Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 19

*pół godziny później*

-Blaine POV-

Wpadłem w letarg. Każdy bodziec dochodził do mnie jak przez mgłę- rozmowa z Kurtem, opuszczenie „The Sharper Image"... kiedy powróciłem do rzeczywistości, zdałem sobie sprawę, że trafiliśmy do kwiaciarni.

-Na pewno dobrze się czujesz?- spytał z troską Kurt. Spojrzałem na przyjaciela. W ręku trzymał zapakowanego ślicznego fikusa, a ja zmartwiłem się, ponieważ wcale nie przypominałem sobie kupna roślinki. Na twarzy bruneta wypisane było współczucie. Wzdrygnąłem się. Najwyraźniej na pierwszy rzut oka widać było po mnie, że mocno przeżyłem spotkanie z Dave'm.

-Doskonale- mruknąłem- jak się mieszka w jednym mieście, człowiek musi spotkać byłego męża. I co, stało się. I z głowy!

Wpatrywaliśmy się w ohydny stolik kawowy stojący na środku salonu. Kurt pocierał swój obojczyk, jak zawsze gdy jest czymś zdegustowany.

-Podoba mi się- stwierdził zachwycony Nick- jest taki domowy!

-Niech Blaine i Kurt go osądzą- stwierdził Jeff, ustawiając fikusa koło fotela- co myślicie?

Zapadła cisza. Kurt nieprzerwanie pocierał obojczyk, przegryzając dolną wargę.

-Przyjemny- mruknąłem.

-Widzisz?!- wykrzyknął uradowany Nick. Jeff przewrócił oczami.

-Jasne, że mu się spodobał. Jesteście przyjaciółmi. Kurt?- spytał z nadzieją. Hummel jedynie pokręcił głową z grymasem na twarzy.

-Co w nim jest takiego okropnego?- spytał zdumiony Nick.

-Jest tak fatalny, że nie ma słów, żeby to wyrazić.- prychnął Jeff. Potarłem kark z roztargnienia. Spotkanie z Dave'm wciąż chodziło mi po głowie, nie dając mi spokoju.

-Ja ci pozwalam kupować, co chcesz!- jęknął Nick.

-Jakbyśmy mieli dodatkowy pokój, to zmieściłyby się tam nawet twoje stołki barowe!- podszedłem do okna. Wpatrywałem się w widok na pobliski park, a przez moją głowę przetaczały się niemiłe wspomnienia.

-Co, nie podobają ci się moje stołki?- Duval uniósł głos- Blaine, ktoś musi mnie poprzeć!- zawołał Nick, zwracając się do mnie.

-Chcę tylko, żebyś wyrobił sobie dobry gust!- wykrzyknął Jeff.

-Mam dobry gust!- zaprzeczył zirytowany Nick.

-Każdy wierzy, że ma dobry gust i poczucie humoru, ale przecież nie każdy może je mieć- prychnął Sterling. Nagle wszystkie wspomnienia moich kłótni z Karofsky'm uderzyły we mnie z wielką siłą. Poczułem, jak w momencie puszczają moje hamulce i emocje przejmują nade mną całkowitą kontrolę.

-Zabawne! My z Dave'm też tak zaczynaliśmy. Gołe ściany, nowe kafelki, kupowanie rzeczy. A jaki był koniec? Po 3 latach spotykam go z jakimś osiłkiem! I właśnie się wygłupiam!- wykrzyknąłem z agresją.

-Musimy teraz o tym mówić?- spytał Kurt cicho.

-Tak, teraz jest idealny moment.- warknąłem- Chcę, żeby moi przyjaciele skorzystali z mojego doświadczenia- Kurt odwrócił się do mnie plecami, zdenerwowany, a ja zwróciłem się do skonfundowanych Jeffa i Nicka- teraz wszystko gra. Wszyscy są szczęśliwi i zakochani. Bomba! Ale pamiętajcie- porwałem niebieski talerz z kredensu- że kiedyś będziecie się kłócić ząb za ząb, kto dostanie ten talerz. Ten talerz wart 8$ będzie was kosztował 1000$ w telefonach i adwokatach!

-Blaine...- jęknął Kurt.

-Błagam- przerwałem mu, znowu zwracając się do Jeffa i Nicka- zróbcie to dla mnie i od razu podpisujcie książki. Bo wierzcie mi: kiedyś stoczycie bitwę sądową o ten stolik do kawy! Ten kretyński stolik z koła od wozu, kupiony na wyprzedaży po Roy'u Rogersie!- wykrzyknąłem, przelewając wszystkie swoje negatywne emocje na mebel. Odwróciłem się na pięcie, ale zatrzymał mnie zraniony głos Nicka.

-Myślałem, że ci się podoba!

-Chciałem być miły!- wykrzyknąłem i skierowałem się w stronę drzwi kamienicy. Zanim opuściłem mieszkanie moich przyjaciół, usłyszałem przytłumiony głos Jeffa.

-Musisz wiedzieć Nick, że nigdy, ale to nigdy, nie będę chciał tego stolika.

Siedziałem na schodach kamienicy Nicka i Jeffa i obserwowałem ulicę. Rozumiałem, dlaczego wybrali Brooklyn- mimo, że okręg był stosunkowo blisko Manhattanu, zdawał się być zupełnie innym światem. Pełno było tu drzew i drobnych parków, które urozmaicały krajobraz. Wszystkie te niziutkie ceglane kamienice sprawiały wrażenie bardzo przytulnych i przyjaznych. Ruch uliczny nie był tu taki szalony jak w centrum-ba, praktycznie go nie było. Okolica była spokojna i bezpieczna: idealne miejsce, by założyć rodzinę. Kątem oka zauważyłem zbliżającego się Kurta- chłopak niepewnym krokiem podszedł do mnie, a po chwili stanął przede mną i cicho westchnął. Uniosłem głowę, by na niego spojrzeć.

-Wiem, źle zrobiłem- mruknąłem.

-Naucz się nie okazywać od razu wszystkich uczuć.

-Poważnie?

-Tak. Na wszystko jest odpowiedni czas i miejsce.

-Jak będziesz planował następny wykład na temat dobrego wychowania, daj mi znać, chętnie wpadnę!- warknąłem, wstając ze schodów.

-Hej, nie krzycz na mnie!

-Chyba mam prawo czasem się wkurzyć. Zwłaszcza kiedy mówisz mi, jak mam żyć, panie porządnicki!

-Co to ma znaczyć?!

-Że tobie nigdy nic nie przeszkadza! Nic cię nie łamie! Nigdy nie okazujesz przy innych uczuć!

-Nie bądź śmieszny!- wykrzyknął Kurt, odwracając się ode mnie. Chwyciłem go za ramię i zmusiłem, żeby na mnie spojrzał.

-Nigdy nie rozpaczałeś, jak Sebastian czy Adam od ciebie odszedł, nigdy nie widziałem ciebie, żebyś ich żałował! Jak to możliwe?! Czy ty nic nie czujesz?

-Nie muszę wysłuchiwać tych bzdetów!- wykrzyknął Kurt, wyrywając mi się.

-Skoro już się otrząsnąłeś, to czemu się z nikim nie spotykasz?!

-Spotykam się!

-A spałeś z kimś odkąd jesteś wolny?!

-Co to ma do rzeczy?! Czy to byłby dowód, że mi przeszło?!? Ty za niedługo będziesz musiał się stad wynieść, bo obskoczysz wszystkich gejów w Nowym Jorku! A pamięć o Dave'ie jakoś nie zbladła! Poza tym, jak ja się kocham, to się kocham, a ty się mścisz!

-Skończyłeś?

-Tak.

-Mogę coś powiedzieć?

-Mów.

-Przepraszam- szepnąłem, obejmując chłopaka i wtulając głowę w jego ramię. Kurt potarł moje plecy, a ja poczułem się jak w domu. Przymknąłem oczy, ciesząc się ciepłem przyjaciela. Gdy się odsunęliśmy od siebie, wymieniliśmy szerokie uśmiechy. Chwyciłem Hummela za rękę, żeby wrócić do mieszkania Jeffa i Nicka. Gdy już praktycznie byłem przy drzwiach do budynku, te otworzyły się szeroko. Wyszedł z nich Nick, targając obrzydliwy stolik. Popatrzył na nas, po czym mruknął.

-Ani słowa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro