/ 𝘊𝘙𝘠 \
Syriusz dopiero co wszedł do salonu i już usłyszał, jak jakieś drzwi są zatrzaskiwane oraz zamykane na klucz. Zmarszczył brwi, odłożył swoje rzeczy, postanawiając się udać na piętro do jego sypialni.
Trafił prawie dobrze, ponieważ owe zamknięte drzwi należały do łazienki.
— Remus?
— Tak? — Blackowi od razu nie spodobał mu się jego zduszony głos.
— Nie potrzebujesz czegoś?
— Nie, dlaczego pytasz?
— Bo zamknąłeś się i masz głos jakbyś płakał? — powiedział niepewnie czarnowłosy.
Usłyszał po drugiej stronie głośnie westchnięcie.
— Mógłbyś sobie pójść?
— Jak dobrze wiem, że również moja łazienka, mam takie same prawo przebywać w niej, jak i ty — odparł szarooki, wiedząc iż podirytuje tym szatyna.
— Syriusz...
— Nigdzie nie odejdę bez powitalnego całusa, przyzwyczaiłeś mnie do niego, także czuj konsekwencje — były Gryfon wystawił nadający się jakkolwiek argument.
— Ale po nim zostawisz mnie? — Lupin nawet nie krył smutku w swoim głosie.
Black gdyby chciał, to mógłby otworzyć drzwi zaklęciem i wszystko potoczyłoby się o wiele dalej, aczkolwiek cenił sobie rozmowę, młodszy miał na niej obsesję, więc chcąc nie chcąc został nią zakażony i przestał być już aż taki jak kiedyś chaotyczny, tylko czekał.
Drzwi otworzyły się, Syriusz uniósł głowę i dostrzegł pochyloną, czerwoną od płaczu twarz kochanka. Remus otarł rękawem swoje łzy, uśmiechnął się krzywo, obniżył się do pocałunku i musnął usta starszego. Wyższy szczerze mówiąc nie był zdziwiony potokiem akcji, iż pozostał wyciągnięty z łazienki i znajdowali się na łóżku. Twarzą do siebie, w ciszy, zrozumieniu i miłości.
Black ułożył swą dłoń na policzku chłopaka, kciukiem wykonywał koliste ruchy, lecz swych oczu nie odrywał od zielonych tęczówek, którego również nie odrywały od niego wzroku. Przysunął się do niego i złączył ich usta w ponownym pocałunku, nie trwającym super długo, zaledwie parę muśnięć i po sprawie.
— Jeśli wciąż czujesz się niekomfortowo, to mogę pójść i tak jak chciałeś, zostawić cię samego w pokoju — mruknął Syriusz, mając nadzieję, że Gryfon przed nim tak nie postąpi.
— Zostań — zacisnął ich splątane dłonie. — Proszę — dodał po chwili znacznie ciszej, wypowiedział te słowa wręcz szeptem.
— Jestem zawsze przy tobie — odparł szczerze czarnowłosy. — Zawsze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro