Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 17

-Blaine POV-

-Na pewno dobrze robimy?- spytał się Nick niepewnie.

-To tylko kolacja- westchnąłem.

-Akurat pogodziłem się z faktem, że mam tylko pracę.- mruknął, a po chwili dodał- skoro on taki świetny, to sam go poderwij. W końcu jest teraz singlem.

-Ile razy mam ci powtarzać, że to mój przyjaciel- spojrzałem zirytowany na Nicka.

-Co, nie jest przystojny?- spytał Duval podejrzliwie.

-Zaręczam ci, że jest- westchnąłem, kręcąc głową.

-Ale mówiłeś, że jest miły- powiedział Nick wszechwiedzącym tonem.

-Bo jest- stwierdziłem skonfundowany.

Duval zatrzymał się, wykonując dłońmi w powietrzu bliżej nieokreślony gest.

-Jak chłopak nie jest ładny to zawsze się mówi, że „jest miły".

Westchnąłem głęboko.

-Jakbyś się mnie spytał, jak wygląda, a ja bym odpowiedział, że jest miły, to znaczy, że jest paskudny. Ale ja tylko powiedziałem, że jest miły, co może oznaczać, że jest miły i przystojny albo miły i nieatrakcyjny.

-Więc jaki jest?

-Atrakcyjny.

-Ale nie przystojny- stwierdził Nick. Jęknąłem i odwróciłem się na pięcie, kierując się w stronę restauracji.

Siedzieliśmy w czwórkę w knajpie. Było trochę niezręcznie, starałem się rozmawiać z Jeffem, ale mój wzrok nieustannie podążał w kierunku drugiej strony stołu, gdzie siedzieli Nick i Kurt, pogrążeni w rozmowie. Nick wydawał się być czymś bardzo zaaferowany, podczas gdy Kurt lekko znudzony. Wystukiwał palcami o rant stołu rytm lecącej w tle piosenki, próbując skupić się na opowieści Nicka. Nagle przy stole zapadła cisza, patrzyliśmy na siebie nawzajem w milczeniu. W końcu Kurt postanowił przerwać niezręczną ciszę.

-Blaine, pochodzisz z Columbus. Jeff też.-popatrzyłem na blondyna z uśmiechem.

-Poważnie? Gdzie mieszkałeś?

-W Hilliard. A ty?

-W Reynoldsburg.

-Ooo- Jeff pokiwał głową.

Odwróciliśmy się od siebie, temat wspólnych rozmów się skończył.

Kurt zmusił się do uśmiechu, zakładając okulary i zabierając się za przeglądanie menu.

-Więc... co zamawiamy?- spytałem wszystkich.

-Ja na początek zjem warzywa z rusztu- uznał Hummel i uśmiechnął się lekko.

-Kurt umie zamawiać. Bezbłędnie zamawia wszystko, co najlepsze w karcie i do tego tak podane, że sam szef kuchni by na to nie wpadł- stwierdziłem z uśmiechem, patrząc na Hummela. Chłopak unikał kontaktu wzrokowego.

-Jedzenie stało się ostatnio zbyt ważne- prychnął Nick, patrząc w menu.

-Racja- przytaknął mu Jeff- „Restauracje są teraz tym, czym w latach 60 były teatry". Przeczytałem to w jakimś piśmie- wyznał, rumieniąc się.

-Ja to napisałem.- mruknął zdumiony Nick.

-Nie żartuj.

-Poważnie- odpowiedział Duval, śmiejąc się.

-Nigdy w życiu nie cytowałem gazet! Zadziwiające, prawda? Tyś to napisał?

-Pisałem też, że sos pesto zastąpił francuskie zapiekanki.

-Nie mów!

-Słowo!

-W czym to było?

-W New York Magazine.

-To wywarło ma mnie ogromne wrażenie. Nie znam się na literaturze.

-Wystarczy mi, że przemówiło do ciebie.

-Podziwiam ludzi, którzy umieją wyrażać myśli.

-Jeszcze nikt nigdy nie zacytował mnie przy mnie mnie samego.- W tym momencie nawiązuje kontakt wzrokowy z Kurtem. Wręcz niedostrzegalnie kiwam głową, a na jego twarzy widać cień przekornego uśmiechu. Obydwoje wiemy, dokąd to wszystko zmierza.

-Kurt POV-

Jeff i Nick złapali wspólny kontakt w mgnieniu oka. Lekko mnie to zdołowało, mimo wszystko miała to być moja pierwsza randka od dłuższego czasu, a teraz z Blaine czuliśmy się jak niezbyt ważny dodatek do randki naszych przyjaciół. Przynajmniej z pewnością ja to tak odbierałem. Rzecz jasna, cieszyłem się szczęściem Jeffa, ale w mojej głowie kołatała się jedna myśl: co jeśli nigdy nikogo nie znajdę? Będę samotny do końca moich dni, urwie mi się kontakt z moimi przyjaciółmi, gdy ci będą zwyczajnie... żyć dalej? Gdy założą rodziny, będą cieszyć się miłością, a ja utknę gdzieś w zagrzebanej przeszłości? Nie chcę tego. Całą czwórką wyszliśmy z restauracji. Sterling pochłonięty był rozmową z Duvalem, gdy nagle przerwał i odciągnął mnie na bok, mówiąc Blaine'owi i Nickowi, żeby szli dalej, a my zaraz ich dogonimy.

-Jak ci się podoba Nick?- spytał mnie blondyn prosto z mostu, wcześniej upewniwszy się, że Anderson i Duval są poza zasięgiem słuchu.

-Em...- mruknąłem skonsternowany.

-Chciałbyś się z nim umówić?

-Nie wiem...

-Dobrze się przy nim czuje- stwierdza Jeff, jego oczy błyszczą.

-Chcesz się z nim umówić?- bardziej stwierdzam, niż pytam.

-Jeśli nie masz nic przeciwko.

-Ależ proszę!- mówię, kiwając głową- tylko Blaine jest taki wrażliwy... przechodzi trudny okres. Nie odrzucaj go tak od razu.

-No jasne, rozumiem.

-Blaine POV-

-Skoro nie będziesz dzwonił do Jeffa, to czy ja mogę?- spytał się mnie Nick, gdy wystarczająco oddaliliśmy się od Kurta i Jeffa.

-Ależ proszę!- stwierdzam- ale nie dzisiaj. Kurt jest bardzo uczulony na takie sprawy. To była jego pierwsza randka po zakończeniu poważnego związku. Zadzwoń do Jeffa, powiedzmy... za tydzień.

-Nie ma sprawy. Dzisiaj i tak nie chciałem.- w tym momencie podchodzą do nas Hummel z Sterlingiem. Na twarzy Kurta widnieje niemrawy uśmiech.

-Mam już dość spaceru-oznajmia nagle Nick. Patrzę na przyjaciela ze zdumieniem i oburzeniem- chyba złapię taryfę- stwierdza Duval, nie zaszczyciwszy mnie nawet spojrzeniem. Jego oczy utkwione są w Jeffie.

-Jadę z tobą- wypala Sterling, od razu podążając za Nickiem. Duval z prędkością światła łapie taksówkę i mgnieniu oka obydwoje odjeżdżają, zostawiając mnie i Kurta zupełnie osłupiałych. Przez moment panuje między nami cisza, obydwoje staramy się przetrawić zaistniałą sytuacje, nie do końca pewni tego, co przed chwilą się zdarzyło.

-Nawet się nie pożegnali- mruczy w końcu Hummel. Nasze spojrzenia się spotykają, co działa jak punkt zapalny. Obydwoje zwijamy się ze śmiechu, podczas gdy reszta spacerowiczów patrzy na nas jak na dwójkę wariatów, którzy właśnie uciekli z psychiatryka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro