Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𝐗𝐈. "Słyszałem, że jesteśmy sensacją?"

Plotki o wypadku tej dwójki utrzymywały się dwa dni, a uczniowie po tym czasie prędko znaleźli nowy temat do rozmów; choć oczywiście nadal Vivienne i Kastiel byli sensacją, a niektórzy uczniowie nawet podejrzewali, że coś może pomiędzy nimi iskrzyć. Bo przecież Kastiel Veilmont nie trzymał się zbytnio z dziewczynami. Już lepsze podstawy do takiego myślenia posiadali Rozalia i Alexy, którzy przynajmniej wiedzieli o incydencie z bluzą - mimo wszystko uczniowie kochali pochopnie wyciągać wnioski, a w tym przypadku ofiarą tego była Peirce. 

Dziewczyna jednak stwierdziła, że reszta może się - kolokwialnie mówiąc - pierdolić. To nie ich interes co kogo łączy, nawet, jeśli chodzi o czerwonowłosego.

A jak już o nim mowa, to tego dnia finalnie zjawił się w Słodkim Amorisie. Najwyraźniej mimo wielokrotnego zapewniania, że nie jest mu tak zimno, przeziębił się. Na szczęście szybko wrócił do typowej rutyny, co go cieszyło (siedzenie samemu w domu było co najmniej nudne), zaś Vivienne...

Głupio jej to było przyznać, bo naprawdę nie była dobra jeśli chodzi o uczucia, ale kochała towarzystwo chłopaka i aurę, jaka od niego biła. Czuła się przy nim zajebiście, mówiąc prosto. A bardziej skomplikowanie - nie była pewna tego co czuła, i z tego powodu miała ochotę uderzyć się w głowę by się otrząsnąć. Nie sądziła, że mogłaby zauroczyć się w swoim przyjacielu, więc starała się o tym nie myśleć. 

Jednak gdy starała się o tym nie myśleć, to myślała jeszcze więcej.

Z tego powodu nie była optymistycznie nastawiona na jego powrót. Przez kilka dni gdy go nie było, miała czas by na spokojnie przemyśleć to co działo się dookoła niej. I teraz, gdy już wszystko wiedziała, obawiała się, że przy najbliższym spotkaniu z chłopakiem będzie przysłowiowym pomidorem czy też burakiem. 

Ale nie mogła przed tym uciec, prawda?

— Dobry, artystko.

Cholera, pomyślała Peirce. Westchnęła ciężko, obserwując, jak Kastiel otwiera swoją szafkę i wkłada do niej dosłownie jeden zeszyt.

— Widzę, że na lekcje jesteś zaopatrzony jak nigdy — uniosła brew z rozbawieniem, patrząc się na niego. Nieco się speszyła, gdy poczuła na sobie wzrok Nataniela, który wychodził z pokoju gospodarzy, ale nie dała tego po sobie poznać. W każdym razie wiedziała o co mu chodzi. Blondyn pewnie kręcił głową, widząc, jakie towarzystwo Vivienne sobie znalazła. Sympatykiem Kastiela to on nie był.

— Oczywiście — parsknął, kierując się w stronę sali. — Póki Lysander chodzi do szkoły, to nie muszę się martwić o książki — stwierdził. — W sumie nawet jakby nie chodził to i tak koło chuja mi to lata — wzruszył ramionami, co spowodowało krótki śmiech ze strony Peirce.

— Ta, spodziewałam się takiej odpowiedzi — przyznała.

— Słyszałem, że jesteśmy sensacją? — spytał sarkastycznie po chwili ciszy, unosząc brwi. Różowowłosa wywróciła oczami, wzdychając ciężko. 

— Daj mi święty spokój. Do końca życia nie wybaczę Ci tego, że zgubiłeś tę pieprzoną mapę.

— Rozchmurz się, przynajmniej w końcu ktoś jest tobą zainteresowany — odgryzł się czerwonowłosy. — W tym przypadku cała szkoła, ale cóż. Taka opcja chyba też Ci się podoba — zauważył. Vivienne zgromiła go wzrokiem, wchodząc do sali. Usiadła w swojej ławce, zaś za nią chłopak. I właściwie chwilę po tym słychać było głośny dzwonek; do końca tej lekcji Kastiel zadawał różowowłosej sarkastyczne pytania, specjalnie po to, by ją zirytować - udało mu się to, ale ta nie dała tego po sobie poznać, by nie dać mu satysfakcji.

Cóż, Veilmont tego dnia był nie do zniesienia. 

Vivienne z niezadowoleniem skierowała się w stronę gabinetu dyrektorki. Wiedziała dobrze co się szykuje, i miała tego serdecznie dosyć. Faktem jest, że nie była fanką wiecznego bycia w centrum uwagi - a teraz nie było wcale inaczej. 

Dodatkową przyczyną jej irytacji było to, że miała zjawić się tam z czerwonowłosym, ale gdy przyszła go o tym poinformować, stwierdził, że ma to w dupie. Wzruszyła więc ramionami i poszła bez niego.

Inną jeszcze było to, że została wyciągnięta w środku długiej przerwy, gdy rozmawiała z Alexy'm i Rozalią, ale cóż... Przynajmniej zdążyła cokolwiek zjeść.

Zapukała głośno, a jej poziom znudzenia tym wszystkim był tak duży, że nawet dodało jej to pewności siebie. Bo ile można drążyć temat? 

Weszła po chwili do środka, witając się z dyrektorką.

— Czy nie wspominałam, że oczekuję tu również Kastiela Veilmont'a? — oburzyła się starsza kobieta, siadając na fotelu naprzeciwko różowowłosej. Mruknęła coś pod nosem, po czym kontynuowała: — Pragnę przypomnieć krótko i wyraźnie, że to, co stało się podczas biegu na orientację było okropnie nieodpowiedzialne i bezczelne — skomentowała. Czuć było, że stara się jak może by nie wybuchnąć. — Przez wasze wygłupy nie udało nam się uzbierać odpowiedniej kwoty na utrzymanie liceum. 

— To nie były wygłupy — odpowiedziała stanowczo Peirce.

— Nie wiem, jak to zrobicie, ale musicie wymyśleć sposób na to, by nasza szkoła była w stanie uzbierać pozostałą sumę pieniędzy — oznajmiła krótko. Vivienne zaśmiała się w myślach słuchając staruszki. To ona była dyrektorką, czy ta niska kobieta? 

Wysłuchała jeszcze paru komentarzy wobec całej sytuacji, po czym w końcu została wypuszczona z tego pomieszczenia. Od razu odetchnęła z ulgą, i nie tylko ze względu na tę niezręczną rozmowę, ale na to, że dyrektorka w swoim gabinecie wylała chyba cały flakonik perfum. 

Od razu pod drzwiami ujrzała dwójkę swoich przyjaciół, którzy najwyraźniej postanowili poczekać na dziewczynę; wymieniła z nimi zmęczone spojrzenia, po czym ze szczegółami opowiedziała wszystko, co przed chwilą ją spotkało.

— Aha — parsknęła Roza. — Więc to ty masz wymyślać jakieś sposoby, Viv? Od czego niby jest ta stara...

— Pierdolę to — Vivienne schowała podręcznik do szafki, przerywając jej. Rzuciła okiem przez okno na dziedziniec i automatycznie pomyślała o chłopaku. — Niech rudy coś wymyśla.

— Już widzę jak on do czegoś się przykłada — Alexy uniósł brwi rozbawiony.

— Coś wymyślę! — Roza położyła dłoń na ramieniu niebieskookiej. 

— I będzie to przynajmniej normalny pomysł? — Peirce parsknęła, po chwili w jej stronę skierowane zostało oburzone spojrzenie białowłosej. Jej wzrok mimowolnie zleciał na bluzkę dziewczyny, na której było logo jakiegoś nieznanego przez nią zespołu, czy też piosenkarza, a na jej usta wpełzł chytry uśmiech.

— Chyba już nawet wiem jaki.

NOTE! trochę opóźniony, bo wena ostatnio jest słaba

+ mam wrażenie, że ten rozdział wygląda jakby był pisany na odwal; może to dlatego że w końcu pisałam coś o uczuciach, a to zawsze wychodzi mi sztywno i nie lubię tego, ale cóż - później może będzie lepiej

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro