***
***
Cisza.
Tajemnicza postać stała po środku niczego, otoczona murem z drzew.
Cisza pochłonęła wszystko. Żaden dźwięk się nie zdołał przedostać przez barierę ciszy.
Księżyc wysoko na niebie odbijał światło słoneczne, przez co sprawiał mylne wrażenie, że to właśnie on świecił i rozjaśniał ciemność nocy. Jednak on jedynie odbijał blask promieni słonecznych. Księżyc nie świeci...
Pusty wzrok skierowany ku ciemnemu niebu lustrował przestrzeń wokół księżyca, jednak nie był w stanie dostrzec milionów dusz zmarłych już osób*. Księżyc przywłaszczył całe niebo dla siebie. To właśnie on przyciągał ludzki wzrok. Nic więcej.
Dłoń wyciągnięta przed siebie, palec wskazujący, pokazujący coś w głębi lasu.
Samotnia ogarnęła postać, stojącą w mroku. Smutek zagarnął umysł.
Ciche kroki przebiły się przez ciszę.
Puste, bez wyrazu oczy drgnęły. Wrażliwe na dźwięki uszy zdawały się chłonąć każdy, najmniejszy odgłos. Blade usta, delikatnie uchylone, były suche i spękane. Wystarczył jeden mały nacisk, by zaczął wypływać szkarłat, tak ważny dla nieznanej postaci.
Biała wręcz cera kontrastowała z ciemnymi cieniami na powiekach. Bladoróżowa szrama przecinała twarz na dwie części, od prawej brwi do linii szczęki po tej samej stronie.
Sylwetka przykryta czarnym długim płaszczem, odkryta, kiedy spojrzeć od przodu, zdecydowanie wychudzona. Skóra wisiała na kościach, które tak bardzo odznaczone przyprawiały o gęsią skórkę. Gołe stopy, brudne od ziemi, trawy i kurzu, przyozdobione o ciemnoczerwone niesymetryczne plamy, a palce pozbawione były paznokci.
Kroki z każdą chwilą coraz głośniejsze, przynosiły na myśl tylko jedną myśl.
Postać drgnęła. Kroki ucichły. Tułów mozolnym ruchem obrócił się. Ręka wcześniej wyciągnięta w przód, pozostała na swoim miejscu. Jedyne co się zmieniło, białą skórę zalała czerwień. Lała się, niewadomo z którego miejsca. Od pasa w dół postać nie się nie ruszyła.
Tułów obrócony przodem w stronę kroków, zabrał ze sobą głowę, a wzrok spoczęty w tamtej chwili był w pustce, gdyż nic nie można było dostrzec.
Kroki rozbrzmiały ponownie.
Jednak to nie żywa istota.
Dźwięk metalu obijanego o siebie rozbrzmiał w ciszy, stwarzając echo, rozchodzące się w powietrzu.
Skóra okrywająca czaszkę zaczęła się odrywać od niej. Włosy z całego ciała zaczęły wypadać, lądując na ziemi pośród trawy.
Odgłos uderzenia rozległ się wokół postaci.
Skóra z twarzy odpadła całkowicie uwidaczniając brudną od krwi czaszkę. Gałki oczne nie zdołały utrzymać się w oczodołach. Już po chwili leżały na ziemi, tocząc się po niej jak zwykłe piłki.
Z głębi oczodołów zaczęła wypływać gęsta maź. Jej głęboka czarna barwa przyciągała wzrok.
Postać podniosła swoją drugą rękę. Delikatnie zgięta w łokciu, obrócona wnętrzem do góry. Dłoń otwarta wierzchem do ziemi, jakby zapraszała do tańca.
Zdawać się mogło, że kość, z której zrobiona jest czaszka wygięła się w okolicy ust na kształt uśmiechu. Głowa przechyliła się w bok. Spomiędzy zębów zaczęła płynąć gęsta, bordowa krew.
- A ty chwycisz mą dłoń?
Pytanie zadane przez postać zostało.
Odpowiedzieć możesz jedynie ty.
Więc jaka będzie odpowiedź twa?
Chwycisz dłoń kościstą, tajemną, jak jej właściciel?
Dłoń kościstą, tajemną oznaczoną szkarłatem.
Niewiadome jest, co spotyka osoby, które postanowiły to zrobić.
Czy żyją dalej?
Czy odeszły?
Straciły rozum? Zdrowie?
Przekonasz się, kiedy chwycisz dłoń.
Zrobisz to?
***
* - Chodzi tutaj oczywiście o gwiazdy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro