23
~Alec~
Obudził mnie jakiś dziwny, niepokojący hałas. Jednak zignorowałem to z powodu mojego rannego lenistwa i spoglądnałem tylko na zegarek. 05:55. Zaraz szósta rano? Ygh...
Otuliłem się szczelniej kołdrą i chciałem znowu pogrążyć się we śnie, kiedy ponownie usłyszałem ten dźwięk. Pukanie w moje okno. Otworzyłem szeroko oczy, ale ani nie drgnąłem. Serce zaczęło głucho obijać się we mnie ze strachu.
To mógł być zwykły ptak. Ale nasza wyobraźnia oczywiście podpowiada nam bardziej hardkorowe rozwiązania.
Pukanie na chwilę ustało. Niepewnie zacząłem odwracać głowę w stronę okna i... No i miałem ochotę zabić mojego chłopaka.
- Kretyn... - mruknąłem zirytowany pod nosem i otworzyłem okno.
Powitał mnie chłodny, dość silny wiatr i pogodny uśmiech Magnusa, który, nie wiem, po co wspiął się na drabinie do mojego okna.
- Czego? - westchnąłem nadal zaspany, przecierając jedno oko.
Stało by mu się coś, gdybym zepchnął tą drabinę?
- Też Cię Kocham - posłał mi całusa w powietrzu.
Przez ten gest zapiekły mnie policzki. Na taki zwykły, prawie że codzienny gest. Jestem nienormalny...
- A ja powtarzam... Naprawdę: czego? O szóstej rano? W wakacje? Drabina? Moje okno? Co? - pytałem teraz już rozbawiony.
- Pf, macie zamknięte drzwi, Alec.
- No wiem.
- Ubierz się i chodź - powiedział i zaczął schodzić z drabiny, a ja się wychyliłem przez okno, by spojrzeć na niego jak na idiotę.
Nie chce mi się nigdzie łazić z samego rana.
Wolałbym, żeby po prostu wszedł mi do łóżka i poleżał ze mną. To lepsze spędzanie wolnego czasu.
- Ale mi się nie chce! - jęknąłem.
- Nie obchodzi mnie to, stokrotko! - krzyknął, będąc już na dole. Ygh...
Westchnąłem i bardzo mozolnie zszedłem z łóżka. Nałożyłem tylko dłuższe spodnie, a na pidżamową koszulkę zarzuciłem bluzę. Usiadłem na parapet ze spuszczonymi nogami i przełknąłem ślinę. Tu wcale nie jest tak nisko. Odwróciłem się tyłem, kładąc nogę na pierwszy stopień. Ale cholernie się bałem.
Schodziłem chyba kilkanaście minut. Trzęsąc się i jak to tylko możliwe zaciskając pięści na drewnianej drabinie.
W końcu moja stopa dotknęła ziemi obrośniętej trawą. Uśmiechnąłem się szeroko dumny z siebie, ale i tak miałem ochotę kogoś zabić.
- Magnus?! - krzyknąłem, gdyż nie widziałem go obok siebie. Usłyszałem klakson, więc poszedłem przed dom.
Zmarszczyłem brwi, kiedy zauważyłem jakieś stare auto przed domem, z którego okna wyłaniał się mój chłopak z brokatem we włosach. Gruchota komuś podwędził?
Niepewnie do niego podszedłem i obleciałem auto wzrokiem.
- Co się tak patrzysz? - zaśmiał się azjata. - Wskakuj.
- Skąd go wziąłeś? - spojrzałem na niego. - Masz ty w ogóle prawo jazdy? Wujkowie o tym wiedzą? Wiesz, co robisz? - pytałem, ale mimo to, z czystej i nastoletniej ciekawości obkrążyłem wóz i wsiadłem na miejsce przy kierowcy.
- Znalazłem w garażu wujka. Nie. Oczywiście, że nie - parsknął śmiechem. - Wiem - odpowiedział, po czym złapał pewnie dwoma dłońmi za kierownicę i już miał dociskać gaz, kiedy zerknął jeszcze na mnie.
- Hę?
- Pasy, Alec. Nie mam prawa jazdy, nie chcę cię zabić.
- Aa, no tak - kiwnąłem głową i zapiąłem pas, mocno zaciskając na nim pięść, kiedy auto ruszyło z miejsca.
Coś czuję, że to nie skończy się dobrze.
*****
- Gdzie my w ogóle jedziemy? - spytałem, obracając głowę w stronę Magnusa.
Jechaliśmy w miarę powoli i jeszcze cali przez polną drogę w lesie.
- Zobaczysz - mruknął, patrząc na drogę.
Zauważyłem, że był bardziej zestresowany prowadzeniem bez prawka niż ja jako pasażer nieletniego nastolatka bez prawka.
- No weź! - jęknąłem.
- Cicho - zaśmiał się pod nosem.
- To chociaż jedną malutka podpowiedź?
- Woda.
- Kurwa, ale dużo...
- Język! - upomniał mnie, na co tym razem ja się zaśmiałem pod nosem.
Przez resztę drogi bawiłem się starą tapicerką na moim fotelu, która zbyt zadbana nie była. Jęczałem Magnusowi, że nie wziąłem mojego dziecka z domu - czyli telefonu - i w miarę cierpliwie czekałem, aż dowiem się, gdzie on mnie wywozi...
*****
- Molo? - spytałem zdziwiony, kiedy przed nami dostrzegłem plażę, kilku, ludzi którzy spacerowali po niej, i ogromny pomost.
- Nom. Nie wiedziałeś, że tu molo jest?
- Nie...
- Jezu - azjata zaczął się śmiać, jednocześnie starając się skupić jeszcze na prowadzeniu. - Ja się pytałem wujków.
- Ale o pozwolenie na kradzież auta to się już nie pytałeś, co?
- Alec... - westchnął. - No oczywiste jest, że nie!
Azjata zaparkował zaraz po tym, jak wyjechaliśmy z lasu na piaszczystą plażę. Wysiadłem z auta i się rozglądnąłem. Ludzi było tylko kilkoro. Ze względu na wczesną porę, przecież ja sam chciałem jeszcze spać. I gdyby nie Mags, spokojnie bym sobie drzemał.
- W ogóle... - zagadnąłem, kiedy mój chłopak też wyszedł z auta i zaczął kierować się na duży, szeroki i biały pomost z małym daszkiem na końcu. - Dlaczego tak wcześnie?
- Mniej ludzi, stokrotko.
- W sumie... - niechętnie przyznałem mu rację i zacząłem podążać za nim.
****
- Co ty robisz? - spytałem zdezorientowany, patrząc na poczynania mojego chłopaka. Gdyż się rozbierał.
- Bo skaczemy? - spytał, śmiejąc się, jakby to było coś na porządku dziennym. - Ty też się rozbieraj.
Wyjrzałem za barierkę. Tu jest dobre 5 metrów. Jak dla mnie za dużo.
- Za wysoko - skomentowałem.
- I tak skoczysz, więc po co to przedłużać?
- Wcale nie sko... MAGNUS! - krzyknąłem przerażony, kiedy azjata wszedł na sam kraniec deski do skakania. - Chodź tu! To niebezpieczne!
- Skakałem z wyższych wysokości! I szczerze, to bardziej bałem się prowadzenia auta! Bo nie chciałem, by coś ci się stało - odwrócił głowę w moją stronę. Duże, piękne oczy wpatrywały się w te moje z troską i nutą adrenaliny, przez czyn, który chciały wykonać. - A teraz się nie martwię, bo wiem, że nic ci się nie stanie - mówiąc to, zaczął podskakiwać na desce.
- Mags... - jęknąłem zdesperowany.
- Alec... - uśmiechnął się do mnie, spojrzał w dół i... Skoczył na główkę.
Obserwowałem to z sercem bijącym jak jeszcze nigdy, mając wrażenie, że zaraz mi wyskoczy. Cholernie się bałem.
Zaniepokojony wstrzymałem oddech, kiedy Magnus jeszcze się nie wynurzył. I dalej tego nie robił.
- Magnus?! - krzyknąłem spanikowany, nerwowo rozglądając się po tafli wody, która dalej kołysała się lekko, nie naruszona przez jakiegoś wynurzającego się nastolatka. - Magnus?! Magnus! Fuck! - zignorowałem swój ubiór i wszedłem na deskę.
Serce w tym momencie podeszło mi do gardła, ale muszę pomóc Magnusowi...
Zamknąłem oczy i skoczyłem.
~Magnus~
Kiedy wskoczyłem do wody, od razu popłynąłem pod pomost i dopiero tam się wynurzyłem. Wiedziałem, że Alec za mną wskoczy. Tak samo jak było z tą dziurą w lesie. Ja wcale nie wykorzystuję jego opiekuńczej natury.
Słyszałem, jak mnie jeszcze woła, i za chwilę zobaczyłem duży plusk niedaleko siebie. Uśmiechnąłem się szeroko i zanurzyłem. Otworzyłem oczy i popłynąłem w stronę wierzgającego ciała, którego głowa znajdowała się na powierzchni.
Dotknąłem jego bioder, wynurzając się, a on od razu odpłynął odemnie z krzykiem na kilka metrów. Parsknąłem śmiechem i odgarnąłem mokre kosmyki z mojego czoła, które zasłaniały mi widzenie zdenerwowanej i przestraszonej twarzy mojego chłopaka.
- Ty idioto! - wrzasnął. - Myślałem, że coś ci się stało! Wiesz, jakiego focha powinienem pierdolnąć?!
- Alec - pokręciłem głową z rozbawieniem. - Inaczej byś nie wskoczył. Przepraszam.
- Pf - prychnął tylko i wywrócił oczami, by pokazać swoje wielkie zirytowanie.
Ale w jego oczkach zauważyłem iskierki rozbawienia, które starannie ukrywał za maską focha. Przecież on nie umie się na mnie długo gniewać, a tym bardziej z tego powodu, że lubi moje głupie pomysły.
- Wybaczysz? - zamrugałem swoimi rzęsami, bym miał większe szanse.
- Nie - oświadczył i zaczął płynąć w stronę brzegu, a ja za nim.
- Plis! - krzyknąłem za nim.
- Wal się!
Wyszedł z wody, a ja zauważyłem, że wskoczył w ubraniach. Aż tak się martwił?
- Naprawdę przepraszam, skarbie - też wyszedłem z wody.
A że byłem w samych bokserkach, moje ciało zaczęło się trząść z zimna. Słońce nie zdążyło jeszcze wznieść się wystarczająco wysoko, by ogrzewać, a wiatr nie był za lekki.
- Chodź po twoje ubrania, bo zamarzniesz, kretynie - wymamrotał i wszedł na pomost.
On naprawdę jest cholernie opiekuńczy. Urocze.
Szedłem za nim, myśląc, jak bym mógł cofnąć jego focha. Jedzenia żadnego nie mam... W telefonie to raczej nic nie znajdę... A samochód to stary gruchot.
Dlaczego ja muszę myśleć w wakacje?
❤❤❤
Nie ma to jak pisanie rozdziału przed szkołą. Krzyki nastolatków bardzo pomagają :') 😂👌💝
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro