Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 27

*3 tygodnie później*

-Blaine POV-

Wszedłem do pomieszczenia, w którym za parę godzin miała odbyć się ceremonia i mimowolnie poczułem, jak opada mi szczęka. To miejsce było niesamowite! Rzecz jasna, byłem tu już wcześniej parę tygodni temu, ale wtedy ten stary loft nie wywołał na mnie pozytywnego wrażenia. Prawdę mówiąc, miałem spore obawy dotyczące tego miejsca. Ale teraz, to nie był już ten sam mocno podniszczony, na wpół rozwalający się zakurzony loft. Teraz to było najromantyczniejsze miejsce, jakie widziałem w całym swoim życiu. Przede mną rozpościerał się widok na parę rzędów rustykalnych drewnianych krzeseł, udekorowanych zwiewnym białym tiulowym materiałem. Poprzez środek loftu poprowadzona była dróżka prowadząca prosto do miejsca, gdzie moi przyjaciele mieli złożyć swoje przysięgi małżeńskie. Dróżka cała przystrojona była białymi płatkami róż i pięknymi emaliowanymi lampionami po bokach. Z samego tyłu, tuż przed ogromnymi, industrialnymi oknami widniał „ołtarz", którym był wysoki podest udekorowany świecami i bukietami pięknych róż. Drewniane belki przytrzymujące kondygnacje przyozdobione były girlandami lampek. Przy ścianach pomieszczenia ustawione były ogromne bukiety jasnych kwiatów, które kontrastowały z surową czerwoną cegłą. Pod sufitem zwisały lampiony, dając złocistą poświatę na całe pomieszczenie. Miejsce wyglądało bajecznie.

-Wow- mruknąłem. Stojący obok mnie Nick uśmiechnął się szeroko.

-Wiem. Kurt przeszedł samego siebie.

Zadławiłem się.

-Kurt?!

-Tak, Kurt. Wykonał większość roboty związanej ze ślubem i sam przygotował to miejsce. Godne podziwu, prawda?

Pokiwałem nieznacznie głową, starając się uporządkować szalejące w mojej głowie myśli. Nie widziałem przyjaciela od dobrych kilku miesięcy. Ale dzisiaj miałem go znowu spotkać. Poczułem jak żołądek ściska mi się z nerwów.

-Zebraliśmy się tutaj dziś z okazji ślubu Jeffa i Nicka.- oznajmił urzędnik. Spojrzałem kątem oka na Kurta, który stał przy boku Jeffa, jako jego drużba. Sam byłem drużbą Nicka. Hummel wyglądał jak zwykle olśniewająco- ubrany był w butelkowozielony garnitur z biała koszulą, a jego włosy jakimś cudem wyglądały na bardziej puszyste niż zazwyczaj. Postanowiłem skupić się całkowicie na przemowie urzędnika i odwróciłem wzrok- ta wspaniała para dzisiaj złoży sobie przysięgi małżeńskie. Państwo młodzi obiecają sobie wspólne życie i nadzieję, a założone przez nich obrączki oznajmią światu, że są małżeństwem i należą do siebie nawzajem.-poczułem na sobie wzrok Kurta. Unikałem jego spojrzenia za wszelką cenę. Nie spojrzałem na niego ponownie przez resztę ceremonii.

Sala w której odbywało się wesele była równie wspaniała jak ta, w której odbywała się ceremonia. W tle grała jazzowa kapela, a na parkiecie tańczyła spora część gości. Rozejrzałem się po gościach, szukając znajomych twarz. A tak dokładnie jednej, na której mi zależało. Wtedy go dostrzegłem. Stał z boku obok Rachel i głośno śmiał się z czegoś, co mu powiedziała. Widok ten wywołał u mnie szeroki uśmiech. Kurt był szczęśliwy. Gdy skończył się śmiać, pogrążył się z nią w rozmowie. Nie wytrzymałem i postanowiłem podejść, by z nim porozmawiać.

-Jeszcze nigdy nie widziałem Jeffa tak szczęśliwego. Zupełnie jak nie on!- usłyszałem podekscytowany głos Kurta.

-Racja. I dobrze. A co z tobą?- spytała Kurta Rachel. W momencie, gdy zadała pytanie, podszedł do niej jeden z gości.

-Kojarzę cię skądś. Czekaj, grałaś Fanny Brice w „Funny girl"? Byłaś wspaniała!

-Cóż, wiem. Ale i tak dziękuje za uznanie.

-Zatańczyłabyś może ze mną?

-Z moim fanem? Bardzo chętnie!- to mówiąc pociągnęła mężczyznę na parkiet, zostawiając samego Kurta. Uznałem to za idealny moment. Podszedłem prosto do Hummela.

-Cześć.- przywitałem się. Uśmiech Kurta od razu zbladł, gdy mnie zobaczył.

-Hej.

-Ładny ślub.

-Tak, całkiem ładny.

-Okres świąteczny jest okropny. Co rok ledwo go przetrzymuje.- spojrzałem na Kurta, który obserwował ludzi na parkiecie.

-To okres samobójstw.-stwierdził mężczyzna, na co pokiwałem głową. Podszedł do nas przystojny kelner i uśmiechnął się do Kurta czarująco.

-Krewetkę dla pana?

-Dziękuje- Hummel odwzajemnił uśmiech, wciąż nie zaszczycając mnie ani jednym spojrzeniem.

-Co u ciebie?- spytałem, gdy kelner się oddalił.

-Dobrze- stwierdził Kurt unosząc lekko podbródek.

-Spotykasz się z kimś?

Kurt odwrócił się do mnie i zmierzył mnie wkurzonym spojrzeniem.

-Blaine. Nie chcę o tym mówić.

-Czemu?

-Bo nie chcę.- to mówiąc odwrócił się na pięcie. Postanowiłem za nim podążyć.

-Nie możemy o tym zapomnieć?- zapytałem z frustracją- będziemy się z tym obnosić po wsze czasy??

-To było tak niedawno!

-Parę miesięcy temu! Słyszałeś, że jeden rok dla psa liczy się jak siedem?

-Tak?- odpowiedział skonfundowany Kurt. Uśmiechnąłem się i wzruszyłem ramionami.

-Czy jeden z nas miałby być psem w tym scenariuszu?- warknął Kurt, zmrużywszy groźnie oczy.

-Tak.

-Kto taki?!?

-Ty- odpowiedziałem bez wzruszenia.

-Ja jestem psem?! Ja?!?- to mówiąc, Hummel odwrócił się i pomaszerował w stronę wyjścia, po czym odwrócił się do mnie i gestem rozkazał mi iść za nim. Wyraźnie nie chciał robić sceny na oczach gości weselnych Nicka i Jeffa. Nie widząc innego wyjścia podążyłem za nim. Gdy znaleźliśmy się w bardziej odosobnionym miejscu, Kurt zaatakował.

-To ty raczej jesteś psem! Chcesz udawać, że to nic nie znaczy!

-Wcale nie, po prostu nie chcę, żeby to było najważniejsze!

-Ale jest! Powinieneś o tym wiedzieć, skoro tak szybko uciekłeś!

-Wcale nie!

-Wiałeś co sił w nogach!

-Obydwoje się zgodziliśmy, że to był błąd!

-Największy błąd w moim życiu!- Kurt wyburzył w stronę drzwi kuchni.

-Czego chcesz?!- wykrzyknąłem, nie zwracając zbytnio uwagi na kelnerów i kucharzy, których pełna była kuchnia.

-Niczego od ciebie nie chcę!!!

-Wyjaśnijmy sobie coś: nie jechałem do ciebie z zamiarem uwodzenia cię, ale kiedy wlepiałeś we mnie te swoje ogromne, mokre oczy „Nie odchodź Blaine, przytul mnie", co miałem robić?!?

-Mówisz, że zrobiłeś to z litości?!?- wykrzyknął Kurt.

-Nie, ale...

-Pieprz się!- krzyknął Kurt i mocno mnie spoliczkował. Poczułem, że zostanie ślad. Roztrzęsiony Kurt ze łzami w oczach wybiegł z kuchni, zostawiając mnie samego z obsługą, która z zaciekawieniem obserwowała całe zajście.

-Koniec przedstawienia- oznajmiłem z irytacją, a kelnerzy i kucharze bez słowa wrócili do swoich zadań. Postanowiłem podążyć za Kurtem, by wyjaśnić sytuacje. Wpadłem do sali weselnej, gdy usłyszałem głos Nicka, który najwyraźniej miał zamiar wznieść toast. Stanąłem w bezpiecznej odległości obok Kurta. Postanowiłem, że rozmówię się z nim po toaście Nicka.

-Poproszę o uwagę!- zaczął Duval-Sterling- proponuję toast za Blaine'a i Kurta- poczułem na nas obojgu wzrok zgromadzonych gości- Gdybyśmy uznali, Jeff albo ja, któreś z nich za chociażby trochę pociągającą osobę, nie byłoby nas tutaj- sala wybuchła śmiechem i wiwatami. Uśmiechnąłem się i pokiwałem głową. Spojrzałem na Kurta. Jego uśmiech był bardziej wymuszony, stał wyprostowany, wysoko unosząc podbródek. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro