Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

28

~Magnus~
Siedziałem w swoim pokoju, cholernie się nudząc. Bardzo ciekawe i produktywne wakacje, prawda?

W końcu wybawił mnie dźwięk SMS-a.

Alec ❤: Jjjjj.

Ja: Yay! 💝💝💝 Chodź tu!!! Albo ja do ciebie.

Alec ❤: Możemy chwilę w ogrodzie posiedzieć, bo potem pomagam wujkowi przez cały wieczór. Noi teraz mam z godzinę wolnego 😝

Ja: Mój ogród 💗 teraz 💗 ławka za domem 💗

Alec ❤: Idę 👌

Ja: 🌚

Alec ❤: Fuj.

Wsadziłem telefon do kieszeni moich czarnych spodni i wybiegłem z pomieszczenia. W szybkim tempie pokonałem korytarze, schody i za moment byłem już pod drzwiami z zamiarem wyjścia z domu, co za chwilę zrobiłem.

Udałem się na tyły domu, gdzie pod ścianą budynku znajdowała się zwyczajna, drewniana ławka z oparciem. Usiadłem na niej, czekając z niecierpliwością na mojego słodkiego Aleca...

~Alec~
Przeszedłem przez niski, biały plotek i znalazłem się na posesji moich sąsiadów. Obszedłem dom, by natrafić na ławkę, na której siedział właśnie Magnus.

Jego oczy były zamknięte, a sylwetka spokojna i wyprostowana, zupełnie jakby nie był nastolatkiem. Ten rodzaj społeczeństwa raczej się garbi, lub spoczywa w jakichś innych pozycjach. Jak ja. A nie, siedząc wyprostowanym, prawie że medytując. Fascynujące...

- A ci co? - zagadnąłem, podchodząc do ławki. - Usiadłeś na jakimś kołk... - nie dokończyłem swojego pytania, gdyż silne ręce mojego chłopaka jednym ruchem usadziły mnie na kolanach ich właściciela tak, że byłem zmuszony usiąść na nich okrakiem.

Serce mi do gardła podskoczyło...!

- Mówiłeś coś? - spytał, uśmiechając się głupkowato.

Swoje ręce umiejscowił na moich biodrach, palcami zahaczając o kraniec mojej koszulki. Starałem się rozluźnić, gdyż nieustannie odczuwałem ogień na moich policzkach, ale chyba nic z tego. Swoje niezdarne przez zawstydzenie dłonie położyłem na jego ramionach. 

- M-może...

- Twoje usta są samotne, Alexandrze.

Uwielbiam, gdy używa mojego pełnego imienia. Jego dźwięczny głos idealnie je dekoruje, a przez moje ciało przechodzi wtedy fala ciepłych dreszczy.

Uśmiechnąłem się mimowolnie, podziwiając wąskie usta azjaty.

- No... I? - szepnąłem, gdyż twarz Magnusa zbliżyła się do mojej na znacznie bliższą odległość.

Nasze spojrzenia się spotkały, przez co zrobiło mi się nieco duszno. Może bardzo. Te złote tęczówki były magiczne. Znajdowało się w nich tyle emocji, że nie zliczył bym ich na palcach u dwóch dłoni. Nie wiem, co według niego wyrażały te moje, ale byłem po prostu pewien jednego uczucia... Które po wakacjach mnie zniszczy, nie oszukujmy się.

Zamknąłem oczy, odrywając się od rzeczywistości, kiedy te niesamowite, ciepłe usta lekko musnęły moje wargi. Nie mogłem tego nie odwzajemnić.

Całowaliśmy się jak dzieci. Radośnie i beztrosko, uśmiechając się co kilka chwil i pomrukując z przyjemności. Cieszyłem się z jego towarzystwa, i to bardzo.

Magnus stał się dla mnie jak tlen. Jak książki, z którymi spędzałem każdą wolną chwilę. Ale zacząłem je zdradzać, gdy poznałem Magnusa. Teraz on stał się taką opowieścią, którą wypożyczyłem na wakacje. Ale moje serce jej już nie zwróci do biblioteki.

Oderwaliśmy się od siebie, gdy w końcu zabrakło nam powietrza. Słyszałem nasze lekkie dyszenie i przyspieszone oddechy. Opuszkami palców dotknąłem swoich ust, które nabrzmiały od pocałunków.

- Wiesz co? - odezwał się nagle Magnus, na którego zwróciłem swoją uwagę. - Ucieknijmy sobie.

- Że... C-co? - spytałem cicho, patrząc na niego niezrozumiale. Bo oczywiście nie wiedziałem, co ma na myśli.

- To, co słyszysz - zaśmiał się pod nosem, wywiercając we mnie dziurę swoim spojrzeniem. - Nie chcę doczekać końca wakacji, w których musieli byśmy się rozejść.

- Aa... - mruknąłem. Posmutniałem nagle, ale nie dziwię się. Przecież ja bałem się tego od kiedy poznałem Magnusa. - No tak... Ale... Ale jest to się stanie - westchnąłem.

Zacząłem bawić się kosmykiem jego włosów, nawijając go sobie na palec. Azjata cicho pomrukiwał, ale nie bujał w obłokach.

- Może mieszkamy niedaleko siebie... Ty gdzie?

- Kolorado - mruknąłem, teraz czekając na jego odpowiedź.

- Nowy York - westchnął.

- Właśnie. Mieliśmy być zwyczajnym, wakacyjnym romansem, Magnus... A... A nie się w sobie zakochiwać - odpowiedziałem, ledwo powstrzymując drżenie głosu.

Byłem sobą rozczarowany, że zbierało mi się na płacz, ale nigdy nie potrafiłem z tym walczyć. Miałem zamiar nie myśleć o końcu wakacji, tylko cieszyć się Magnusem póki mogę. Ale nawet on boi się tego, co ja...

- Nie rozmawiajmy o tym już... - szepnął złotooki, ujmując moją twarz w swoje dłonie.

Kciukiem starł jedną, niechcianą łzę, która uwolniła się z kącika mojego oka. Nie mogę teraz beczeć. Dlaczego jestem takim emocjonalnym idiotą?!

- Ta... - zacisnąłem mocno powieki, chcąc zatrzymać ujście dla reszty krwi mojej duszy.

- Co chcesz porobić przez tą godzinę? - spytał rozpromieniony.

Nie mam pojęcia, jakim cudem Magnus tak szybko zmienia emocje, nastawienie i humor. Też bym tak chciał.

Wzruszyłem ramionami i otworzyłem swoje ślepia.

- Mówiłem ci już, że masz za chudy tyłek, cnie? - spytał powoli i... Zmysłowo.

A do tego jedną rękę przeniósł na mój pośladek, ściskając go. Nienawidzę moich uczuć w takich momentach. Bo jest mi cholernie... No dziwnie.

Policzki zaczynają mnie piec, fale gorąca przechodzą przeze mnie od stóp do głów, skóra dostaje ciarek pod jego dotykiem, ciało zaczyna chcieć więcej, ale mózg zdecydowanie nie pozwala językowi tego przyznać, no i... No i po prostu... BLISKOŚĆ MAGNUSA.

- T... Ta - zająknąłem się jak jakiś małolat.

- Nom - uśmiechnął się szeroko. - Także mam zamiar cię utuczyć, bo jak tak dalej pójdzie, to nie będę miał za co łapać - ścisnął mój tyłek jeszcze bardziej, na co wciągnąłem powietrze, nie mogąc już normalnie oddychać.

A nie wspomnę zresztą o sercu, które słyszę bardzo wyraźnie. Tańczy macarenę.

Chciałem coś odpowiedzieć, naprawdę, ale gdy tylko otwierałem usta, one zaraz same się zamykały. Idioci. Magnus na moje bezradne próby wysłowienia się, zaśmiał się wesoło i wstał z ławki, więc ja też musiałem. Zrobiło mi się zimno w tyłek, kiedy go puścił. Co jest ze mną nie tak...? Coś jest na pewno, ale nie wiem co.

Zanim zdążyłem spytać, o co mu chodzi, azjata złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę... Wejścia do piwnicy.  WTF... Puścił moją dłoń i ukląkł na kolana. Zaczął otwierać małe, drewniane drzwi, które gładko znajdowały się na ziemi.

- Co ty... Odwalasz? - spytałem.

- Dowiesz się - odpowiedział pewnym siebie tonem.

Otworzył drzwiczki na oścież, ukazując drabinę, która prowadziła w dół. W środku było ciemno.

- Tam są pająki, ciemno, straszno. Pierdol się, ja tam nie wchodzę, duchy, zjawy, robaki... - zacząłem wymieniać niespokojnie, z każdym słowem cofając się w tył.

Jednak na nic były moje próby ucieczki, ponieważ Magnus szybko do mnie podszedł i splótł nasze dłonie.

- Nie bądź dzieciakiem - odezwał się, a ja na tą jakże miłą uwagę obdarzyłem go rozzłoszczonym spojrzeniem. Jednak ten tym się nie zraził i kontynuował dalej: - Przecież będziesz ze mną, nic ci się nie stanie. Dzieci Spider-Man'a cię nie dorwą. A światło jest. No i... Będę ja! - wykrzyczał z optymizmem.

Zaczął ciągnąć mnie w stronę wejścia do piwnicy, a mój mózg zaczął wymyślać naprawdę różne, ale w większości straszne, scenariusze.

Jaka ze mnie boi dupa...

****
- Coś jeszcze chcesz? - spytał Magnus.

Tak się bałem tej piwnicy, a tam był po prostu zapas słodyczy, którymi Magnus chciał powiększyć mój tyłek. Pomysłowe, bardzo. Ale zjadłem prawie wszystkie.

- Starczy... - wymruczałem z błogim uśmiechem na ustach, na których czułem jeszcze jakąś czekoladę.

Leżałem w tamtym momencie na plecach na zimnej, betonowej podłodze, a azjata siedział po turecku przy mojej głowie.

- Jak sobie chcesz - mruknął i pochylił się nade mną. Obdarzył moje usta czułym całusem, ale za chwilę jego wargi wycofały się. Niestety. - Kurwa... Alec - spojrzał na mnie z szeroko wytrzeszczonymi oczami.

Co znowu zrobiłem...?

- Em... Co? - spytałem cicho, od razu czując zawstydzenie. Te jego oczy...

- Smakujesz jak jebana lukrecja! - wykrzyknął dalej zdziwiony i wpił się namiętnie w moje usta.

❤❤❤
Ehh wybaczcie że rozdział tak późno, ale męczyłam go z kilka godzin 😛 nie mam pojęcia czy mam wenę czy nie. Raz po prostu mam ochotę się zabić gdy zbliżam palce do klawiatury, a za moment jak zaczynam pisać to nie mogę się od tego oderwać.
Noi tak w kółko.
WTF 😝😝
💝💝💝

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro