30
~Magnus~
Jak zwykle obudziłem się coś koło północy. Zawsze się budzę o tej porze, gdyż coś ciągnie mnie do mojej krainy. No a po co i na co mam się sprzeciwiać?
Zapaliłem małą lampkę, która znajdowała się na szafce nocnej tuż przy moim łóżku. Zerknąłem w dół. Na mojej klatce piersiowej spał Alec. Jego kruczoczarne włosy były takie miękkie i przyjemne w dotyku. Jakbym głaskał jakiegoś kotecka.
Chłopak wtulał się we mnie mocno, a ja jeszcze mocniej go do siebie przytulałem. I to chyba dobry czas i miejsce, by coś mu pokazać. Chociaż nie chcę go budzić, no ale musi się poświęcić.
- Alec... - szepnąłem na początku, no i nie wiem, czego ja się spodziewałem od szeptu.
Ale zamiast mówić, zacząłem szturchać jego ramię. Jak nie zadziałało, dawałem pstryczka w nos. I dalej nic! Odkleiłem go od swojego torsu i położyłem na plecach. Jego usta były lekko rozwarte, a klatka piersiowa unosiła się i opadała spokojnie. Dotknąłem jego brzucha, który lekko zadrżał. Zacząłem gilgotać mojego chłopaka...
- Magnus! - pisnął wystraszony i odskoczył ode mnie na sam kraniec łóżka. Jeszcze jeden ruch i... Bum.
Zacząłem chichotać i wychyliłem głowę, by zobaczyć leżącego na ziemi Aleca, którego mina mówiła mi, że chce mnie zabić.
- W końcu. Śpisz jak zabity - skomentowałem, wstając z łóżka.
Chłopak podniósł się do siadu.
- Jesteś wygodny, co poradzę? - mruknął. - Co tak ciemno? Która godzina?
- Około północy - odpowiedziałem, nakładając na siebie swoją piżamę.
- Co?! Po chuja rzesz mnie budził?
- Coś ci pokażę - rzuciłem na kolana nastolatka jego ubrania.
Ustałem przed nim i schyliłem, zginając się w pół. Alec zadarł głowę, by nasze twarze były na przeciw siebie. Chciał się odezwać, ale ja wpiłem się z zaborczością w jego miękkie, delikatne wargi. Zdziwiony chłopak zaczął nieporadnie oddawać pocałunek, ale za moment odsunąłem się.
- Ubieraj się i chodź. Coś ci pokażę.
- Mhm... Dziwny jesteś - stwierdził z zamyśloną miną, jakby coś analizował w tej swojej główce.
Zaśmiałem się rozbawiony tym wyrazem twarzy i w końcu zobaczyłem, jak wstaje i zaczyna się ubierać.
****
- Co to? - spytał zaciekawiony. Jak dziecko normalnie.
- Drzwi - zaśmiałem się, otwierając małe drzwiczki, które prowadziły do mojej magicznej krainy.
Za każdym razem zasuwam je oraz tą zdrapaną tapetę szafką, więc wujkowie jeszcze tego nie zauważyli. Yay.
Otwierając drzwi miałem pewne wątpliwości, czy kraina ukaże się Alecowi, ale odetchnąłem z ulgą, kiedy zobaczyłem przed sobą ten mały, cholernie ciasny korytarzyk.
- Ee... - zaczął Lightwood, kucając obok mnie. - Do czego to prowadzi?
- Zobaczysz - zaśmiałem się. - A wierzysz w magię? - spytałem, spoglądając na niego.
Ciągle wpatrywał się w ten korytarz, jakby posiadał on odpowiedzi na wszystkie pytania świata.
- Magię? Nie wiem... No, nie mam pojęcia. A co?
- Wskakuj - kiwnąłem głową w stronę wejścia.
Czarnowłosy spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- Toć ja tam się nie zmieszczę.
- Masz dwa razy chudszy tyłek niż ja, Lightwood, właź tam! - dźgnąłem go w żebra, na co od razu się skrzywił.
- Pf... - burknął, ale posłusznie zaczął wciskać się do środka.
Nie byłbym sobą, gdybym nie klepnął go w ten wypięty, jakże za chudy tyłek.
- Magnus, no!
****
- I co? Fajnie, prawda? - spytałem.
Z wesołym uśmiechem rozglądałem się po mojej krainie, w której przeważały odcienie niebieskiego, przez które tak bardzo przypominałem sobie Aleca. Spojrzałem na mojego ukochanego, który stał z rozdziawioną buzią i impulsywnie kręcił głową na boki. Zabawnie to wyglądało, i to bardzo.
- Uroczy - skomentowałem, śmiejąc się.
Alec w końcu na mnie spojrzał, a jego usta wykrzywiły się w podekscytowanym uśmiechu. W jego błękitnych, magicznych oczkach tańczyły iskierki. Odwróciłem głowę, szukając wzrokiem Zafiry, kiedy usłyszałem krzyk i poczułem, jak coś w postaci ludzkiej wskoczyło mi na plecy.
- C-co to? - wyjąkał mi do ucha wystraszony Alec.
Ręce kurczowo zaciskał na koszulce na mojej klatce piersiowej, a nogi oplótł wokół mojego brzucha. Jaka słodka przylepa. I bardzo, bardzo mocny i skuteczny rzep.
Zaśmiałem się, kiedy obok nas zauważyłem mojego małego przyjaciela z pióropuszem na głowie.
- Celinka! - wykrzyczałem uradowany, a stworek, którego tak właśnie nazwałem, zaskrzeczał wesoło. - Alec, du... S... Sisz - wysapałem, gdyż ręce mojego chłopaka zacisnęły się na mojej szyi.
- Oh... Wybacz - powiedział i zeskoczył z moich pleców.
- Poznaj Celinkę - uśmiechnąłem się do Aleca, gestem dłoni wskazując na stworka, na którego zaraz przeniosłem swój wzrok. - Celi, to Alec.
Celinka przekręcił głowę, przypatrując się mojemu chłopakowi. Zamrugał powiekami, spod których prezentowały się czarne jak noc oczy. Usłyszałem, jak czarnowłosy przełyka ślinę, zrywając kontakt wzrokowy z moim przyjacielem. No tak, wzrok Celinki potrafi wystraszyć i wpędzić w dziwne refleksje nad życiem. Naprawdę.
Za chwilę do moich uszu doszedł głośny trzepot skrzydeł.
- To Zafira - zwróciłem się do Aleca, uśmiechając się, kiedy jego wzrok pędził po niebie. - Nie wystrasz się jej. Lub go... Nie mam pojęcia - zaśmiałem się.
Kiedy poczułem obecność gryfa przy sobie, odwróciłem głowę w stronę stworzenia. Poczułem, jak do moich pleców przylega ciało mojej kruszynki. On się wszystkiego boi. Słodziak.
- Hej, Zafi - wysunąłem rękę w stronę dużego łba, który otarł się dziobem o wewnętrzną część mojej dłoni. - Przyprowadziłem ci moje kochanie! Poznaj Aleca - powiedziałem, po czym zrobiłem krok w bok i popchnąłem moją kruszynkę w stronę gryfa.
Alec stał sparaliżowany, podczas gdy stworzenie zbliżało do jego twarzy swój duży dziub. Ja usiadłem na ziemi, a Celinka wszedł na moje kolana. Dłonią jeździłem po piórach na długości jego kręgosłupa, kończąc na ogonie i wpatrywałem się w scenę przed sobą.
Na twarzy Aleca mimowolnie zagościł lekki uśmiech, kiedy Zafira dmuchnęła oddechem na jego głowę, rozwiewając czarne kosmyki grzywki nastolatka. Powoli uniósł rękę, dłonią dotykając boku gryfowej głowy. Tylko dotyk Aleca potrafi być taki delikatny i pewny siebie za jednym razem.
Patrzyłem się na tą scenę z uśmiechem na ustach, dopóki Celinka nie zszedł z moich kolan, a ja postanowiłem wstać. Ustałem obok gryfa i zacząłem go głaskać po łopatce, na co od razu odchylił szyję na bok. Uwielbia, gdy właśnie tam go miziam.
- Chcesz się przelecieć? - spytałem Aleca.
Chłopak spojrzał na mnie, odrywając wzrok od dużej głowy Zafiry.
- Ale... Że jak?
- Normalnie - parsknąłem śmiechem. - Zafiiii... - jęknąłem w stronę stworzenia, które zaczęło się rozciągać w podobie do kota. Czyli wypinając zadek i obniżając się na przednich łapach, wyciągając je, miedzy którymi znalazł się teraz Alec.
Gryf został w takiej pozycji, a ja szybko wskoczyłem okrakiem na jego grzbiet, uważając na skrzydła. Nastolatek niepewnie podszedł do boku Zafiry i spojrzał na mnie.
- Bezpieczne to? - spytał.
Roześmiałem się i wyciągnąłem rękę w jego stronę.
- Testowane przez najlepszego testera na dzikim zachodzie.
- Nie wyobrażam sobie ciebie na jakiejś pustyni z bydłem i rewolwerem na tyłku - stwierdził z rozbawieniem.
Kiedy tylko uniósł rękę, złapałem szybko jego dłoń i pociągnąłem do siebie. A on zaskoczony w sekundę znalazł się za mną, przyczepiając się do moich pleców. Rękoma mocno obejmował mnie w pasie, a policzek opierał na moim karku. Mam zajebistą przytulankę.
- Gotowy? - spytałem z chytrym uśmiechem, którego niestety nie zauważy.
Pociągnąłem lekko za pióra Zafiry, która z powrotem wyprostowała się, by stać na czterech łapach i rozprostowała skrzydła na boki.
Gdy gryf wykonał tylko ten jeden ruch, poczułem, że mógłbym zwrócić zaraz swój żołądek przez ścisk Aleca.
- Alec... - wydukałem, gdyż nie mogłem zbytnio oddychać.
- W... Wybacz - mruknął i poluzował uścisk.
Odetchnąłem głęboko, mocniej zaciskając dłonie na piórach stworzenia i dla stabilności ścisnąłem gryfa łydkami. Zadziałało to na niego jak na konia, gdyż poruszył swoimi ogromnymi skrzydłami. Cóż, cały jest ogromny. Lub ogromna.
- Trzymaj się - powiedziałem, a chwilę potem widziałem już tylko, jak Celinka staje się coraz mniejszy.
Wzbiliśmy się w powietrze wraz z krzykiem Aleca. Który darł się tuż przy moim biednym uchu. Nie mogąc już wytrzymać, przekręciłem głowę i zatkałem jego usta swoimi. Poczułem, jak Zafira wyrównuje lot i zachowuje się w miarę normalnie, więc odsunąłem się od ust mojego chłopaka.
- Już? - zaśmiałem się, patrząc na niego zza ramienia.
Był uroczo zarumieniony, ale nie odwracał wzroku.
- Ta...
- Rozejrzyj się - poleciłem, wracając spojrzeniem przed siebie.
Rozluźniłem się i rozsiadłem wygodniej na gryfie, którego grzbiet unosił się z nami co jakiś czas, kiedy stworzenie machało skrzydłami. Lecieliśmy wysoko nad ziemią. Niebo było aktualnie w kolorze różu, a nieduże chmury białe.
Czasami omijały nas inne latające stworki. Niektóre przypominały ważki, inne połączenie nietoperza z kotem. Lub w ogóle takie, co miały dwie pary skrzydeł.
- Wow... - odezwała się moja zdumiona kruszynka.
- Zafi? - zwróciłem się do gryfa, który przekręcił lekko łeb w moją stronę. - Leć spokojnie, no chyba że chcesz, bym się spieprzył. Czaisz? Czaisz - powiedziałem z uśmiechem i odwróciłem się w stronę Aleca, zakładając nogi na jego uda.
Błękitne tęczówki nastolatka rozglądały się wokół siebie, a pod nosem malował się delikatny uśmiech, na co patrzyłem z rozczuleniem.
- Tu jest... Zajebiście - stwierdził wesoło, zwracając swoją uwagę na mnie. Jego włosy tak fantazyjne powiewały na wietrze.
- To za mało powiedziane, perełko - puściłem do niego oczko.
- To w ogóle jest prawdziwe?
- A ja wiem? - wzruszyłem ramionami. - Ważne, że jest. Podoba się?
- I to jak! - krzyknął na mnie, jakbym co najmniej powiedział, że lubię Sebastiana.
Pokręciłem głową z rozbawieniem.
- Git. To śpij już u mnie codziennie, to będziemy tu przychodzić.
- Jestem za - uśmiechnął się szeroko.
- Ja tym bardziej - odwzajemniłem gest równie radośnie.
❤❤❤
Jak mi idzie pisanie fantasy? XD proszę o szczerość 👌💗💗
I takie ja miałam szczęście, że deszcz zaczął padać akurat wtedy kiedy wychodziłam z autobusu. Na szczęście mam blisko dom.
No ale serio?! W takim momencie 😓😂😂 a przez całą drogę było słońce, no ale nie, musiało się rozpadać akurat dla mnie XD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro