Rozdział 29
*kilka dni później*
-Blaine POV-
-Wyraźnie nie chce ze mną mówić. Mam się okaleczyć? Będzie chciał to zadzwoni. Nie będę więcej robił z siebie idioty.- powiedziałem Nickowi, gdy kupowaliśmy hot dogi od ulicznego sprzedawcy na Times Square. Musiałem mówić podniesionym głosem, gdyż gwar jak zawsze był okropny. Plac zapełniony był zarówno nowojorczykami, jak i turystami. Nie trzeba nawet chyba dodawać, że hot dogi kosztowały tu fortunę, ale mimo faktu, że parę przecznic dalej dokładnie taki sam hot dog kosztowałby pewnie ułamek ceny którą musiałem zapłacić, był tego warty. Na Times Square panowała specyficzna, unikalna atmosfera, którą uwielbiałem chłonąć. Kiedy chodziłem do NYU hot dog na Times Square był swego rodzaju tradycją. Uwielbiałem siedzieć na czerwonych schodach i zwyczajnie patrzeć na ludzi, którzy tu trafiali, chłonąć atmosferę dużego miasta, aż do momentu gdy moja głowa nie rozbolała mnie od gwaru czy jaskrawych kolorów billboardów. Nick na moje oświadczenie jedynie prychnął i spojrzał na mnie swoim typowym wzrokiem „aha jasne bo ci jeszcze uwierzę".
Dosłownie parę godzin później śpiewałem „Call me" Franka Sinatry do słuchawki telefonu, rzecz jasna robiąc z siebie idiotę.
„If you're feeling sad and lonely, there's a service I can render. Tell the one who dig you only, I can be so warm and tender. Call me, may be it's too late so just, call me. Don't be afraid to just, phone moire. Call me and I'll be around... Give me a call..."
Już miałem się rozłączyć, zastanawiając się czy Kurt wkrótce nie będzie miał pełnej poczty głosowej, gdy nagle usłyszałem jego głos.
-Hej Blaine.
-O... hej! Nie sądziłem, że jesteś w domu.-byłem tak zdumiony, że o mało nie upuściłem telefonu. Straciłem nadzieję, że odbierze, przez co nie byłem w ogóle przygotowany.-Co robisz?- spytałem.
-Właśnie miałem wyjść.
-Dokąd?
-...Czego chcesz?
-Niczego... chciałem cię tylko przeprosić.
-...Okej.-mruknął cicho Kurt. Zapadła między nami długa, niezręczna cisza.- Muszę lecieć- oznajmił, przerywając tę okropną ciszę, przepełnioną niedopowiedzeniami i okropną tęsknotą.
-Zaczekaj!- krzyknąłem, zanim się rozłączył- co robisz w sylwestra? Nie mam z kim iść. Pamiętasz? Obiecywaliśmy sobie, że jak nie będziemy mieli pary, to będziemy chodzić na bale sylwestrowe razem...
-Mam tego dosyć. Nie jesteś nagrodą pocieszenia. Cześć.- to mówiąc Kurt rozłączył się, zostawiając mnie całkowicie osłupiałego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro