01 | so close, yet so far away
— 𝐃𝐎𝐁𝐑𝐙𝐄, 𝐖𝐘𝐏𝐄Ł𝐍𝐈Ę 𝐉𝐄 𝐍𝐀 𝐉𝐔𝐓𝐑𝐎.
O kilkanaście lat starszy mężczyzna przytaknął głową, gdy Hikaru przejęła od niego stertę dokumentów, a następnie mrucząc pod nosem krótkie pożegnanie wyszła z pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. Westchnęła ciężko, gdy parę kartek papieru zaczęło się zsuwać i przechyliła się lekko, by temu zapobiec. Nie podobał jej się dodatkowy obowiązek, który de facto właśnie został na nią zrzucony, ale zamierzała nie dolewać oliwy do ognia i postawiła na dalsze utrzymywanie swojej dość wysokiej pozycji w firmie.
Bez większego zawahania wpakowała je ostrożnie do swojej torby, myśląc tylko jak wiele roboty ją czeka gdy wróci do mieszkania. Jedynym plusem było tylko to, że wychodziła naprawdę wcześnie, bo na zegarze za moment wybić miała godzina trzynasta — jak na jej standardy była to idealna pora. Nie podobał jej się fakt, że tego dnia pogoda niesamowicie dopisywała a słońce wydawało się jeszcze weselsze niż zazwyczaj, bo sprawiało to, iż miała ochotę porzucić wszystko i czy to pochodzić po mieście, czy też ot tak posiedzieć przy otwartym oknie spoglądając na małe figury powolnie przemieszczające się po chodniku.
Pożegnała się ze znajomymi krótkim "Cześć" i prędkim krokiem skierowała się w stronę drzwi, a gdy je otworzyła fala rześkiego powietrza opatuliła jej nozdrza. Wzięła głęboki wdech i rozpoczęła spacer do pobliskiej kawiarni, pomimo rosnącej ochoty bycia jak najszybciej w domu i zdjęcia tych cholernych, czarnych szpilek. Niestety by podtrzymać się na siłach musiała coś wypić, w tym przypadku była to kawa, bo smak wszelakich napojów energetycznych przyprawiał ją o dreszcze. Obrzydliwe.
Westchnęła ociężale wchodząc do przytulnego budynku, w którym jak zwykle o tej porze znajdowało się naprawdę sporo osób. Zamówiła swój napój i przy okazji kawałek ciasta, które tak pięknie wyglądało za cienką szybą; Hoshino stwierdziła, że przynajmniej tym zdoła osłodzić sobie dzień. Usiadła więc w rogu, a w oczekiwaniu na swoje zamówienie przyglądała się przechodniom zza ogromnego okna. Na swój sposób podziwiała to z jaką łatwością przychodzi im cieszyć się przyjemną pogodą i codziennymi obowiązkami — u niej najwyraźniej nie wygląda to tak pozytywnie, gdy chodzi wszędzie z grymasem na twarzy. Widząc czarnego kota przechodzącego gdzieś obok przypomniało jej się, że miała zajść do sklepu i kupić karmę swojemu własnemu pupilowi. Wywróciła oczami na myśl o kolejnym obowiązku. Czy tylko jej się zdaje, czy ostatnimi czasami życie kładzie przed nią przedziwne kłody, tak, jakby ją do czegoś przygotowywało? Jeśli tak, to ma serdecznie gdzieś takie życie.
Przesiedziała dodatkową chwilę w otoczonej roślinami kawiarni, wcześniej spoglądając na zegar by upewnić się, że stoi dobrze z czasem i dopijała swoją kawę, którą w międzyczasie otrzymała. Ostatecznie przetarła twarz, wstając z krzesła i opuściła kawiarnię, kierując się w stronę sklepu by załatwić karmę dla tego futrzaka.
𝐉𝐄Ż𝐄𝐋𝐈 𝐆𝐖𝐈𝐄Ź𝐃𝐙𝐈𝐒𝐓𝐄 𝐍𝐎𝐂𝐄 i palenie papierosów można byłoby nazwać pasją, to Hikaru z pewnością by to zrobiła. Nie wiedzieć czemu to właśnie nocne wymykanie się z mieszkania i obserwowanie nieba stały się jej małym hobby, które wbrew pozorom siedziało gdzieś w niej od dzieciństwa. Wychodziła na zewnątrz choćby w samych kapciach i szlafroku; toć przecież noc, i tak czy siak nikt jej nie zauważy, a nawet jeśli założyć że ktoś odważyłby się wychodzić o tak późnej porze to z pewnością nie zwracałby dłuższej uwagi na smukłą sylwetkę czy to opartą o barierkę, czy zwykle siedzącą na ławce.
Nie było to dużą tajemnicą, że obserwowanie nocnego nieba i gwiazd mu towarzyszących od zawsze uważała za fascynujące i kojące, był w stanie to potwierdzić każdy jej znajomy. W tych niewinnych, białych kropkach na czarnym jak węgiel niebie było coś, co dawało jej komfort; można było to uznać pod swego rodzaju hipnozę. Nie mogła oderwać od nich oczu przez dłuższy czas, co zazwyczaj skutkowało późniejszym niż planowała powrotem do budynku i kontynuowaniem snu. Skutki nocnych przechadzek nie sprawiły jednak, że w jej głowie kiedykolwiek przeleciała myśl o zaprzestaniu.
Nocna aura była najprawdopodobniej jednym z momentów, w których świat pozwalał jej choć na chwilę odpocząć.
Jej ciało z pewnością kiedyś odwdzięczy się jej chorobą, gdy to wychodziła w cienkim ubraniu, ale skłamałaby, gdyby uznała to za jakikolwiek problem. W momencie gdy jej umysł odrywa się od rzeczywistości ciężko sprawić, że cokolwiek by przywróciło ją do żywych; a już szczególnie odczuwalny na gołej skórze chłód temu nie podoła.
Westchnąwszy, swoją dłoń skierowała do tylnej kieszeni, z której wyjęła małą paczkę fajek. Wyciągnęła jedną i opierając się o przyjemnie chłodną ławkę odpaliła ją, zaciągając się tym cholernie uzależniającym dymem. Ostatnio na głowie miała dużo papierkowej roboty, której wręcz zaczynała nienawidzić z całego serca, bardziej, niż czegokolwiek innego, naprawdę. Zaczęła też nienawidzić czasu, którego de facto miała coraz mniej. Myślała już nawet o wyjeździe do innego kraju czy choćby miasta (ba, niejednokrotnie), bo z kasą nigdy nie było u niej krucho, ale — o ironio, wciąż ją coś trzymało w tym miejscu i nie chciało puścić. Niewidzialna siła, która tak mocno ją ciągnęła, że chyba za niedługo będzie mieć siniaki na kostkach.
Potraciła kontakty z liczną grupą osób, z którą niegdyś się zadawała, więc co finalnie ją tu trzymało? Właściwie nie miała do kogo się odzywać, no, może poza swoim kotem, który i tak przez większość dnia spał, całkowite przeciwieństwo niej samej. Parsknęła na samą myśl o tym jak marnie skończyła, w tej zapchlonej dziurze i biurze, o którym nawet myśleć nie chciała.
Nagle do jej uszu dotarł męski głos, wyrywając ją z jej myśli wprost do realnego świata.
— Można?
30.01.23
NOTE! dobra jest polowa marca to macie...niech bedzie
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro