𝖗𝖔𝖟𝖉𝖟𝖎𝖆ł 𝖛𝖎𝖎𝖎
Ajax wręcz wybiegł z ogromnego, bajecznie pięknego teatru — dawnej ostoi jego marzeń. Opuścił go pośpiesznie, a mimo to stanął przy wejściu. Chciał poczekać na Zhongliego. Nie zamierzał zostawiać przyjaciela w środku, nawet jeśli ochotę miał jedynie na samotne picie wódki i szybkie pójście spać.
Pod hebanowymi drzwiami Ajax tkwił ze zwieszoną głową. Wolał nie patrzeć na ludzi, którzy przywdziali niezwykle eleganckie oraz drogie stroje, a to jedno wyjście nie naruszyło ich kieszeni za specjalnie. Ponadto Sokołow czuł się głupio, w środku kuląc z zazdrości wobec aktorów.
Lecz czy aby na pewno była to zazdrość? Po dłuższym zastanowieniu — nie. Raczej podziw za niezwykły kunszt sztuki, kiedy artyści wykazali się ogromnym talentem i umiejętnościami.
Chciałbym osiągnąć taki poziom... — stwierdził Ajax, żałując, iż nie będzie mieć ku temu sposobności. Nawet jeśli był młody, to na myśl, jak wiele lat musiałoby minąć, aby wreszcie sensownie grał, czuł łzy cisnące się do oczu. Sam wszystko opóźniłem o kolejne lata. I ci ludzie żyją podług swej pasji, wygrali walkę ze światem o możliwość realizowania jej. A ja? Jak każdy żałosny gówniarz wolałem posłuchać ojca, a potem się mazać.
Ajax wzrok wbijał w ziemię, na niej próbując skoncentrować całą uwagę. Chciał wyciszyć myśli, wyrzucić ze swojej głowy, ale nie potrafił. Miał wrażenie, że te tylko wirowały wokół niego i planowały rzucić się do gardła, następnie dusząc.
Ten podły, nieprzyjemny atak, przerwał dopiero dotyk Zhongliego. Huang położył rękę na barku Ajaxa, zatrzymując się przy nim. Ajax odruchowo wbił wzrok w twarz przyjaciela, która przybrała nieodgadniony wyraz.
— Coś się stało, Ajaxie? — zapytał Zhongli. — Płaczesz?
Dopiero wówczas Igorewicz zauważył łzy spływające po jego policzkach. Podniósł dłoń, następnie ostrożnie dotykając mokrej twarzy.
— To nic — odparł Ajax. — Nic mi nie jest. Wybacz, mażę się jak baba. — Próbował wykrzesać z siebie uśmiech, choć Zhongli skrzywił się na ostatnie słowo. — Po prostu... Chyba mam zły humor i tak wyszło.
— "Zły humor"? — Powtórzenie pełne rezerwy. — Szczerze wątpię. Dlaczego miałbyś płakać przez zły humor?
— Nie płaczę! — zaprzeczył Ajax drżącym głosem. Na to pośpiesznie wytarł różowe lico. — Tak wyszło. Chodzi o moje liceum, przecież opowiadałem ci o kółku i...
— Porzuconej pasji — wtrącił Huang. — Wiem.
Ajax na chwilę ucichł. Wówczas przyjaciel przesunął dłonią po jego ramieniu. Zrobił to bardzo powoli, jakby w skupieniu. A gdy odsunął swą rękę, Ajax głośno przełknął ślinę.
— Widzę, że cały czas masz wilgotne oczy — skomentował Zhongli. — Może pojedziemy do mojego mieszkania? Nie chcę, byś w tym stanie wracał do akademika. Czuję odpowiedzialność za twoje samopoczucie tego wieczoru.
— W porządku.
* * *
Droga minęła im bez rozmów. Wszelkie słowa grzęzły w gardle Ajaxa — nawet jeśli chciał się odezwać, momentalnie tracił na to siły. Po prostu patrzył albo za okno, albo na dłonie Zhongliego zaciśnięte na kierownicy. Przez cały czas grała muzyka — jakiś metal lub rock, pewnie z lat 70. lub 80.
Ajax chwilowo czuł się skołowany, kiedy wjeżdżali na piaskowy parking przy starym osiedlu. Finalnie jednak grzecznie poszedł za Zhonglim do jego mieszkania.
Oczywiście, nic się nie zmieniło, wciąż każdy mebel był tym samym, staromodnym i solidnym. Na kanapie wciąż leżały te same trzy koty. A kanapa była bardzo wygodna, łatwo na niej zasnąć... Przynajmniej tak stwierdził Ajax, otulając się puchatym kocem i wbijając plecy w oparcie. Głaskał brązowego kocura, tego mniejszego. Przy Sokołowie siedział Zhongli, krzyżując nogi, na których leżała biała kotka.
Ajax skulił się, zauważywszy, jak żałośnie musiał wyglądać. Posiadał tylko jeden tani garnitur, który ubrał specjalnie na tę okazję — lecz szybko miał go dość, więc ponownie tkwił w samej koszuli i spodniach. Jego włosy były rozwichrzone, oczy zaczerwienione. Po szopce pod teatrem Ajaxa uspokoiło dopiero gorące mleko z miodem.
— Jak się czujesz? — podjął Zhongli. — Domyślam się, że nie czujesz się najlepiej, ale... Co się stało?
— Szczerze mówiąc, nie mam ochoty o tym rozmawiać.
— Przecież cię nie wyśmieję. — Huang zmarszczył brwi. — Jeśli zgodziłeś się do mnie przyjść, to może zgodzisz się także choć trochę otworzyć? Byliśmy już w tak głupiej sytuacji, jak ta pierwszego stycznia, kiedy musiałeś przy mnie siedzieć. Czy w takim razie nie będzie sprawiedliwie, jeśli i ja usłyszę coś, co uważasz za głupie?
Ajax wbił niepewny wzrok w przyjaciela.
— Czy w takim razie możesz się do mnie przysunąć?
Zhongli odłożył swój kubek na szafkę. Następnie zrzucił z kolan niezadowoloną kotkę, podniósł się, zbliżył do Ajaxa i usiadł przy nim.
Dlaczego Zhongli musi być takim drewnem? Nie rozumie wielu aluzji. Ajax westchnął. Choć dla osób przeciwnej płci ta sytuacja byłaby bardziej dwuznaczna, a my jesteśmy mężczyznami. Nawet jeśli także z pociągiem do mężczyzn...
A mimo to Ajax ułożył swoją głowę na ramieniu Huanga. Przymknął oczy, odetchnął i nieco się rozluźnił.
— Więc o co chodzi? — przywołał do siebie Ajaxa Zhongli.
Sokołow bawił się kubkiem między palcami. Szeroko otworzył oczy, kiedy Zhongli oparł rękę o zagłówek kanapy, obejmując ramiona przyjaciela.
— Po prostu... Miałeś rację. Porzuciłem pasję i teraz mi głupio — wyznał Ajax. — Kiedy zobaczyłem tylu aktorów zadowolonych w teatrze, w którym kiedyś chciałem występować... To nie zawiść, raczej żal. To mogłem być ja, ale już nie mogę.
— Dlaczego?
— Przecież studiuję psychologię. — Ajax podniósł głowę, patrząc na kolegę sceptycznie. — Jakim cudem dzieciak po psychologii ma grać w teatrze?
— Możesz rzucić studia.
Te słowa zawisły pomiędzy nimi. Igorewicz spiął się nagle. Zhongli przestał obejmować jego ramiona, ba, nawet nieco się odsunął. Ajax, choć niezadowolony, popatrzył mu w twarz.
— Chyba zwariowałeś — wyrzucił z siebie Ajax. Jego głos przesycała pretensja. — Jak sobie to wyobrażasz? Co ja mógłbym zrobić?
— Jest z tym trochę zachodu, przyznaję — kontynuował Zhongli — ale może okazać się tego warte. Nie wiem, czy w tym wypadku pojawiłaby się możliwość studiów zaocznych, jednakże z nimi byłoby prościej. Mógłbyś dzielić czas między studia, pracę na pół etatu i naukę. Oczywiście, wymagałoby to wiele samozaparcia, ale przynajmniej żyłbyś całkiem solidnie.
Ajax podejrzliwie uniósł brwi.
— Jak mógłbym tak nagle zostawić uczelnię? Mam wracać do Snezhanyi? — Ajax głośno przełknął ślinę, myśląc o rodzinnej wsi i pobliskim mieście Zapolarnyj. — Kocham ją, ale niewiele mnie tam czeka. Może po zdobyciu wykształcenia mógłbym pracować i zarabiać odpowiednio, tylko że póki co zarobki są niskie w stosunku do wydatków. Musimy korzystać z zasiłków, co inflacji nie pomaga. Tutaj zdobywam wynagrodzenie wyższe niż mógłbym tam na tym lepszym stanowisku. Poza tym wykształcenie zdobyte na uniwersytetach w Liyue liczy się bardziej niż tamtejsze.
Ajax zwiesił głowę, wracając do głaskania kota, który próbował odzyskać należytą uwagę, łapką ugniatając nogę swego "siedziska".
Zhongli przez moment wpatrywał się w czubek głowy Sokołowa, któremu ruda grzywka przysłaniała twarz.
— Myślisz, że to wszystko przyjdzie samo? — podjął Zhongli nieco z wyrzutem. — Musiałbyś odkładać z pensji odpowiednie pieniądze, jednocześnie próbując żyć z minimalnymi wydatkami. Jeszcze w trakcie nauki mógłbyś znaleźć dla siebie odpowiednie, małe mieszkanie do wynajęcia, ale dzieląc się z kimś czynszem. Jeśli po zostawieniu psychologii znajdziesz lepiej płatną pracę na pełen etat, to jakoś to będzie... Potem aktorstwo, może powrót do akademika, zdobycie stypendium. Możesz wyżyć.
— A ty myślisz, że to takie łatwe? — Ajax podniósł wzrok, z hardą miną patrząc na swojego kolegę. — Już masz dobrą robotę, ładne mieszkanko, normalne życie.
— I rodziców, którzy wykopali mnie z domu na osiemnastkę oraz życie, które sam musiałem sobie układać — uciszył Ajaxa Zhongli. — Pomógł mi akademik i stypendium. Przed tym rodzice na chwilę mnie przyjęli, lecz tylko do końca roku szkolnego. Czy twoi nie pozwalają ci wrócić do domu? Moi dopiero po roku poinformowali mnie, iż się wyprowadzili. — Sięgnął do podbródka Sokołowa, ale w ostatniej chwili cofnął rękę. — To wszystko to tylko ciężka praca, nawet jeśli mieszkanie zostało na mnie przepisane.
— Ale...
— Ajaxie, jesteś młody. Możesz sobie w życiu układać, jak zechcesz. To zależy tylko od ciebie — zapewniał Zhongli.
Ajax runął czołem na ramię Zhongliego, odwracając ciałem w jego stronę. Zhongli ostrożnie wsunął swoją dłoń we włosy Ajaxa.
— Mój drogi, będę cię wspierać — zapewnił Zhongli. — Dobrze robisz, dopóki dbasz o swoje potrzeby. Kto ma za ciebie iść przez twoje życie?
— No... nikt.
— Właśnie.
Zhongli ponownie objął ramiona Igorewicza. Ten chwilowo spiął się, po czym rozluźnił, znów wtulając w przyjaciela.
* * *
— Naprawdę tak ciężko przeżyć w Snezhnayi? — wypytywał Huang, spoglądając na Ajaxa, obecnie cieszącego się uwagą także Chmurki. Położyła się na jego brzuchu i domagała głaskania. Ajax został już "zaklepany". — Nigdy o tym nie słyszałem.
— Bo po co o tym mówić? — Pytanie retoryczne. Ajax podniósł głowę. — Mamy piękny język, kulturę i widoki. Ale jednocześnie jesteśmy trochę zacofani. Nie pracujemy ciężko, a harujemy. Jedni chcą tam drugie Monstand, ale, losie, broń; inni woleliby kraj przesadnie konserwatywny. On nie może nawet podnieść się po poprzednim ustroju. Tylko że turyści tego nie widzą. Nie ma po co psuć reklamy.
Pomiędzy tą dwójką ponownie zapanowała cisza. Słowa wisiały w powietrzu, a atmosfera gęstniała. Było to powolne, lecz sprawiało wrażenie, iż po rzuceniu nożem ten będzie lewitować, uwięziony w kleiku aury.
— To zaskakujące... — Zhongli przybrał zamyślony wyraz twarzy. — Mam na myśli uświadomienie sobie tak wielkiego przywileju i szczęścia, by zostać na ojczyźnie, której dobrze się wiedzie.
— Albo odwagi. Wybrednemu i raj się nie spodoba. — Ajax westchnął ciężko. — Chociaż podziwiam moją młodszą siostrę, Tonię. Ona nigdzie się nie wybiera! Lub podziwiam też gościa z kółka teatralnego... Mówiliśmy na niego Scaramouche, to był taki kurdupel. Od małego miał przejebane. Nawet nie wiem, jak się nazywał... Tylko że wyjawił jedno. — Ajax podstawił sobie pod głowę poduszkę, aby znad kota patrzyć na kolegę. — Nie znał swojego ojca. Jego matka może też nie. No i Scaramouche został bez imienia odojcowskiego, które... No... Ono jest niemalże tak istotne, jak to pierwsze. Za granicą to byłoby nic, ale w Snezhnayi dosyć ciężko. W domu też się nie przelewało. A jednak, postanowił szukać szczęścia w ojczyźnie. — Przytulił do siebie Chmurkę, cmokając. — Co prawda to utalentowany baletnik, możliwe, że w przyszłości zwiedzi teatry z całego świata, ale... Mimo wszystko. — Zmarszczył brwi. — A moja siostrzyczka jest tak zakochana w Snezhnayi, że siłą by jej stamtąd nie wyciągnięto.
— Typ osoby, która w razie wojny pierwsza pójdzie po karabin?
— To brzmi okrutnie, ale chyba masz rację. Tylko że płakała, gdy poszedłem do wojska. Chyba boi się... takich "klimatów" — głośno zastanawiał się Ajax. — Ja już nie wiem, co bym zrobił. Po studiach chciałem wrócić do Snezhnayi, ale ostatnio doszło do mnie, że po poukładaniu sobie życia tutaj, nie miałoby to sensu. Poza tym wciąż wierzę w miłość. — Zaśmiał się cynicznie. — No wiesz... Póki co łatwo wmawiać ojcu, że wolę skupiać się na szkole, a nie dziewczynach. Ale to nie będzie działać wiecznie. I nie wiem, czy chciałbym zostawiać swojego chłopaka tutaj.
— Nie chcesz im mówić? To znaczy, rodzinie.
— Ojciec pewnie wpadnie w furię, dowiadując się, że jego syn jest pedałem — niemrawo podjął Ajax. — Nie wiem, czy by mnie zaakceptował. I mojego partnera, gdybym już go miał. Matka pewnie byłaby zszokowana lub rozczarowana. A siostra wie, dla niej to jest w porządku.
Zhongli nieco się zbliżył. Ajax podniósł się do siadu, opierając obok. Kotka chętnie przeskoczyła do swojego właściciela, ale mały kocur ponownie wykorzystał okazję.
— Ale z nich pieszczochy... — skomentował Ajax, drapiąc kocura pod bródką.
— Prawda — zaśmiał się Zhongli. — Wracając... To racja, iż po ułożeniu sobie życia trudno je przestawiać. Lecz czy twoi rodzice nie byliby w stanie zaakceptować normalnego partnera?
— Kogoś jak ty pewnie by tolerowali — oznajmił Sokołow. — Problem w tym, że moim pierwszym chłopakiem został Siergiej, typ, któremu obciągnąłem w szkolnej toalecie podczas jakiejś potańcówki, a którego zostawiłem po tym, jak uderzył mnie w twarz. Podczas seksu. Bez powodu. — Ajax westchnął ciężko, kiedy Huang wytrzeszczył oczy. — A potem ciągle do mnie wydzwaniał. Musiałem go wszędzie poblokować, bo kiedy odebrałem, wrzeszczał na mnie, że bez powodu się obrażam. Drugi, Żenia, zostawił mnie bez żadnego wyjaśnienia. Trzeci, Sasza, na końcu urządził ogromną awanturę o to, że najwyraźniej się rozmijamy i ja w ogóle go nie rozumiem. — Chwilę przypatrywał się swojej dłoni, udając, iż skubał coś przy skórkach. — Nie mam szczęścia w miłości. No i wstyd mi pod tym, jak śpieszyłem się... z tym wszystkim. Mój pierwszy raz był okropny, tak szczerze. I jeszcze się kurwiłem. Nie za pieniądze, to przygodny seks, ale nie umiem nazwać tego lżej. Mimo tego, jak zerwaliśmy, Sasza był dobrym partnerem. Uświadomił mi, że powinienem mieć więcej szacunku... do siebie. Od tamtej rozmowy zacząłem trochę lepiej traktować swoje ciało i też lepiej się z tym czuję.
Zawsze powinienem czekać na więcej miłości i zaufania między mną a drugą osobą — stwierdził w duchu Ajax. Wtedy może bym tylu rzeczy nie żałował.
— I miał rację. — Zhongli odchrząknął. — W każdym razie... Moja pierwsza dziewczyna — zaczął swoją opowieść — uwielbiała obrażać się bez powodu, a potem urządzać kłótnie o nic. Gdybyś widział, jak wszystkimi manipulowała... W liceum musiałem na nią nawrzeszczeć, by dała mi spokój, chociaż nie chcę tak traktować kobiet. Tak oto zerwaliśmy, oczywiście "z mojej winy". — Pogłaskał kotkę. Uśmiechnął się w rozbawieniu. — Potem, pod koniec szkoły, miałem chłopaka. Jeśli już tak się uzewnętrzniamy, to z nim był mój pierwszy raz. Raczej neutralnie. Z dziewczyną się bałem, bo nie chciałem wpadki. Finalnie kontakt wygasł naturalnie. Potem jeszcze dwa, trzy związki... Ale to też nic szczególnego. — Odetchnął ciężko, opierając głowę o zagłówek kanapy. — Po czym pojawiła się Guizhong. Byłem pewien, że to to. Ta mistyczna "prawdziwa miłość". Lecz finalnie się nie udało. Wszystko padło. Ona... zginęła.
Ajax nie wiedział, co mógłby powiedzieć. Po prostu wiercił się w miejscu, głaszcząc kocura.
— W następny związek wszedłem nieco za wcześnie dla mnie. Musieliśmy zerwać, nie byłem jeszcze gotów. — Zhongli zaczął bawić się swymi włosami, patrząc na kotkę. — Ale już jestem.
— To propozycja? — Ajax wyszczerzył zęby w niepewnym uśmiechu.
Obaj niemrawo się zaśmiali.
— Nie wiem. Zinterpretuj to jak chcesz — polecił Zhongli. — Dzisiejsze wyjście też. Może być nawet randką, jeśli tak pomyślisz.
Ajax poczuł, iż jego policzki zaczęły piec oraz palić ciepłem.
— Kilka miesięcy temu jakaś laska wywróżyła mi z kart gościa w twoim typie. — Ajax znacząco poruszył brwiami, chichocząc. — Także wiesz.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro