Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

⚔️2 ROZDZIAŁ - MUSHU PORWANY???⚔️

NAZAJUTRZ BYŁA środa, bezchmurny dzień z błękitnym niebem. W tym dniu również nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego. Wciąż te same, powtarzające się czynności życiowe, które dla Mulan były marnotractwem. Odkąd opuściła grobowiec nie potrafi o nim myśleć. Gdy tylko przechodzi obok od razu odwraca wzrok w jego stronę. Za każdym razem, kiedy wykonywała ten ruch, chciała by przed wejściem stał ten mały, czerwony smok. Ten, który będzie wrzeszczał, skakał jak szalony, aby tylko podeszła do niego. Jednak i dzisiejszego dnia tak się nie stało.

Od świtu pomagała swej babci przy ogródku. Kwiaty o tej porze zasychały w ekspresywnym tempie, więc codzienna pielęgnacja była konieczna. Gdy było wszystko już podlane ruszyła w stronę stajni, gdzie przesiadywał jej zwierzak. Sierść dojrzałego konia była czarna jak noc. Czasami, gdy był już środek nocy, a Mulan wybierała się na przejażdżkę nie umiała znaleźć swego zwierzaka.

Jadąc po kamiennej dróżce zrywała kwiatki, które rosły na jakiś dużych chaszczach lub młodych drzewach. Z każdego zerwanego kwiatka zostawała tylko mała łodyga. Płatki zlatywały na ziemię, zmieniając szarawą drogę na pogodną, kolorową polankę.

Zrywając kolejny czerwony kwiat, napotkała coś znajomego. Z liści wyłonił się malutki robaczek. Wskoczył na zerwany kwiat i patrzył prosto na dziewczynę. Mulan przybliżyła rękę do twarzy i rzekła:

- Cześć Cri-kee.

Świerszcz wygładził skrzydełka swymi mikroskopijnymi łapkami, po czym wyskoczył z kwiatka. Mulan gwałtownie zatrzymała ogiera i rozglądała się za Cri-kee.

- Gdzie jesteś, robaczku?

Usłyszała niedaleko donośny dźwięk cykania. Spojrzała za Siebie i zauważyła chiński napis napisany na ziemi. Odwróciła swego konia podjechała bliżej, by odczytać słowo.

绑架

- Porwanie? - Odszyfrowała szyfry. - Ale jakie porwanie?

Nagle poczuła przyjemne uczucie na prawym ramieniu. Siedział na nim Cri-kee.

- Kto został porwany, Cri-kee?

Robaczek zatrzepotał skrzydełkami i zeskoczył na ziemię, pędząc w jakimś kierunku. Mulan dała znak ogierowi, by szedł za świerszczem. Dotarli do grobowca.

Dziewczyna zeskoczyła z konia i weszła do środka. Nic się w nim nie zmieniło. Klimat wciąż wydawał się mroczny, a oświetlenie dawała tylko mała pochodnia. Rozglądała się w każdym kierunku, by dostrzec świerszcza. Po raz kolejny usłyszała cykanie. Zrobiła kilka kroków do przodu, po czym ujrzała Cri-kee siedzącego na jakieś posadzce. Metalowy spód do smoczej figurki.

- Gdzie się podział Mushu? - Zamilkła na moment, wstrzymując oddech. Wzięła głęboki oddech, następnie dodała. - Mushu został porwany?

Spojrzała na Cri-kee, który na pytanie przytaknął główką.

- Wiesz, gdzie jest? - spytała Mulan. - I skąd wiesz, że go porwano? Widziałeś to?

Robaczek ponownie przytaknął.

- Pytanie jeszcze kto go porwał, Cri-kee.

Mały zeskoczył z metalowej posadzki, następnie w podskokach wyszedł z budynku. Mulan podążyła za nim, dostrzegając po drodze kolejny szyfr.

大人物

- Wielki człowiek? - rzuca z pogardą. - Kogo masz na myśli?

Nie doczekała się jednak konkretnej odpowiedzi. Świerszcz podniósł swe łapki, ukazując postawę niepewności. Mulan westchnęła ciężko.

- Dokąd się udał ten „Wielki Człowiek"? - Spytała kolejny raz.

Tym razem Cri-kee narysował obrazek, który przedstawiał trzy wzgórza. Obok nich jakiś mur. Na jednym z obszarów, które znajdowały się pomiędzy murem, robaczek narysował duży X.

- Muszę go uratować. - Rzuciła szybko Mulan. - Nie zamierzam przesiadywać tu minuty dłużej, aż jakaś osoba zainteresuje się mym istnieniem. Już dość się naczekałam, czas działać. Cri-kee szykuj się. Idziemy znaleźć Mush-iego. Oczywiście nie będziemy sami. - Mulan uśmiechnęła się do świerszcza i oboje wyruszyli w pewne miejsce.

***

- OCZYWIŚCIE, że nie będę sam. - odparł niewzruszenie Jao. Usiłował opanować spokój, który był jego najgroźniejszym przeciwnikiem. Podchodził powoli ze spuszczoną głową. Starał się w ten sposób skryć własne oczy, które były pełne lęku. Swymi podgryzionymi paznokciami wbijał sobie w skórę dłoni. Minimalnie ten czyn ukajał jego nerwy, chodź to mu nie wystarczyło. Nie panował nad własnym ciałem.

W jego uszach rozległ się echem lodowaty śmiech. Za nim stał mężczyzna, który opowiadał swoje suche żarciki kuplom z naprzeciwka.

- Wiecie, jak oduczyć kota chodzenia po ścianach? - odczekał kilka sekund, po czym dodał - Odetnij mu nogi.

- Za to jemu język, by się zamknął. - wymamrotał podirytowany Jao. Znał tego gostka, jednak nigdy dotychczas nie nawiązywał z nim kontaktu. Teraz był z siebie dumny, że do tego nie doszło. Jego znajomi również wybuchnęli śmiechem.

- Żałosne. - pomyślał Jao.

Odwrócił się. Chłopak przebywał w miejskim targu, gdzie można było kupić produkty spożywcze. Akurat wybrał PRZYPADKOWO mały targ ze świeżymi truskawkami, które sprzedawała młoda, piękna chinka. Od kilku dni próbował nawiązać z dziewczyną jakiś kontakt, lecz bez skutku. Albo BOLAŁA go noga, lub MUSIAŁ załatwić coś równie ważnego. Dzisiejszego dnia Jao nie mógł sobie pozwolić na tchórzostwo. Jeśli nie umówi się z nią dzisiaj, obiecał że już nigdy nie zje obiadu babci.

- Ale nawet pierożków? - pomyślał młodzieniec.

Na samą myśl o tym wspaniałym, smacznym daniu zaburczało mu w brzuchu. Położył lewą rękę na wybrzuszeniu i wyczuł bulgoczący rytm i ruch ciała. Zastanawiał się przez moment, czy nie wstąpić jeszcze po pierogi.

- Proszę bardzo. - powiedziała młoda sprzedawczyni - Następny proszę.

Jao stał nieruchomo, myśląc że wciąż jest ktoś przed nim. Jednak, gdy zorientował się, iż sytuacja jest inna, spanikował. Tak jak poprzednio podchodził powoli ze spuszczoną głową, by piękna kobieta z melodyjnym i słodkim głosem nie zauważyła jego podbitego oka. Zdał sobie wcześniej sprawę, że odstraszał nim swe kandydatki, więc postanowił zakryć twarz.

- W czym mogę pomóc? - spytała kobieta, uśmiechając się ciepło do Jao.

Chłopak nie wiedział co powiedzieć. Wszystkie scenariusze, które wymyślał przed rozmową, znikły właśnie w tym momencie. W tej właśnie najważniejszej chwili. Wziął głęboki oddech i wymamrotał tylko trzy literki.

- E... Y... N... Y... Y... N...

Jao spalił się ze wstydu. Jego policzki drżały i nabierały intensywniejszych kolorów. Kobieta spojrzała na niego z niecierpliwieniem.

- Proszę pana, tu są też inni klienci. - odparła już mniej milej.

- Rozumiem. - rzucił szybko Jao - Chciałem tylko... powiedzieć...

Umilkł na moment, by spojrzeć lepiej na dziewczynę. Zamiast tej miłej chinki, którą widział niedawno, zobaczył zrażoną i zniecierpliwioną paniusię. Stawiała upór, by tylko nie spojrzeć mu w twarz. Jao zesztywniał całkiem, nie wiedząc co dokładnie ma teraz zrobić. To był zły pomysł, pomyślał w duchu.

- Niech pan stąd odejdzie! - usłyszał za sobą znów ten lodowaty głoś. Odwrócił się w jego stronę. - Toruje pan tylko drogę!

- Cwaniaczku! - warknął Jao - Lepiej nie podskakuj, bo Cię rodzona MA...MU...SIA... nie pozna!

- I tak byś jej nie zaprosił. - skomentował - Każda laska się Ciebie brzydzi.

Rozwścieczony Jao rzucił się na napastnika oraz łapczywie wymierzał w niego mocne ciosy. Z pozoru na wyższy wzrost chłopaka, Jao miał mniejsze szansę na zwycięstwo. Na pomoc przyszli mu dwaj przyjaciele, Czain i Ling. Odciągnęli chłopaka od Jao, podarowując mu nowe sińce na twarzy. Czain usiadł na przeciwniku, za to Ling rekwirował majątek, który znajdował się w prawej kieszeni spodni, chichocząc pod nosem. Jao podszedł dumnie do niby kolegi i gdy miał wymierzyć mu kolejne walnięcie, usłyszał za sobą nie obcy głos:

- Zostawcie go! - krzyknęła Mulan. Chłopacy spojrzeli na nią. - Weźcie się opanujcie, chłopaki!

- Mulan!!! - krzyknęli równocześnie chłopcy, podbiegając do dziewczyny, zostawiając mężczyzne samego i przytulili dziewczynę z całej siły.

- Ej... chłopacy, zmiażdżycie mnie. - odezwała się Mulan, usiłując przestać się śmiać.

- Przepraszamy... - rzucili znów jednocześnie.

- Co tutaj robisz, Mulan? - odparł błyskawicznie Ling - Dawno Cię nie widzieliśmy.

- No dość długo... - Zamilkła na moment - Myślałam, że nie chcecie mnie już znać.

- Wiesz, że szukamy kandydatki na żonę. - odparł spokojnie Czain.

- Ta... - mruknął sucho Jao - Próbujemy.

- I nadal nikogo nie znaleźliście?

- Nikogo... - odpowiedzieli synchronicznie.

- To może was jakoś pocieszę. - Wsiadła na konia i spojrzała znów na chłopaków. - Mam dla nas robotę i będzie to coś z waszej branży.

Mulan opowiedziała im sytuację z Mushu. W międzyczasie musiała jeszcze wysłuchiwać kilka ich pytań, które były najczęstym pytaniem „ Kim jest Mushu". Pozostało Mulan jedynie siedzieć markotnie i czekać aż dojdą do rzeczy. W końcu spytała:

- To jak, idziecie?

- Ja idę, nie wiem jak wy chłopaki. - rzucił Jao, spoglądając na kolegów. Ling i Czain tylko przytaknęli, uśmiechając się groteskowo.

- Dobra... Musimy go szybko odnaleźć. Nie wiem kto to zrobił i dlaczego. Tylko mam informacje, że szli blisko gór. Proponuje byśmy spotkali się przy starym dębie. - odparła Mulan.

- Blisko gór? Może Hunowie znowu napadają? - mówi Czain Po.

- Hunowie? - spytała zaskoczona Mulan. - Przecież już ich pokonaliśmy.

- O ile wiem, pokonaliśmy tylko garstkę ich plemienia. - odpowiedział Jao.

- Jak garstkę? Myślałam, że to koniec tej wojny.

- No właśnie nie. - stwierdził tym razem Czain - Tak naprawdę można było to nazwać bitwą, a nie wojną.

Mulan nie wiedziała co powiedzieć. Miała przed oczami setki wrogów, galopujących na koniach w środku najwyższego szczytu gór. Jak to możliwe, że jeszcze nie wyginęli, pomyślała dziewczyna.

- Oczywiście nie mamy pewności, że to oni porwali go. - oznajmił Czain.

- Nie wiadomo... - rzuca Mulan. - Ale skoro mamy udać się w stronę gór, to kto oprócz Hunów może być naszym wrogiem?

[ Poprawa rozdziału ]

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro