Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

34

Powieki Aleca otworzyły się lekko, odsłaniając przed światem te błękitne tęczówki. Chłopak obudził się, mrużąc oczy, a jego humor ocenił na 3 w skali do 10.

Łóżko, na którym spał z Magnusem było mu okropnie nie wygodne. Przy każdym możliwym ruchu skrzypiało niemiłosiernie, jakby co najmniej jakiś zapaśnik sumo po nim skakał. Według Aleca było to strasznie niesprawiedliwe i chyba nic nie zmieni jego zdania.

Zasnąć pomógł mu Magnus, na którego zwyczajnie się położył. Ale teraz, gdy się obudził, nie leżał na żadnym człowieku. Ani nikogo nie było w pobliżu czarnowłosego.

Chłopak podniósł się do siadu, obmyślając plan na zabicie swojego chłopaka. Nienawidził, gdy ten tak nagle znikał. Obrócił głowę, zauważając pewną rzecz. Na podłodze przy łóżku leżała mała, biała kartka z zapisanymi na niej słowami.

Alec wstał by, żeby po nią sięgnąć, ale o poranku jest zbyt leniwy na jakikolwiek ruch. Więc sobie go też odpuścił. Z powrotem opadł na te cholernie skrzypiące łóżko, zakopując się w brązowym kocu z nadzieją, że Magnus wróci w miarę szybko.

****
Przeglądając telefon dopiero po jakimś czasie zauważył, że ma zapchaną skrzynkę na głosowe wiadomości i jakieś 56 nieodebranych połączeń. Jakże wielkie było jego sfrustrowanie, gdy to zobaczył.

Jęknął głośno i długo, wyciągając się po całej długości małego łóżka, i postanowił w końcu wstać. Od razu wziął w ręce karteczkę, która wcześniej jakoś go zbytnio nie kusiła, gdyby Mags nie wracał już od dwudziestu minut. Dla Aleca była to cała wieczność. Zaczął mierzyć wzrokiem słowa na kartce.

"Stokrotko, wyszedłem poooo coś. Niedługo wrócę, I Love.
~ Twój Mąż"

Czarnowłosy uśmiechnął się mimowolnie na podpis. Za chwilę jednak się zasmucił, wraz z akompaniamentem znikającego uśmiechu. Przecież za kilka dni nie zobaczy już więcej swojego "męża". Chciałby cieszyć się chwilą, naprawdę by chciał. Ale niestety młody Lightwood należał raczej do tych, których zainteresowanie krążyło zwykle wokół złych myśli, których mimo prób nie mógł się całkowicie pozbyć.

Z jego ust wydobyło się ciche, bezradne i przesiąknięte smutkiem westchnienie. Usiadł na miękki dywan, postanawiając po prostu czekać na Magnusa aż nie wróci.

****
~Magnus~ (niezdecydowana autorka się kłania xD 👌)

Doczłapałem się w końcu do drzwi drewnianego domku, o którym marzyłem już od godziny. Bo byłem w chuj zmęczony tymi spacerami. Nigdy więcej. Jak ludzie mogą chodzić na pielgrzymki? Długo mi zeszło to, co miałem załatwić, ale chyba moje kochanie się nie obrazi...? Mam nadzieję. Ale w sumie... Mam słodycze, jeśli strzeli focha, to szybko mu przejdzie.

Łokciem nacisnąłem na klamkę, pod którą drzwi odpuściły i rozwarły się lekko. Pchnąłem je nogą i wszedłem do środka, odkładając dwie torby pod ścianą. Kiedy tylko się wyprostowałem, coś od razu przylgnęło do mnie jak rzep. No a mówiąc "coś", mam na myśli mojego Aleca. Słodko, że się tak stęsknił...

- Luzik - zaśmiałem się, mocno go obejmując.

- Ty cholero zasrana! - warknął, jednak nie odsuwał się ode mnie nawet na milimetr. - Gdzie ty byłeś?! Przez godzinę?!

- Nie przeklinaj. Tylko godzina - powiedziałem rozbawiony.

Głaskałem go po plecach, by uspokoić ten mały, chodzący okres, ale jedynie jego mięśnie rozluźniły się trochę. Bo jego ton głosu aż nazbyt utwierdzał mnie w przekonaniu, że najchętniej by mnie zabił, gdyby był w stanie. No i jest, ale przecież mnie kocha.

- Tylko?! Kretyn!

- Mhm. A puścisz mnie?

- Chciałbyś, idiotyczna szyszko... - wymamrotał, mocniej się do mnie przytulając. Uroczy, wredny diabełko-aniołek.

- Tak długo mi zeszło, bo wkradłem się jeszcze do domu moich wujków, by ubrania wziąć dla nas. No i hajs. Działałem jak ninja, nie zostałem przyłapany - oznajmiłem wielce dumny z siebie. - No i kupiłem nam amciu amciu.

Jak na zawołanie, po mojej wypowiedzi brzuch mojego chłopaka zaczął burczeć.

- Zamknij się, kurwa... - zwrócił się do swojego brzucha, a ja zaczął bym się śmiać, gdyby nie jego brzydkie słowa.

Których nigdy nie zaakceptuję jeśli będą wypowiadane z tych anielskich ust.

- Nie przeklinaj! - upomniałem go, już nie licząc, który to raz.

Dlaczego ta mała stokrotka się mnie nie słucha?!

- Pf, odezwał się święty...

- Aj, aniołku, toć ja jestem spokrewniony z Lucyferem.

- Uwielbiam Lucyfera - mruknął, wciąż przytulając się do mojego torsu.

- Ja też - zaśmiałem się. - A najbardziej Urushihara'e. Z tego an...

- Wiem, co to za anime - przerwał mi, śmiejąc się krótko.

No w końcu wyszedł z trybu wkurzonego pseudo sadysty! W odezwaniu się przerwał mi brzuch Aleca, który znowu wydał z siebie dziwne dźwięki. Jego właściciel odsunął się ode mnie niechętnie, a jego mina wyrażała wielkie niezadowolenie. Zachichotałem cicho i cmoknąłem nosek Lightwood'a, a policzki po jego obu stronach zaczerwieniły się. Najlepszy widok ever.

Chłopak po chwili zdał sobie sprawę z obecności toreb, które nadal stały pod ścianą, i od razu do nich doskoczył. Jego wyciągnięte ręce ominęły tą reklamówkę, z której wystawał rękaw spodni i zatrzymały się na tej, z której widać było opakowanie batona.

I ów baton szybko znikł.

*****
~Alec~
Siedzieliśmy z Magnusem na krzesłach naprzeciw siebie, a blat stołu, który znajdował się między nami był cały w tatuażach. Konkretniej to pomazany przez grę w kółko i krzyżyk.

Zmrużyłem oczy, patrząc na małą, narysowaną siatkę, która robiła za pole bitwy. Zostało mi mało pół. W końcu przystawiłem długopis do jednego z nich i narysowałem kółeczko. Ktore coś mi krzywo wyszło...

Zauważając zwycięski uśmiech na twarzy mojego przeciwnika, zdałem sobie sprawę, że zjebałem. Azjata narysował krzyżyk na jednym z pół, których potrójny rząd skreślił. Jakim cudem mój łeb nie przyjął informacji, że krzyżyki były obok siebie?! Jesteś beznadziejny w tą cholerną grę...

- A jebać to! - sfrustrowany rzuciłem długopisem w jakąś stronę, a Magnus odsunął głowę, by nie oberwać w czoło.

- Język! - krzyknął poddenerwowany.

- Nenene...

- Tia tia. Wygrałem, należy mi się nagroda - powiedział, uśmiechając się podejrzanie w moją stronę.

Wygląda jak pedofil. A głupi ja dażę go uczuciem mimo jego min, które w większości są dwuznaczne.

- Niby jaka? - uniosłem jedną brew ku górze.

Nieco odsunąłem się razem z krzesełkiem, by jakby co sprawniej poszła mi ucieczka. Albo by w ogóle się udała.

- Nie wiesz, Lightwood? - spytał rozbawiony.

- Nie - wzruszyłem ramionami i postanowiłem się z nim podroczyć.

- A ja myślę, że wiesz - powiedział i wstał ze swojego krzesła, co ja zrobiłem bardziej impulsywnie.

- Nie wiem - dalej trzymałem się swojego, krążąc z Magnusem wokół stołu.

Kiedy on szedł w prawo, ja szybko kierowałem się w lewo. I tak ciągle.

- Zaraz wyrzucę ten stół i nie będziesz miał obrońcy - puścił do mnie oczko, przyspieszając swojego kroku.

Spanikowany podbiegłem wzdłuż ramy mebla, nie mogąc się już wycofać, kiedy Magnus gwałtownie zmienił kierunek i zatrzymał się przede mną. Jego ręce zbliżały się do mojej talii, a ja w odpowiedzi odskoczyłem w tył.

- Pomocy, gwałcą! - pisnąłem, powstrzymując śmiech, który skręcał mnie od środka i rzuciłem się do ucieczki po tym małym domku.

Azjata zawzięcie mnie gonił, dusząc się przy tym ze śmiechu. W końcu nogi mi się wyłączyły i opadłem brzuchem na ten miękki, puszysty dywan, który pokochałem. Chyba go ukradnę.

Poczułem uścisk dłoni Magnusa na swoich biodrach, które z porywczością mnie odwróciły. Azjata szybko usiadł okrakiem na moich biodrach i próbował złapać moje nadgarstki, którymi niepohamowanie machałem na wszystkie strony, jednocześnie uśmiechając się głupkowato.

Ale mina zrzedła mi z twarzy, kiedy moje teraz już bezbronne nadgarstki zostały przyszpilone do dywanu nad moją głową zaledwie przez jedną rękę azjaty.

- Sio... - mruknąłem, czując, jak mój oddech staje się płytki i szybki.

- Nagroda musi być - uśmiechnął się zadziornie i pochylił nade mną.

Moja skóra zagościła na sobie jego gorący oddech, który pobudzał fale ciepła rozchodzące się w środku mojego ciała.
Zacisnąłem usta w wąska linię, kiedy Magnus mnie pocałował. Nie oddawałem pocałunku przez dłuższą chwilę, nie wiedząc, dlaczego nie poddaję się takim rozkoszom. A no tak, żeby wkurzyć mojego chłopaka, który pokonał mnie w kółko i krzyżyk.

Jęknąłem nagle w jego usta, kiedy zaczął łaskotać mnie po brzuchu, z którego podwinął koszulkę do góry. Od razu zacząłem odwzajemniać pocałunki, nie chcąc przeżywać tych tortur w postaci gilgotek. Poczułem, jak zadowolony Magnus się uśmiecha, ale na krótko.

Za moment zaczął z zachłannością muskać moje wargi, które poczęły współpracować z jego wąskimi ustami. Pobudzone serce biło coraz szybciej, a w płucach brakowało powietrza. Ale przecież nie mogłem przerwać tej pieszczoty zesłanej przez Boga. Albo Lucyfera.

Całowaliśmy się namiętnie, wkładając w to całe nasze serca i energię. Moje ciało odczuwało coraz większe podniecenie, które skutkowało wzrastającą erekcją w spodniach.

Po jakimś czasie nasze nabrzmiałe usta przerwały swój taniec, a płuca zaczęły łapczywie łapać powietrze. Zdyszany i pobudzony patrzyłem w złote tęczówki, które znajdowały się nade mną. Przypominały mi tą wspaniałą krainę w rezydencji wujków Magnusa.

- Alec... - odezwał się z lekką chrypką. - Od kiedy cię zobaczyłem ,,miałem zamiar podejść do ciebie i zapytać, czy masz wolny wieczór. Ale uświadomiłem sobie, że wieczór to za mało, więc chciałbym zapytać od razu... Czy masz dla mnie wolne całe życie?"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro