Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𝖗𝖔𝖟𝖉𝖟𝖎𝖆ł 𝖎

         Ajax zaczął czuć się dziwnie, odkąd wystarczyło wychylić się przez okno, ażeby zobaczyć ławki równo stojące przy chodniku, przerzedzane przez niewielkie drzewka i śmietniki gdzieniegdzie. Symetria — wręcz pedantyczna — rzucała się w oczy niemalże natychmiast, odkąd tylko można było objąć spojrzeniem to miejsce po raz pierwszy, nawet pobieżnie.

         Te drobne plamy zieleni były dość niespotykane w Liyue Harbor, tak przynajmniej uważał Ajax. Owszem, w miastach możliwe było w niektórych miejscach dostrzec choćby osmantusy, jednak w ogólnym rozrachunku panował beton. Szarość dominowała ulice mimo kolorowych billboardów.

         W Snezhnayi także jest szaro, ale przynajmniej bardziej domowo.

         — Za granicą nie macie takich miast, że się tak gapisz? — prychnął niziołek, który zajmował górne łóżko, obecnie niechętnie się z niego wychylając i patrząc w dół. — Robisz to niemalże codziennie od trzech miesięcy.

         Ajax zbył ten komentarz cichym mruknięciem. Póki co nie miał nastroju na sprzeczki z właścicielem głosu — niejakim Xiao Wangiem, jego, niestety, współlokatorem w internacie niedaleko obecnego uniwersytetu Sokołowa... Gdzie Ajax, o dziwo, studiował psychologię.

         Z Xiao trudno było wytrzymać. Był nieproporcjonalnie mały w stosunku do irytacji, którą budził u "kolegi". Włosy posiadał czarne, rozjaśnione na końcówkach i pofarbowane na turkus. W oczach zamiast zwykłych soczewek nosił te żółte, może nawet złote. Na co dzień przywdziewał stroje w stylu warcore.

         Ajax nie miał szczególnej ochoty na dyskusje, wszak czuł się zmęczony po pracy. W plecach go już nieco łupało, nogi bolały od stania przy kasie w kinie. Jeszcze się nie przyzwyczaił. Dość to żałosne, zważywszy na to, iż był w wojsku. Przez rok, co prawda, choć w trakcie ów roku kilkakrotnie mocno oberwał, był już jakiś czas ofiarą znęcania się... Ale poznał wiele pięknych pieśni, zabawnych historii, firm alkoholi oraz swojego Saszę.

         Nie, nie. Ajax energicznie pokręcił głową. To już zamknięty rozdział. Sięgnąwszy po telefon, położył się na łóżku skrytym za zasłonami. Owinął się kołdrą, szukając wygodnej pozycji. Na chwilę jeszcze przymknął oczy, ażeby się zastanowić.

         Przecież serce już tak nie krwawiło, oczy nie łzawiły na to wspomnienie. To dobry znak. Sasza po tych trzech, prawie czterech miesiącach, mógł stać się przeszłością. Ale czy naprawdę o to chodziło, aby ludzi, których się kochało, spychać na margines ? Pewnie nie, ale nie to najbardziej Ajaxa zajmowało. Chciał w pierwszej kolejności nauczyć się żyć sam, inaczej, z dala od rodziny i tych wszystkich byłych, z którymi miał wszelkiej maści problemy.

         Ale to nie wstyd wyrzekać się rodziny? — myślał Ajax bez sensu. Może ja byłem tym problemem? Odetchnął ciężko, przez nozdrza wyrzucając ze swej głowy zbłąkane idee, często głupio podsuwane przez młodzieńczy umysł.

         Aż niespodzianie odezwał się Messenger.

Od: Zhongli:

Cześć. Jak Ci mija dzień?

         Ajax kącikiem ust uśmiechnął się na to nieśmiałe przywitanie. Na co dzień jego kolega — poznany już jakiś czas temu przez Facebooka na jakiejś grupie książkowej, gdzie pisał za pomocą VPN-a, którego używało wiele osób w mieście — był zdecydowanie bardziej konkretny, szybko przechodził do rzeczy. Tego dnia tego nie było. Czyżby czegoś oczekiwał?

Od: Ajax:

Hej

Tak właściwie, to nudy, jak zawsze. A u ciebie pewnie nie lepiej?

         Kiedy na ekranie podskakiwały kropeczki, Ajax przewrócił się na plecy, przypatrując ścianie po swojej lewej stronie. Była wyklejona różnymi rzeczami. Tu zdjęcie rodzinne, dalej pocieszający list od matki (zapewniała w nim o swojej miłości do syna, obiecywała, że wszystko będzie dobrze; był uniwersalnym lekiem na złe chwile), wiersz napisany przez siostrę, obrazek narysowany przez brata. Dalej zdjęcie czołgu, w sumie bez okazji. Obok tekst ulubionej pieśni wojennej, ponieważ Sokołow przyzwyczaił się do interpretacji, iż wyrazem miłości do ojczyzny było cierpienie i wojowanie. Na końcu wyrwana strona z magazynu dla dorosłych, z czterdziestoletnim, umięśnionym mężczyzną trzymającym bicz...

         O gustach się nie dyskutuje — to dobre podsumowanie.

Od: Zhongli:

[Wysłano zdjęcie].

Chcę Cię zaprosić na kawę. Ostatnio miałem dużo pracy, więc nie było to szczególnie możliwe... Ale może teraz skorzystamy? Przecież jesteś w mieście już jakiś czas, chętnie posłucham o twoich wrażeniach.

         Ajax uśmiechnął się, widząc te wiadomości. Zhongli zawsze pisał bardzo sztywno. Był niezwykle szczegółowy... A teraz wysłał zdjęcie ekranu z opisem kawiarni, do której zaprosił. To miły gest.

         Z drugiej strony, mimo kilku przesłanych sobie nawzajem zdjęć, nigdy nie widzieli się na oczy. Co prawda kilka razy w okolicy uniwersytetu Ajax zauważył kogoś podobnego do mężczyzny ze zdjęć, jednak facet wydawał się patrzeć gdzieś poza obecną rzeczywistość. Jednocześnie Ajax wciąż zaciekawiony był, jak jego kolega będzie wyglądać na żywo — wszak nie dało się ukryć, iż już na zdjęciach wyglądał świetnie. Patrząc po wypowiedział, Zhongli zdawał się inteligentny oraz oczytany, może nieco kierowany postępowaniem godnym dżentelmena.

Od: Ajax:

Jasne, bardzo chętnie cię zobaczę! Ale kiedy?

         Ajax był także ciekawy, jak w rzeczywistości mógłby brzmieć głos Zhongliego. Nieraz słyszał go na wiadomościach głosowych (jeszcze nie ośmielili się do siebie zadzwonić), lecz jaki będzie w rzeczywistości? Ciekawość rozsadzała go od środka, powodowała na skórze ciarki podniecenia, żywego zainteresowania. Ajax miał tylko nadzieję, że nie okaże się kochliwy — za nic w świecie nie chciał znów przeżywać tego, co trzy miesiące wcześniej. Może jego plany na życie były różne od tych Saszy, mieli także rozbieżne poglądy, jednak...

         Nie, zostaw tego Saszę w spokoju. Niech sobie siedzi w tych swoich okopach, sam cię porzucił.

         Co z tego, iż koniec miłości to odpowiedni powód do zakończenia związku, jeśli to zawsze prowadziło do pękającego serca? Kto jest w tej sytuacji winny? Ajax pokręcił głową. Zhongliemu celowo nie wyjawił za wiele na temat swojej rodziny, aby go nie odstraszyć lub nie otrzymać niepotrzebnych wyrazów współczucia. Kiedy był młodszy, był zbyt naiwny na trwały związek — gdy podrósł, za dużo mógł ze sobą przynieść. Nie każdy chciał to przeżywać, ale jak granice państw rozdzielały od siebie Snezhnayę i Liyue, tak tajemnica rozdzielała Zhongliego od rodziny Ajaxa.

         Zresztą, nieważne. Nadeszła kolejna odpowiedź.

Od: Zhongli:

Czy pasuje Ci wtorek w przyszłym tygodniu, godzina siedemnasta, w wyznaczonej kawiarni? Na pewno mnie zauważysz przy jednym ze stolików, zazwyczaj siadam przy oknie. Nie zmieniłem się w porównaniu do zdjęcia, które niedawno Ci przesłałem.

Od: Ajax:

Tak, będzie w porządku. Chętnie przyjdę i raczej cię znajdę

         Na koniec Zhongli przesłał tylko emotikon kciuka w górę. Często tak robił. Rozmowy potrafił prowadzić naprawdę ciekawe, jednak czasem beznamiętne. Potem zostawiał tylko taką odpowiedź jako znak, iż przeczytał wcześniejszą wiadomość. Miał też zwyczaj dopytywania o to, co na myśli miał Ajax, ponieważ dla niego znaczenie słów nie było tak ważne ze względu na sam język, a przywiązanie do ich znaczenia, często mocno osobiste. Ajax tego nie komentował, tylko uprzejmie wyjaśniał, jednak czasem Zhongli kogoś mu w tym przypominał.

         W każdym razie, Ajax westchnął ciężko. Dźwignął się z łóżka i znów je zasłonił. Wieczorami nabierał ochoty, ażeby się przewietrzyć, więc właśnie to postanowił zrobić także tym razem.

         — Wychodzę — poinformował Ajax. 

         Xiao tylko burknął coś niezrozumiałego w odpowiedzi.

         Ajax narzucił na siebie bluzę oraz przywdział glany, w kieszenie schował telefon oraz klucz do pokoju. Wyszedł na korytarz internatu — był zwyczajny. O ścianach żółtych, brązowej wykładzinie oraz białych drzwiach. Pachniało filcem, a co jakiś czas można było się napatoczyć na kolejnego przeciętnego studenta, który witał się skinięciem głową. Klatka schodowa była dość zadbana. Igorewicz szybko z niej zszedł, trzymając się wytartej niemalże na błysk poręczy. Po wyjściu z tej klitki Ajax minął recepcjonistkę, która była dwa razy starsza od niego, po czym niemalże wyskoczył przez drzwi wejściowe na świeże powietrze... A przynajmniej jego zamiennik skażony smogiem. Cóż, lepszy rydz niż nic. Ajax ruszył dalej.

         Tak właściwie Sokołow nie przemyślał tego — o tej godzinie już wiało chłodem, choć nie wziął kurtki. Jednocześnie nie miał ochoty się wracać... Pewnie Xiao znów kąśliwie by to skomentował.

         Ajax ze swoim współlokatorem raczej się nie dogadywał. Mieli zupełnie inne charaktery, choć jednocześnie Xiao wydawał się po prostu niechętny do swojego "kolegi" ze względu na jego pochodzenie. Opiniami też się różnili. I co na to począć? Przecież Ajax wychodził z założenia, iż powinien być bezproblemowy dla innych... Tak więc starał się taki być, toteż w tym przypadku nie chciał nawet myśleć o zbędnej zmianie pokoju.

         Westchnąwszy głośno, Ajax postanowił zrobić sobie krótki spacer po terenie internatu. Często w momentach gorszego samopoczucia się za to zabierał. Chodzenie go uspokajało, ponadto przywykł do niego, często godzinami włócząc się po lasach w okolicy jego wsi oraz dróżkach gdzieś na polanach.

         Tak właściwie, moje dzieciństwo polegało na włóczeniu się, jeździe rowerowej i grze w nogę... Sokołow uśmiechnął się na to wspomnienie. Ewentualnie też zabawie z rodzeństwem czy czytaniu książek.

         Ach, jak bardzo brakowało mu Snezhnayi! Nie tylko rodziny... Nie spodziewał się tego, lecz zatęsknił także za swoją ojczyzną samą w sobie. Był w trudnym położeniu — nie chciał tudzież nie mógł tam zostać. Zdarzało się nawet, iż swojego pochodzenia się wstydził, przez co obwiniał się... i pogrążał w błędnym kole. Finalnie jednak, kiedy wokół zabrakło znajomych sylwetek, bycia otoczonym językiem znanym od maleńkości, a także napisów w cyrylicy, zaczął tęsknić. Czuł się wyobcowany. Czuł się spętany sentymentami.

         Boże, czy przynajmniej raz nie może być łatwo?  Chociaż życie z natury nie było łatwe, a "Stwórca" był wredny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro