𝖗𝖔𝖟𝖉𝖟𝖎𝖆ł 𝖛𝖎
Pierwszy stycznia to przekleństwo.
Zhongli od samego rana był nerwowy; nienawidził tego dnia. Oczywiście reszta świata obchodziła wtedy Sylwestra, ale w jego kraju tradycja była inna — a mimo tego, wskutek mody, młodzież wystrzelała tego dnia petardy. Mnóstwo petard. Pięknych świateł ozdabiających nocne niebo... I jednocześnie powodujących huk nie do wytrzymania.
Nie chodziło nawet o sam hałas, Huanga po prostu straszyła jego nagłość. Już jako mały chłopiec, podczas Liyuejskiego Nowego Roku, był nimi przerażony. W dorosłości może nie chciał przez nie płakać, ale niesmak pozostał. Ponadto od kilku lat w takie dni był zupełnie sam, ponieważ nikt nie miałby cierpliwości, żeby spędzać z nim czas.
Przecież to dzień jak każdy inny, a w dniach jak wszystkie inne daję sobie radę — powtarzał sobie Zhongli.
I tak właśnie Zhongli próbował się przekonać, że ów początek stycznia nie będzie mieć znaczenia, on da radę spędzić go bez problemu. Co z tego, iż od początku tygodnia miał ochotę jedynie schować się pod kołdrę, nie wychodząc?
Oczywiście, to tylko puste słowa. W drodze powrotnej do domu Zhongliemu drżały ręce, nawet, gdy prowadził. Już wtedy słyszał huki bezmyślnie wywoływane przed dwudziestą czwartą. Kiedy wreszcie Huang zaparkował pod swoim blokiem, szybko ruszył mieszkania.
A kiedy Zhongli był już u siebie, przezornie wyjrzał za okno. Znów na niebie rozbłysły fajerwerki, a do uszu Zhongliego dotarł ryk petard. Huang wzdrygnął się niekontrolowanie i odsunął. Jak zwykle, jego oddech przyśpieszył — Zhongli walczył o opanowanie go do czasu, aż dźwięki wreszcie ustały.
W takich momentach Zhongli miał szczerze dosyć. Wyklinał w głowie na ludzi dostarczających mu takich wrażeń — żeby dostali w twarz jakąś petardą, rozerwało im ręce, uszkodziło wzrok. Oczywiście wreszcie nadeszła chwila wytchnienia i wtedy zażenowany swoją porywczością Huang kręcił głową. Zaś chwilę później, w próbie uspokojenia, założył na uszy słuchawki, włączył spokojną piosenkę i wyjął mocne wino wraz z kieliszkiem.
Ażeby odpocząć choć trochę, Zhongli usiadł na kanapę. Bolała go głowa oraz plecy, więc ochotę miał położyć, czytając książkę. Dlaczego tego nie zrobił? Och, zapewne był zbyt leniwy i nie chciało mu się podnosić z sofy. Zamiast tego do ręki wziął telefon, słysząc powiadomienie z Messengera.
Od: Ajax:
Hej, jak tam?
Zhongli westchnął ciężko. Nie był w nastroju, ale uważał, iż ignorowane wiadomości są niezwykle irytujące.
Od: Zhongli:
Kiepsko.
A u Ciebie?
Od: Ajax:
Nudzi mi się...
A co tak zrujnowało ci nastrój? Bo ja po prostu jestem zmęczony po zajęciach
Od: Zhongli:
Nienawidzę hałasu i boję się petard. Mam już dosyć tego dnia.
Jednakże wiem, że w Snezhnayi jakoś obchodzicie Nowy Rok pierwszego stycznia, nieprawdaż? Czy w takim razie nie rozmawiasz z rodziną?
Zhongli wpatrywał się w podskakujące trzy kropeczki pod ostatnią wiadomością. Co jakiś czas znikały na moment, aby następnie znów powrócić.
Od: Ajax:
Nie możemy się połączyć z pewnych względów
Ale rozumiem, o co chodzi z tymi petardami i hałasem. Wygląda na to, że oboje będziemy spędzać Sylwestra samotnie
Od: Zhongli:
*Obaj ;)
Ale tak, też mi się tak wydaje.
Jesteś sam w akademiku?
Od: Ajax:
Odpowiedź ("*Obaj ;)"): Tak, tak, obaj
Jako że u mnie to okazja do wspólnej i dobrej zabawy, to trochę szkoda
Odpowiedź ("Jesteś sam..."): Jest mój współlokator, ale ostatnio lubi mnie unikać i ignorować, więc to prawie, jakbym był sam, haha
Od: Zhongli:
Więc, ze względu na te okoliczności, może mnie odwiedzisz?
Mam alkohol, a kolację możemy zamówić z dowozem. Co zechcesz.
Od: Ajax:
No to zechcę dostać twój adres
* * *
Ajax przez chwilę zastanawiał się, czy nie zwariował, zrywając nagle i pędząc na przystanek tylko dla swojego znajomego. Z pewnością, był dziwny, a dostrzegał to, patrząc w swoje odbicie w ciemnej szybie miejskiego autobusu. Ale co z tego? Może był samotnym wilkiem, wolał kroczyć swoimi ścieżkami, lecz nie oznaczało to, iż zamierzał całkowicie unikać ludzi.
Ponadto — czego Sokołow nie zamierzał mówić — zmartwił się stanem przyjaciela. Oczywiście, osoby z zespołem Aspergera nie były takie same, jak te ze "zwykłym" autyzmem. Mimo to Ajax przyzwyczaił się, iż Anton, słysząc petardy, wybuchał płaczem, wrzeszczał i uciekał. Obecnie tylko zanosił się łzami i czasem był agresywny. Matka bała się brać synka na spotkania rodzinne, więc zostawała z nim w domu, a mąż i reszta dzieci mieli prawo bawić się na Sylwestrze gdzie indziej. Przed czterema laty Ajax chciał zastąpić mamę w domu, ale Anton tylko zaczął bardziej się denerwować — a Ajax nieco oberwał.
Ajax przywołał te wspomnienia, lecz równie szybko westchnął ciężko, próbując ponownie zagrzebać je w odmętach pamięci.
Spokojnie, przecież Zhongli pisał normalnie, więc nic ci nie zrobi. Potrzebuje trochę wsparcia... I tyle — powtarzał sobie Igorewicz.
Ponadto Ajax właśnie wyszedł z autobusu i zaczął kierować się w stronę adresu podanego przez Zhongliego, toteż było już za późno na ucieczkę.
Tak więc Ajax znalazł opisane osiedle... I było bardzo stare, choć na swój sposób liche. Jednakże wprowadzono tam pewne remonty, dzięki czemu Igorewicz szybko wystukał odpowiedni numer mieszkania na domofonie i zadzwonił. Następnie, według polecenia Huanga, Ajax wjechał windą na piąte piętro oraz ostrożnie zapukał do drzwi z odpowiednim numerem.
— Cieszę się, że cię widzę — ogłosił Zhongli, otwierając drzwi wejściowe, a następnie przytrzymując je, aby Ajax mógł wejść do środka. — Herbaty czy...?
— Mówiłeś coś o winie — zaśmiał się Ajax. Drzwi zostały za nim zamknięte na klucz. — Ale herbata też będzie w porządku.
Lokal, w którym przebywali, był mały — utworzono go na planie prostokąta. Ponadto naprzeciwko drzwi wejściowych znajdowała się maleńka kuchnia.
Przedpokój dawał także widok na resztę mieszkania. Po lewej było wejście do salonu, po prawej do toalety, a między nią i pomieszczeniem do przygotowywania posiłków znajdowały się drzwi od — najprawdopodobniej — sypialni.
Ajax rozejrzał się wokół dokładnie. W przedpokoju stała ogromna szafa oraz niewielka szafka na buty. Bardziej interesujące było, iż obok drogiego, porządnego płaszcza na wyjścia wisiała nadgryziona zębem czasu kurtka. Podobnie jak obok wypastowanych trzewików poniewierały się sfatygowane trampki.
— Zapraszam tutaj. — Zhongli wskazał na bawialnię. — Usiądźmy.
Ajax ruszył tam, po czym zajął miejsce na starym fotelu przy wejściu. Oparł ramię o stoliczek z białym obrusem, gdzie patera z cukierkami rozsypanymi pośpiesznie przed przybyciem gościa.
To pomieszczenie prezentowało się zdecydowanie lepiej. Było w ciepłych barwach, o żółtych ścianach i starych meblach. Większość obdrapana. Naprzeciwko przejścia stał drobny regał poświęcony literackiej klasyce z całego świata — a przede wszystkim obyczajówkom z ubiegłego wieku. Przy tym zdecydowanie niższy mebel tego samego typu. Na nim stał gramofon i zdjęcie jakiejś szatynki, gdzie przewieszono czarną wstążkę. Aczkolwiek ukryto je za wazonem pełnym sztucznych, pięknych kwiatów. Nad tym wisiało mnóstwo zdjęć. Na półkach znajdowała się pokaźna kolekcja płyt winylowych. Jeszcze bardziej na prawo tkwiła szafka ze szklanymi drzwiami — za tymi występowała skromna, choć ładna wystawa porcelanowych filiżanek, imbryków i szkła na alkohole. Różnorakie kieliszki, karafki, szklanki do whisky. Pod tym właśnie podobna wystawa tego, cóż można by dzięki nim wypić. Obok na szafeczce stał telewizor, nierównolegle wobec ściany. Przy nim znajdowało się wejście na balkon. Naprzeciwko TV stała kolejna szafka z ustawionymi pudełkami płyt z filmami. Wciśnięto ją pomiędzy ścianę a skórzaną sofę... Gdzie wylegiwała się trójka kotów, winowajców obdrapań — jeden biały oraz dwa brązowe.
Ten salon ewidentnie ma przedstawiać duszę właściciela — stwierdził Ajax.
— Skoro masz ochotę na wino, to proszę — odezwał się Zhongli, kładąc na stole butelkę oraz dwie lampki. — Cieszę się, że przyszedłeś. Zazwyczaj w takich momentach jestem sam.
Wtedy usłyszeli kolejne odgłosy odpalanych huków. Zhongli trząsł się, sięgając po wino. Westchnął ciężko, odkręcając korek.
— Denerwujesz się? — zapytał Ajax, patrząc, jak Huang drżącymi rękoma polewał trunku. — To znaczy, nie ma w tym nic złego, po prostu w pierwszej chwili zdziwiłem się, że ktoś dorosły może tak reagować.
Zhongli odłożył wino.
— Kiedyś było gorzej — burknął. Uciszył się na chwilę, lecz kontynuował, kiedy usiadł, a biała kotka wskoczyła mu na kolana. Głaskał ją czule. Pozostałe dwa zwierzaki zaczęły bawić się na dywanie. — Po czasie trochę mi minęło i pracowałem nad tym z terapeutą, ale z tego się nie wyrasta.
Ajax przełknął ślinę, kiedy na myśl przyszedł mu Anton.
— Jesteś pewien?
— Tak. — Zhongli oparł się o zagłówek siedziska, popijając alkoholu. — Nie przeczę, iż można nad tym pracować, aczkolwiek spektrum autyzmu nie jest chorobą, a zaburzeniem. Tego nie da się wyleczyć. — Westchnął cicho. — Domyślam się, że zapewne myślisz o bracie. Rozumiem to. Nie chcę odbierać wam nadziei, ale nie pójdzie to tak łat...
— Przecież wiem.
— Wiesz też, że i tak robicie już dla niego bardzo wiele? — kontynuował Zhongli poważnym tonem. — Moim rodzicom proponowano karanie mnie za zachowania związane typowo z moim zaburzeniem. Oczywiście, to były inne czasy, lecz, jeśli zamiast bicia, zabierania ważnych rzeczy i zamykania w pokoju, staracie się chociaż zrozumieć Antona i zapewnić mu dobre warunki, już jest całkiem dobrze.
Ajax zamyślił się na chwilę. Owszem, nigdy nie pozwolił, aby jego brat dostał od ojca pasem. Dziecka nie można karać za problemy, których powód był nieznany — myślał. Jednocześnie posiadał naiwną nadzieję, że tak było w każdym domu z podobną sytuacją. Jednak... trochę odebrało mu mowę.
— Nie wiedziałem, jak cię traktowano — oznajmił Ajax, czując trudny do wytłumaczenia wstyd. — Ale to racja, staramy się dbać o Antona... Chociaż nie stać nas na terapię, nie mielibyśmy też jak go na nią wozić.
— W porządku — uspokoił Zhongli. — Nie ma sensu tak roztrząsać mojego dzieciństwa. To było dawno. Ponadto już wybaczyłem ojcu i matce, ba, jestem wdzięczny za ich próby wychowania mnie na dobrego człowieka. Raczej im się udało, nawet jeśli metody były bardzo zawodne. A w sprawie twojego brata, naprawdę nie mam pojęcia, co można by poradzić.
— Chociaż tyle... I nie przejmuj się moją rodziną.
Ajax westchnął cicho, patrząc do kieliszka. Popił nieco.
— Bardzo dobre — skomentował Igorewicz. — Niskoprocentowe?
— Tak. Skoro miałem mieć gościa, to postanowiłem, że lepiej będzie uniknąć upijania się. — Zhongli uniósł napój w szkle nad głowę, obserwując jego barwę wśród światła lampy. — To wino mniszkowe. Specjalność Monstandu, mam tam znajomego.
— Mhm...
Ajax obserwował Zhongliego. Ten wyglądał na zadowolonego, kiedy mógł opowiadać nawet o tak przyziemnych kwestiach.
* * *
— To nie problem, że tyle tu jestem? Dochodzi dwunasta — oznajmił Ajax, patrząc na zegar wiszący nad komodą.
W pomieszczeniu panował przyjemny półmrok przerywany ciepłym światłem pochodzącym z małych lampek zawieszonych na ścianach. Także telewizor dodawał swoją poświatę. Włączony został jakiś horror z Netflixa tylko dla śmiechu i zabicia czasu — bardziej straszył Zhongli, jeśli wzdrygał się przy dźwiękach wybuchów.
— Sam cię zaprosiłem — odparł Huang. — To byłoby nieuprzejme, tak nagle cię wypraszać. Możesz nawet zostać na noc, jeśli będzie to potrzebne. Nie wiem, jak z piżamą, ale przecież kanapę można rozłożyć.
— Nie chcę nadużywać twojej gościnności, to i tak nieco... Głupia sytuacja?
— Daj spokój.
Koledzy posłali sobie uśmiechy świadczące o rozluźnieniu. Wypili we dwóch jedno wino, popili też nieco whisky. Humory dopisywały, zwłaszcza, że podczas seansu zgadywali nawzajem kolejne klisze występujące w kinie grozy. Co chwilę wybuchali śmiechem, krzycząc "bingo!", kiedy tylko mieli rację.
Między przerażeniem a rozbawieniem była cienka granica, lecz łatwo przekraczano ją we dwójkę... Chociaż tamten film naprawdę był przewidywalny.
W końcu Zhongli podniósł się z miejsca. Najpierw musiał być ostrożny, kiedy zakręciło mu się w głowie.
— Kiedy siedzisz, to siedzisz, a kiedy stoisz, to leżysz — huknął śmiechem Ajax. — Kiedyś usłyszałem to od ciotki.
— Miała trochę racji. — Zhongli ostrożnie podszedł do szafki z porcelaną. Otworzył dolne drzwiczki, po czym wyjął stamtąd szampana. Wyprostowany, dumnie uniósł go nad głowę. — Widzisz? Przygotowałem się.
Sokołow zaczął klaskać.
Zhongli ukłonił się. Po tym wziął jeszcze dwa inne kieliszki i postawił je na stoliku kawowym obok dwóch, jednym wciąż z zawartością, kartonów po pizzy — w mężczyźni przecenili swoje możliwości.
— Otworzymy go o północy, w porządku? Słyszałem, że w Snezhnayi tak się robi.
— Да. — Ajax uśmiechnął się wesoło. — Wiedziałeś, że przyjdę?
— Niby skąd miałbym? — Zhongli odłożył butelkę na stolik kawowy. Ponownie rzucił się na sofę, zakładając ręce za głowę. Stracił już wcześniejszy fason, nie był tak... zatrważająco idealny, a bardziej ludzki. — Po prostu trzymam u siebie różne alkohole, ale pomyślałem o tobie, kiedy sobie o nim przypomniałem.
— O... Chyba rozumiem.
— Swoją drogą, mówiłeś po snezhnayańsku? — Zhongli dalej zagadywał Ajaxa. — Wiesz, to... "Da"?
— Mhm. Ono oznacza "tak" — objaśnił krótko Ajax.
— Według mnie macie bardzo ładny język. Mówi się, że ten z Fontaine jest językiem miłości, ale w mojej opinii snezhnayański jest dużo bardziej żywy i emocjonalny.
— Naprawdę? — Ajax uniósł brwi. — Jeszcze tego nie słyszałem, chyba że na lekcjach w szkole. A jeśli słuchałem czegoś głośno lub gadałem w tym języku, to Xiao kazał mi się zamknąć. Chyba go denerwowałem.
— Nie przejmuj się. Możesz powiedzieć do mnie coś w swoim rodzimym języku? — Zhongli wbił obok Igorewicza oczekujące spojrzenie pełne nadziei. — Rzadko kiedy spotykam się z nim na żywo.
— Ale co?
— Cokolwiek. Po prostu jestem ciekawy — zachęcał Huang.
— No dobra. — Ajax uśmiechnał się półgębkiem, rozbawiony reakcją przyjacielowi. Dzięki alkoholowi zupełnie się nie krępował. Chwilę się zastanowił i wypalił z pierwszym, co skojarzyło mu się z ojczyzną i bieżącą datą. — "Моя мама дома".
— O. — Zhongli uniósł brwi. — Co to znaczy?
— "Moja mama jest w domu". Tak po prostu, bo zawsze spędza Sylwestra w domu.
— A coś jeszcze? Na przykład, co odpowiesz na komplement, że masz piękne oczy?
Ajax najpierw prychnął, biorąc to za żart. Potem, jak jakaś panienka, westchnął cicho, odwracając wzrok. Na jego ustach już nie gościł uśmiech, a drobny wyraz zakłopotania. Trudno było odróżnić, czy to przez alkohol, czy zawstydzenie.
— Po prostu... Спасибо — mruknął w odpowiedzi Ajax, przekładając pukiel włosów za ucho.
Zhongli, ze wszystkich sił starając się utrzymać powagę, nie roześmiał się na taką reakcję. Mimo to zachowanie kolegi naprawdę przywodziło mu dziewczyny w różnorakich serialach.
— Czyli?
— "Dziękuję".
Huang po chwili onieśmielenia Ajaxa zmartwił się.
— Nie kłamałem — sprostował przezornie Zhongli.
— Nie pogarszaj. — Ajax ponownie spojrzał Zhongliemu w twarz. — Rzadko dostaję takie komplementy i aż mi głupio. To nic.
Zhongli kiwnął głową.
Ajax może na co dzień stara się być pewny siebie, ale w rzeczywistości to skorupka osłaniająca osobę, którą aż kusi nazwać "dobrym chłopcem"... Lecz byłoby to niezręczne i nie na miejscu — stwierdził Zhongli, nie zamierzając powtarzać tego na głos.
— W każdym razie — chrząknął Zhongli — znam monstandzki, inazumski i podstawy fontaińskiego, lecz nie snezhnayański. Dlatego przepraszam za swoje dociekania.
— Przecież to nic — zaśmiał się Ajax. — To zafascynowanie było wręcz... słodkie.
Między znajomymi minęła chwila nieznośnej ciszy. Wówczas Zhongli spojrzał na zegar.
— Za dwie dwunasta — oznajmił. — Chcesz wyjść na balkon? Nie będzie zimno, jest oszklony.
— W porządku.
Na moment zapomnieli o strachu, ten nie miał znaczenia. Zamiast tego Zhongli poderwał się z siedziska. Ajax, wolniej, wstał zaraz po nim. Huang z rozbawionym uśmiechem przytrzymał go za ramię, a Sokołow kiwnął głową w podzięce.
Obaj wyszli "na zewnątrz". I tam stała mała sofa, fotel bujany oraz malutki stoliczek na kawę. Po drugiej stronie miejsce typowo użytkowe, gdzie można rozwiesić pranie oraz zostawić rower.
Ajax stanął przy szybie. Faktycznie, była solidna — a więc oparł na niej dłonie. Zaczął niczym zaciekawione dziecko spoglądać na okolicę wokół. Z tego blokowiska i piętra widok był całkiem niezły.
— Urządzaliśmy to mieszkanie przed laty, licząc na piękną przyszłość — szepnął nagle Zhongli. — Teraz zostały chociaż piękne widoki...
— Mhm? — Ajax popatrzył na kolegę zdziwiony. — Co masz na myśli?
— Och. Nic, naprawdę. — Zhongli pokręcił głową i podał Ajaxowi kieliszki. — Trzymaj, to poleję. Chyba to nie problem, że jeszcze przed północą?
— Nie, oczywiście, że nie — odpowiedział Ajax, łapiąc przedmioty w obie dłonie, odwracając w stronę przyjaciela. — Cieszę się, że tu przyszedłem. Jest całkiem miło.
Zhongli otworzył szampana, po czym nalał trochę. Po tym odłożył butelkę przy drzwiach od balkonu i przyjął swój napój.
— Szczęśliwego Nowego Roku! — rzucił Igorewicz, wznosząc toast. — Napisz wreszcie tę książkę.
— W porządku. — Huang przez chwilę popatrzył w swój trunek. Po tym westchnął i kontynuował. — Wystąp w teatrze. Nie dla mnie, ale dla siebie. Lecz póki co zaproszenie nadal aktualne.
Ajax uśmiechnął się szeroko i stuknął szkłem razem z Zhonglim.
— Umowa stoi.
Zaczęli wpatrywać się w siebie. Wówczas ostrożnie upili pierwszy łyk szampana, kiedy sekundy dzieliły ich przed dwudziestą czwartą.
Ajax oblizał swe usta, patrząc Zhongliemu w oczy. Ten — o dziwo — odwzajemnił to. Wówczas w brzuchu Ajaxa zatrzepotały motyle, a ten był wręcz oczarowany. Ostrożnie zbliżył się do Zhongliego, zadzierając głowę i będąc bliski stania na palcach. Ich nosy prawie się stykały.
Jebać tego Saszę — przemknęło Ajaxowi przez myśl, choć nie skupił się na tych słowach.
Zhongli odłożył trunek na okno i przybrał nieodgadniony, choć pewny siebie wyraz twarzy. Jego ręka bliska była wędrówki na talię podpitego przyjaciela...
A wówczas rozbłysnęły światła fajerwerków. Kolorów było mnóstwo na czarnym niebie. Wtem Huang sapnął, odsuwając się nagle. Popatrzył w stronę petard, drżąc przez tyle huków. Ajax aż upuścił swój kieliszek; następnie spojrzał tam, gdzie Zhongli.
Choć cały romantyzm przyprawiony spiritusem padł, Ajax westchnął cicho, zauroczony widokiem odbijającym się w jego ślepiach.
Lecz Huang nadal walczył ze sobą, zachłannie łapiąc oddechy i marząc tylko o ucieczce, nawet jeśli nie mógł się ruszyć.
Dopiero kiedy Igorewicz to dostrzegł, ostrożnie sięgnął do dłoni Zhongliego. Ten pochwycił ją mocno, wsuwając swoje palce pomiędzy te Ajaxa.
— Spokojnie... — wymruczał Ajax. — Nic ci się nie stanie.
Lecz Huang szybko wyrwał swoją rękę z uchwytu przyjaciela i zakrył uszy dłońmi, kręcąc głową.
Na to Ajax szybko pociągnął Zhongliego do mieszkania. Usadowił mężczyznę na sofie. Wrócił się po szampana i zamknął drzwi.
Po kilku minutach wreszcie wróciła cisza.
— Powinienem był to przewidzieć! — żachnął się nagle Zhongli. — Przepraszam...
— To nic — oznajmił Ajax, popijając z kieliszka Huanga.
Choć Ajax uważał, że finalnie to lepiej, iż do niczego między nim a Zhonglim nie doszło, jednocześnie nieco tego żałował.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro