Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𝙛𝙤𝙪𝙧.

  ⋅︓︒︑∘∗✧∘︑︒⚬∙︓⋅⠄✯∘⠄✧⠄

𝙘𝙝𝙖𝙥𝙩𝙚𝙧 𝙛𝙤𝙪𝙧.
𝘥𝘣𝘢𝘮 𝘰 𝘤𝘪𝘦𝘣𝘪𝘦, 𝘑𝘰𝘴𝘭𝘺𝘯.

  ⋅︓︒︑∘∗✧∘︑︒⚬∙︓⋅⠄✯∘⠄✧⠄


     — Czy mógłbyś przestać? — Warknęła Amy na Nicolasa, gdy czekaliśmy na profesora Lupina.

     Nico przestał uderzać długopisem w ławkę i spojrzał na Amy głupim wzrokiem.

     — Coś przeszkadza? — zaćwierkał i ponownie zaczął uderzać długopisem w ławkę, na co zaśmiałam się głośno.

     — Zaraz to tobie będzie przeszkadzać moja pięść na twojej twarzy — Mruknęła i posłała mu groźne spojrzenie, a Nico tylko uśmiechnął się szeroko.

     Pokręciłam głową ze śmiechem i wróciłam wzrokiem do mojej książki od OPCM, zapoznając się ze spisem treści. Niedługo później do klasy wszedł profesor Lupin.

     — Spakujcie wszystkie rzeczy — To było pierwsze co powiedział, gdy kierował się do jego biurka.

     Spojrzałam się po sobie z Amy i Nico, i wstaliśmy niepewnie ze swoich miejsc, pakując swoje rzeczy. Gdy wszyscy uczniowie w klasie wstali od swoich ławek i schowali swoje rzeczy, profesor Lupin zawołał nas, abyśmy szli za nim i zaczął wyprowadzać nas z sali. Przez dłuższy czas szliśmy przez korytarz Hogwartu, co jakiś czas schodząc lub wchodząc po schodach. Gdy doszliśmy do pokoju nauczycielskiego, profesor Lupin otworzył drzwi i kazał nam wejść do środka. Niepewnym krokiem, cała klasa stanęła w pokoju nauczycielskim, a profesor Lupin stanął przy starej szafie, która zakołysała się gwałtownie, a ze środka wydobyło się łomotanie.

     — W środku jest upiór — zaczął prosto z mostu, a wszystkim pobladły twarze. — Upiór zwany boginem, na pewno uczyliście się o nim w trzeciej klasie — powiedział, a parę osób przytaknęło mu. — Podstawowe pytanie: co to jest bogiń? — zapytał i większość klasy podniosła rękę, w tym ja. — Proszę bardzo, panno...

     — Joslyn Black — odpowiedziałam, gdy wskazał na mnie głową, a profesor Lupin rozszerzył oczy, gdy usłyszał moje nazwisko, na co zmarszczyłam brwi. — Bogiń to widmo. Przybiera postać rzeczy, którą w danym momencie uważa za najbardziej przerażającą dla otoczenia. Teraz nie ma żadnej widocznej postaci, po prostu siedzi sam w ciemności, bo nie wie, czego najbardziej obawia się osoba na zewnątrz. Nikt nie wie jak bogiń wygląda kiedy jest sam.

     — Świetnie — powiedział, dalej się mi przyglądając. — To oznacza, że teraz mamy nad nim największą przewagę, dlaczego? — Rozglądnął się po klasie i wskazał głową na Cedrica. — proszę, panie...

     — Cedric Diggory — powiedział. — Jest nas zbyt dużo i bogiń nie wie jaką postać ma przybrać — odpowiedział.

     — Bardzo dobrze. Ten wprowadził się tutaj parę dni temu. Dumbledore chciał się go od razu pozbyć, ale poprosiłem, aby go zostawił, bo mogę wykorzystać go w zajęciach praktycznych z klasami — Uśmiechnął się. — Kiedy jest się w pobliżu boginia, najlepiej jest mieć towarzystwo, ale to już raczej wiecie. Kiedyś widziałem, jak bogiń popełnił taki właśnie błąd: próbował przestraszyć dwie osoby jednocześnie i stał się na pół ślimakiem. Nie było to zbyt przerażające... Jakie rzucamy zaklęcie, aby obezwładnić boginia? Panno Black?

     — Riddikulus — odpowiedziałam, kręcąc się nerwowo pod spojrzeniem profesora Lupina.

     — Cudownie — powiedział. — No, skoro znacie podstawy, myślę, że możemy przejść do praktyki. Ustawcie się w kolejce przed szafą.

     Cała klasa ustawiła się w lini, a profesor Lupin skierował swoją różdżkę na klamkę szafy, a ja zaczęłam zastanawiać się czego najbardziej się bałam. Snape? Snape był przerażający, ale na pewno nie był czymś, czego najbardziej się obawiałam. Lucjusz? Tak, kochałam go jak ojca, ale dalej mnie przerażał. Voldemort? Przecież był najpotężniejszym czarodziejem.

     I wtedy ogarnęło mnie ogromne zimno, a ja wzdrygnęłam się na wspomnienie z pociągu.

     — Raz... dwa... trzy... teraz! — krzyknął, a z końca różdżki wystrzeliła wiązka światła, która otworzyła drzwi od szafy, z której wyszedł ogromny pająk, którego — najwyraźniej — bała się najbardziej jedna z dziewczyn, która od razu wypowiedziała zaklęcie, które spowodowało, że pająk zaczął stepować.

     Następnie z lini wyszedł George, którego najbardziej przerażała jego mama, na co roześmiałam się głośno wraz z Fredem, Amy i Nico. Gdy z ust Georga wypadło "Riddikulus" ubranie pani Weasley zamieniło się w strój błazna.

     Następnie wyszedł Fred, a z szafy wyszła również mama Weasleyów. Fred zrobił dokładnie to samo co George.

     Po bliźniakach na przeciw wyszedł Nico, który najbardziej bał się Snapea i, gdy to właśnie on wyszedł z szafy, parsknęłam śmiechem wraz z Amy. Nico rzucił nam poirytowane spojrzenie i wypowiedział głośne "Riddikulus" na co Snape zmniejszył się do poziomu goblina, a jego czarne szaty zastąpiła różowa sukienka.

     Potem była Amy, przed którą wyszedł Voldemort, a po mnie przeleciały dreszcze. Amy, drżący głosem wypowiedziała zaklęcie, a Voldemortowi wyrósł ogromny nos.

     Następnie była moja kolej. Powoli wyszłam z lini i stanęłam przed szafą, w której coś załomotało. Z szeroko otwartymi oczami, uważnie obserwowałam drzwi od niej, gdy nagle te, z hukiem, otworzyły się. Podskoczyłam lekko, a mnie oblało niesamowite zimno, dokładnie takie samo, jakie oblało mnie w pociągu. Z szafy wyleciał dementor, jego zimny oddech przelatywał przez moje ciało, kolejny raz zamrażając moje wszystkie wnętrzności. W moich uszach znowu zaczęło szumieć, tak jakbym była pod wodą, aby później słyszeć tylko krzyki. Straszne i bolesne...

     — Ridikulus! — Usłyszałam krzyk profesora Lupina, który wybiegł przede mnie i uniósł wysoko różdżkę, a dementor tak jak się pojawił, tak zniknął.

     Nagle, straciłam czucie w nogach i, gdy miałam stykać się już z twardą podłogą, poczułam jak ktoś mnie łapie mnie, ratując przed dodatkowym bólem. Później, jedyne co widziałam to ciemność.

★★★★

     — Myślisz, że się obudzi?

     — A czemu miałaby się nie obudzić?

     — A co jeśli nie żyje?

     — Nico!

     — Czy moglibyście się zamknąć? Próbuję spać — Mruknęłam i przykryłam się jeszcze bardziej kołdrą.

     — Joslyn! — Usłyszałam krzyk Hermiony i warknęłam głośno, by za chwilę odkryć głowę spod kołdry.

     — Pójdę po madame Pomfrey — powiedział Ron i odszedł od nas, by za chwilę wrócić z pielęgniarką.

     — Jak się czujesz? — zapytała, gdy tylko do mnie podeszła.

     — Jakby wyssano ze mnie życie — Jęknęłam i z pomocą Nico usiadłam na łóżku.

     — Miałaś niesamowite szczęście, że profesor Lupin szybko zareagował. Dumbledore był głupi, że zgodził się Ministerstwu wpuścić tutaj dementorów — Mruknęła, a ja zaśmiałam się delikatnie. — Musisz zostać do jutra rano tutaj, ale przed śniadaniem będziesz mogła wyjść.

     — Jasne — Madame Pomfrey uśmiechnęła się i odeszła.

     Westchnęłam ciężko i obróciłam głowę, aby zobaczyć jak wszyscy przyglądają mi się uważnie.

     — Co? — Wywróciłam oczami i ponownie się położyłam.

     — Wszystko w porządku? — zapytała się Amy i usiadła obok mnie na łóżku.

     — Dlaczego miałoby nie być?

     — Cóż, tak jakby zemdlałaś w środku lekcji, gdy zobaczyłaś boginia w postaci dementora — Nico sarknął, siadając po drugiej stronie mnie.

     — Dlaczego to w ogóle się stało? — zapytała się mnie Hermiona, która stała obok Harry'ego i Rona.

     — A skąd ja mam wiedzieć? — Westchnęłam. — W jeden momencie wszystko było w porządku, a w drugim obudziłam się tutaj.

     — To było to samo co w pociągu, prawda? To samo uczucie? — zapytał Harry podchodząc bliżej mnie, a ja przytaknęłam.

     — Znowu czułam to lodowate zimno, a później krzyki. I to tyle — Wzruszyłam ramionami.

     — Dobra dzieciaki, jest już późno, wracać do Pokojów — powiedziała madame Pomfrey.

     — Ale...

     — Nicolas, bez gadania! — Warknęła i z szybkim pożegnaniem, wszyscy wyszli, a w skrzydle szpitalnym zostałam tylko ja i dwóch uczniów, którzy też tu leżeli.

     Z westchnięciem opadłam na materac mojego tymczasowego łóżka i patrzyłam się w sufit, zagubiona w moich myślach.

     Dlaczego bogiń zadziałał na mnie w taki sposób? Czy to w ogóle był bogiń, a nie prawdziwy dementor? Ale przecież Dumbledore nie wpuściłby ich do środka, prawda?

     Dlaczego w ogóle dementorzy tak na mnie działali? Tak, może i moi rodzice byli Śmierciożercami, ale przecież nikt o tym nie wiedział, nikt oprócz byłych Śmierciożerców, naszej rodziny i Dumbledora. No chyba, że ktoś się wygadał i teraz do końca roku będę miała przerąbane przez obecność dementorów, w co bardzo wątpiłam.

     Dlaczego profesor Lupin tak zareagował na moje nazwisko? Okej, tak, mam takie samo nazwisko jak Syriusz Black, ale to nie moja wina, że moje obydwie matki są jego kuzynkami. Nawet nie pamiętam, czy kiedykolwiek miałam z nim jakikolwiek kontakt. Nie mam żadnego wpływu na moich krewnych.

     Może ma to jakiś związek z moimi biologicznymi rodzicami? Z tego co słyszałam z historii jakie mi o nich opowiadali, oni też byli Śmierciożercami i to tymi najbardziej wiernymi, ale przecież na to również nie mam wpływu. Poza tym, oni nie żyją, więc co to ma do rzeczy.

     Moje przemyślenia przerwał dźwięk otwieranych drzwi od skrzydła szpitalnego. Obróciłam moją głowę w ich stronę, by zobaczyć jak wchodzi przez nie Cedric. Zmarszczyłam brwi i uniosłam się na łokciach.

     — Cedric? Co ty tu robisz? — zapytałam, siadając na łóżku.

     — Przyszłem zobaczyć co u ciebie — powiedział i podrapał się po karku.

     — Awe, Cedric Diggory się o mnie martwi? — Uśmiechnęłam się, a Cedric parsknął.

     — W twoich snach — powiedział i również się uśmiechnął. — Przyznam, że nudno jest bez ciebie na patrolu.

     — Oczywiście, że jest, patrole nawet ze mną nie są dosyć ekscytujące — Uniosłam brwi.

     — Skromna jak zwykle — Pokręcił głową ze śmiechem, a ja uśmiechnęłam się. — Nie mam zbyt dużo czasu, jeśli ktoś mnie tu zobaczy, będę miał przerąbane, ale chciałem zobaczyć, czy wszystko jest w porządku.

     — Miło z twojej strony — Przytaknęłam. — Nie musiałeś.

     Cedric pokiwał tylko głową i skierował się w stronę drzwi. Gdy miał już wychodzić, zatrzymał się na chwilę i obrócił, kierując swój wzrok na mnie.

     — Dbam o ciebie, Joslyn — powiedział i z tym zdaniem wyszedł.

     Uśmiechnęłam się szeroko, marszcząc lekko brwi i ponownie położyłam się na łóżko, zatapiając ponownie w myślach.

     Od pierwszego dnia szkoły minął już ponad tydzień i od tamtego momentu, moje relacje z Cedriciem znacząco się zmieniły i mam na myśli tutaj koniec z głupimi żarcikami. Dalej sobie docinamy, ale nie jest to raczej nic krzywdzącego, czy robiącego duży problem. Są to raczej takie "przyjacielskie" docinki.

     Patrole z Cedriciem są dosyć miłe. Nawet jeśli chodzimy po siódmym piętrze w ciszy, jest to niesamowicie miłe. Obydwoje jesteśmy zmęczeni po całym dniu i taka cisza dla obu z nas jest dobra. Oczywiście, rozmawiamy ze sobą, ale nie musimy tego robić, aby patrole były miłe. Wystarczy przyjemna cisza.

     Choć jak bardzo nie chciała tego przyznać, zaczęłam Cedrica lubić. Nie to, że go nie lubiłam. Po prostu za nim nie przepadałam, ale gdy nie robi mi głupich wybryków, Cedric jest naprawdę miłym i ciekawym kompanem, może i nawet dobrym kandydatem do przyjaciela. Można z nim normalnie pożartować, porozmawiać, wyżalić się i Cedric zawsze wpasuje się dobrze w daną czynność.

     I, choć jak bardzo nie chciałam tego przyznać, wydaje mi się, że moje zauroczenie do Cedrica zaczęło wracać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro