⚔️15 ROZDZIAŁ - OHO HO⚔️
- Przecież wiem, że wszyscy za mną tęsknili. - powiedział Mushu, uśmiechając się figlarnie do kuzyna.
- Tak sądzisz? - spytał Rayman.
- A co nie wierzysz mi? - oburzył się na moment, po czym znów się uśmiechnął. Swe łapy wysunął do przodu. - Spójrz na nich. Nie mogli się doczekać, aż opowiem im moją historię.
- Ta - prychnął kuzyn - Na pewno zainteresuje ich fragment, jak zgubiłeś smoczy miecz. O tym też chciałeś oczywiście wspomnieć swoim fanom, co?
Mushu chrumknął pod nosem.
- Ale ty się nagle dowcipny zrobiłeś, Raymuś. Ja zgubiłem... miecz...
Rayman założył ręce na piersi oraz spojrzał uważnie na Mushu, podnosząc jedną brew.
- Oj no dobra. Faktycznie zgubiłem miecz. - stwierdził Mushu - Ale to nie była dosłownie moja wina przecież.
- Nie twoja wina! - warknął Rayman, podchodząc kilka kroków w stronę kuzyna.
- No...
- Nie twoja wina!? - powtórzył.
- No nie. - odparł - Ten miecz po prostu zniknął.
- Ten miecz nie znika sobie od tak! - krzyknął Rayman .
- Uspokój się, nie jesteśmy tu sami, tak?
Mushu położył ręce na ramionach kuzyna. Rayman chciał coś jeszcze powiedzieć, ale postanowił zamilknąć. Wziął głęboki oddech.
- Znajdziemy go. - odparł spokojnie Mushu - Zobaczysz.
- A co jeśli nie? - spanikował kuzyn - Co jeśli cała podróż była na marne?
- Wreszcie będziesz miał powód mnie zatłuc. - poradził - Ale zanim to się stanie, znajdę miecz.
Przez moment nastała cisza. Kuzyn odwrócił wzrok w stronę przepięknych smoczyc, które pływały w fotannie, gawędząc o babskich sprawach.
- Dobra. - oświadczył Rayman - Na razie uznajmy, że Ci wierzę. A teraz wybacz. Mam ważną sprawę do załatwienia.
Ominął Mushu, kierując się w stronę dziewcząt.
- Oho ho. - mruknął Mushu - Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. Dziewczyny! Która chce posłuchać mojej strasznej historii?
Mushu pobiegł i skoczył na bandzi do fontanny. Rayman przewrócił jedynie oczyma i ruszył za nim.
***
- Nie bój się. - rzucił pocieszająco Shang - Nie masz się czego bać, Luka. Jestem tu przy Tobie. Ja jako generał muszę dbać o bezpieczeństwo swych ludzi, a szczególnie tych ładnych.
Uśmiechnął się cwaniacko.
- Uważasz, że Cię nie utrzymam? Dziewczyno nie wierzysz w moje możliwości. Generał Shang pokażę Ci, co się dzieje, gdy ktoś zlewa moje starania. Wtedy zaczniesz się czegoś innego obawiać.
Nagle Shang umilkł i zaczął panikować. Założył ręce na twarz.
- Nie, nie, nie. Jak to w ogóle brzmi. - odsunął dłonie od twarzy i znów spojrzał w lustro - Co się ze mną dzieje? Nie ma mowy, nigdzie nie idę.
- GENERALE? - usłyszał przed wejściem ten słodki, uzależniający głos. Shang ponownie chwycił się za głowę. Nie miał zamiaru się skompromitować. - JEST TAM KTO?
- JUŻ WYCHODZĘ. - Odpowiedział Shang, zakładając na Siebie białą koszulę. Spojrzał ostatni raz na lustro, następnie ruszył w stronę wejścia. Miał mętlik w głowie, jak to się wszystko potoczy. Jeśli kolejny raz coś między nimi wyjdzie, będzie mógł się pożegnać z karierą.
Wyszedł z namiotu i od razu dostał zawału serca. Luka stała przed nim w samej bieliźnie. Spoglądała na rzekę, która o tej porze roku była strasznie lodowata. Widząc jej zmartwioną minę, stwierdził że na pewno obawiała się tej nauki. Shang nie miał jednak innej opcji. Musiał wszystkich swych żołnierzy nauczyć podstaw. Jeśli nie nauczy się pływać, to nie będzie umiała trudniejszych rzeczy wykonać. Podszedł do niej ostrożnie. Dziewczyna wciąż nie odwracała wzroku od wody. Im bliżej był niej serce pracowało szybciej i niespokojniej. Starał się panować nad tym, lecz z trudem mu to szło. Obecność ciemnowłosej wywoływało u mężczyzny dziwne emocje. Były one dla Shanga znane, gdyż na Mulan tak samo reagował.
Gdy stał przy niej już dość blisko, szepnął do niej:
- Gotowa?
Czekał na odpowiedź. Dziewczyna przez moment nic nie mówiła, wciąż wpatrując się w rzekę. Shang wiedział, że Luka się boi i na pewno tak samo się stresowała, jak on. Nagle spojrzała na niego i rzekła:
- Tak.
- A więc chodź. - Mężczyzna chwycił ją za dłoń i pociągnął w stronę rzeki. Na początku dziewczyna stawiała opór. Krzyczała, płakała, opowiadała swoje straszne wspomnienie z rzeką.
- Dwa lata temu postanowiłam z moim chłopakiem i innymi znajomymi pójść nad rzekę. Nie powinnam Ci tego mówić.
- Mów. - odparł Shang - Może wtedy się uspokoisz.
- Wątpię. - stwierdziła.
- Spróbować nie zaszkodzi. - uśmiechnął się do niej ciepło.
- No dobrze. - odparła - A więc dwa lata temu wszyscy postanowiliśmy się zabawić. Zero zakazów, obowiązków i rozkazów. Tylko to na co mieliśmy ochotę.
Dwa lata wcześniej...
POGODA była słoneczna, niebo bezchmurne. Nie ubyło się oczywiście bez nikłych udręk. Czasem zawiał nieprzyjemny, jesienny wiatr, który owiewał nasze odsłonięte ciała. Jednak i to nie zniechęciło nas czworo do wspólnej przechadzki nad rzekę. Mieliśmy w planach zażyć świeżej kąpieli, pośmiać się i robić to na co mieliśmy ochotę.
Czasem żałuje, że się zgodziłam na ten pomysł. Szczególnie, gdy miałam dość czysty problem. Był nim mój były chłopak, nie każ mi już wymawiać jego imienia. Ilekroć o nim wspominam robi mi się nie dobrze. Ale wracając do tematu...
Poszliśmy nad rzekę, aby przede wszystkim się wykąpać. Wtedy jeszcze nie bałam się tak panicznie wody, jak dziś. Nie wiedziałam jeszcze co mnie czeka. Pamiętam, że miałam na sobie tą czarną bieliznę, którą ukradłam mojej cioci. Ona zawsze miała super ubrania, nie ciągle białe, potargane szmaty, jakie od zawsze wciskała mi mama. Nienawidzę ich.
Postanowiłam sama pójść sprawdzić, czy woda jest ciepła. Spoglądałam od czasu do czasu, co mój były robił. Niestety znikał mi z pola widzenia, ale byłam przekonana, że zaraz do mnie przyjdzie. Kiedy weszłam do wody i już przyzwyczaiłam się do zimna, zaczęłam wołać mojego byłego. Teraz najgorsze... Gdy odwróciłam się w jego stronę zobaczyłam, jak przymila się mojej koleżanki i całuje ją w te zaschnięte wargi. Nie mogłam tam bezczynnie stać. Po prostu odpłynęłam, zostawiając ich z pola widzenia. Gdy byłam już wystarczająco daleko rozpłakałam się. Pogrążyłam się w rozpaczy, nie zwracając uwagi na pływanie. Było mi wtedy wszystko jedno, czy zginę. Zaczęłam powoli tonąć, lecz gdy miałam już zanurzyć głowę, zauważyłam kogoś na brzegu.
To nie był, ani mój były, ani jakaś zdradziecka koleżanka. Był to mężczyzna, który samym spojrzeniem rozprzestrzeniał w mej głowie niespokojne myśli. Pływałam w miejscu, gając się na niego, jak jakaś zagubiona owieczka, patrząca na głodnego wilka. Przyglądałam mu się uważnie i zauważyłam, że pomimo dziwnego stroju był nie wiele starszy od niej. Wiedziałam, że należał do innego plemienia, a naszym sąsiadem oczywiście byli Hunowie.
- Zgubiłaś się, dziewczynko? - spytał kontrolnie, oceniając w myślach mój stan umysłu. Sprawdzał mnie.
- Nie...
- Łżesz... Wiesz z kim w ogóle rozmawiasz? - spojrzał uważniej na mnie, obchodząc cały brzeg.
- Jesteś Hunem. - Przełknęłam ślinę nerwowo. Mężczyzna odpowiedział mi delikatnym, chytrym uśmiechem. - Zabijesz mnie?
- A chcesz tego?
I tu trafił w sedno. Przez chwilę chciałam mu odpowiedzieć, że nie, lecz przypomniał mi się były. Zniżyłam wzrok, po czym znów na niego spojrzałam.
- Tak... - odpowiedziałam. Uznałam, że to jest słuszna odpowiedź. Pragnęłam tego. Chciałam zapomnieć o cierpieniu i bólu, który mnie spotkał kilka minut temu. On mógł mi to ułatwić. Nie dosyć, że to będzie dla niego przyjemność mnie zabić, to w dodatku ja zaznam spokoju. Wszystko pięknie się ułożyło.
- Odważna jesteś. - pochwalił - I to na pewno twoja ostateczna decyzja? Drugi raz nie dam Ci się zastanowić.
- Ostateczna. - rzuciłam szybko - Zrób to.
LUKA przerwała swą konwersację. Spojrzała na Shanga, jakby coś się strasznego wydarzył. Shang zniecierpliwieniem spytał:
- I co było dalej?
- Umarłam...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro