Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rezydencja Phantomhive

Z samego rana obudziła mnie Lizzy skacząc po mnie. Spojrzałam na zegar który wybił godzinę 06.00 nie patrząc na siostrę udałam się do łazienki przy okazji wzięłam ze sobą moją suknię. Po skończonych czynnościach które trochę mi zajęły zeszłam na dół na śniadanie zasiadłam przy stole.

—Margaret pięknie dzisiaj wyglądasz. —Powiedział Edward.

—Dziękuję.

—Jak wyglądam??—Zapytała przejęta Lizzy.

—Pięknie zresztą jak zawsze.—Powiedziała standardowo mama.

—Spakowała się już Panienka??—Zapytała.

—To my zostajemy na noc???—Zapytałam zaskoczona.

—Zostajemy na cały tydzień.—Powiedziała skacząc że szczęścia.

—Margaret wiesz bo ja jednak nie jadę.—Powiedział zestresowany.

—Em no dobrze jakoś wytrzymam.

Po zjedzeniu poszłam do biblioteki i usiadłam na miękkim foteliku kazałam Alis zrobić mi herbatę. Po chwili napawałam się aromatem ciepłego picia. Zaczęłam czytać fascynującą książkę. Nawet nie zauważyłam a już byłam w dorożce. Elizabeth przez całą podróż próbowała zwrócić na siebię moją uwagę. Kiedy byliśmy na terenie posiadłości narzeczonego mojej siostry Alis i Paula pomogły nam wysiąść a raczej Lizzy bo ja nie potrzebowałam pomocy. Rozglądałam się dookoła jej narzeczony ma dużą rezydencję z pięknym ogrodem jego rezydencja jest większa od naszej. Elizabeth zapukałam a po chwili drzwi otworzył lokaj. Chwila to jest lokaj tego hrabi na którego wpadłam.

—Witam Panienko Elizabeth Panicz Ciel jest w swoim gabinecie.—Przywitał się lokaj.

—Sebastianie musze przedstawić wam moją siostrę.—Powiedziała.

—To Panienka ma siostrę?—Zapytał zaskoczony.

—Tak! Poznaj Margaret to jest moja siostra. Margaret to jest Sebastian Michaelis lokaj Ciela.—Przedstawiła mnie.

—Miło mi Panienkę poznać.—Powiedział Sebastian.

Weszłyśmy do rezydencji i szłyśmy za lokajem Elizabeth wiedziała gdzie idziemy bo skakała z radości ja za to szłam z obojętną miną. W końcu stanęliśmy przed jakimiś drzwiami Sebastian zapukał a kiedy usłyszeliśmy wejść Lizzy wbiegła i rzuciła się na chłopaka siędzącego za biurkiem z jakimiś papierami. Odsunął się od niej i spojrzał z pogardą później spojrzał na mnie.

—O to ty z wczoraj.—Powiedział granatowłosy.

—Ciel to moja siostra Margaret. Margaret to mój narzeczony Ciel.—Więc to jest ten jej narzeczony.

—Wiesz mówisz tak jakbym o tym nie wiedziała.—Powiedziałam przerwacając oczami.

—Panienko.—Powiedziała Alis.

—To ty masz siostrę???—To on nie wiedział?

—Margaret Midford miło mi poznać narzeczonego siostry.—Powiedziałam.

—Mi również Panienko. Sebastian zaprowadź gości do pokojów.—Powiedział.

—Yes, my Lord.—Ukłonił się.

Wyszliśmy z gabinetu Ciela i ruszyłyśmy za lokajem. Lizzy zaproponowała mi spacer po rezydencji przystałam na te propozycje. Szłam za nią i słuchałam o czym mówi tematem jej rozmów był jej narzeczony. Lizzy dała mi list od Królowej miała dać mi go u nas w rezydencji ale zapomniała. Otworzyłam go dopiero w pokoju. W liście Królowa napisała, że chcę abym współpracowała z hrabią Cielem Phantomhive w sprawie porywanych arystokratek. Wykorzystałam fakt iż jestem u hrabiego i poszłam do jego gabinetu. Dostałam pozwolenie na wejście więc weszłam do środka usiadłam naprzeciwko jego i pokazałam mu list od Królowej. Po przeczytaniu go spojrzał na mnie.

—Wychodzi na to, że Panienka  zostanie u mnie trochę dłużej.—Powiedział.

—Hrabio jesteśmy w tym samym wieku proponuje mówić do siebię po imieniu.—Zaproponowałam.

—Racja Margaret.—Przyznał mi rację.

—A co do zostania na dłużej to wolę wrócić po tym tygodniu do rezydencji nie lubię być u kogoś za długo.—Powiedziałam szczerze.

—Rozumiem w takim razie zacznijmy tę sprawę od razu.—Powiedział.

—Dobrze.

—Masz ochotę zagrać ze mną w szachy?—Zapytał patrząc mi prosto w oczy.

—Możemy zagrać.—Powiedziałam.

Zaczęliśmy grać Ciel powiedział, że będziemy musieli jechać do jego informatora. W między czasie Sebastian przyniósł nam ciasto czekoladowe i herbatę Earl Grey.

—Szach mat.—Powiedziałam z małym uśmiechem.

—Co???—Zapytał zaskoczony.

—Gratuluje Panienko rzadko kto wygrywa z Paniczem w szachy.—Pogratulować mi Sebastian.

—Ach Margaret bardzo dobrze gra w szachy i jest dobrą aktorką i potrafi się obronić i...—Nie dałam jej dokończyć.

—Lizzy wystarczy, a i nadal nie umiesz się skradać.—Powiedziałam chłodno.

—To ciekawe.—Powiedział narzeczony Lizzy.

—Niestety Margaret ukrywa wszystkie swoje talenty.—Powiedziała moja siostra.

—Dlaczego?—Udawał zainteresowanie.

—Nie wiem.—Odpowiedziała.

—Przepraszam ale ja tu jestem!—Odezwałam się w końcu.

—Przecież wiemy.—Powiedziała Elizabeth.

Żeby nie wkurzyć się bardziej wyszłam z gabinetu zamierzałam do ogrodu gdzie spotkałam Finny'ego. Podeszłam do niego i pomagałam mu powyrywać chwasty w pewnym momencie wbił mu się  kolec w palec zaczął krzyczeć i biegać po ogrodzie. Weszłam do rezydencji po plaster kiedy wracałam wszyscy stali przy drzwiach wejściowych i patrzyli na biednego chłopaka. Podeszłam do Finny'ego zatrzymałam go wyjełam kolec z jego palca i przykleiłam mu plaster. Po chwili Elizabeth krzyczała i puszczała.

—Margaret ty komuś pomogłaś z własnej woli aaa!!!—Krzyknęła zaskoczona.

—Dziękuję Panienko!—Krzyknął wesoło Finny.

—Ech nie ma za co Finny.—Powiedziałam.

Reszta mi się przyglądała jakbym zrobiła jakiś wyczyn ominęłam ich z lodowatym spojrzeniem. Poszłam do jadalni z tego co mi wiadomo zaraz ma być obiad a z tego co tu widzę nic tu nie ma. Po chwili do kuchni wbiegł Bard nie wiedział co ma robić nawet mnie nie zauważył wstałam wyjmowałam produkty do obiadu i zaczęłam robić Pizze czułam na sobie czyjś wzrok wiedziałam, że to Bard. Skończyłam na czas Lizzy i Ciela za nim stał Sebastian czekali na posiłek. Weszłam i usiadłam na koło Lizzy. Po chwili Bard podał na Pizze wszyscy patrzeli na niego i na pizze z zdziwieniem. Zaczęliśmy jeść po paru sekundach odezwał się Ciel.

—Co to??? Kto to robił???—Zapytał i patrzył podejrzanym wzrokiem Ciel.

—Przepraszam Paniczu nie zdążyłem nic zrobić.—Powiedział Bard że spuszczoną głową.

—To jest Pizza i ja ją zrobiłam.—Powiedziałam.

—Dawno nie gotowałaś a i tak wychodzi ci to świetnie.—Powiedziała blond włosa. 

—To jest dobre skąd masz przepis?—Zapytał Ciel.

—Kiedyś wyjechałam do Włoch stąd mam ten przepis.—Powiedziałam.

—Będziesz musiała podać go Sebastianowi.—Powiedział.

—Margaret tak właściwie to zastanawiam się dlaczego przestałaś się do nas odzywać i zaczęłaś ukrywać swoje talenty.—Zapytała nieproszona Lizzy.

—Chcesz wiedzieć tak? Cóż i tak się nie dowiesz.—Powiedziałam z jadem w głosie.

—Panienko mnie też to zastanawia.—Powiedziała Alis.

—A mnie zastanawia dlaczego cię zatrudniłam.—Powiedziałam na tyle głośno aby każdy usłyszał.

Wstałam i odeszłam od stołu Elizabeth jest wkurzająca jak ona śmie mnie o to pytać a Alis jest moją służącą a trzyma stronę Elizabeth. Nagle usłyszałam jakiś stłumiony krzyk wbiegłam do pokoju z którego go usłyszałam a w nim stała Mey-Lin zaplątana w pościel. Podeszłam do niej pociągnęłam za jedną stronę po chwili dziewczyna była wolna. Podziękowała mi i poszła sprzątać poszłam do biblioteki wzięłam pierwszą lepszą książkę poszłam do mojego pokoju i zaczęłam czytać. Po 18 do mojego pokoju weszła Alis z tacką na której była herbata i ciasto z rodzynkami. Jak ona śmie nie przeprosiła mnie, weszła sobie jak do siebie, spóźniła się o godzinę i co najważniejsze przygotowała mi ciasto z rodzynkami na które jestem uczulona.

—Panienko przygotowałam podwieczorek smacznego.—Powiedziała Alis.

—Zwalniam cię.—Powiedziałam wkurzona jak ona śmiała.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro