapytał spokojnie. Cholerny Angol... 

- Nie, na szczęście - rzekł i spojrzał na Polskę - Ale wiesz co to znaczy? 

- Oczywiście, tak jak obiecałem, masz moją pomoc. 

- Świetnie, potrzebujemy lotnictwa, w końcu do wyspa. Oczywiście ich zbomardujemy, ale potrzebujemy ochrony - mówił to kręcąc się po pokoju, mówiąc ostatnie słowa przeniósł wzrok na sojusznika. 

- Rozumiem. Chcę wziąć udział w bitwie - odpowiedział.  Oczy Rzeszy się lekko zaiskrzyły, zamrugał szybko i zastanowił się na chwilę. 

- W porządku, ja również - powiedział w końcu. Polska uśmiechnął się, na samą myśl o tym, że będzie się mógł wznieść w powietrze czuł podekscytowanie, a co dopiero mścić się na dawnych sojusznikach, których teraz nazywa zdrajcami. Z zamyśleń wyrwał go głos Rzeszy - Atakujemy za dwa tygodnia - postanowił. 

- Będę gotowy.

*********************************

Polska był w myśliwcu, czuł podekscytowanie. On po prostu uwielbiał latać, na swych skrzydłach jak i bez ich pomocy, czuł się wtedy tak, wolny od wszystkiego. Dwa klucze osłaniały jeden bombowiec, był w jednym z nich. Pozornie nie było przeciwności, jednak szybko z chmur wyłoniło się sześć hurricanów, uśmiechnął się pod nosem zadowolony, wreszcie jakaś zabawa. Kraj podniósł się o kolejne metry do góry i wystrzelił jedną serie w stronę wrogiego myśliwca, który był najbardziej wysunięty, tym samym najbliżej Ju 88 (bombowiec). Czuł krew pulsującą mu w uszach, kątem oka zobaczył pojawiające się kolejne myśliwce, którymi zajęły się inne 210. 

Przełkną ślinę, znalazł wzrokiem kolejny brytyjski myśliwiec i szybko bez namysłu wystrzelił 3, dosyć krótkie serię, które wystarczyły by zaczął się dymić i opadać. Po chwili zdał sobie sprawę, że jest praktycznie sam, wśród wrogów, czyli ich ataki będą skierowane na niego. Zaczął uciekać, skręcił ostro i praktycznie wbił się w jeden hurrican, musiał się stąd wydostać oraz znaleźć kogokolwiek z jego formacji. Wtedy za plecami pojawiły się dwa myśliwce, wzdrygnął się i zaczął uciekać. Dostał po silniku, zaczął opadać gwałtownie zostawiając za sobą smugę dymu. Zaczął się zatrzymywać, udało się, ale wiedział, że nie uda mu się wrócić do poprzedniej wysokości. 

Ledwo udało mu się uspokoić oddech, a już kolejny hurrican jedną serią przebił mu silnik. Nawet nie był w stanie nawet zwiać, mógłby co najwyżej wlecieć w niego, jednak byłoby to samobójstwo. Spadał w stronę lasu, ale nie wyskoczył od razu, wpatrywał się ślepo w jeden osuwający się myśliwiec, miał wrażenie, że widzi w nim Wielką Brytanie. Więc on też postanowił wziąć udział w bitwie powietrznej, oprzytomniał szybko. ( no musi ratować swoje dupsko) 

Poczuł dziurę na swoim spadochronie gdy dotknął go, wziął nóż i szybko przeciął linki, a potem w ubraniu zrobił otwór. Jednak nie było już czasu, nie mogąc być pewny, czy dziura umożliwi wydostanie się skrzydeł, a tym samym dalsze egzystowanie, w tym okrutnym świecie. 

Pióra złapały powietrze, kropla potu spłynęła po jego twarzy, udało się. Opadał spokojnie przez kilka minut. W końcu staną na nogach, ale praktycznie od razu upadł na ziemię. Leżał tak trochę na ziemi, dochodząc do siebie. 

Podniósł się nagle gwałtownie, przypominając sobie, że najpewniej widział Brytanię rozbijającego się gdzieś blisko. Nie może zmarnować takiej okazji. 

Jego rany się dymiły, jednak nie uważał, że może to zdradzić gdzie jest. 

**** 

tu małe wyśnienie, zastanawiam się nad dodaniem takie czegoś, że rany krajów goją się wypuszczając trochę "dymu", trochę jak w aot ale nevermind, może to zostawie może nie.

**** 

Las był na tyle gęsty, by nie musieć się tym przejmować. Chodził tak cicho jak tylko może, zaczął iść w głąb wyspy, w końcu na miejscu Anglika starałby się dostać jak najszybciej do bezpiecznego miejsca, jakim musi być punkt startowania myśliwców. Usłyszał głośniejszy szelest. 

Odwrócił głowę, Brytyjczyk przedarł się przez krzewy i szedł chwiejnie trzymając się za biodro. Wydawało się, że naprawdę mocno się rozbił, para unosiła się z wielu miejsc, zwłaszcza na plecach. Tym lepiej dla Polski, ale on w tym momencie nie był już sobą. Ogarnęła go rządza zemsty, jednak jednocześnie czuł nie wyjaśniony ból, mówił sobie, że zabicie zdrajcy go ukoi, da mu spokój. Wszystko poza postacią Wielkiej Brytanii się rozmazywało. 

Anglia się nagle zatrzymał i gwałtownie obrócił głowę w kierunku Polski. 

Teraz albo nigdy. 

Wyciągnął nóż i rzucił się do przodu, Brytania nie mógł walczyć i głucho upadł na ziemie. Polak zablokował jego nogi i ręce, w drugiej dłoni trzymał nóż, który był skierowany w stronę szyi starszego kraju. 

- Zdrajca... - wysyczał Brytania, on... zachowywał spokój, pozorny. Czy naprawdę myślał, że w tej sytuacji uda mu się ujść z życiem? 

- I nawzajem, kopę lat, nieprawdaż? - odparł z uśmiechem Polska, widział jak oddech Anglii przyśpiesza, zaczął się wić probując się uwolnić. 

- Puszczaj mnie, to ci nie wyjdzie na dobre... - warknął. Polak nie zamierzał się go posłuchać. 

- Nigdy by do tego nie doszło gdybyś był dobrym sojusznikiem - rzekł po chwili, jego spojrzenie się zmieniło. Wydawało się, że chce zapewnić mu tak wielki ból, że nie był w stanie sobie tego wyobrazić. Zaczął zbliżać ostrze w jego stronę, powoli, nikt go nie pogania w końcu. Będzie powoli go zabijał, przy okazji obserwując zdolności regeneracyjne takie silnego kraju, jakim był Brytyjczyk. 

- Przestań! Cholera jasna! - patrzył na niego błagalnie, mimo, że tak dużo przeszedł, żył tyle lat, doczekał się dzieci, najpewniej nie jeden raz staną twarzą w twarz z zgubą, mimo tego wszystkiego, bał się śmierci. Próbował go uderzyć, ale Polska nie był już sobą, jak już można było zauważyć. 

- Hej! Zaczekaj chwilę! - wtem dało się usłyszeć znajomy dla Polaka głos. Spojrzał zaskoczony na przybyłego, zmrużył lekko oczy ale dało się zobaczyć lekkie zadowolenie. 

*********************************

łooo kolejny rozdział, nie jestem zbyt dobra w pisaniu scen gdzie coś się dzieję. nie wiem również o jakich porach wrzucać opowiadania heh, więc jak ktoś wie coś na ten temat może napisać..

staram się być w miarę regularna, zwłaszcza, że wreszcie mam trochę weny

pa pa ~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro