⚔️21 ROZDZIAŁ - JESTEŚ MOJA⚔️
Przebyć dość dużą drogę, nie znając na tą chwilę dokładnej trasy wydawało się dla chłopaka czymś absurdalnym. Nie wiedział, gdzie jest, ani dokąd zamierza pójść. Wędrował po lesie niczym gajowy, czekając aż jakaś zwierzyna przypełznie prosto w jego sidła. Był głodny i przemęczony. Nie jadł nic od czasu, gdy dopuścił się do zdrady.
Ling miał w zanadrzu tylko mały plecak oraz rzecz, która była główną przyczyną ucieczki. Luknął na sztylet, który trzymał w swej prawej dłoni. Od kiedy miał przy sobie miecz przestał się świecić, tak jakby spłynęła z niej cała magia. Bił się z myślami, czy nie przypadkiem ten cały świecący miecz mu się nie przyśnił, a w dłoni trzymał zwykły sztylet. Wygonił natychmiast ten zamysł.
Po chwili usłyszał nie daleko jakiś trzepot skrzydeł. Podbiegł szybko w tamtym kierunku, szykując magiczny miecz w gotowości. Wreszcie doczekał się kolacji. Uchylił nieruchawo twarz z krzaków, obserwując swą czerwoną ofiarę. Nie zachwycała swym rozmiarem, ani otyłością, nie mniej jednak to było i tak zwierzę. Zrobił kolejne kilka kroków w wyznaczonym kierunku, następnie rzucił się na bestię. Chwycił ją w swej dłoni, by nie uciekła, dopiero później przyjrzał się jego zdobyczy. Mała biedronka swymi małymi nóżkami próbowała wydostać się z uścisku. Chłopak uśmiechnął się do malutkiego owada.
- Kolację podano... - powiedział, po czym przybliżył biedronkę do swych ust.
- Nie... - Nieopodal dało się usłyszeć ciche jęknięcie. - Nie no, to już jest szczyt wszystkiego.
Ling obejrzał się za siebie i zauważył małego smoka. Zniżył lekko w prawą stronę głowę, patrząc z niedowierzaniem na zwierzę. Mrugnął kilka razy oczami, oczekując że to tylko sen. Smok jednak nadal tam stał, mając ręce na małej klatce oraz wpatrywał się w Linga swym groźnym spojrzeniem.
- Czym ty jesteś? - spytał po jakimś czasie.
- Kim jestem? - oburzył się smok, podchodząc powoli do chłopaka. - Może ty mi powiesz, co z Ciebie jest.
- Słuchaj ty... - przerwał, by przyjrzeć się smokowi. - Czym tylko jesteś. Nie zbliżaj się do mnie.
- Nie zachęciłeś mnie do wykonania Twego rozkazu. - odparł smok. - Ale wiem, jak możesz...
- Słucham, więc... Cię...
Smok wskoczył na jeden głaz.
- Oddasz to, co ukradłeś.
- Nic nie ukradłem. - rzucił krótko Ling, wypuszczając z uścisku biedronkę.
- Dobrze wiesz, o co mi chodzi. - syknął smok. - Oddaj to!
- A czemu sam tego nie weźmiesz? - spytał podejrzliwie, bacznie obserwując rozwścieczonego smoka. - Nie możesz...
- Dla swojego bezpieczeństwa powinieneś to oddać. - przerwał mu szybko smok. - Nie masz pojęcia z jaką siłą masz do czynienia.
- Ty mnie pouczasz?! - warknął nagle Ling. - Nie masz prawa ty... obślizgły gadzie mi rozkazywać. Zrobię z tym mieczem, co mi się żyźnie podoba.
Smok warknął na Linga, zeskakując z głazu. Przebiegł kawałek po płaskiej ziemi, następnie spojrzał na miecz, który chłopak trzymał w swej dłoni. Widział, jak miecz znów nabiera kolorów. Nabrał powietrza, wypuszczając odrobinę z paszczy płomień. Ling skrzywił się na ten widok.
- Zamierzasz mnie teraz spalić? - spytał głupio Ling.
- Oddaj miecz... - rozkazał. - Daje Ci jeszcze szansę...
- To zabierz mi go sobie. - zmierzył już świecący miecz w stronę smoka.
Rayman warknął po raz kolejny. Jego smocze łuski, tak jak miecz również zaczęły błyszczeć czerwienią. Oczy nabrały groźnego, a zarazem obrzydliwego spojrzenia, jakby miał zapalenie spojówek. Pokręcił kilka razy biodrem, szykując się do ataku. Ling cofnął się. Zwierzę, które nie dawno widział, nie przypominało teraz tego. Dla chłopaka wyglądał, jak jakiś demon, który chciał zabrać go do jego diabelnego świata. Ling spuścił miecz, jednak to nie zniechęciło smoka do ataku. Smok rzucił się na chłopaka, gryząc go w szyję.
***
Brodę, którą chciał zapuścić okazała się nie wypałem. Gdy tylko Shang rano spojrzał się w lustrze, nie potrafił poznać swej twarzy. Wyglądał, jak zaniedbany mieszczanin, który doznał chwilowego załamania nerwowego. Będąc generałem nie mógł pozwolić sobie na tak wstrętny wygląd.
Obciął się w ekspresywnym tempie, następnie znów ujrzał się w lustrze. Dotknął dłonią swego podbródka. Idealnie gładkie. Shang obiecał sobie, że już nigdy nie zapuści brody oraz w żadnym wypadku wąsów. Uświadomił sobie, iż nie każdemu pasuje takie eksperymentowanie. Czasem trzeba zaakceptować to, jakim już jesteśmy.
Po wizycie pazia Shang rozmyślał nad atakiem na Zachodni Ordos. Myśl o wykorzystaniu Mulan wydawało się dla niego absurdalne. Cesarz znał dziewczynę i dobrze wiedział, jak się poświęciła dla dobra ojczyzny. Od tamtej chwili dawała przykład, bycia prawdziwym patriotą. Zamiast spłacić dług za pomoc, cesarz postanowił wykorzystać jej porażkę, ukazując swe wielkie ego. Shang nie ma jednak wyjścia. Rozkaz, to wciąż jest rozkaz.
- Generale... - Nieopodal usłyszał jednego ze swoich żołnierzy, Zai. Był najzdolniejszym i najbardziej zaufanym człowiekiem, jakiego miał u boku. - Jakie mamy wieści od cesarza?
- Zachodni Ordos. - rzucił krótko Shang, nie odwracając się do chłopaka. - Zaczynamy nasz plan B.
- Tak jest Generale Shang.
Odszedł, powiadamiając resztę ludzi. Shan chwycił się za głowę, czując koniuszkami palców, jak na nich spływa pot. Nieprzespana noc źle wpływała na jego organizm.
- Generale...
- Czego tym razem!? - warknął zirytowany Shang. Obejrzał się za siebie, lecz tym razem ujrzał Luka lekko urażoną. Wziął głęboki wdech i dodał - Wybacz, nie mam siły na rozmowy.
- Widzę. - przyznała oschle. Usiadła na ziemię. - Chodzi o tą wyprawę?
- Wyraziłem się chyba jasno Luka... - syknął Shang. - Że nie mam siły na rozmowy.
- Może jednak... - nie dała za wygraną, jednak Shang szybko wstał z miejsca, podchodząc do niej groźnie.
- Wyjdź! - warknął, plując prosto w jej twarz. Przez moment patrzyli na siebie w milczeniu, po czym Luka wyszła bez słowa. Shang odprowadził ją wzrokiem, mruknął coś pod nosem, następnie wrócił do rozmyślań. Czuł, że tracił kontrolę nad sobą.
***
Czuła, że traci kontrolę nad sobą. To co wydarzyło się przy Wielkim Murze Chińskim nie dawało spokoju Mulan. Swych doznań i złamanego serca nie potrafiła opisać słowami, nie napisałaby nawet na pergaminie. Tego się po prostu nie da. Jao, jej najlepszy przyjaciel nie żyje, a ona nie mogła w żaden sposób mu pomóc. Widząc go całego zakrwawionego na ziemi ledwo umiała się utrzymać na podłożu. Czuła, że przyczyniła się do jego śmierci, ale nie w całości. Ona go nie zabiła, nigdy by tego nie uczyniła. Jednak była pewna, kto mógł to zrobić. Gdy Mulan zobaczyła ją na drzewie wielce zdenerwowaną od razu wyczuła, że z tą kobietą było coś nie tak. Nienawidziła Jao, ani Linga, ale żeby od razu ich zabijać było najgorszym posunięciem wszech czasów. Aki próbowała się sprzeciwiać, gdy przywódca Hunów wymieniał swe argumenty na temat jej morderstwa. Jednak nie na tyle dobrze, by Mulan jej uwierzyła. Sztylet, który znajdował się w jej kieszeni był głównym dowodem na potwierdzenie tezy Shana. Jemu też nie była skłonna uwierzyć. Może jej pomógł, ale nadal był dla niej wrogiem. Zostawiła Czain-a tylko dla tego, że zamierzał pomóc swej siostrze. Nie dlatego, że Shan ją do tego zmusił. Powodem dla którego chce zabić cesarza jest jego wielkie ego, a nie dlatego, że Shan tego chciał. On nią nie manipulował, chyba.
- Podejdź tu... - rozkazał twardo Shan. Stał wyprostowany nie daleko ogniska, z którego wylatywały wielkie iskry. Mulan niepewnie uniosła się z miejsca, obok którego przesiadywała reszta Hunów. Wszyscy bacznie ją obserwowali. Czuła pewien dyskomfort. Nie wiedziała, co zaraz się stanie, może postanowią ją spalić i zjeść żywcem. Gdy była już dość blisko przywódcy zatrzymała się. Shan Yu wpatrywał się w nią, co powodowało, że zaczynało trząść się jej ciało, mimo że stała dość blisko ogniska.
Przez moment stali tak w milczeniu. Zastanawiała się przez moment, o czym rozmyślał. Może miał jakiś plan, do którego chciał ją znów wykorzystać. Nie mogła sobie na to pozwolić. Okazałaby słabość. Chociaż nie była pewna, czy nie przypadkiem już to się stało.
Czekała na jego dalsze posunięcie. Nie cofnęła się, dając mu znak, że się go nie boi. Shan za pewne zrozumiał to i podszedł do niej bliżej. Zrobiła jeden krok do tyłu. Najwyraźniej musiała okazać słabość. Uśmiech na jego twarzy wskazywał na to, że jego kolejny plan się powiódł.
- Tak, jak ustaliliśmy Mulan. - kontynuował. - Ty zabijesz cesarza za jego niesprawiedliwe uczynki. Pokazałaś Hunom, że kierujesz się dobrem i rozsądkiem, a nie jedynie patriotyzmem. Co więcej pomimo dość przykrej sytuacji kierowałaś się rozumem, a nie troską dla bliskich, jak twój bliski przyjaciel, Czain. Trzeba otworzyć oczy. Dlatego od teraz Mulan jesteś jedną z nas i w dodatku moim prywatnym żołnierzem.
- Zaraz, zaraz, co... - przerwała mu Mulan, nie wierząc w to co usłyszała. - Ja mam być Hunem i twoim żołnierzykiem, z którym będziesz robić, co Ci się żyźnie podoba? Nie tak się umawialiśmy.
- Nie umawialiśmy się, ale możemy to zrobić. - stwierdził przywódca. - Jesteś idealnym...
- Ta... - ponownie mu przerwała, co wkurzyło lekko Shana. - Jestem idealna do twej kolekcji żołnierzyków, których sobie tworzysz. Urodziłam się w Chinach, byłam Chinką, jestem i zawsze będę. I ty, ani żaden z Twoich ludzi nie zmieni tego.
- Należysz do mnie Mulan, rozumiesz!? - warknął przywódca. - Będziesz tym, kim uznam za słuszne. A ty... nie masz nic do gadania.
- Nie masz żadnego prawa. - syknęła. - Już wolę umrzeć, niż należeć do Ciebie.
Shan podszedł gwałtownie do dziewczyny i wymierzył jej cios w biodro, a następnie chwycił za szyję.
- Pokazałaś, jak słaba jesteś. - rzucił twardo. - Nie potrafiłaś nawet zabić Aki, która zabiła Twego przyjaciela.
- To nie jest słabość. - syknęła. - Tylko dobroć i rozum, którym, jak to powiedziałeś się kieruje. Teraz też mi mówi, żeby nie zgodzić się na Twoją propozycję.
- Z, czy bez twej zgody i tak jesteś moja. - stwierdził krótko Shan, puszczając Mulan. Dziewczyna złapała się za szyję, po czym natychmiast uciekła w głąb lasu. Słyszała tylko za sobą ciche warknięcie Shana. Weszła do namiotu, nie wiedząc do kogo należał. Schowała się w kącie, skulając się i opłakując całą sytuację. Czuła się zagubiona oraz zdezorientowana. Coraz bardziej przywódca ją przerażał, a ona nie potrafiła się bronić. Może się niedługo okazać, że totalnie straci kontrolę.
Witam wszystkich czytelników,
Jak wam się podobało?
Rozdział liczy : 1657 słów.
Następny rozdział się pojawi, gdy książka Mulan zdobędzie 1,2 tyś wyświetleń, więc czytajcie, zachęcajcie innych ludzi.
Do zobaczenia w kolejnym rozdziale. ♥️⚔️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro