Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𝗛𝗔𝗟𝗟𝗢𝗪𝗘𝗘𝗡 𝗣𝗔𝗥𝗧𝗬 [ BONUS ]

NOTE! uwielbiam jesień i halloween, a że wpadł mi do głowy pomysł na taki rozdział (a w tym roku poczułam ten klimat) no i chciałam jakkolwiek "świętować" ten dzień, to here u go

w rolach głównych: pijani roza i alexy

02.10-31.10.2022 

(tak, pisałam to z duzymi przerwami prawie cały miesiąc xd)


TRZYDZIESTY PIERWSZY PAŹDZIERNIKA ZBLIŻAŁ SIĘ NIEUBŁAGALNIE SZYBKO, a Rozalia czuła jak czas przelatuje jej między palcami. To był pierwszy raz, gdy zapragnęła urządzić imprezę halloweenową, i pierwszy raz, gdy o wszystko musiała zadbać sama. Już po nocach śniły jej się kolejne dekoracje, które mogła dokupić, bo perfekcjonistką była w stu procentach - wszystko musiało być idealnie tak, jak sobie zaplanowała. Nikt jej nie zaoferował pomocy, bo nikt o tym wydarzeniu nawet nie wiedział. Jak stwierdziła to miała być impreza niespodzianka, i po krótkim rozeznaniu się wiedziała, że każdy się na niej zjawi. 

Tego dnia w szkole była nawet przed czasem, bo stwierdziła, że dwudziesty ósmy to odpowiedni czas, by dać o tym znać swoim bliskim znajomym. Jej pierwszą ofiarą była Vivienne, która akuratnie zmierzała w jej stronę z uśmiechem. Jak to miały w zwyczaju przytuliły się na powitanie, a Rozalia od razu przeszła do sedna:

— Viv! — spojrzała na nią z podekscytowaniem, dumna ze swojego planu. — Słuchaj, poniedziałek, u mnie, imprezka. Będziesz, nie? — puściła jej oczko figlarsko. Różowowłosa patrzyła na nią niezrozumiale.

— Chwila, za dużo informacji. — westchnęła, gestykulując rękoma. — Co, o której?

— Uh, godziny jeszcze nie znam.— mruknęła pod nosem Rozalia, ale po chwili machnęła dłonią. — No, nieważne, jakoś wieczorem! Więcej powiem potem, idę szukać innych, pa! — mówiła w pośpiechu, ostatecznie zostawiając Vivienne samą, która wciąż przetwarzała przekazane jej informacje. Wszystko wydarzyło się w takim tempie, że zajęło jej to chwilę.

Wzruszyła ramionami, stawiając kroki do przodu. Idąc pod salę natknęła się na czerwonowłosego, który stał jak gdyby nigdy nic z założonymi rękoma na klatce piersiowej. 

— Cześć, rudy. — przywitała się z nim krótkim pocałunkiem w policzek, a Kastiel wydawał się dziś być w wyjątkowo dobrym humorze. Chłopak uniósł lekko kącik ust w górę, patrząc na nią z góry z przymrużonymi oczami.

— Niezła bluzka. Dla Nataniela się tak wystroiłaś? — spytał z sarkazmem, ewidentnie na myśli mając jej bluzkę, która odkrywała niewielką część dekoltu. Vivienne zazwyczaj się tak nie ubierała, jednak tego dnia postanowiła trochę wyjść poza swoją strefę komfortu. A komentarze Kastiela w niczym nie pomagały.

— Zamknij się. — trąciła go łokciem w żebro, a widząc jego skwaszoną minę, z triumfalnym uśmiechem skierowała się w stronę wejścia do sali.

— Jasne. — zawołał za nią wywracając oczami. 



A NASTĘPNYM PUNKTEM, KTÓRY ZOSTAŁ ZAPLANOWANY, BYŁO OGARNIANIE JEDZENIA. To był jeden z najważniejszych punktów na liście Rozalii, o ile nie najważniejszy. W końcu każdy w jej otoczeniu zdążył mieć okazję, by się dowiedzieć o miłości dziewczyny wobec jedzenia. Nawet Vivienne zaskoczona była faktem, jak daleko posunęła się białowłosa - nawet, jeśli wiedziała już dobrze na co ją stać; bo ku jej zaskoczeniu właśnie wchodziły do cukierni, gdzie swoje zamówienie pragnęła złożyć Roza. Widać, że dziewczyna kocha klimat tego święta, bo dba o każdy detal jak nigdy. Nie zawadzało to niebieskookiej, bo sama faworyzowała ten dzień w roku.

— Jak już tu przyszłaś, to zdecydujesz ze mną. — uśmiechnęła się szeroko złotooka, uprzednio witając się z miłą kasjerką w środku. 

— To wcale nie tak, że wręcz zmusiłaś mnie do przyjścia. — zauważyła słusznie Peirce rozbawionym tonem. Jej przyjaciółka w odpowiedzi jedynie mlasnęła ustami, zbywając jej słowa.

— Słuchaj teraz! — usiadła przy dwuosobowym stoliku, wyjmując z kieszeni brązowej bluzy telefon. Różowowłosa znalazła się obok niej, przyglądając się jej poczynaniom. — Mamy do wyboru trzy najlepsze. Ten — tu pokazała dość prosty, czarno-pomarańczowy tort, przy którym dało się dostrzec małe dynie. — Albo ten — ciemny odcień fioletu, księżyc, i przy okazji parę ozdobnych duchów. — I ostatni. — tym razem oczom Vivienne ukazał się krwistoczerwony tort, a na samym szczycie czarny, mały kot stojący pośród dyń. Obie spojrzały się na siebie z niezdecydowaniem; ze wzrokiem mówiącym tylko jedno:

Nie podejmą tej decyzji tak prędko, jak by chciały.



VIVIENNE DOPIĘŁA OSTATNI GUZIK, CZYLI ZAŁOŻENIE NASZYJNIKA. Teraz mogła z dumą stanąć przed lustrem i podziwiać swoje dzieło, jakim było przebranie się za jej ulubione postacie z filmu, który idealnie wpasowuje się w klimat tego święta; od kiedy tylko pamiętała, kochała "Gnijącą pannę młodą", a tej nocy miała okazję się nią stać. I to nie sama - Kastiel jakimś cudem nie protestował jej koncepcji, a nawet zadbał o pofarbowanie włosów jakąś tanią szamponetką ze sklepu. Vivienne również poświęciła swoje różowe włosy (które teraz miały niebieski odcień), ale ta przemiana zbyt jej się spodobała żeby przejmować się przyszłym procesem wracania do starego koloru.

— No. — zagwizdał czerwonowłosy, wchodząc do mieszkania Peirce. — Wyglądasz... W porządku. — stwierdził sarkastycznie, udając, że stylizacja jego dziewczyny wcale nie zrobiła na nim żadnego wrażenia. Tak naprawdę wręcz palił się od środka, szczerze zachwycony widokiem, który napotkał jego cudowne oczy. Strój, który wybrała dla ich dwójki naprawdę dobrze na nich leżał. Całkiem w stylu Kastiela było stwierdzenie, że nikt w mieszkaniu Rozalii nie będzie wyglądał lepiej niż jego dziewczyna; nawet sama organizatorka imprezy. 

— Ta, dzięki. — Vivienne wywróciła oczami, w duchu jednak dobrze wiedząc jaką reakcję wywołała u czerwonowłosego, który do niczego by się oczywiście nie przyznał. — W każdym razie — tu spojrzała przelotnie na czas. — Zbieramy się, nie? Już dochodzi dziewiętnasta. — zadała pytanie, choć było ono retoryczne, bo zabrała swoją torebkę i skierowała się w stronę drzwi. 


꒰ 🎃 ꒱ؘ ࿐ ࿔*:・゚


Droga do Rozalii nie była wcale tak długa, a co za tym szło niecałe dwadzieścia minut później Peirce i Veilmont stali już pod drzwiami jej mieszkania. Lekko zmarznięci, ale przynajmniej podekscytowani imprezą (choć u różowowłosej tą emocję widać było co najmniej pięć razy bardziej), zadzwonili do drzwi, które w pośpiechu otworzyła im białowłosa. Zaparło jej dech w piersi widząc swoją ukochaną przyjaciółkę wystrojoną do granic możliwości, no, i Kastiela, który stał obok. Żarty żartami, ale jego też rzadko kiedy widywała w takiej odsłonie.

— Viv! — niemalże krzyknęła, obejmując ciasno jej ciało, i zapraszając do środka.— Jak ty pięknie wyglądasz! — podekscytowała się, oglądając ją z każdej strony. Faktycznie, biała suknia leżała na niej idealnie, i podkreślała jej wszystkie kształty; białe, koronkowe rękawiczki do łokci idealnie dopełniały całą stylizację. Wyglądała nieziemsko, a przy okazji też seksownie. 

— Dziękuję! Ty też wyglądasz cudownie. — mrugnęła do niej różowowłosa, od stóp do głów oglądając jej stylizację. W tym roku postanowiła przebrać się za Stellę z Klubu Winx, która właściwie pasowała do niej w pewnym stopniu; a szczególnie, jeśli mówimy o zamiłowaniu do zakupów. Rozalia, ubrana była w pomarańczowy kombinezon i tego samego koloru wysokie obcasy (prawie do kolana), a jej włosy związane były w dwa kucyki. Naprawdę pasowała jej ta stylizacja.

Cała trójka nie stała więcej w wejściu, tylko po krótkim przywitaniu weszli w głąb mieszkania. Ich oczom ukazała się całkiem pokaźna ilość wody, która wcale nie zawierała żadnych procentów. A przynajmniej takie miały być pozory, bo wydawało się, że Alexy w swoim stroju klauna raczej nie był do końca trzeźwy. Warto wspomnieć, że było kilka minut po rozpoczęciu imprezy. 

— Uu, hej piękna. — Priya podeszła do Vivienne, witając się z nią uściskiem. — Powiem Ci, że dojebałaś z tym strojem. Emily i Victor, no wyglądacie zajebiście. — skomplementowała ją, a różowowłosa uśmiechnęła się szeroko, odpowiadając;

— Priya, słońce, widziałaś siebie? — niebieskooka z zachwytem złapała pasemko włosów przyjaciółki. — Ty i Cleo to dosłownie najlepsze połączenie. Twoje włosy są piękne! — stwierdziła, zwracając uwagę na idealne zgranie złotych elementów z ciemnymi włosami licealistki. Nie na długo jednak dane było im rozmawiać, bo Vivienne prawie spotkała się z ziemią, gdy wyższy o kilka centymetrów chłopak uwiesił jej się na szyi. — Alexy!

— Viv, słodziaku! — przywitał się z nią energicznie. — Zapraszam Cię do towarzystwa, i Ciebie Priya oczywiście też. — mrugnął w jej stronę, łapiąc za ręcę obie dziewczyny i ciągnąc w sobie znanym kierunku. 

Ten wieczór zapowiada się nieźle.


꒰ 🎃 ꒱ؘ ࿐ ࿔*:・゚


Po krótkim przywitaniu się z innymi (co jednak zajęło dość sporo czasu, bo w końcu ich grupka liczyła więcej, niż cztery osoby), oraz po dokładnej analizie wszystkich strojów, atmosfera szybko stała się jeszcze bardziej luźniejsza, o ile to też w ogóle możliwe. Cóż, alkohol z pewnością się do tego przyczynił. Sytuacja coraz bardziej wymykała się spod kontroli, i nawet Nataniel i Melania, którzy mieli wszystkich ogarniać, poddali się i sami sięgnęli po trunek. No, i nie trzeba już wspominać, że obściskiwali się na kanapie, ale w tłumie innych byli niemalże niezauważalni. 

Alexy też dał popalić, bo ze swojego stroju klauna zostały mu już właściwie jedynie spodnie, a górna część kostiumu walała się gdzieś po podłodze. Jest też możliwość, że nawet i za oknem. Chwiejącym się krokiem (i donośnym głosem, a raczej krzykami) zapraszał każdego do wspólnego tańca, na co Peirce oraz Rozalia z chęcią się zgodziły - obie wstawione oczywiście, choć nawet na trzeźwo by to zrobiły. 

— Dawać dawać, nie ma czasu, kochani! — wykrzyczał lekko zdartym głosem, prawdopodobnie od krzyku. Obie dziewczyny zaśmiały się jedynie na jego nawoływanie, tym samym stając na środku salonu i zaczynając tańczyć jak szalone w rytm muzyki. Stopniowo dołączyło do nich parę osób, ale to z pewnością one były w centrum uwagi. — Co za ruchy, moi drodzy! — wrzeszczał niebieskowłosy do mikrofonu, bawiąc się w najlepsze. 

Gdyby ktoś przechodził właśnie obok domu Rozalii, z pewnością zastanowiłby się, czy w nim faktycznie mieszkają zdrowi psychicznie ludzie. 

Ale energiczny taniec szybko sprawił, że wszyscy się zmęczyli; więc niedługo później zwyczajnie siedzieli na kanapie (bądź leżeli na podłodze obok niej), choć jedna, niebieskowłosa głowa już zastanawiała się nad kolejną rozrywką. 

No, i w końcu wpadł na pewien pomysł, który był na poziomie podstawówki, ale jak się okazuje ratuje wiele imprez - butelka.

— Wszyscy w kółko, już już! — bliźniak niczym wodzirej wydawał polecenia, i faktem było, że to on się najwięcej wydzierał podczas tego wieczoru. 

— Ty chcesz grę w butelkę, czy słoneczko? — burknął niezadowolony pod nosem Kastiel, z tego powodu, że musi się gdziekolwiek ruszać w jego stanie. Nietrzeźwa Vivienne starała się mu pomóc, ale skończyło się na tym, że oboje się zatoczyli i upadli plackiem na sofę. Wszyscy jak jeden mąż wybuchli śmiechem; jedni z powodu słów czerwonowłosego, a jeszcze inni z ich małego wypadku. 

Nawet Armin wstał niechętnie ze swojego siedzenia okupowanego od zjawienia się w domu Rozalii, bo do tej pory starał się cieszyć tym, że jego brat nie marudzi mu nad uchem, no i przy okazji miał widok na wszystko, przez co miał ubaw po pachy. 

— Boże, Alexy, jaki ty jesteś ciepły. — przyznała Rozalia, komicznie trzepocząc rzęsami w stronę bliźniaka, gdy siadła obok niego na podłodze. 

— No wiesz, nie wiedziałem. — odpowiedział udając urażenie, co spotkało się z ogromnym śmiechem wśród innych z wiadomych przyczyn. Wszystko wydaje się dwa razy śmieszniejsze jeśli wypijesz odpowiedni napój...

— Widzieliście gdzieś, cholera, mój notatnik? — Lysander podszedł do nich drapiąc się po karku, patrząc po kolei na Vivienne, Kastiela, oraz tę dwójkę. Ci spojrzeli na niego, niemalże jak na wariata, po czym jedna z nich zabrała głos;

— Lysiu, kochanie, po co nosisz notatnik na imprezy... — westchnęła białowłosa, machając już spokojniej głową. Nadchodziła późna godzina (a raczej bardzo wczesna, rano) co jednoznacznie równało się z tym, że wszystkim wyczerpanie ciągłym tańcem i darciem gardła dawało o sobie znać. Widok usypiających licealistów walających się na podłodze wyglądał przezabawnie.


꒰ 🎃 ꒱ؘ ࿐ ࿔*:・゚


O dość późnej godzinie, bo około wpół do pierwszej, rozbudzać zaczęły się pierwsze osoby. Vivienne należała do tej grupy; trzymając się za bolącą głowę podniosła się na łokciu, obrzucając wzrokiem dosłownie wszystkich obecnych - Rozalia, Alexy, Kastiel... Kentin, a nawet Melania leżeli praktycznie na sobie; w większy czy mniejszy sposób obejmując się nawzajem. Wyglądali jakby przez noc doszło tu do jakiejś zbrodni, a nieruchome ciała sprawiały wrażenie nieprzytomnych. Cóż, takie są skutki świętowania, a to dopiero halloween - Peirce nie była w stanie sobie wyobrazić co będzie się działo w sylwestra.

— Ciebie też nakurwia? — zaśmiała się Priya, wskazując na głowę, a Vivienne jedynie mruknęła coś pod nosem, kiwając głową. Kim podeszła do niej, podając jej kubek z wodą i tabletkę obok, za co różowowłosa podziękowała. 

— Ale tu się wczoraj musiało dziać. — westchnęła Rozalia, przecierając oczy; mimo tego, że wypiła chyba najwięcej tego wieczoru, to wciąż pamiętała wiele rzeczy. Zaraz po niej zbudzać zaczęła się reszta, choć Alexy nadal spał jak zabity, a próby obudzenia go nie działały. Białowłosa w końcu się wkurzyła i złapała za garnek i łyżkę, a następnie podeszła do bliźniaka i zaczęła uderzać o siebie dwa przedmioty. Na ten głośny dźwięk Alexy spadł z kanapy na której leżał z hukiem.

— Ała, kurwa. —  jęknął ociężale, masując sobie głowę po bolesnym upadku. — Jesteście pojebani.

— Witamy w świecie żywych! — Vivienne wysiliła się na entuzjastyczny ton, ku rozbawieniu innych. Alexy podniósł się do siadu, skanując pomieszczenie, w którym panował taki bałagan jakiego w życiu jeszcze nie widział.

— O ja pierdole.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro