𝖗𝖔𝖟𝖉𝖟𝖎𝖆ł 𝖝𝖝𝖎𝖎
Od początku tego tygodnia Ajax odnosił wrażenie, że jego towarzyszem stał się nieustanny stres. Wierny kompan, który dręczył go od przeszło tygodnia, dokazując, odmawiając umiejętności, odejmując wartości. Stres ten był frustrujący, a Ajax nie wiedział, jak uciec z jego duszącego uścisku.
Chociaż już niedługo, za kilka godzin, Ajax będzie zdawać na studia. Dopiero teraz doszło do niego, że czuł się, jakby od tej chwili zależało całe jego przyszłe życie — nawet jeśli w rzeczywistości nastąpi niewiele zmian.
— Hola, hola, bo zaraz nam tutaj na zawał zejdziesz — podjęła kobieta siedząca naprzeciwko Ajaxa. — Skąd tyle nerwów?
Ajax głośno przełknął ślinę, obserwując swoje drżące dłonie. Schował je pod stołem, strzykając palcami.
Przed momentem odezwała się koleżanka Zhongliego i Yin Jin... Hu Tao. Miała służyć jako wsparcie psychiczne, kiedy Zhongli był w pracy, zastępując go w tej roli. Ajax się nie sprzeciwiał.
Jin siedziała pomiędzy nimi, sącząc kawę. Wszystkie te gesty wykonywała powolnie, z gracją. Gdyby Ajax już nieco jej nie poznał, założyłby, iż tylko udawała — znał jednak prawdę. Od początku spotkania Jin z zaciekawieniem przyglądała się Ajaxowi i Tao. Traktując młodzika jak podopiecznego, wydawała się pochłonięta kwestią jego edukacji.
Zaś Ajax tego dnia wziął wolne, z czego całkiem się cieszył. Gdyby miał w robocie wymiotować z nerwów, chyba nie spojrzałby kolegom z marketu w oczy... Wszak w międzyczasie pracował w supermarkecie, przez ostatnie dwa miesiące na pełen etat, teraz zapewne przejdzie jedynie na pół etatu. O ile dostanie się na studia.
— Hu, może ty nie studiowałaś, ale ja jeszcze pamiętam, jak to było iść na swój pierwszy uniwersytet — stwierdziła Yun. — Uwierz, że i tak Ajax trzyma się nieźle.
Wymieniony uniósł głowę.
Trzymam się nieźle? Wolne żarty.
— Czuję się trochę, jakbym szedł na ścięcie. — Ajax posłał damom blady uśmiech. — No wiecie, nic nie jest pewne, a...
— Nie będzie aż tak źle. — Tao przybrała minę znawczyni. — Ludzie aplikujący do pracy u mnie też zwykle się stresują, ale słysząc Spooky Scary Skeletons na gramofonie, dostając cukierki z poczekalni i żarty oparte na czarnym humorze natychmiast im przechodzi. Może więc, tak jak mój zakład pogrzebowy nie jest taki nudny i przewidywalny, tak twoja przyszła uczelnia też cię zaskoczy.
— Tylko że tutaj nie chodzi o zaskoczenie — jęknął boleśnie Ajax — a to, że nie spodziewam się niczego. I właśnie ta niewiadoma jest najgorsza.
— Spokojnie, każdy czasem się boi — zapewniła Jin. Popiła kawy, a jej twarz nawiedził uprzejmy uśmiech. — To naturalne. Nie ma czym się przejmować, na scenie i tak minie.
Ajax zaczął uderzać palcami o stolik. Zrobił to od dołu, dość odruchowo.
— Mam taką nadzieję.
* * *
— Jesteś pewien, że będzie w porządku? — spytał Ajax, błądząc wzrokiem po ulicach Liyue Harbor za oknem autobusu. — Im bliżej, tym mi gorzej. Wracam właśnie do mieszkania, tam jeszcze trochę się przygotuję, a potem muszę iść i...
— Będzie w porządku. — W słuchawce rozbrzmiał kojący głos Zhongliego. — Nie mogę ci niczego obiecać, jednak wierzę w ciebie i wiem, że dasz sobie radę. Tyle się przygotowywałeś... Tyle ci pomagałem. Poradzisz sobie!
Ajax uśmiechnął się pod nosem, słuchając przekonywań partnera. Były zupełnie szczere — to Ajaxa cieszyło.
— Jeśli czegoś potrzebujesz — kontynuował Zhongli — to mów. Jestem w pracy, ale postaram się pomóc. Możemy się zdzwonić między wykładami, ale przed tym powinieneś napisać.
— Dziękuję.
Po drugiej stronie przez chwilę trwała cisza.
Oho, zbiera myśli — wyczuł Ajax.
— Wiem jednak, że te studia będą ciężkie, zajmujące wiele czasu. Ale ważne jest dla mnie, abyśmy jakoś wydzielili w tym czas dla siebie.
Ajax zacmokał kilkakrotnie po usłyszeniu tego.
— Masz rację.
— I, oczywiście jeśli będziesz mieć siły, możemy dziś wieczorem gdzieś wyjść. — Zhongli westchnął. — Mam czas, a chcę jakkolwiek cię wesprzeć. Wreszcie jest na tyle ciepło, że możemy pojechać za miasto. Obiecałem ci pokazać ruiny.
Ajax cicho zachichotał na tę sugestię.
— Nadal to pamiętasz? — spytał rozbawiony. — Ja już zapomniałem.
— Wiele rzeczy pamiętam. To dobra pora. Najwyżej prześpimy się w hotelu, skoro jest piątek, a jutro nie mam wykładów.
Ajax zamyślił się, wpatrując w wystawy sklepowe migające mu za oknem.
— Rzadko kiedy jesteś taki... spontaniczny. — Ajax zagryzł wargę. — Ale cieszę się, że też potrafisz mieć takie pomysły. I zgadzam się, chętnie. Może po prostu spędźmy weekend razem? Wróćmy w niedzielę.
— Staram się cię zaskakiwać. — Zhongli zachichotał cicho. — W porządku, z chęcią. A teraz żegnam, bo muszę iść na wykład. Kocham cię, skarbie. Dasz sobie radę.
— Teraz chyba też bardziej w to wierzę...
* * *
Powoli szarość przepływała w błękit. Ogromne budowle znikały, rozpływały się, a ich barwy zastąpił błękit nieba. Nawet jeśli za oknem samochodu migały pomniejsze miasteczka, opuszczenie kłębowiska wielopiętrowych budynków wokół gwarnej stolicy wreszcie okazało się możliwe. Murowane chodniki już popękały, a w ich miejsce wychyliła się trawa, obrastając polany wokół drogi autostrady. W oddali majaczyły drzewa. Zważywszy na porę, te dumne rośliny stały się tylko czarnym obrysie na tle pomarańczy i żółci mieszających się z różem.
— Wszystko w porządku?
Ajax podskoczył, słysząc głos Zhongliego, odrywając wzrok od ciemniejącego horyzontu. Wcześniej Ajax pozwolił sobie na zatracenie w muzyce, słuchając pięknych dźwięków i słów w ojczystym języku — coś niekoniecznie w stylu Zhongliego, ale wśród utworów pokroju Kukushki prościej wyciszyć myśli. Zhongli też zaczął się powoli do nich przekonywać.
— Tak, tak — pośpiesznie zapewnił Ajax. — Po prostu się zamyśliłem.
Zhongli prychnął cicho, marszcząc brwi. Jego wzrok podobnie wbił się w smolistą czerń jezdni.
— Wydajesz się nieswój, odkąd odebrałem cię spod mieszkania. — Zhongli jeszcze przez moment zbierał myśli. — Czy chodzi o tę rekrutację na studia, egzamin?
Ajax pokiwał głową.
— Ponoć się nadaję, ale nadal mam poczekać na wyniki.
Po tym znów otuliła ich cisza. Ajax podciągnął kolana pod brodę. Nie miał na sobie butów, więc właściciel samochodu nawet tego nie komentował.
Ajax powoli zaczynał żałować swojej zgody na weekendowy wyjazd. Miał wrażenie, że dzień ten był jedynie zbiorem strzępków różnych sytuacji, przez samo wspomnienie których kręciło mu się w głowie. Prawdopodobnie to znów wina tej cholernej niepewności, braku wiary w siebie, kiedy przyszło co do czego — lecz Ajax odnosił wrażenie, jakoby tylko się zbłaźnił, a cały ten występ był żałosnym zawodzeniem jakiegoś klauna.
Powinienem zostać w łóżku — przekonywał sam siebie Ajax. Leżeć i ryczeć, bo tylko do tego się nadaję. A potem chlać przez sobotę i niedzielę, do roboty przyjść na kacu w poniedziałek. Chociaż tak bym tutaj nie siedział, zastanawiając się, czy nie wyskoczyć z samochodu. Przeklął w myślach jeszcze kilkakrotnie, aby wreszcie zwieńczyć całość soczyście. Nawet, kurwa, nie wiem, co oni o mnie myślą!
Finalnie jednak Ajax nie odzywał się, jedynie siedząc w jednej pozycji. Przymknął oczy, jedną z rąk puszczając luźno wzdłuż ciała, pozwalając, by ta legła przy udzie.
Tymczasem Zhongli wciąż skupiał się na drodze. Samochody wokół go mijały, ponieważ Zhongli — choć zdecydowanie nie jechał zbyt wolno — nie był fanem szybkiej jazdy. Nie miał na tyle rozwiniętego refleksu. Łatwo mu było coś opuścić, na lekcjach wychowania fizycznego nawet nie radził sobie z łapaniem piłki podczas gier zespołowych. Chociaż to już przeszłość, nie było więcej wyśmiewania w szatni. Była tylko odpowiedzialność podczas prowadzenia samochodu.
Zhongli westchnął ciężko. Powoli zaczynał być zmęczony — prowadził już od trzech godzin. Na razie nie potrzebował przerwy, lecz do hotelu brakowało im jeszcze godziny... Chociaż cała ta trasa zajęłaby dwa razy mniej, gdyby nie korki przy wyjeździe z Liyue Harbor.
Zhongli znów pozwolił się sobie rozluźnić. Zrobił to wystarczająco, aby oprzeć się o fotel i zacząć prowadzić tylko jedną ręką. Drugą ostrożnie ułożył na dłoni Ajaxa, przykrywając tę bladą skórę swoją nieco ciemniejszą, bardziej żółtą. Nie powiedział nic, jedynie na chwilę zerknął kątem oka na partnera. Ten spoglądał na niego w ten sam sposób, jednocześnie z uśmiechem na ustach.
Zhongli wrócił spojrzeniem na jezdnie. Ajax za to rozprostował się na fotelu, patrząc na dłoń partnera przykrywającą tę jego. Niebezpiecznie byłoby ją łapać... Więc pozwalał, aby Zhongli delikatnie go trzymał.
Jednocześnie Ajax dopiero teraz zwrócił uwagę na to, jak — poza barwą skóry — różniły się ich dłonie. Ta Zhongliego była żylasta i koścista, Ajaxa — drobniejsza, raczej kobieca, ponadto dosyć zadbana jak na osobę ze wsi oraz pracownika fizycznego. Ręka Zhongliego była większa od tej Ajaxa, przykrywając ją oraz obejmując w opiekuńczy sposób — z tego powodu młodzik miał nadzieję na podobne objęcia, tym razem jego całego, kiedy obaj znajdą się w hotelu.
Tak drobny gest, a zdolny przedstawić tak wiele.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro