Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🐉

         Drzwi staromodnego mieszkania otworzyły się z cichym skrzypieniem. Brązowowłosy mężczyzna wszedł do środka. Jego kroki rozbrzmiewały w ciszy, którą owładnięty był dom. Jakby w środku pusty, do tego uprzątnięty tak, iż brakowało śladów życia...


         Mimo tego ta osoba, gospodarz zajmujący się wszystkimi pracami domowymi, weszła do kuchni. Zostawił zakupy na blacie, lecz nie kłopotał się, aby ułożyć je w odpowiednich miejscach. Zamiast tego spojrzał na dzwoneczek zawieszony przy jednej z szafek, połączony czarną linką.

         Szatyn szedł po tym tropie, dochodząc do drzwi sypialni. Uchylił je bardzo ostrożnie, spokojnie zaglądając do środka.

          — Cześć, Ajaxie — przywitał się, zbliżając do łóżka, zauważając, że nikt nie spał. Usiadł przy leżącym tam rudzielcu i nachylił nad nim, całując w czoło. — Jak się czujesz?

         Ajax obdarzył partnera zmęczonym spojrzeniem zaczerwienionych oczu. Mocniej zacisnął dłoń na kołdrze, która owijała go do talii. Głowę odruchowo wcisnął w poduszkę, o którą był oparty, pomagającą w choć lekkiej pionizacji.

         — Fatalnie — wyznał szczerze, oschle. — Cholera, Zhongli... Nadal mnie boli. Umiem wstać tylko do toalety i do małego.

         Obaj spojrzeli na dziecko w ramionach Ajaxa. Ten obejmował je ostrożnie, ale solidnie. Z główką na jego klatce piersiowej, oparte o brzuch, opatulone kocykiem maleństwo... Już teraz miało ciemnobrązowe włosy o ciepłym odcieniu oraz żółtą skórę. No i oczka prześliczne, niebieskie jak ocean. Roześmiane patrzyły na wysokiego mężczyznę. Tylko nieduże różki na czubku głowy oraz smoczy ogonek psuły idealny obrazek kochanego syneczka.

         — Minęły tylko trzy tygodnie, przecież nie zagoi się od razu — próbował uspokoić Zhongli. — Ajaxie, co prawda nie mam pewności, ile będzie to trwać, ale na razie to za mało. Przecież dopiero co urodziłeś.

         — Sam powtarzasz, że urodziłem trzy tygodnie temu. To prawie miesiąc. — Ajax oparł swój policzek o ramię Zhongliego. Ten odruchowo przytulił go. — Wystarczająco dużo, normalnie po takim czasie i poważnych obrażeniach wracałem do walki, ale teraz... Nie umiem nawet kucnąć.

         — Niedawno zdjęto ci szwy, a przecież użyto ich na naprawdę sporym rozcięciu. Nie wymagaj od siebie za dużo, wtedy nie będziesz się denerwować. Połóg jest trudny.

         — Ale to nie jest coś dużego, to tylko zwykły ruch... — protestował Ajax. Patrzył na syna, którego Zhongli nazwał Huanem. Huan był wyjątkowo spokojny. Co prawda potrzebował dużo uwagi i mleka, ale nie płakał, jeśli mama był obok. — Jak mam wrócić do Fatui, jeśli nie umiem wstać z łóżka i sięgnąć po coś, co mi spadło?

         — Rozmawialiśmy o tym. — Zhongli opiekuńczo cmoknął w bok głowy Ajaxa, co nie pasowało do twardego tonu. Poza tym starannie, jedną dłonią, objął także Huana. — Nie mówiłem, że w ogóle będziesz w stanie. To ty uparłeś się, że miesiąc po porodzie zaczniesz ćwiczyć, aby odzyskać formę. Ale...

         — Dobrze, cicho bądź.

         Ajax prychnął. Znał tę śpiewkę doskonale. "Ale ciąża z Adeptem zbyt męczy organizm, aby móc po niej szybko wrócić do normalnego funkcjonowania" — to powiedziałby Zhongli, jeśliby mu nie przerwano. Jednakże Ajax, nawet jeśli uważał, że Zhongli miał rację, nie potrafił tego przyznać. Wciąż się łudził, iż to jedynie kłamstwo... Choć już w trakcie ciąży powinien zauważyć, jak adekwatnym zdaniem było. Do cholery, leżał siedem miesięcy, ciągle bez sił, wystawiony na problemy emocjonalne i wymiotujący co rano!

         Tylko że Ajax wcześniej nawet normalnie nie funkcjonował. Istniał, wykorzystując całą swoją energię, dając z siebie przysłowiowe dwieście procent. Niestety dziecko rozwijające się w jego wnętrzu zupełnie to wszystko zatrzymało. Jeśli Ajax nadal by walczył, utraciłby ciążę, a miał ją za dar. Jednak po kilku miesiącach za zdecydowanie większą dobroć losu postrzegał, iż nie stracił własnego życia podczas porodu. Takiego bólu nigdy wcześniej nie czuł — coś rozrywało go od środka, coś zaciskało się, on tylko trochę wiedział, co się działo, lecz głównie zauważał, iż tracił mnóstwo krwi. W trakcie tego był oparty o łóżko, klęcząc na podłodze — widział, że pod nim tworzyła się szkarłatna kałuża z cieczy spływającej po udach... Lecz pierwszy kontakt ze swoim dzieckiem pamiętał jak przez mgłę — małego podano, ten przestał płakać przy skórze mamy, a wzruszony Ajax stracił przytomność ze zmęczenia. Powinien to lepiej wspominać, ale tak naprawdę maleństwo faktycznie zobaczył dopiero, kiedy obudził się jakiś czas później. Wcześniej oczy zaszły mu mgłą, łzami, a on nie miał sił trzymać ich otwartych.

         Lecz Ajax znów chciał potrząsnąć głową, kiedy zauważył, jak bardzo odpływał myślami. Udawał, że tamten dzień się nie liczył, że nie poruszył go w negatywny sposób. Zamiast tego próbował uśmiechać się do dziecka z troską. Ponieważ było to szczere — pokochał Huana dogłębnie, kiedy tylko spojrzał na tę twarzyczkę. Był jego. Z jego krwi. Mały skarb, nawet jeśli rodzice nie spodziewali się ciąży i przyjścia malucha na świat. Tylko ten chłopczyk miał prawo widzieć, jak jego mama płakał. Kiedy Zhongli choć na chwilę wychodził, Ajax zaczynał szlochać, przytulając syna. Nawet jeśli czuł się wówczas jak żałosny robak, niewdzięczny za tę rodzinę i swoje szczęście, to nie potrafił się powstrzymać. Został słabeuszem ze wspomnieniem o potędze. Powinien być silny, samodzielny, a czując pierwsze skurcze zaczął wrzeszczeć, wołając partnera, aby ten nie opuścił go ani na moment — Ajax najbardziej bał się rodzenia w samotności. A teraz bał się cierpieć bez nikogo przy sobie.

         — Skarbie — odezwał się nagle Zhongli — może zrobię ci trochę herbaty? Na uśmierzenie bólu. Wiem, że karmienie przynosi sporo boleści, więc...

         — Nie. Masz zostać.

         Zhongli wpierw faktycznie tkwił w jednym miejscu, lecz po chwili wstał. Chciał jedynie położyć się po drugiej stronie łóżka, ale Ajax złapał go za dłoń, otwierając usta w niemym proteście.

         Zhongli uśmiechnął się wyrozumiale. Wyjaśnił, co chodziło mu po głowie. Dopiero wtedy mógł się ułożyć. Trwał z głową na ramieniu ukochanego, dłonią gładząc jego pociążowy brzuch. Patrzył na małego Huana.

         Jednocześnie Zhongli tak naprawdę tkwił w zastanowieniach nad uczuciami Ajaxa. Domyślał się, że ten wcześniej płakał. Był tego świadom, trudniej zacząć o tym rozmawiać. Ukochana osoba przeżywała w swojej głowie armagedon, lecz nie dało się temu zaradzić... Też bolało.

         Zhongli nie był zbyt dobry w czytaniu ludzkich uczuć, to prawda. Ale jakoś potrafił zrozumieć, jak wielkie cierpienie odczuwano, kiedy tracono sens życia. Ajax wcześniej istniał dla Carycy, własnej siły i służby w Fatui — jednakże został wyrzucony, gdy jego pani dowiedziała się o ciąży z byłym Archontem Geo. Przez cały stan błogosławiony powtarzał, że po porodzie będzie dobrą matką, ale jednocześnie zamierzał trenować, aby wrócić do pracy. Mógł spełnić tylko pierwszy warunek. I choćby cieszył się z rodzicielstwa, co przyznawał, to tęsknił za swoim miejscem na świecie.

         Ironicznie, najmniej absurdalnym momentem było zajście w ciążę przez mężczyznę. Rex Lapis mógł zapłodnić osobę tej samej płci, jeśli ta tego chciała — jednocześnie nie było to świadome, Adepci wpływali na ludzkie ciała nawet przypadkiem. Z tego powodu najwidoczniej Ajax musiał w pewnym momencie szepnąć, iż chciałby mieć dzieci, co zostało odebrane jako zgoda na ciążę, choć tyczyło się raczej przyjęcia pod swój dach sieroty.

         — Przecież cię nie zostawię — obiecał Zhongli. — I małego też nie. Widzę, że jest ci ciężko, lecz nie musisz się więcej zamartwiać. Jestem tutaj, na każde twoje zawołanie.

         To prawda. Trzy tygodnie temu siedział z dzieckiem przy łóżku nieprzytomnego Ajaxa przez dwie godziny, czekając, aż ten obudzi się po porodzie. Później leżał z nim przez całą noc, pilnując mamy i dziecka, kiedy spali razem. Prędzej umarłby jako nieśmiertelny niż ich porzucił.

         Ajax przełknął ślinę, jakby się bał, iż wszystko wokół za chwilę zniknie.

         — W porządku.

         Ajax odpowiadał krótko, kiedy zalewało go mnóstwo emocji, często sprzecznych. A Zhongli cierpliwie oczekiwał, aż jego ukochany nieco się uspokoi. Wtedy spróbuje porozmawiać. Póki co jedynie objął Ajaxa ramieniem, prostując się i pozwalając, aby ten wtulił głowę w jego szyję. Swoją dłoń trzymał przy rękach Ajaxa, delikatnie zbliżając ją do dziecka. Co prawda założenie rodziny przyniosło mnóstwo trudnych do rozpracowania emocji, lecz dzięki temu Zhongli czuł się choć odrobinę bliżej człowieczeństwa...

— — — — — — —

Witam!

Nie spodziewałem się, że dzisiaj wstawię ten one-shot. Aczkolwiek jest... Zaś jeśli chodzi o to, skąd się wziął — znalazłem gdzieś w internecie Tartali Week, oczywiście dopiero niedawno, zważywszy na moje wybitne poczucie czasu. Jednakże nie chciałem pisać wszystkich siedmiu dni, ponieważ tematy nie do końca mi podpasowały. Dlatego, zainspirowany jednym z haseł dnia szóstego, postanowiłem stworzyć to opowiadanie. Pisane w nocy, korektowane gdzieś w międzyczasie.

Osobiście jestem bardzo zadowolony z efektu. Kiedyś napisałem coś podobnego, aczkolwiek po czasie usunąłem. Finalnie widzę jednak, jak bardzo się poprawiłem i ta praca całkiem mi się podoba.

Pozdrawiam!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro