Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

vse kar vem.

Stoję na balkonie, a poranne powietrze przenika przez mój cienki sweter, ale nie robię nic, żeby się ogrzać. Patrzę na Lublanę spowitą w delikatnej mgle i zastanawiam się, jakby to było zostawić wszystko za sobą. Wyjechać na sam koniec świata.

Czy to byłoby łatwiejsze niż to, co dzieje się teraz?

Zawsze byłam osobą, która lubi mieć kontrolę. Plany, cele, małe listy rzeczy do zrobienia. A potem w moim życiu pojawił się Nace.

Zupełnie nieplanowany. Burza w ludzkiej postaci, pełen energii i chaosu, który jakimś cudem wciągnął mnie w swój świat. Zakochałam się, zanim zdążyłam się zorientować, co się dzieje.

Nace miał w sobie coś nieodpartego. Był taki pewny siebie, kiedy grał na scenie, ale jednocześnie potrafił być czuły i uważny, gdy byliśmy tylko we dwoje. Te pierwsze miesiące były jak sen – pełne śmiechu, spontaniczności, chwil, w których świat znikał, gdy tylko mnie obejmował.

Ale teraz? Teraz czuję, że świat nas przerasta. Jego muzyka, koncerty, ciągłe podróże… Wszystko to oddala nas od siebie. Coraz częściej mam wrażenie, że jestem tylko pasażerem w jego życiu. Nie należę do tego świata sceny, wywiadów i fanek, a on… Nie wiem, czy potrafi być częścią mojego.

Mój telefon wibruje na stole. To wiadomość od Nace.

„Spotkajmy się wieczorem. Może ten nasz bar?”

Patrzę na ekran i czuję, jak coś ściska mnie w środku.

Ten nasz bar.

Nasze miejsce. Tam, gdzie wszystko się zaczęło, i gdzie zawsze wracaliśmy, gdy rzeczywistość stawała się zbyt trudna. Ale czy tym razem rozmowa w tym barze może coś zmienić?


Wieczorem siadam przy stoliku w rogu, tym samym, co zawsze. Nace już tam jest, ze szklanką whisky w dłoni. Wygląda na zmęczonego, jakby ostatnie kilka dni kosztowały go więcej, niż chciał przyznać.

– Hej – mówię, siadając naprzeciwko.

– Hej – odpowiada, podnosząc wzrok.

Przez chwilę siedzimy w milczeniu. To dziwne, bo zwykle nie mieliśmy problemów z rozmową. Tym razem jednak każde z nas wydaje się czekać, aż drugie zacznie.

– Amelie...– mówi w końcu, przecierając dłonią twarz. – Wiem, że ostatnio… nie jestem najlepszy. Wiem, że powinienem być tu częściej, z tobą.

Przygryzam wargę, żeby nie powiedzieć czegoś ostrego. Po chwili decyduję się na szczerość:

– Ale nie jesteś, Nace. I nie wiem, czy możesz być. Twój świat jest tam, na scenie, w trasach, w muzyce. Ja to rozumiem. Ale coraz częściej zastanawiam się… czy ja naprawdę jestem częścią tego świata.

Patrzy na mnie, zaskoczony, a może po prostu zraniony.

– Nie mów tak. Oczywiście, że jesteś. Nie ma dla mnie nic ważniejszego niż ty.

Czuję, jak łzy napływają mi do oczu, ale nie chcę płakać. Nie tutaj.

– Naprawdę? Bo ostatnio czuję się, jakbym była tylko pasażerem. Jakbyś wyruszył w podróż, a ja… jestem tylko gdzieś w tle.

Nace spuszcza wzrok. Milczy przez chwilę, zanim mówi.

– Amelie, nie chcę, żebyś czuła się w ten sposób. Ale czasem… czasem czuję, że wszystko wymyka mi się spod kontroli. Muzyka, ludzie, czas. I boję się, że tracę ciebie.

Może już mnie straciłeś. – odpowiadam cicho, choć słowa te ranią mnie tak samo, jak jego.


Wróciłam do domu i długo leżałam w ciemności, wpatrując się w sufit. Nie spałam. Próbowałam zebrać myśli, ale każda z nich prowadziła mnie z powrotem do Nace. Nie mogłam przestać o nim myśleć – o jego uśmiechu, o tym, jak zasłaniał mnie swoim objęciem przed całym światem.

Ale czy to wystarczało?

Następnego ranka spakowałam walizkę. Potrzebowałam przestrzeni. Kilka dni gdzieś daleko, by pomyśleć. Nie powiedziałam mu, że wyjeżdżam. Nie chciałam tłumaczyć, dlaczego potrzebuję tej przerwy.


Gdy wróciłam do Lublany po kilku dniach, na stole w moim mieszkaniu czekała koperta. Rozpoznałam jego pismo. Drżącymi rękami otworzyłam ją i zaczęłam czytać.

„Amelie, wiem, że czas nam nie sprzyja. Wiem, że wszystko wydaje się rozpadać. Ale chcę, żebyś wiedziała jedno: nic nie boli, kiedy jesteś przy mnie. Proszę, pozwól mi to naprawić. Jeśli potrzebujesz mnie jako pasażera, jestem gotowy.”

Czytam te słowa raz za razem. Są takie proste, a jednak trafiają prosto w moje serce.

Tej nocy spotkaliśmy się znowu. Nace przyszedł pod moje mieszkanie z gitarą na plecach.

– Napisałem coś dla ciebie. – powiedział, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.

Slišal sem, da čas nam ne prizanaša.
In da se enkrat vse lepo konča.
Slišal sem, da hočeš it do konca sveta
in da me več ne rabiš za sopotnika....

Usiadł na schodach i zaczął grać. Słowa piosenki opowiadały o mnie – o tym, jak byłam jego spokojnym miejscem w świecie pełnym chaosu, jak moje objęcia zasłaniały go przed wszystkim, co trudne. Słuchałam go z bijącym sercem, a kiedy skończył, spojrzał na mnie z nadzieją.

– Amelie, nie wiem, co przyniesie przyszłość. Ale wiem, że bez ciebie nic nie ma sensu.

Czułam, jak łzy spływają mi po policzkach. Usiadłam obok niego i oparłam głowę na jego ramieniu.

– Może zamiast martwić się o to, co słuszne, po prostu spróbujmy być razem. Zobaczymy, co dalej.

Tamtej nocy poczułam, jak ciężar znika z moich ramion. Może świat wciąż nas nie oszczędzał, ale wiedziałam jedno: w jego objęciach nic nie bolało. A na razie to musiało wystarczyć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro