𝖗𝖔𝖟𝖉𝖟𝖎𝖆ł 𝖝𝖝
Odkąd Ajax ponownie wsiadł do tego, co zawsze, rozklekotanego autobusu, czuł się, jakby coś stracił.
Z rana Ajax pożegnał matkę, przytulając ją po raz ostatni tego maja. Kulił się, jak gdyby szukał w niej bezpieczeństwa. Matka jedynie próbowała z porannej gonitwy wydrzeć trochę czasu dla siebie — miała zaraz iść do pracy, lecz przed tym chciała życzyć synowi szerokiej drogi.
Ojciec Ajaxa w ogóle nie chciał widzieć, więc zamknął się w swoim pokoju. Ajax pozdrowił go przez drzwi. Igor odburknął tylko, aby syn opuścił dom, nim w radiu zaczną nadawać poranne wydanie wiadomości.
Następnie Ajax znów wytulił płaczącą Tonię oraz poklepał po ramieniu pociągającego noskiem Teucera. Tonia prosiła, aby brat częściej do niej dzwonił. Teucer chciał tylko, aby Ajax szybko wrócił do rodzinnego domu.
Ajax próbował pożegnać się także z Antonem, ale ten tylko buczał na to niezadowolony, omijając brata. Ajax nie chciał ponownie zostać kopnięty, więc tylko rzucił kilka haseł w stronę Antona — że wróci, że chce, aby Antoś był grzeczny, że przecież będzie dobrze. Ajax zawsze to powtarzał — "będzie dobrze", bo tylko w to chciał wierzyć.
A teraz, Ajax kulił się na tym twardym, niewygodnym siedzeniu, wyglądając za okno. Widział zarys rodzinnej wioski, który rozmywał się coraz bardziej pod wpływem kolejnych kilometrów. Ajax zbliżał się do Zapolarnyj, a stamtąd ruszy pociągiem do miasta z lotniskiem. Po drodze coś zje, ponieważ nie miał na to rano czasu.
Ajax chuchnął na szybę raz, drugi. Kiedy ta zaparowała w małym kółku, Ajax narysował na szybie uśmiechnięta buźkę. Chciał dodać sobie otuchy — nieznacznie przerażało go to, jak zamiast na teraźniejszość uczył się patrzeć także na przyszłość.
* * *
Kiedy Ajax po kilku godzinach nareszcie znalazł się w samolocie, poczuł się, jakby znów był tylko małym chłopcem. Ponadto Ajax nie uważał się wówczas za dziecko w ramionach mamy, tylko raczej takie, które podczas swoich wybryków zagubiło się w lesie.
Właściwie, było to akuratne. Ajax znów opuszczał ojczyznę — miejsce, które kochał niezależnie od wszystkich jego wad, które kochał bezwarunkowo i w którym czuł się bezpiecznie. Znów zostawiał swoją norkę, która była w rzeczywistości rozległą krainą, ażeby dostać się do stolicy prężnie rozwijającego się sąsiedniego kraju. I choć dla wielu osób znalezienie się tam byłoby szansą od losu czy największym szczęściem, u Ajaxa to część sporna.
Ajax lubił Liyue, naprawdę. Całkiem sprawnie się zasymilował oraz szanował ten kraj. Niestety, choć rozum powtarzał, że to najlepsza droga, to serce nadal bębniło swoje. Na szczęście dla serca zaczął pojawiać się kolejny kontrargument poświadczający sens mieszkania w Liyue Harbor — Zhongli.
Ajax aż uśmiechnął się, wyglądając za szybę samolotu. Może wpatrywał się w biały puch chmur, jednak jednocześnie widział przed oczami twarz Zhongliego. Trochę uspokajała go myśl, iż na obczyźnie odnalazł sobie partnera. To przez niego chciał myśleć o przyszłości.
Finalnie jednak Ajax oparł się o zagłówek fotela, zamykając oczy. Chciał wyciszyć myśli — przez szum w głowie ta zaczynała boleć.
* * *
A potem minęło kolejne kilka godzin...
— Hej, ma pan jeszcze trochę miejsca dla swojego kundla przybłędy? — spytał Ajax, siląc się na uśmiech. Stał pod drzwiami Zhongliego, trzymając swoją walizkę. Spojrzał na niego nieco niepewnie, lecz w gruncie rzeczy był ucieszony. — Bo wiesz, ten piesek chyba będzie musiał zostać tu jeszcze na weekend...
Zhongli nawet tego nie skomentował. Po prostu rzucił się na Ajaxa tak, że ten w pierwszym odruchu zadrżał. A potem Ajax wtulił czoło w szyję partnera, ciesząc jego bliskością oraz uspokajającym zapachem męskich perfum.
— Ale wejdź, zanim sąsiedzi to zobaczą — szepnął Ajaxowi do ucha Zhongli.
Ajax wszedł do mieszkania, odstawiając walizkę oraz buty przy szafce, za to Zhongli, po zamknięciu drzwi na klucz, szybkim ruchem pomógł Ajaxowi ściągnąć kurtkę.
— Naprawdę cieszę się, że cię widzę. — Zhongli ucałował dłoń Ajaxa. — Trochę już minęło.
— To prawda... Już zdążyłem się stęsknić.
Na głos Ajaxa przyszła trójka kotów. Zebrała się u jego nóg, przyglądając mu radośnie.
— Och?
— One zawsze tak reagują, kiedy przychodzi ktoś, kogo lubią — objaśnił Zhongli. — Chyba im też cię brakowało.
Ajax ze zrozumieniem pokiwał głową. Kucnął przy zwierzakach i przywitał każde z nich.
W przedpokoju na chwilę zapanowała cisza. Ajax tego nie mówił, ale poniekąd brakowało mu też domu Zhongliego — rodzinna nuta, babcine obrusy i firanki, zapach mnóstwa książek, wszystko poukładane wręcz pedantycznie. I choć nie zamierzał się tutaj w najbliższym czasie wprowadzać, to w przyszłości chętnie dodałby tu coś od siebie.
— Może zrobię nam herbaty? — zaproponował Zhongli. — Mam też ciastka.
— Ale ja też mogę zrobić. — Ajax wstał. — Pewnie jesteś zmęczony po pracy, więc...
Zhongli uśmiechnął się litościwie.
— A ty po długiej podróży. — Zhongli objął Ajaxa w talii, przyciągając bliżej siebie, czule gładząc jego bok. — Bez dyskusji. Przecież miałeś być grzeczny. — Obnażył zęby, zmieniając wyraz twarzy. Zaczął wyglądać szarmancko i charyzmatycznie. — Nawet kupiłem ci prezent, czeka w salonie.
Na to Ajax nieco się zawstydził — w końcu przyszedł z niczym, bez podarku za gościnę. Więc, aby ukryć swoje zakłopotanie, podziękował cicho, następnie cmokając w policzek ukochanego.
Kiedy wreszcie się rozstali, Ajax wpadł do salonu zaciekawiony. Ogarnął pomieszczenie wzrokiem, aż ten wreszcie padł na obrożę oraz smycz leżącą na stoliku. Wtedy właśnie Ajax przypomniał sobie wcześniejszą rozmowę z Zhonglim... Uśmiechając się, usiadł w fotelu i wziął zabawkę do rąk.
Ajax przyglądał się obroży dość uważnie. Była skórzana, ewidentnie porządna i droga. Z przodu widniał metalowy element do przypięcia smyczy. Obróżka nie posiadała futerka, przez co zdawało się, iż będzie solidnie przylegać do ciała. Aby to sprawdzić, Ajax czmychnął do łazienki. Tam założył zabawkę. Zapiął ją odpowiednio, pilnując swojego komfortu. Przekonany, że zrobił wszystko odpowiednio, przyglądał się sobie.
Cholera... — przeklął Ajax, lecz nie było to negatywne.
Ajax czuł się tak dobrze! Mimo zmęczenia wymalowanego na twarzy, ta obroża niezwykle mu się podobała. Uważał, iż wyglądał w niej świetnie, jakby była szyta na miarę. Zachwycony tym prezentem, chciał z całego serca podziękować Zhongliemu za ten podarek.
Tak więc Ajax wypadł z łazienki i popędził do kuchni. Stanął w przejściu, wpatrując się w Huanga zalewającego wodę na herbatę. Ten po chwili odłożył czajnik elektryczny i otaksował partnera zaciekawionym spojrzeniem.
— Jest idealna. — Ajax położył dłoń na obroży. Nieznacznie uniósł podbródek, aby jak najlepiej zaprezentować skórę odznaczającą się czernią na bladej szyi. — Świetnie leży, dobrze wygląda... Dziękuję.
Na to Zhongli uśmiechnął się, kiwając głową.
— To dobrze, że mój chłopiec jest zadowolony.
* * *
— Jest coś szczególnego, o czym masz potrzebę porozmawiać? — spytał Zhongli.
Zhongli opierał swoją głowę o ramię Ajaxa. Obaj leżeli na wersalce w sypialni pierwszego. Ajax w bokserkach i ukochanej koszulce pozwalał, aby Huang obejmował go w talii, łasząc się niby kot. Ajax prawą ręką objął Zhongliego w ramionach, a lewą bawił jego włosami.
Ajax zastanowił się przez chwilę, odrywając dłoń od czupryny partnera. Zamiast tego pochwycił jego prawą rękę, splótł palce razem oraz ułożył je na swym brzuchu. Zhongli śledził te poczynania czujnym spojrzeniem, ale szybko pocałował szyję ukochanego, zamykając oczy.
— W domu rodzinnym było miło, o czym już mówiłem, ale... — Ajax szukał odpowiednich słów. — To tylko do wczoraj.
— Spodziewałem się, że do czegoś doszło.
— Moja rodzina już o nas wie.
Zhongli otworzył oczy szeroko, podnosząc głowę. Wyglądał na szczerze zdziwionego.
— Jak to? — zapytał Zhongli. — Myślałem, że nie chcesz im mówić.
— Połóż się z powrotem... — mruknął Ajax. Kiedy partner to zrobił, Sokołow uśmiechnął się zadowolony. — Nie chciałem. Tak wyszło przez Antona. Dobra wiadomość jest taka, że tylko ojciec się wściekł. Mama jest raczej zadowolona, dla Teucera jest to w porządku, a właśnie Anton... On chyba nawet nie wie, co myśleć.
Zhongli czule głaskał brzuch Ajaxa, skupiony na fałdach materiału i czuciu ciepła skóry nawet poprzez koszulkę, przesuwał dłoń niżej.
— Możesz wsunąć dłoń pod ubranie, pozwalam ci — zachichotał Ajax. Nawet nie komentował ślepej fascynacji swojego ukochanego. Przywykł już do jego całkowitego skupienia na mechanicznych ruchach.
Zhongli ostrożnie to zrobił — pogłaskał nagą skórę czule i delikatnie. Dotykał ją oraz całował już nieraz, ale nadal początkowo był nieśmiały, aby później się rozkręcić. Tym razem jednak ewidentnie nie miał na to ochoty, a więc jedynie masował kółeczka.
— Cóż... — Zhongli odchrząknął. Nareszcie odzyskał fason. — Czy twój ojciec jest bardziej wściekły o rzucone studia, czy o mnie? A co myśli matka?
— Mama cieszy się, że poznałem kogoś odpowiedniego — wyznał Ajax. Na chwilę zamknął oczy, rozkoszując się palcami Zhongliego pieszczącymi tak przyjemnie. Obaj nie mieli dziś siły na testowanie obroży oraz smyczy, więc wspólne zasypianie było najlepszą formą kontaktu. — Ale ojca za cholerę nie rozumiem. Zapytał, czy jestem z tobą dla pieniędzy, wyobrażasz to sobie? — Te słowa Ajax wypluł z niemałym obrzydzeniem.
— Chyba nigdy nie robił za pensję nauczyciela — obruszył się Zhongli. — Owszem, przez pracę naukową wychodzę trochę lepiej, ale bez przesady...
— Nie chcę gniewać się na tatę — wtrącił Ajax. Położył rękę na tej Zhongliego, ułożonej równo na mostku. — Naprawdę. Ja wiem, że on jest starej daty, ale kiedy powiedział, że go zawiodłem, to... — Zamknął oczy. Odwrócił głowę, cmoknął partnera w czoło jakby dla zmylenia. — To bolało — dokończył szeptem.
Zhongli ewidentnie się zmartwił. Podniósł się nieco niepewnie, niezgrabnie, wszak nie chciał naciskać na klatkę piersiową Ajaxa. Za to pocałował jego policzek, próbując wyrazić swoje wsparcie w jakikolwiek sposób.
— Już dobrze. Jestem tutaj.
— Wiem. — Ajax otworzył ślepia, uśmiechając się nieco. Wyglądało to dość litościwie.
Zhongli pokiwał głową. Przesunął swoją dłoń pod koszulką Ajaxa w prawo, bliżej pachy. Jednocześnie oparł się na lewej ręce.
W pewnym momencie, kiedy długie palce dotarły do żeber, Ajax głośno syknął. Zhongli zareagował niemalże natychmiastowo — wysunął rękę i podwinął koszulkę partnera. Zawisł nad nim, lustrując wzrokiem młodsze ciało. Po prawej stronie, na dole żeber, widać było ciemnofioletowy ślad — duży i owalny.
— Co to? — zapytał Zhongli. W jego głosie odbiła się panika.
— Nic takiego. — Ajax chwycił rękę Zhongliego. — Naprawdę.
— Kto ci to zrobił?
— Anton... — Ajax uspokoił się nieco, kiedy zauważył, iż Zhongli się rozluźnił. Ajax uciekł wzrokiem; poczuł głęboki, dojmujący wstyd. W błękitnych oczach zamajaczyły łzy, błyszczące, odbijając światło z lampki nocnej. — To nic takiego, pogłaskałem go po głowie bez ostrzeżenia, a on odruchowo mnie kopnął.
Zhongli zamilkł na chwilę. Ostrożnie poprawił koszulkę Ajaxa, zasłaniając nią blade ciało. Sam zmarszczył brwi. Musiał się namyślić, ponadto wyglądał, jak gdyby szukał odpowiedniej reakcji na te słowa.
— Nadal jest z nim trudno, jak rozumiem?
Ajax w odpowiedzi pokiwał głową. Zhongli tylko nachylił się i mocno go przytulił. Ajax przez moment tkwił bez ruchu, aż w końcu odwzajemnił gest.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro