Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

⚔️6 ROZDZIAŁ - KIM JESTEŚ?⚔️

Cytat : "Obojętność to paraliż duszy, to przedwczesna śmierć." - Anton Czechow

- Nie tęskniłem. - rzucił - A powinienem? Czemu miałbym tęsknić ?

W tej sprawie chciał tylko odczuć obojętność. Teraz kiedy znał ten stan chciałbym się tego pozbyć. Nie potrzebował ich. Są jak ślepa uliczka, prowadzące do nieznanej przestrzeni. Są jak mglisty labirynt, gdzie wyjścia nie widać, a każda Twoja próba kończy się klęską. Przynoszą za pewne rezultaty, jednak do czasu.

Powtórzył to kolejny raz:

- Nie potrzebuję ich. Nie potrzebuję uczuć.

Świat może wydawać się wtedy taki nie ważny. Będziemy się jedynie skupiać na tym jednym punkcie. Uznamy, że przez obojętność świat wyda nam się zgorzkniały i trzeba nabrać kolorowych barw. Jednakże nie wzięli pod uwagę, który kolor jest dominujący.

Bez uczuć stał się całkiem innym człowiekiem. Jego ciało zostało napełnione nową siłą. Dzięki niej napełniło go osobliwe wrażenie, że może osiągnąć czegoś niewyobrażalnego. Czegoś co by większość osób, by się nie podjęła. Chciałby podbić świat, zasmakować tej bez ograniczonej wolności.

W swym układzie rozmysłu miał zamiar dokończyć to co się kiedyś zaczęło. Tylko niestety jedna sprawa nie pozwalała mu racjonalnie myśleć. Jego plan powoli przystępuje do upadku.

- Czy to wymaga aż tak wielkiego wysiłku? Jak tu spojrzeć sobie w oczy i wytłumaczyć do czego w życiu dążę? Czy to zrozumie? - pomyślał.

- Niczego nie muszę... - szepnął - Nie muszę tęsknić. To ja będę decydować o własnym losie.

- Pytam Cię jeszcze raz. Na pewno jesteś gotów na to? Wiesz co się stało z Twoim...

- Jestem pewny mojej decyzji. - przerwał cesarzowi. - Mam zamiar pójść w ślady Ojca, nawet jeśli skończy się to śmiercią.

- Niech tak będzie. A więc idź. Dokończ to co rozpoczęliśmy. W zamian za to dostaniesz to co zapragniesz. - rzekł cesarz, wskazując prawą ręką wyjście.

Ukłonił się cesarzowi, oddając mu wierny szacunek, zaś potem ruszył przed siebie w stronę wyjścia. Na jego twarzy udało się ujrzeć szczery uśmiech, radość w postaci dumy. Nie był w stanie ukryć swego zadowolenia z sukcesu. Przez długie lata czekał na tą chwilę i wreszcie ona nadeszła. W tym wyjątkowym dniu nie tylko usta nadały mu blasku. Gdy żołnierze na rozkaz władcy otworzyli wrota przed nim powitał promienny płomień słońca, który mógł oślepić nie jedno istnienie. Młody generał miał ostatnie chwile na odetchnięcie i przyjrzenie się na zachodzącą, wielką gwiazdę. Nie będzie już miał tyle samo czasu na oglądanie jej, jak teraz. Przed chwilą rozpoczął nowe życie. Będzie podążał nową ścieżką, która może doprowadzić go na nieznane. Ucieczka nie wchodzi już w grę. Zbyt długo już zwlekał. Nadszedł czas na zemstę. Przymrużył oczy, kiedy źrenice zmniejszyły się do maksymalnej wielkości i powoli dostrzegał świat w niebieskich barwach. Po kilku sekundach, gdy je znów otworzył, przed nim stała jego przyszykowana armia. Wyglądali, jak małe kukiełki, które czekają, aż ktoś się nimi zainteresuje i będzie nimi dyrygował. Tą rolę powierzono mu.

- Będziesz ze mnie dumny ojcze. Do kończe to co zacząłeś. Obojętność doprowadzi mnie do nich. - szepnął dumnie. - Żołnierze!!!

Generał wyprostował się i rzucił do swych ludzi:

- Nie wiem, kto wcześniej wami dyrygował, ani nie obchodzi mnie to, co wam kazał robić i ile przez ten czas osiągnęliście. Od tej chwili będzie się dla was liczyć to co wam powiem. Czeka nas ostra jazda. Dotąd nie działo się nic szczególnego i wydawać mogłoby się, że nadal tak będzie. Mylicie się! Rozpoczęliśmy coś do czego nie potrafimy się przyznać. Mam na myśli relacje z Hunami. Pokonaliśmy ich rok temu, jednak nie wybiliśmy z ich głupich móżdżek kto tu rządzi. - Przerwał na moment, aby nabrać oddechu i spojrzeć na swych ludzi. Każdy słuchał ze skupieniem, dlatego kontynuował wypowiedź:

- Wciąż mają nadzieję, że odbiorą nam ziemię i władze. My do tego nie dopuścimy. Obronimy nasze państwo, naszą godność, naszego cesarza i naszych bliskich. Szczególnie robimy to dla nich. Aby żyło im się dostatnio oraz nam. Zakończymy to co rozpoczęliśmy. A teraz naszykować się! Od jutra zaczynamy ostrą pracę, a za miesiąc ruszamy w podróż. Trasa stolica Hunów, Zachodni Ordos. - Po długim monologu, żołnierze rozeszli się do swoich zajęć. Generał odetchnął z ulgą, iż wszystko szło zgodnie z planem.

Li Chang spojrzał drugi raz na niebo. Tym razem widział tylko ciemny horyzont, a pod nim lekkie czerwone promienie zachodzącego słońca.

***

Było ciemno. Praktycznie nie docierało tu jakiekolwiek światło. No może oprócz jeszcze dymiącego ogniska, który już został dawno zgaszony. Rzecz w tym, iż jedynym w tej chwili światłem były gwiazdy na niebie. Bardzo często można było usłyszeć takie o to pytania. - Ile kilometrów od Ziemi znajduje się ta Gwiazda? Albo tamta? Czy będę mógł tam polecieć? - W świecie starożytności jest to nieznane i nie do odgadnięcia stwierdzenie, które nie odkryje nikt. Jesteśmy zbyt mali, by odkryć coś tak niezwykłego. Jednak w życiu każdego człowieka nachodzi pewna ciekawość. Ma chęć poznania czegoś, co wcześniej nie zostało odkryte.

Czterej bohaterowie, którzy leżeli w swych kocach, spoglądali w górę na ten piękny i tajemniczy widok. Dotąd nie obchodziły ich jakieś światła na niebie, na które i tak rzadko patrzyli. Jednak dzisiaj mieli chwilę by przyjrzeć się im dokładnie.

- Jak myślicie? Czy kiedyś uda mi się dotknąć chociaż jedno z tych światełek? - spytał Jao.

- Oj.. daj spokój stary. Po co chcesz dotykać jakieś światełko, które jest kilkaset kilometrów nad nami. - Wyjąkał Ling, który już miał dość oglądania nieba.

- Też bym chciała ich dotknąć. - odparła Mulan, wyciągając w górę lewą rękę. - Byłoby to ciekawe zjawisko. Może w przyszłości ludzie nauczą się latać.

- Latać! Może mi jeszcze powiesz, że ludzie ze skrzydłami będą chodzić. - Zaczął kpić sobie Ling.

- Musieliby przejść na nową dietę skoro nie będą potrafili już jeść patyczkami. - Nabił Jao.

- Ah... jak ty lubisz mi dogryzać, Ling. - rzuca Mulan.

- Ja Ci nie dogryzam Mulan, tylko śmieje się z głupot, jakie wypowiadacie. Chyba nie wierzysz w to, że człowiek kiedyś wzbije się w niebo? - spytał spostrzegawczo. Mulan zwróciła wzrok w jego stronę, opierając głowę o poduszkę. Ling również na nią patrzył, czekając na jej odpowiedź.

- Nie, nie wierzę. - Odparła po jakimś czasie. Lekko jej wzrok opadł, chodź nie miała zamiaru ujawnić swego kłamstwa. Mulan starała się, aby mina była przyzwoita i dość realna. Widać udało jej się, gdyż na twarzy Linga pojawił się ciepły uśmiech. Rzekł:

- I dobrze. Bo ludzie są za głupi, aby wzbić się w niebo. Zostaliśmy stworzeni do tego, by funkcjonować na Ziemi, a nie latać po niebie. Rozumiesz mnie Mulan?

- Zrozumiałam.

- Świetnie. Dobra chodźmy już spać. Czeka nas wciąż długa podróż do stolicy. A ja nie zamierzam jechać z przymrużonymi oczami. - Rąbnął ostatnie słowa i przytulił się do własnej poduchy.

- Dobranoc. - rzucił jeszcze Jao i również, jak Ling zasnął.

- Dobranoc chłopcy. - Mulan odwróciła się w drugą stronę, gdzie leżał Czain Po. - Dobranoc Czain. - Chłopak nie udzielił jej jednak odpowiedzi. Przez całą drogę nie odzywał się i nie raczył powierzyć się nikomu z własnych problemów. Mulan była w stu procentach pewna, że grób matki przywołał dawne wspomnienia. Chciała pomóc Czain-owi, jednakże w tej chwili potrzebował trochę spokoju. Nie miała zamiaru zmuszać go do gadania. Musiał sobie to wszystko poukładać.

Spojrzała znów na jasne światła migoczące nad niebem. Mulan nie była dość szczera wobec Linga. Znała go, wiedząc, iż lubi wyrażać własne zdanie, a żadna inna wypowiedź go nie obchodziła. Taka malutka negatywna cecha młodego chłopaka. Szanowała go, aczkolwiek była przeciwko takim zachowaniom. Nie przepadała za tak egoistycznym podejściem do ludzi, szczególnie wtedy, gdy ma to związek ze zmianami. Na pewno nie wierzyła, iż ludziom odrosną skrzydła, jednakże była przekonana, że w przyszłości znajdzie się ktoś, kto poleci w niebo i odkryje tajemnice, które dla niej są w tej chwili czymś niemożliwym.

Czując lekki mróz na policzku przytuliła się mocniej do poduszki. Noce o tej porze były dość mroźne, a zima zbliżała się małymi kroczkami. Temperatura może nie sprzyjała, ale za to widoki były piękne. Oglądając niebo w oddali dało się usłyszeć cichy głos, szeleszczących gałęzi. Dziewczyna odwróciła się szybko, by ujrzeć co ogłuszyło wcześniejszą ciszę. Spoglądała w każdą możliwą stronę, jednak ciemność utrudniała jej w poszukiwaniu przyczyny hałasu. Nie była przekonana, czy to był zwykły wiatr. Przeczuwała, iż kryje się za tym coś innego, przed czym Mulan mogła odczuć małą obawę.

Ustawiła się w postaci stojącej, mając wciąż nadzieję, iż dostrzeże jakiś szczegół. Jednak zamiast ujrzeć horyzont usłyszała intensywniejszy hałas szeleszczących liści. Dziewczyna czując, iż jakaś postać zbliża się niebezpiecznie w ich stronę, schyliła się do Jao i lekko nim potrząsła, szepcząc:

- Jao..., Jao, Jao... wstań, wstawaj, Jao...

Na jej piskliwy głoś odpowiedziało lekkie burknięcie i chrapanie. Spróbowała jeszcze raz:

- Jao... tu ktoś jest... wstań...

- Ymm... Mamo już jestem dorosły... Nie musisz mi szykować ymm... śniadania do szkoły... - wydukał cicho Jao, przewracając się na drugi bok. - Ymm... Albo dobra... zrób mi tylko nie zapomnij ahh... o pierożkach....- rzucił jeszcze na koniec.

Po jego krótkiej wypowiedzi, całkiem nie na temat Mulan spojrzała na resztę chłopaków. Obaj smacznie spali, jak on, zatem nie mogła liczyć na czyjąś pomoc. W wolnym tempie wygramoliła się z posłania, następnie ruszyła przed siebie w stronę czarnego lasu, biorąc ze sobą jakąś broń.

Bała się. Przez tę chwilę nie usłyszała żadnego dźwięku, ale i tak trzęsły jej się ręce, którymi trzymała narzędzie. Przez moment miała wrażenie, że dostrzegała ruchy wiatru. Z każdą sekundą jej ciało robiło się zimniutkie jak lód, a policzki różowiałe. Cały krajobraz przypominał prawie tajemniczą Narnię, lecz bez śniegu. Wyglądała pięknie oraz niepokojąco. Mulan nie była w stanie ocenić, gdzie w tej chwili się znajdowała i jak bardzo oddaliła się od chłopaków. W tej chwili widziała przed sobą pięć różnorodnych ścieżek, która każda z osobna prowadziła w inną stronę. Lękała się. Czy coś niesłychanego miało ją spotkać? A może już ktoś ją obserwuje? Przerażona Mulan skula się w środku lasu, mając nadzieję, że to jej się śni. Nie przepadała za samotną wędrówką po lesie. A już szczególnie, gdy jest tak ciemno i zimno.

Nagle z oddali usłyszała hałas łamanych gałęzi. Gwałtownie odwróciła się w ich kierunku, nie dostrzegając nic ciekawego. Te same krzewy, na których wcześniej się potknęła. Przełknęła nerwowo ślinę. Na odwagę machnęła do góry mieczem, by dodać sobie odwagi. Wstała z miejsca i rozglądała się we wszystkie strony.

- Wyjdź z ukrycia. Kimkolwiek jesteś i czego szukasz w tej okolicy masz natychmiast się ujawnić. Będę miłosierna, jeśli wyjdziesz grzecznie, bo inaczej pogadamy. - Rzuciła nerwowo, lecz żadnej odpowiedzi się nie doczekała. Spojrzała w lewo i rzekła:

- Liczę do pięciu. Jeśli nie wyjdziesz...

- Zabijesz mnie? - odpowiedział kpiący, niski głos. Mulan spojrzała za siebie, jednak wciąż nikogo nie widziała. Czuła, że to był zły pomysł samym się włuczyć po lesie. Przełknęła znów tym razem głośniej ślinę i odpowiedziała:

- Jak mnie do tego zmusisz...

- Twoje słowa ukazują odwagę, jednak ton odsłania prawdziwą Ciebie.

- Nie wiem o czym ty mówisz... - urwała Mulan.

- Udajesz głupią, czy faktycznie taka jesteś? - Spytał tajemniczy głos.

- Za kogo ty się uważasz? - W jej głosie można było wyczuć nutkę złości.

- Za kogoś kogo nie znałaś, nie znasz i nie poznasz. - odpowiedział pewny siebie nieznany.

- Skoro tak to po co się ukrywasz? - Nieznajomy chwilowo ucichł. - No dalej czego się wstydzisz? Przecież i tak Cię nie poznam. Nic nie stracisz.

- Jesteś mało przekonująca.

- Co trzeba zrobić, byś się utożsamił?

- Coś czego Ty nie osiągniesz, Mulan. - Nastała chwilowa cisza.

- Skąd znasz moje imię?

- Każdy Cię zna odkąd pokonałaś Hunów, a szczególnie ich władcę.

- Shan Yu...

- Dokładnie. - przytaknął. - Odpowiedz mi na proste pytanie. Jak dziewczyna z małej wioski zabiła najpotężniejszego władcę Hunów i przywróciła w Chinach spokój? - Usłyszała lekki warkot z jego strony.

- A czemu to Cię tak interesuje? Czyżbyś był jego znajomym? - Znów nastała cisza.

- To nie jest ważne.

- Dla mnie jest. Jeśli potwierdzą się moje podejrzenia to jestem w śmiertelnym niebezpieczeństwie, więc lepiej się przyznaj.

- Jesteś bardzo ostrożna. To cenię.

Nadeszła kolejna cisza. Chwilę Mulan stała w miejscu, dopatrując się, czy przypadkiem nie zamierzał wyjść. Nie pomyliła się. Z ciemnej uliczki wyłoniła się postać, przez którą dziewczynę przeszły dreszcze.

[Poprawa rozdziału]

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro