Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

37

~Alec~
Potrząsnąłem swoją ręką i zacisnąłem pięść, pokazując kamień. Magnus wystawił nożyczki.

- Ha! - uśmiechnąłem się zwycięsko i chwyciłem jego nadgarstek, biorąc w drugą dłoń długopis.

Narysowałem na przedramieniu mojego chłopaka serce, których miał już dużo na obu rękach z powodu przegranych rund. Ja z resztą też.

- Ty oszukujesz - stwierdził, śmiejąc się.

- Taa, jeszcze czego - parsknąłem śmiechem i kontynuowaliśmy grę, siedząc na miękkim dywanie.

- Raz... Dwa... Trzy! - zawiesiliśmy dłonie w powietrzu.

Tym razem ja przegrałem z powodu wystawienia papieru, podczas gdy Magnus wybrał nożyce. Azjata uśmiechnął się niewinnie i wziął w dłoń długopis. Westchnąłem i wystawiłem do niego rękę, ale on zbliżaj końcówkę przedmiotu do mojej twarzy. Szybko odchyliłem głowę w tył.

- Nie ma po twarzy! - zmarszczyłem brwi.

- Właśnie, że jest - poszerzył swój zadziorny uśmiech, nie zaprzestając zbliżać długopisu do mojego policzka.

A ja już tak się odsunąłem w tył, że położyłem się na plecy. Magnus wcisnął się między moje nogi i zawisł nade mną. Byłem zahipnotyzowany jego złotymi tęczówkami, i dopiero po jakimś czasie zdałem sobie sprawę z zimnej końcówki długopisu jeżdżącej na mojej skórze. Odepchnąłem od siebie azjatę i potarłem mój biedny, naznaczony policzek.

- Perfect - nastolatek posłał mi uradowany uśmiech.

- Trza to zmyć.

- To chodź na jezioro.

- Daleko - jęknąłem.

- Too... Mam pomysł - jego piękne oczy błysnęły morzem iskierek.

Nie ma mowy!

- Mam dość twoich głupich pomysłów z księżyca - mruknąłem.

- Ułatwiają ci życie! - krzyknął oburzony i zmniejszył odległość między nami w ułamku sekundy.

Zacząłem szybciej oddychać pod jego wzrokiem, który wiecznie posiadał tą arogancję i pewność siebie. Przez którą moje nogi zamieniały się w watę.

- Nie... - szepnąłem, czując, jak nasze oddechy się zmieszały.

Tylko taka była różnica, że mój był szybki, a Magnusa nadal zrównoważony.

- Tak - uśmiechnął się cwaniacko i zbliżył jeszcze bardziej.

Dzielnie trwałem w tej samej pozycji, nie odsuwając się. Choć już czułem posmak jego ust na swoich, lecz one wylądowały na moim policzku, gdzie wcześniej znajdowała się końcówka przeklętego długopisu.

- N-nie.

- Wiem, że chcesz, Alecuś - musnął moje usta tak delikatnie, że miałem wątpliwości co do tego, czy to zrobił.

Zamknąłem oczy, chcąc pogłębić pocałunek, ale nie poczułem warg Magnusa, na które chciałem napierać. Otworzyłem powieki i zauważyłem azjatę, który stał nade mną, z głupim uśmiechem pod nosem. Jak ja go czasem nienawidze. Wywróciłem oczami i również wstałem, bojąc się, co może się stać po moich słowach, które wypowiedziałem.

- Okey, zgadzam się.

*****
~Magnus~
- Mam chłopaka złodzieja - stwierdził Alec, wciąż nie dowierzając w moje czyny. - Ale sobie dobrałem, brawo ja...

- Skradłem twe serce, powinieneś się domyślić - puściłem do niego oczko i wróciłem do mojej czynności.

Czyli próby zdobycia roweru, który stał przy sklepie, zabezpieczony do barierki. I po kilku minutach udało mi się!

- Jesteś nienormalny.

- Przecież oddam go potem - zaśmiałem się i wsiadłem na rower, którego rama była w niebieskim kolorze.

Uśmiechnąłem się i kiwnąłem głową, dając znak Alecowi, by przyczepił się jakoś za mną.

- Czasem się zastanawiam, czy ty jesteś głupi przez te pomysły... - zaczął, wchodząc na tył roweru i zaciskając ręce na moich barkach. - Czy raczej ja, że się na to zgadzam.

- Powiedzmy, że... - przekręciłem głowę w zastanawieniu i wzmocniłem uścisk na kierownicy. - Że wyhodowali nas w jakimś psychiatryku albo na Marsie - wzruszyłem ramionami i zacząłem pedałować.

- Neptun jest ładniejszy - stwierdził mój chłopak niespokojnym głosem, gdy już jechaliśmy rowerem po ulicy.

- Nom, pasuje ci do oczu.

*****
Zatrzymaliśmy się na piaszczystym molo. Ludzi wcale tu nie brakło, przez co rozglądnąłem się, czy aby nie będzie tu jakiejś znajomej twarzy. Lightwood zeskoczył z roweru i poprawił swoje włosy, których kosmyki uroczo sterczały w różnych kierunkach. Uśmiechnąłem się na ten widok, ale sam musiałem ogarnąć swoją fryzurę.

Gdy zszedłem z naszego środku transportu i zdjąłem buty wraz ze skarpetami, pociągnąłem Aleca do wody, w której w większości kąpały się dzieci, gdyż dorośli opalali się na plaży.

Czując chłodną wodę, która muskała już moje stopy, puściłem rękę Aleca i zacząłem zdejmować koszulkę. Nie słyszałem, by mój ukochany narzekał, więc pewnie wziął w końcu przykład ze swojego wspaniałego chłopaka.

****
~Alec~
Staliśmy na miękkim gruncie pochłonięci przez wodę, która sięgała nam do gardeł. Patrzyliśmy na siebie i po prostu cieszyliśmy się swoją obecnością. Ja raczej próbowałem nią się nacieszyć, żeby jakoś żyć przez chociaż kilka dni po wakacjach, w których nie będzie już mojego tlenu w postaci Magnusa.

Azjata uśmiechał się leniwie, czasami mrużąc oczy, co dawało efekt uroczego kota. Natomiast ja po prostu się na niego gapiłem, tym samym pogrążając się w swoich myślach.

,,Pamiętam, kiedy pierwszy raz spojrzałem Ci w oczy. Ten strach, kiedy serce zabiło mocniej i zorientowałem się, że jestem słaby, bo mi zależy."

Westchnąłem na cytat, który zabrzęczał mi w głowie. Był niestety prawdziwy.

Zbliżyłem się do Magnusa i oparłem nasze czoła o siebie...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro